– Nie musisz się o mnie troszczyć.
– Ale
to robiłam. I chciałam robić. Mogłabym ci pomóc. Tylko, że kiedy
próbowałam, odepchnęłaś mnie.
– Więc, dlaczego nie próbowałaś bardziej?*
***
– Więc, dlaczego nie próbowałaś bardziej?*
***
Nie da się przewidzieć wszystkich reakcji człowieka. I jeśli kiedykolwiek ktoś próbował to zrobić, prędzej czy później musiał pogodzić się z porażką. Niekiedy wystarczy zaledwie maleńki pretekst, przysłowiowa iskra zapalna, by ktoś na pozór ułożony, odsłonił swoje własne, skrywane przed światem oblicze. Znikają wtedy wysublimowane farmazony oraz stosowana na co dzień etykieta, a w zamian pojawia się złość, czy też nieprzyzwoity wręcz, gniew.
Inaczej sprawy się mają, gdy owa iskra natrafia na osobę, której i bez tego ciężko jest zapanować nad wybuchowym charakterem. W takich sytuacjach, ma ona jedynie dwa wyjścia: dać upust swojej złości, niszcząc wszystko dookoła, albo przeczekać, wyciszając się i ratując tym samym życie potencjalnych ofiar, które miały nieszczęście znaleźć się zbyt blisko zagrożenia. Jakże więc można było winić Dracona za to, iż w przebłysku niespotykanego dotąd miłosierdzia, zdecydował się na tę drugą opcję?
– Malfoy? – Usłyszał, jakby z oddali chiche pytanie Hermiony, lecz nie kwapił się z odpowiedzią. Był w szoku. A przynajmniej tak musiał wyglądać w oczach dziewczyny, która już od dobrych dziesięciu minut próbowała nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Przypatrywała mu się z rosnącym niepokojem, co jakiś czas machając mu ręką przed oczami. – Dobrze się czujesz? – Dopytywała, podchodząc bliżej i wypatrując u niego jakichkolwiek oznak nabytej przed chwilą choroby psychicznej. A on dalej stał w tym samym miejscu, co jeszcze dziesięć minut temu, nie poruszywszy się nawet o milimetr. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, nawet nie próbując odzyskać straconego chwilę wcześniej, rezonu. Nietrudno było zgadnąć, że Draco Malfoy był w szoku. Co więcej, mimo docierających do niego sygnałów z zewnątrz, nic nie wskazywało na to, że blondyn w najbliższych godzinach planował wrócić do świata żywych. Dalej śledził pustym wzrokiem poczynania Hermiony, która chodziła tam i z powrotem, zerkając na niego od czasu do czasu i łapiąc się za głowę w chwilach największej bezsilności.
– Zachowuje się jak dziecko. Ja też byłam w szoku, ale czy to jest powód, żeby się tak wygłupiać? – Słyszał ciągłe narzekania Gryfonki, i jedyne o czym marzył, to wykrzyczeć jej na głos, że nie ma zamiaru uczestniczyć w tym przedstawieniu. Choćby miał oszołomić setki przypadkowych Mugoli, to zrobi to, byleby tylko nie musieć podszywać się pod tę konkretną parę.
Słowa Dumbledore'a, które usłyszał przed miesiącem, jasno określały cel całej tej eskapady. Granger miała w niej odgrywać rolę mózgu operacyjnego, który taszczył za sobą niczym przysłowiową kulę u nogi. O żadnym udawaniu pary z tą "kulą" nie było mowy, a granice wzajemnego spoufalania się, które nagiął nieznacznie w czasie nauki pływania, albo ostatnich, dzikich pląsów Gryfonki, nie powinny być przekroczone po raz kolejny. I nie będą przekroczone, już on się o to postara.
– AUA! – Wyrwało mu się, gdy poczuł tępy ból z tyłu głowy. Spojrzał ze złością na dziewczynę, która z nieodgadnioną miną rozmasowywała sobie dłoń. – Co ty, do cholery wyprawiasz?
– Rekalibracja kognitywna – wyjaśniła, wzruszając od niechcenia ramionami – Zdzieliłam cię w czaszkę – dodała, widząc niezrozumienie na twarzy chłopaka.
– Wiem. Poczułem – wycedził przez zaciśnięte zęby. Wyglądał, jakby całą siłą woli powstrzymywał się przed rzuceniem się jej do gardła. – Zastanawiam się tylko, po jaką cholerę to zrobiłaś?
– Zachowywałeś się jak obłąkany, musiałam jakoś przywrócić cię do świata żywych. Czytałam, że odpowiedni wstrząs, albo niespodziewany ból potrafią zdziałać w tej dziedzinie cuda i jak widać, miałam rację.
Nie mógł znieść jej tryumfującego uśmiechu. Odwrócił się czym prędzej i oparł o najbliższe drzewo, byle tylko na nią nie patrzeć. Przymknął oczy i wziąwszy głębszy oddech, zaczął zastanawiać się nad tym, co musiał jej powiedzieć. Nim zebrał się w sobie, usłyszał delikatny szmer. Nie odwrócił się jednak, doskonale wiedząc, kto stoi za nim.
– Malfoy, chyba musimy porozmawiać – zaczęła, niepewna tego, co chciała powiedzieć. Gdy arystokrata nie poruszył się nawet o cal, dając jej tym samym przyzwolenie na kontynuację, wzięła głębszy oddech i rzekła: – Cała ta heca ze zdobyciem zaproszenia i w ogóle... Wiem, że tego nie nie chcesz. Uwierz mi, mam podobnie. Jednak co się stało, to sie nie odstanie, zdobyliśmy zaproszenie i wypadałoby je wykorzystać. – Spojrzała na niego, szukając jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa, lecz chłopak nadal milczał. Niezniechęcona, zaczęła mówić dalej: – Możesz być pewien, że ze swojej strony nie zrobię nic, czego byś nie chciał. Zostaniemy przedstawieni jako para i nie będziemy musieli robić niczego, żeby udowodnić, że tak faktycznie jest. Będziemy udawać parę w czysto platoniczny sposób. – Zaśmiała się nerwowo, nie wiedząc, jak inaczej ująć swój zamysł. Arystokrata odwrócił się do niej powoli i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
– Granger, ustalmy parę rzeczy – powiedział rzeczowym tonem, patrząc przy tym na nią jak na pięcioletnie dziecko, któremu trzeba wszystko dokładnie wytłumaczyć – Zabawimy się w ten teatrzyk, ale tylko i wyłącznie na moich warunkach. Nie kleisz się do mnie, nie uśmiechasz głupkowato... O tak, jak teraz... – dodał, gdy na jej twarzy zagościł długo oczekiwany uśmiech ulgi – A co najważniejsze, nie chcę słyszeć o żadnych skarbach, słoneczkach, misiach, kochaniach...
– Aż dziwne, że w ogóle znasz takie słowa – zakpiła, zaplatając ręce na piersi. Poczuła się o wiele lepiej, gdy arystokrata w końcu się zgodził. Jakkolwiek by to nie wyglądało, ulżyło jej, wiedząc jak wiele uprzedzeń musiał pokonać, by zaakceptować jej plan. Jego warunki także potrafiła zaakceptować, tym bardziej, że całkowicie były jej na rękę.
– Znam jeszcze inne, chcesz posłuchać? – zapytał, poruszając sugestywnie brwiami.
– Głupek – skomentowała, parskając śmiechem. Ciesząc się w duchu z wypracowanego porozumienia, ruszyła za nim w stronę zarośli, w których ukryli Krzywołapa. Patrząc na plecy idącego przed nią chłopaka, doszła do wniosku, że chyba nigdy nie zdoła do końca poznać Dracona Malfoya.
***
Doprowadziwszy się do przyzwoitego stanu, wyszli na główną alejkę, prowadzącą do bramy. Korzystając z okazji, transmutowali leżący przed nimi patyk w walizkę, doskonale wiedząc, jak trudno byłoby im wyjaśnić fakt, iż nie zabrali na urlop żadnego bagażu. Gdy zza ostatniego już, zakrętu ukazał się im widok dwóch, strzegących wejścia goryli, Draco zerknął na Hermionę, upewniając się, że dziewczyna nie zaprzepaści ich szansy. Wbrew obawom, pozostawała dziwnie spokojna, z kamienną miną szła naprzód, jedynie ręka, którą przytrzymywała klatkę z Krzywołapem, drżała delikatnie, zdradzając jej nerwy.
– Dzień dobry, panowie – powiedziała głośno, gdy dotarli do bramy wejściowej. Uśmiechnęła się, trochę zbyt nerwowo w kierunku niższego z mężczyzn, podając mu jednocześnie zaproszenie. Zostali przepuszczeni bez słowa, więc ciesząc się tymczasowym sukcesem, ruszyli szybciej w kierunku budynku.
Przechodząc przez drzwi wejściowe, stanęli oko w oko z młodym, wyraźnie znudzonym recepcjonistą, który dla zabicia czasu, obracał w rękach podniszczony długopis. Na ich widok wyprostował się nieznacznie, uśmiechając się z wyuczoną wprawą.
– Witam w "Leśnym zakątku"– rzekł skrzekliwym głosem, dokładnie artykułując nazwę posiadłości i wywołując tym samym grymas obrzydzenia na twarzy Dracona – Państwo z konkursu, tak? Poproszę o zaproszenie. – Wyciągnął w ich stronę rękę i zdobywszy od Hermiony czerwoną karteczkę, zagłębił się w jej treść.
– Hanna Stone i Bob Cooper?
– A nie widać? – wysyczał Draco przez zaciśnięte zęby, ledwie nad sobą panując. Postawił krok w stronę mężczyzny, ograniczając dystans między nimi jedynie do oddzielającego ich kontuaru. Sam fakt, iż musiał podszywać się pod kogoś o tak plebejsko brzmiącym nazwisku doprowadzał go do furii, a sposób, w jaki mężczyzna je wymówił, dodatkowo przyprawił go o mdłości.
– Dowody tożsamości – powiedział po chwili, dużo bardziej piskliwym głosem. Hermiona spojrzała spanikowana na Dracona, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jak mogli zapomnieć o tak istotnej rzeczy?
– Niestety zostały nam skradzione, gdy byliśmy w drodze – odpowiedziała po chwili, zadowolona, z faktu, że głos jej nie zadrżał. Recepcjonista spojrzał na nich niepewnym wzrokiem, usilnie się nad czymś zastanawiając.
– Bardzo mi przykro – odrzekł, jednak jego znudzona mina przeczyła, jakoby rzeczywiście nad tym faktem ubolewał – Jednak zdają sobie państwo sprawę, że kontrola tożsamości jest obligatoryjna.
– Czy do ciebie nie dociera, że nas okradziono? Mam ci to wyjaśnić? – Draco powoli tracił cierpliwość. Oparł się obiema rękami na blacie, pochylając się w stronę recepcjonisty z chęcią mordu w oczach. Postanowił dalej ciągnąć kłamstwo Hermiony i grać rolę okradzionego klienta, którego brak wyimaginowanych dokumentów dostatecznie pozbawił cierpliwości.
– Chwileczkę – wyjęknął mężczyzna, znikając szybko za pobliskimi drzwiami. Korzystając z okazji, że zostali sami, Hermiona spojrzała na blondyna z irytacją.
– Czemu tak na niego naskoczyłeś? On jedynie wykonuje swoją pracę – szepnęła, zapierając ręce na biodrach.
– Ciesz się, że go nie zabiłem – odparł zbyt poważnie, by można było uznać to za nieudany dowcip. Ich niemą konfrontację na spojrzenia przerwał odgłos otwieranych drzwi. Ukazał się w nich recepcjonista, prowadząc ze sobą drugiego mężczyznę.
– Garet Garhart. Jestem właścicielem posiadłości. – Przedstawił się, wyciągając w ich kierunku rękę. Był to wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany z czarny, dopasowany garnitur. Lekko siwiejące włosy zaczesał na jedną stronę, a spod okazałych wąsów widać było śnieżnobiały uśmiech. – Mój pracownik powiedział mi, że mają państwo jakiś problem z potwierdzeniem tożsamości.
– Tak, niedawno nas okradziono. Zabrano dokumenty i część bagaży – wyjaśniła Hermiona, siląc się na spokój. Choć nie potrafiła kłamać, starała się nadać swojej wypowiedzi nieco histeryczny ton, tak, by właściciel uwierzył, jak bardzo ubolewa z powodu straty swoich rzeczy. Nie pomógł jej fakt, że nowo przybyły mężczyzna łypnął podejrzliwie na ich walizkę i Krzywołapa, który zaniepokojony nowym miejscem, zaczął prychać i kręcić się na tyle, na ile pozwalała mu ciasna klatka.
– Wygrali państwo konkurs, tak? – dopytywał się, mierząc ich dziwnym, dociekliwym spojrzeniem. Hermiona przełknęła głośno ślinę, odnotowując sobie w pamięci, by sprawdzenie wszystkich pracowników pensjonatu, zacząć właśnie od Gareta. Pomimo tego, iż nie wyglądali na typową parę, a ich bagaż był dość niestandardowy, podejrzliwość tego mężczyzny była co najmniej dziwna.
– Tak – usłyszała stanowczy głos Dracona koło siebie. Chwilę później poczuła dotyk w okolicy talii, na której chłopak położył swoją rękę. Zakasłała nerwowo, czując się nieswojo w tej sytuacji, jednak nie dała po sobie poznać, że jego delikatny, acz stanowczy ruch w jakikolwiek sposób ją zadziwił. On też nie wydawał się być przejęty faktem, iż tym jednym ruchem zniweczył wszystkie warunki, które wcześniej ustalili.
– Dobrze – odpowiedział Garet, uśmiechając się jeszcze promienniej, choć, jak zauważyła dziewczyna, jego uśmiech nie obejmował oczu, które pozostały zimne i niedostępne – Tak się jednak szczęśliwie składa, że dane wszystkich zwycięzców przechowujemy w komputerze, więc weryfikacja informacji nadal jest możliwa. – Wskazał ręką na obszerny, biały monitor, zajmujący niemal połowę blatu, a zalegająca na nim warstwa kurzu upewniła Hermionę, że pracownicy pensjonatu nieczęsto kwapili się do tego, by korzystać z nowoczesnej technologii. Zerknęła dyskretnie w stronę Dracona, by sprawdzić jego reakcję na sprzęt, i choć chłopak wyraźnie był zagubiony, to poza dziwnym wpatrywaniem się w komputer, jak w narzędzie jego przyszłej zagłady, nie zrobił nic, co zdradziłoby jego nieznajomość świata Mugoli. – Jestem zmuszony państwa pożegnać, choć jestem pewien, że jeszcze nie raz się potkamy – powiedział właściciel, skinąwszy im głową, po czym zniknął za drzwiami.
Hermiona przełknęła głośno ślinę, wpatrując się w recepcjonistę, który zaczął stukać w klawisze, odnajdując kolejne dane. Doskonale wiedziała, że wystarczyło choćby jedno, najprostsze pytanie o Hannę, lub Boba, a wyjdzie na jaw cała ta maskarada. Nie spojrzała w stronę blondyna ani razu, by nie wzbudzić podejrzeń recepcjonisty, i choć wiedziała, że chłopak także jest zdenerwowany, to jednak nie dawał po sobie tego poznać. Mimo nieobecności Gareta, nie zdjął ręki z jej talii, nawet nie zdając sobie sprawy, że dodaje jej tym samym odrobiny otuchy. Ku ich zdziwieniu, weryfikacja danych w oczach recepcjonisty wyglądała zgoła inaczej, niż przewidywał ją Garet.
– Hanna Stone, lat 21, zamieszkała w Hrabstwie Hampton, córka Megan i Tomasa?
– Tak – wyjęknęła dziewczyna, nie wierząc we własne szczęście.
– I Bob Cooper, lat 22, mieszkaniec Londynu, syn Rufusa i Aldony? – Spojrzał wyczekująco na Malfoya, który kiwnął głową, nie zdobywając się na żadną odpowiedź. Odetchnęli z ulgą, gdy mężczyzna odszedł od monitora, patrząc na nich ze znużeniem. Podczas ostatnich wskazówek, które wygłosił w ich kierunku, a które Draco całkowicie zignorował, łypał cały czas na Krzywołapa, dając im do zrozumienia, że trzymanie zwierząt w tym miejscu nie jest pożądane. Nie zdobył się jednak na jakąkolwiek uwagę na ten temat, zapewne obawiając się reakcji arystokraty.
Otrzymawszy klucz, Draco obrzucił recepcjonistę zawistnym spojrzeniem, po czym wraz z Hermioną ruszył w kierunku schodów. Za nimi, niczym cień podążył młody, płochliwy chłopak, przywołany wcześniej przez recepcjonistę, taszcząc z wysiłkiem ich bagaż. Dzięki odpowiednim zaklęciom, które użyła Hermiona, ich walizka, mimo iż była pusta, ważyła niemal tyle samo, co w sytuacji, gdyby Gryfonka sama do niej weszła. Zadowolona z siebie, szła krok za arystokratą, dając mu wolną rękę w odnalezieniu ich przyszłego lokum. Pokonali korytarz, rozglądając się na boki, by z pomiędzy kilkunastu identycznych drzwi, wybrać te właściwe.
Otworzyli je i znaleźli się w niewielkim, jasnym pokoju, którego wystrój wskazywał na późne lata siedemdziesiąte. Pośrodku stała ciemna, dwuosobowa kanapa, a beżowy dywan wydawał się być lekko nad niszczony przez nieuwagę gości i upływający czas. Gdzieniegdzie widoczne były ślady po winie, lub błocie, którego obsługa pensjonatu z nieuwagi lub przez zaniedbanie nie zdołała dopatrzeć. Na wprost wejścia, na niewielkim stoliku stał telewizor i dzbanek z wodą, a po lewej stronie maleńki barek. Beżowe ściany tonęły w promieniach słońca wpadających przez okno. Stojąc pośrodku saloniku zdołali dostrzec białe drzwi po lewej stronie, prowadzące zapewne do łazienki i niewielką, półkolistą wnękę, wewnątrz której stało dwuosobowe łóżko, z czystą, lecz typowo babciną pościelą w kwiaty. Jedno łóżko, jak zauważyła Hermiona, ukrywając swoje oburzenie. Odpychając od siebie myśli, jak zdoła rozwiązać z Malfoyem ten istotny problem, zajęła się oglądaniem wiszących na ścianach obrazów. Pokój, mimo iż malutki, wydawał się być przytulny, a po tygodniach mieszkania w namiocie, zmiana otoczenia wydawała się Hermionie przyjemną odmianą.
Draco z nieskrywanym grymasem przypatrywał się pomieszczeniu, krzywiąc się coraz bardziej, gdy dostrzegał coraz to nowe, babcine akcenty. Słysząc zniecierpliwione chrząknięcie z tyłu, odwrócił się i ujrzał pracownika pensjonatu, który nadal stał w progu i trzymał ich bagaż. Odebrawszy od niego walizkę, spojrzał na intruza z wyraźnym oburzeniem. Ignorując jego wyciągniętą po napiwek dłoń, zapytał:
– Wiesz może, jak czuje się pozostawiony w niewiedzy idiota? – Odczekał cierpliwie, aż wyraźnie zaciekawiony chłopak pokręci głową, gotowy, by usłyszeć dalszą część zagadki. – Później ci powiem – dokończył blondyn, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
(...)
Spędzili w pokoju kilka godzin, w czasie których Hermiona zdążyła się już rozpakować i niemal całkowicie zadomowić. Wypuściwszy z klatki Krzywołapa, opadła ciężko na kanapę, ignorując tym samym, siedzącego na niej Dracona. Przetarła dłonią twarz, by pozbyć się wyraźnych oznak zmęczenia i spojrzała na niego z dezaprobatą. Podczas gdy ona zdążyła rozpakować już swoje rzeczy i odświeżyć się po wyczynach w pobliskim lesie, arystokrata cały czas przesiedział w tym samym miejscu, nie poruszywszy się nawet o cal. Zdobył się na wstanie z miejsca tylko raz, by napełnić szklankę znalezionym w pokoju trunkiem. Teraz jednak, siedząc z zaciętą miną i drinkiem w ręce, wydawał się być całkowicie nieobecny.
Gryfonka zdawała sobie sprawę, że każde nowe miejsce wiązało się dla niego z niepewnością i obawą co do tego, kogo mógłby w nim spotkać. Malfoy nie musiał wiele mówić. I bez tego była świadoma jak wiele poświęcił, godząc się na warunki Dumbledore'a. Chcąc przerwać jego zadumę, sięgnęła po leżącego pomiędzy nimi pilota i z westchnieniem włączyła telewizor. Gdy do jej uszu dobiegł pierwszy potok słów prezenterki wiadomości, zdała sobie sprawę jak bardzo brakowało jej tej namiastki normalnego życia, z którym nie miała styczności już od tak dawna. Zerknęła ukradkiem w stronę siedzącego obok chłopaka, z satysfakcją obserwując jego zdziwienie.
– To telewizor, Malfoy – wyjaśniła, wiedząc, że chłopak, mimo swojej ciekawości, nie zdobędzie się na pytanie. Pokiwał powoli głową, nie kryjąc fascynacji mugolskim sprzętem. Chcąc go jeszcze bardziej zaintrygować, wcisnęła odpowiedni przycisk na pilocie, a kanał zmienił się, ukazując tym razem jakiś brazylijski serial. Zerknęła na Ślizgona jeszcze raz, przyłapując go tym samym na ukradkowym spojrzeniu na pilot. Odwrócił szybko wzrok, wyciągając jednocześnie rękę w jej stronę.
– Daj mi to – zażądał, a gdy nie zdobyła się na żaden ruch, sam sięgnął po pilot. Obejrzał go dokładnie ze wszystkich stron, na próbę przyciskając jakiś dowolny przycisk. Dźwięk w telewizorze od razu stał się głośniejszy, przez co chłopak zmarszczył brwi z irytacji. Wpatrywał się w pilota z miną sapera, stojącego przed wyborem, który z kabelków ma przeciąć, by rozbroić bombę. Hermiona zaśmiała się cicho do własnych myśli, po czym przysunęła się delikatnie w jego stronę.
– Tymi przyciskami zmieniasz kanały, a tymi sterujesz dźwiękiem – wyjaśniła, wskazując na poszczególne guziki na pilocie – Jeśli będziesz chciał wyłączyć telewizor, wciśnij ten duży, czerwony – poradziła, obserwując, jak chłopak na próbę zmienia kanał. Zadowolony z rezultatu, odwrócił się w jej stronę z pogodną miną.
– Dam radę – zapewnił, o dziwo bez żadnych złośliwości. Jak na osobę pozbawioną całkowitego kontaktu z mugolskim światem, Draco radził sobie w nim nad wyraz dobrze. Poza kilkoma niepewnymi minami i dziwnymi przemyśleniami, których nie szczędził w obecności innych gości, swoją niewiedzę potrafił doskonale zamaskować, tak żeby nikt nie zdawał sobie sprawy, że chłopak widzi telefon, czy fax po raz pierwszy w życiu. Przyswajał wszystkie wiadomości z nieznaną dotychczas gorliwością, co tylko dziewczynę cieszyło. Jako ktoś, kto uważał Mugoli za bezwartościowe istoty, a ją samą za niegodną Hogwartu szlamę, pozwolił sobie na drwinę z niemagicznego świata tylko trzy razy w ciągu ostatnich godzin... Nie to, żeby liczyła.
– Idę się rozejrzeć. Gdybyś czegoś nie wiedział, albo potrzebował pomocy to pytaj – powiedziała, patrząc na niego wyczekującym wzrokiem. Nie otrzymawszy od niego żadnej odpowiedzi, opuściła pokój z ponurą miną.
***
Spacer po całej posiadłości zajął jej zdecydowanie więcej czasu, niż przewidywała. Starała się nie wzbudzać niczyich podejrzeń i wyglądać przy tym jak typowy gość pensjonatu, który z nudów postanowił zwiedzić okolicę. Uśmiechała się skromnie do każdego, napotkanego po drodze gościa, lub pracownika pensjonatu, nie kwapiąc się przy tym, by zaczynać z kimkolwiek jakąś rozmowę. Pomimo obolałych nóg i kilku podejrzliwych spojrzeń, które zdobyła, była zadowolona z obchodu. Przy odrobinie szczęścia będą mogli zaplanować po kolei swoje działania, by choć ten jeden raz odejść od tradycji i nie iść na żywioł. Tak zdeterminowana dotarła na drugie piętro, by jak najszybciej poinformować arystokratę o swoich oględzinach.
Cały, nagromadzony po drodze entuzjazm uleciał w chwili, gdy otworzyła drzwi do pokoju, który miała nieszczęście dzielić z Malfoyem. Telewizor był wyłączony, więc blondynowi znudziło się oglądanie tanich, brazylijskich seriali, ale w całym pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny swąd alkoholu. Kaszląc i osłaniając oczy, zdołała dojść do okna i otworzyć je na oścież, tak, by pozbyć się dowodów jego haniebnego występku.
– Malfoy! – krzyknęła w stronę bezkształtnej sterty ubrań walających się na kanapie. Odpowiedziała jej cisza. Niezrażona tym Gryfonka podeszła bliżej i położyła rękę na wybrzuszeniu na kocu, w miejscu, gdzie, jak przewidywała, znajdowało się ramię śpiącego chłopaka – Obudź się, Malfoy – powtórzyła, potrząsając nim lekko.
– Kimkolwiek jesteś, dobrze ci radzę, spieprzaj – rozległo się głuche warknięcie spod koca, a zaraz potem ukazała się jej głowa Dracona.
– Wstawaj, Malfoy. Mamy coś do zrobienia – powiedziała głośno i wyraźnie, świadoma tego, że do zaspanengo chłopaka może dotrzeć jedynie połowa z jej wypowiedzi.
– Będę miły i powtórzę tylko raz: spieprzaj, Granger – odezwał się, na powrót przymykając oczy.
– Nie bredź, tylko wstawaj. Za dziesięć minut musimy zejść do głównego holu, rozkaz Gareta – dodała, widząc jego wysoko uniesioną brew. Zabrała koc, którym był okryty i odrzuciła go na stojące w oddali łóżko, po czym założyła na ramię swoją wyszywaną koralikami torebkę.
– Zwolnij, Granger. Nie nadążam za tobą wzrokiem – mruknął, usiłując odzyskać ostrość widzenia.
– Podczas gdy twoje zachowanie procentowało w... – urwała, mierząc arystokratę pogardliwym spojrzeniem – ...Po prostu procentowało – dokończyła nieskładnie – Ja rozejrzałam się po całym budynku. Są cztery piętra udostępnione dla gości. Na parterze jest restauracja, a zaraz pod nią piwnica z winami. Całe zachodnie skrzydło jest zamknięte, a przy tylnym wejściu na dziedziniec stoi jakiś mięśniak. Sądzę, że najlepiej będzie jeśli to właśnie tam zaczniemy nasze poszukiwania. Musimy się pospieszyć, bo zaraz po spotkaniu dla wszystkich gości przewidziana jest jakaś atrakcja – powiedziała z niepewną miną, dokładnie akcentując ostatnie słowo.
– Ale zapierdzielasz – mruknął nieprzytomnie na widok Hermiony, która zniecierpliwiona jego postawą, postanowiła przemierzyć pokój po raz kolejny. Następnie zamknęła na powrót okno i podeszła do stolika, na którym stał dzban z wodą. Pijąc, przewróciła teatralnie oczami, zdając sobie sprawę, ze chłopak nie poruszył się w tym czasie nawet o cal.
– Wstawaj – rozkazała, rzucając w jego stronę poirytowane spojrzenie. - O co ci chodzi? – zapytała, wpatrując się w niego z niezrozumieniem. Wskazywał palcem na jakiś punkt koło niej, ignorując drżenie dłoni, którą tylko cudem zdołał utrzymać w górze – Chcesz wody, tak?
– Nie, kurwa, budyniu! – warknął ochryple, poddając się ostatecznie na widok jej zadowolonej miny. Wstał z łóżka i podszedł do stolika, przy którym stała dziewczyna. Kilkoma łykami ugasił pragnienie i dopiero wtedy spojrzał na Hermionę. Wydawała się być zdegustowana jego stanem i tym jawnym przejawem lekceważenia całej sprawy. Pomimo tego, iż zachowywała spokój, Draco doskonale wiedział, że niewypowiedziane żale z pewnością cisną jej się na język. Nie zamierzał ich jednak słuchać. I bez tego miał podły nastrój, a ból głowy z każdą sekundą narastał. Odwrócił się na pięcie i zgarniając porozsiewane wszędzie ubrania, udał się do łazienki.
Kwadrans później zeszli do głównego holu, w którym zastali wszystkich gości pensjonatu wraz ze stojącym pośrodku nich, Garetem. Jego fałszywy uśmiech rozpoznali już z daleka. Nie zważając na pełne dezaprobaty spojrzenia, zajęli miejsce tuż przy ścianie. Podczas gdy Hermiona mamrotała ciche przeprosiny do każdego zniecierpliwionego gościa, którego mijała, Draco patrzył z pogardą przed siebie, nie zaszczyciwszy nikogo najmniejszym spojrzeniem.
– W końcu jesteśmy już wszyscy! Wspaniale, doprawdy wspaniale! – Zaczął Garet, najwyraźniej dumny z każdej pary oczu, która była w niego wlepiona. – Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko powitać naszych zacnych gości, którzy przybyli tu w nagrodę, bądź też z własnej, nieprzymuszonej woli. – Zaśmiał się z własnego żartu, przejeżdżając palcami po siwiejących wąsach. – Mam nadzieję, że będą państwo czuć się u nas jak w domu. Jako kierownik pensjonatu, pragnę także zaznaczyć, że z naszej strony niczego państwu nie zabraknie. Dodatkowe atrakcje i wszelkie rozrywki, które zaplanowaliśmy, sprawią, że ten pobyt będzie niezapomniany – wyszczerzył się jeszcze bardziej, rozpościerając ramiona, jakby chciał nimi objąć wszystkich zgromadzonych. – Zaraz po śniadaniu zapraszam wszystkich na zewnątrz, na północne zbocze. Będzie tam na państwa czekał jeden z naszych najzacniejszych pracowników, Igor, który opowie o pierwszej atrakcji. A teraz zapraszam na posiłek i życzę każdemu smacznego!
(...)
Szli powoli w odległości kilku metrów od pozostałych. Oboje mieli nietęgie miny, Draco z niewyspania, a Hermiona ze strachu. "Atrakcja", jak określił jej przyszłą katorgę, Garet, była jej w tej chwili potrzebna w równym stopniu, co Malfoyowi beret. Nie przejmując się mokrą i zdecydowanie źle przyciętą trawą, szedł dziarsko przed siebie, w czarnych spodniach i jedwabnej koszuli. Może i nie przejęłaby się widocznym między nimi kontrastem, gdyby nie jeszcze jedna rzecz. Podczas, gdy inne pary szły wtulone w siebie, bądź śmiały się, nie wypuszczając z uścisku swoich dłoni, oni jako jedyni szli w odpowiednim, zdaniem Malfoya, dystansie, nie stykając się nawet ramionami. Arystokrata nie odezwał się do niej od czasu wyjścia z pokoju, zapewne nadal wściekły o pobudkę, którą mu zarządziła. Nie przejęła się zbytnio jego fochami, ani też nie próbowała nawiązać z nim jakiejkolwiek rozmowy, skupiając się na obserwowaniu otoczenia i notując w pamięci coraz to nowe zabudowania, do których zamierzała zajrzeć, w dużo bardziej sprzyjających okolicznościach.
– Kłopoty w raju? – zapytał szczupły jegomość, w którym rozpoznała gościa z pokoju obok. Wskazał ręką na Dracona, który dotarłszy na wyznaczone miejsce, odszedł, zostawiając ją daleko w tyle.
– Można tak powiedzieć – mruknęła, zdobywając się na wymuszony uśmiech. Machnęła lekceważąco ręką, jakby domniemana kłótnia z Draconem nie robiła na niej żadnego wrażenia.
– Nie martw się, drogie dziecko, jesteście młodzi i jeszcze wiele podobnych kłótni przed wami – powiedział, poklepując ją przy tym po ramieniu. Odszedł do swojej żony, równie szczupłej, lecz zdecydowanie mniej życzliwej kobiety, stojącej nieco z tyłu.
Hermiona przystanęła za parą Mugoli, których waga zbliżona była do rozmiarów niewielkiej orki, starając się tym samym ukryć przed porannym, chłodnym podmuchem wiatru. Zadowolona ze swojego pomysłu, spojrzała na niskiego, wątłego mężczyznę, który szedł w ich stronę z nieco skrępowanym uśmiechem. Po przygaszonej postawie i rozbieganym spojrzeniu wywnioskowała, iż publiczne wystąpienia Igora, bo tak się później przedstawił mężczyzna, nie należały do najczęstszych, a on sam wolał ograniczać kontakty z innymi ludźmi do minimum. Mimo swojej nieśmiałości, okazał się być bardzo uprzejmym i życzliwym człowiekiem. Ze spokojem znosił narzekania pojedynczych kobiet, które próżność zmusiła do założenia szpilek oraz nieprzychylne komentarze mężczyzn, co do niekorzystnej pogody na tego typu przedsięwzięcia. Po kilkuminutowym wystąpieniu, podczas którego zdążyli już porządnie zmarznąć, poprowadził ich do jednego z trzech okazałych budynków, stojących rzędem tuż przy ogrodzeniu. Z miną godną Świętego Mikołaja otworzył drewniane wrota, czekając zapewne na okrzyki ekscytacji i podziwu. Wprawdzie większość kobiet nie kryła swojego zachwytu tym, co zobaczyli w środku, jednak Hermiona zdecydowanie nie należała do ich grona. Widok, który miała przed sobą wcale nie poprawił jej humoru.
Otworzywszy ciężkie, drewniane wrota, jej oczom ukazał się przestronny, wyścielany słomą korytarz, ciągnący się do końca budynku. Po jego obu stronach znajdowały się pojedyncze boksy, w których stały przeróżnej maści konie. Zwierzęta, choć piękne i zadbane, wzbudziły w Gyfonce dużo mniejszy entuzjazm, niż u innych osób. Zachęcona jednak przez Igora, podeszła bliżej, stając naprzeciwko pierwszego z nich, białego konia, który parsknął głośno, gdy tylko oparła się o ogrodzenie. Natychmiast odskoczyła do tyłu, nieświadoma tego, iż ktoś ją obserwuje. Zmarszczyła brwi, gdy dosłyszała z tyłu śmiech Dracona. Ślizgon opierał się nonszalancko o jedno z ogrodzeń, nie zwracając uwagi na stojące wokół zwierzęta. Wydawał się być znudzony całą tą sytuacją, więc dziewczyna doszła do wniosku, że już niejednokrotnie musiał jeździć konno. Posłała mu zdegustowane spojrzenie, odwracając się następnie w stronę wyjaśniającego im zasady jazdy konnej, Igora.
– Jazda konna stanowi część nagrody, dlatego też została wliczona w koszty pobytu. Dla tych z Państwa, którzy zdecydują się na kurs, będzie to możliwość rozwinięcia własnych umiejętności w tym zakresie, bądź też nabycie całkiem nowych. Przewidziana atrakcja będzie składała się z trzech, w razie dogrywki, czterech spotkań.
– Dogrywki? – zapytała Hermiona, przykuwając tym samym większość spojrzeń.
– Tak, dogrywki. Za dwa dni zorganizowany zostanie niewielki, wewnętrzny konkurs. Będzie to coś w rodzaju wyścigu, w którym będziecie mogli Państwo pochwalić się własnymi umiejętnościami. Udział biorą Państwo jako para, więc szanse nowicjuszy będą zrównoważone przez bardziej doświadczonych partnerów. Każda dwójka zostanie oceniona przez niezależne jury, więc nie ma obawy co do stronniczości – zaczął wyjaśniać Igor, krążąc w kółko i wydeptując w słomie ścieżkę – Jazdę zaczniemy od jutra, kiedy wszystkie emocje opadną – dodał, widząc jak jedna z kobiet biega od jednego zwierzęcia do drugiego, niemal ze łzami w oczach i zachwytem na twarzy – Dzisiaj każdy z was wybierze konia, na którym będzie chciał jeździć. Wybór musi być świadomy i adekwatny do własnych preferencji, upodobań i możliwości. Nie należy kierować się więc wyglądem konia, bądź też innymi, estetycznymi wyznacznikami. W razie problemów, chętnie pomogę – zakończył, dając im wolną rękę.
Nie oglądając się na Malfoya, który od razu ruszył w kierunku czarnego i najgroźniejszego konia, zaczęła obchodzić powoli całe pomieszczenie, przyglądając się poszczególnym zwierzętom. Złorzecząc w myślach na tak haniebne zniewolenie, groźnych, lecz niewątpliwie pięknych zwierząt, przystanęła przy ostatnim boksie. Stojący w nim, popielaty, nieco wychudzony koń, nie zareagował w żaden sposób na jej obecność, dalej przeżuwając swoje siano. W porównaniu z innymi zwierzętami, wydawał się być nieco zaniedbany, choć jak się domyśliła, jego wygląd był zapewne wynikiem długich lat życia, niż jakiegokolwiek złego traktowania ze strony ludzi. Wyciągnęła powoli rękę w jego stronę, niepewna tego, jak zwierze może zareagować na jej dotyk. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy jej palce zetknęły się z sierścią, gratulując sobie jednocześnie wyboru. Jej sielankę przerwał wściekły głos blondyna, który pojawił się przy niej chwilę później.
– Granger, powiedz mi, że mam omamy... Nie wytrzeźwiałem jeszcze, albo smród stajni mi nie służy... – zaczął mocno zaniepokojonym głosem – Możesz mi łaskawie powiedzieć, co to jest? – zapytał z niedowierzaniem, wskazując na zwierzę, przy którym stała Gryfonka.
– Mój koń – odpowiedziała spokojnie, spoglądając przy tym na blondyna z niezrozumieniem.
– Spośród wszystkich koni, wybrałaś TO COŚ? – poczekał, aż Hermiona kiwnie głową, po czym kontynuował – Żartujesz sobie tak? Natychmiast zmień konia! – Zarządził, piorunując ją przy tym spojrzeniem.
– Wiesz, co? Pocałuj mnie gdzieś! – Powiedziała gniewnie, sama będąc zdziwiona swoją reakcją i użytym słownictwem.
– Na przyjemności będzie czas później – odparł, niezrażony jej tonem – Teraz wybierz innego konia!
– Nie mam zamiaru go zmieniać. To piękny i spokojny koń. Nie jest narwany, lubi, gdy go głaszczę i czuję się przy nim w miarę bezpiecznie – wyjaśniła, wzruszając ramionami – Może nie jest za młody, ale...
– To stara chabeta, Granger! Nie wmówisz mi, że tego nie widzisz! – przerwał Hermionie gniewnym tonem, nie zważając na jej zmieszanie. Najwyraźniej czarny wierzchowiec chłopaka podzielał jego zdanie, bo zarżał głośno, w aprobacie na jego słowa – Nie wystąpię z tobą w parze, jeśli nie zmienisz konia – zagroził, celując w nią palcem. Ku zdziwieniu chłopaka, Gryfonka nie wydawała się być z tego faktu niezadowolona. Z zapamiętaniem głaskała swoje zwierze, od czasu do czasu łypiąc zaniepokojonym spojrzeniem w stronę postawnego, czarnego konia, stojącego po drugiej stronie blondyna.
– Och, nie udawaj, że zależy ci na wygranej w tym "godnym pożałowania konkursie" – przedrzeźniała go, a widząc, że blondyn już otwiera usta, by zaprotestować, dodała – Ja w ogóle nie chcę brać w tym udziału, Malfoy. Nie po to tu jesteśmy. Powinniśmy się skupić na zadaniu i dobrze o tym wiesz. To wszystko co teraz robimy... To nie jest potrzebne.
– Wezmę udział w tym konkursie z tobą czy bez ciebie – odparł gniewnym tonem – Nie po to zwinąłem im z przed nosa najlepszego konia, żeby później zrezygnować. A teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy, rusz się i zmień konia!
– Nie – odpowiedziała, podchodząc do Dracona i hardo patrząc mu w oczy – Albo wystąpię na nim, albo nie wystąpię wcale. I wtedy będziesz musiał szukać sobie kogoś innego do pary. Słyszałam, że Gertruda jest wolna. Biedny Rupert zjadł wczoraj za dużo ostryg i nie będzie mógł wziąć udziału w zabawie – odparła swobodnym tonem, z satysfakcją obserwując, jak arystokrata zaciska ze złości zęby. Mierzyli się przez dłużą chwilę wrogimi spojrzeniami, a gdy Hermiona dostrzegła, że Malfoyowi najwyraźniej zabrakło argumentów, odwróciła się na powrót do swojego konia i kładąc dłoń na jego grzywie, powiedziała:
– Widzisz, mówiłam ci, że się zgodzi.
Nim Draco zdążył zaoponować, podszedł do nich zarządca stajni, który najwyraźniej skończył już udzielać wskazówek innym uczestnikom. Spojrzał zaskoczony na zwierzę, które wybrała kasztanowłosa, ale gdy zauważył wściekłą minę blondyna, natychmiast się opanował, przywdziewając na twarz maskę fachowcy.
– Widzę, że wybrała panienka Florencję. To nasza najstarsza klacz, niegdyś zwyciężczyni wielu międzynarodowych konkursów. Jestem mile zaskoczony, że ktokolwiek ją wybrał. To rasowa klacz, jednak lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Proszę się nie obawiać, jestem pewien, że da z siebie wszystko – dodał szybko, gdy zobaczył zdegustowaną minę Ślizgona – Z łatwością daje się prowadzić, wszystkie komendy wykonuje profesjonalnie i z gracją. Nie nadaje się do szybkiego galopu, bo przeszła już trzy zabiegi, jednak na takie zawody wydaje się być odpowiednia. Może pomogę z wyborem siodła? – zapytał, podchodząc do ścianki boksu, na której wisiały najróżniejsze modele siodeł – Od kiedy panienka jeździ konno?
– Yhm... Prawdę mówiąc to będzie mój pierwszy raz - wymamrotała, starając się nie patrzeć w stronę blondyna.
– W takim razie wybierzemy ten model – odparł, podchodząc do beżowego, największego, najbardziej zabudowanego siodła i zdejmując je z wysięgnika – I bez obawy, Florencja z pewnością panienki nie zrzuci. Wszyscy początkujący czują się na niej bezpiecznie – dodał pokrzepiająco, gdy osiodłał klacz dziewczyny.
– Dziękuję – odpowiedziała, cały czas unikając wzroku arystokraty.
– A co mu tu mamy... – zaczął właściciel, przenosząc wzrok na zwierzę, które stało przy blondynie. Widać było, że jest pod wrażeniem jego wyboru i aż pali się do tego, by zasypać ich gradem informacji – Doskonały wybór, panie Cooper. To tegoroczny champion, zdobywca czternastu prestiżowych nagród, w tym Złotego Runa dla najlepszego konia w woltyżerce i skokach przez przeszkody. Pokrył już kilkanaście klaczy. Nie ma sobie równych. Lepszego nie mógł pan wybrać.
– Jak się nazywa? – zapytał Draco, patrząc z pogardą na klacz Hermiony. Dystans między ich zwierzętami był aż nadto wymowny. Zaskoczony mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w blondyna, a na jego twarzy pojawiła się mieszanina zdziwienia i strachu. Wyglądał jakby przez cały ten czas modlił się, by to pytanie nigdy nie padło.
– To yhm... Ziutek – odpowiedział dziwnie zmieszany właściciel – To na cześć jego pierwszego właściciela, Józefa Mihra. Ziutek jest koniem arabskim. Jego wartość została wyceniona na kilka milionów dolarów, a każdy jego źrebak... – Draco uciszył go jednym ruchem ręki. Spojrzał na czarną jak smoła sierść swojego ogiera, po czym nie zwracając uwagi na duszącą się od śmiechu Hermionę, obdarzył właściciela morderczym spojrzeniem.
– Chcę innego konia!
– Ależ panie Cooper, lepszego sprintera pan nie znajdzie – zaoponował mężczyzna, bezradnie rozkładając ręce.
– Nie będę jeździł na żadnym Ziutku!
– Nonsens – zaświergotała rozbawiona Hermiona, podchodząc do chłopaka i chwytając za lejce, które chwilę wcześniej wypuścił z dłoni – Nie bądź niemądry, skarbie – dodała, z premedytacją akcentując ostatnie słowo – Ziutek to idealny koń dla ciebie! Dziękujemy panu za pomoc i informację – dodała w stronę właściciela, kiwając jednocześnie głową.
– Nie ma za co. A teraz wybaczą państwo, ale inne osoby też potrzebują mojej pomocy – odpowiedział mężczyzna, po czym odszedł w kierunku wysokiej blondynki, łypiącej podejrzliwie na białego, nieco wyleniałego konia stojącego we wschodnim boksie.
Jak zauważyła Hermiona, większość osób zdążyło już wybrać swoje konie i ustawić się przed ich boksami. Niektórzy z nich, przebywający zapewne w stajni po raz pierwszy w życiu, rozglądali się dookoła i co jakiś czas pokazywali sobie palcami co ciekawsze rzeczy. Inni, zaprawieni w jeździe, stali wyraźnie znudzeni, jedynie od czasu do czasu przyglądając się z zawiścią innym koniom, których nie zdążyli wybrać. Wśród panującego gwaru rozmów i wybuchów śmiechu poszczególnych gości, dziewczyna nie usłyszała oddalającego się od niej Dracona. Dopiero spojrzawszy w jego stronę, zdołała dostrzec plecy oddalającego się chłopaka.
– Dokąd idziesz?
Malfoy zatrzymał się na dźwięk jej głosu, po czym odwrócił lekko głowę. Cała jego postawa wyrażała bezgraniczną złość, której nawet nie próbował przed nią ukryć.
– Idę zmienić konia – odparł nonszalancko, jakby wcześniejsza rozmowa nie wywarła na nim żadnego wrażenia.
– Przecież nie możesz! Igor wyraźnie powiedział, że Ziutek to najlepszy koń w stajni. Z resztą, prawie wszystkie inne konie są już zajęte – dodała, splatając ręce na piersiach.
– Nie będę jeździł na żadnym Ziutku! – zawodził uparcie niczym dziecko. Rozejrzawszy się po całym pomieszczeniu musiał jednak przyznać Gryfonce rację. Poza trzema zbyt młodymi na jazdę, źrebakami, nie zostało już nic. Westchnął ciężko, próbując pogodzić się ze swoim ciężkim losem, pozwalając jednocześnie, by dziewczyna odebrała od niego lejce. Na powrót podszedł do swojego czarnego ogiera, nie obdarzając go żadnym, przychylnym spojrzeniem, jakby to on był winien temu, że dostał takie imię.
– Pasujecie do siebie – powiedziała Hermiona, spoglądając w ich kierunku z wyraźnym zadowoleniem. Przez chwilę wydawało jej się, że zarówno Draco jak i jego wierzchowiec zmierzyli ją morderczym spojrzeniem, najwyraźniej urażeni tą jawną obelgą.
– Z tego, co widzę, wszyscy dokonali już wyboru. Mogę zapewnić, że każde zwierzę spełni Państwa oczekiwania, a co lepsi jeźdźcy przyznają, że jeździło się na nich wyśmienicie. Na dzisiaj to wszystko! Ze swojej strony chciałbym serdecznie państwu podziękować za poświęcony czas i zaprosić na kolejne zajęcia. Jutro z samego rana wypróbujemy Wasze zdobycze! – Zaśmiał się tubalnie z własnego żartu, po czym pożegnał się skinieniem głowy i odszedł w kierunku zabudowań. Poszczególne osoby zaczęły iść w jego ślady i już po paru minutach w stajni została jedynie Hermiona. Pogłaskała na pożegnanie Florencję, po czym ruszyła szybkim krokiem w kierunku Dracona, który wprowadziwszy Ziutka do boksu, ruszył rozgniewany w kierunku wyjścia. Dogoniła go dopiero przy głównej alejce, wiodącej do tarasów z przodu budynku. Odzyskawszy oddech, spojrzała na niego gniewnie.
– Mogłeś na mnie poczekać – wytknęła, na co chłopak jedynie wzruszył ramionami. Po pulsującej żyłce na czole zdała sobie sprawę, że najwyraźniej złość na Ziutka jeszcze mu nie przeszła. Szli więc w milczeniu, pozwalając, by pochłonęły ich własne, skołatane myśli.
– Gotowa na swój jutrzejszy występ, Granger? Lubisz jazdę na oklep? – Zapytał Malfoy w chwili, w której przeszli przez drzwi pensjonatu. Mimo wcześniejszego gniewu, perspektywa zobaczenia jej marnych, jeździeckich umiejętności wyraźnie poprawiła mu humor. Obdarzył ją typowo ślizgońskim uśmiechem, na co dziewczyna jedynie ściągnęła gniewnie brwi.
– Nie powinniśmy brać udziału w tych głupich konkursach. Dobrze wiesz, że nie taki jest nasz cel. Siedziałam już na testralu i smoku, więc z koniem też sobie poradzę – powiedziała z wyrzutem, mierząc w jego stronę palcem. Wcale nie czuła się tak pewnie, jak mówiła. W głębi duszy przeczuwała, że jutrzejszy dzień będzie jednym z najgorszych w jej życiu. Publiczne upokorzenie na oczach Dracona i pozostałych gości było na tyle fascynujące, że na samą myśl poczuła ucisk w żołądku.
– Z pewnością – zakpił, zauważając, jak bardzo zbladła. Ignorując jego kpiący uśmiech, hardo spojrzała mu w oczy.
– To nie jest w tej chwili ważne, Malfoy. – Ściszyła głos, zobaczywszy w oddali przysadzistego jegomościa, kierującego się w stronę jadalni. – Za godzinę widzimy się przy schodach. Wykorzystaj ten czas w jakiś konstruktywny sposób – dodała, odchodząc.
– Niby po co? – Zapytał, marszcząc brwi.
– Pójdziemy na mały spacerek – rzuciła tajemniczo, nawet się nie odwracając. Patrzył przez chwilę na jej oddalającą się sylwetkę, po czym z grobową miną powlókł się do pokoju. Mimo zapewnień Gryfonki, doskonale wiedział, że ten spacerek mu się nie spodoba.
***
Hermiona rozejrzała się uważnie po korytarzu, nasłuchując przy tym każdego, podejrzanego dźwięku z oddali. Wychyliła się zza rogu, stąpając bezszelestnie i wodząc wzrokiem po wszystkich ścianach i portretach, w nadziei, że przybliży ją to do celu. Z Malfoyem u boku czuła się o wiele bezpieczniej, niż gdy przemierzała te korytarze pierwszym razem, jednak jego postawa już od dłuższego czasu zaczynała ją irytować. Przyjrzała mu się dyskretnie, wykorzystując fakt, że zatrzymali się przy jednym z zakrętów, nasłuchując rozmowy dwóch kelnerów, stojących przy drzwiach do schowka. Oparł się o ścianę i włożył ręce do kieszeni spodni, całym sobą demonstrując swoją lekceważącą postawę. Prychnął niecierpliwie, gdy po kilku minutach ruszyli w dalszą wędrówkę, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
– To tutaj – powiedziała cicho, wskazując palcem na drewniane drzwi, które wcześniej ją zaciekawiły. Arystokrata podszedł do nich powolnym krokiem, łapiąc za klamkę i sprawdzając, czy są zamknięte. Wydawał się być nieprzejęty nieprzewidzianą przeszkodą i odszedł parę kroków do tyłu, patrząc na drzwi wyzywającym wzrokiem. Nim Hermiona zdążyła zaoponować, wyważył je jednym, solidnym kopniakiem. Zadowolony z siebie, spojrzał na Gryfonkę, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ta jednak przeszła koło niego obojętnie, zbyt pochłonięta widokiem, który skrywały, by zdobyć się na choćby jedno słowo uznania. Draco prychnął pod nosem rozeźlony, po czym przekroczył próg, domykając za sobą, lekko już zdezelowane, drzwi.
Znaleźli się w starym, okrągłym pomieszczeniu, które lata świetności miało już dawno za sobą. Centralne miejsce zajmowała ogromna biblioteka, z mnóstwem półek, które niemal uginały się pod ciężarem książek. Opasłe tomiska nie zachęcały jednak do czytania. Wiele z nich było podniszczonych, niektóre całkowicie podarte, a pojedyncze kartki walały się po kamiennej posadzce.
W pomieszczeniu nie było żadnych okien, przez co całe wnętrze tonęło w ponurym półmroku. Zdołali jednak dostrzec drewniane, masywne biurko zajmujące niemal całą, boczną wnękę, z setkami pergaminów ułożonych w staranne, niemal równe stosy. Zapaliwszy zakurzoną lampę, zawieszoną tuż przy wejściu, zamknęli za sobą drzwi i rozejrzeli się po wnętrzu.
– Niektóre są nadpalone. Pewnie ktoś próbował je zniszczyć – powiedziała Hermiona, przeglądając podniszczone zwoje.
– Księgi wyglądają podobnie – odpowiedział Draco, oglądając poszczególne woluminy. Te z nich, które przetrwały próbę czasu i nieudaną próbę zniszczenia, miały stronice z wyblakłym, lub celowo zamazanym atramentem, którego nie dało się odczytać.
– To bez sensu. Nic tutaj nie znajdziemy – podsumował blondyn, ze złością odrzucając kolejną bezużyteczną księgę – Nie mogę nawet odczytać tytułu – dodał, odwróciwszy się do Gryfonki. Dziewczyna pokiwała głową, zbyt zamyślona, by mu odpowiedzieć. Nie zaszczyciwszy go spojrzeniem, dalej upychała znalezione pergaminy do swojej wyszywanej koralikami torebki.
– Zabierzemy stąd tyle, ile się da i przejrzymy je na spokojnie w pokoju – wyjaśniła, czując na sobie przeszywające spojrzenie – Wybierz wszystkie księgi, z których przy odrobinie szczęścia będziemy mogli coś wyczytać – rzuciła, po czym odeszła od pustego już, biurka i przeszła do regału. Zaczęła przeglądać po kolei wszystkie księgi, marszcząc w zamyśleniu brwi i przygryzając wargę. Ku przerażeniu blondyna, wydawać by się mogło, iż w Hermionie odezwała się długo ukrywana, natura detektywa. W przypływie heroicznego poświęcenia odszukał trzy księgi, z którymi czas obszedł się najłagodniej i podał je dziewczynie. Zadowolony ze swojego osiągnięcia oparł się o krawędź biurka i przyglądał się dalszym wysiłkom Gryfonki.
– Zamierzasz dalej nic nie robić? – zapytała go po dziesięciu minutach, wkładając do torebki książkę, która, zdaniem blondyna, nadawała się tylko na opał.
– Zrobiłem już wystarczająco dużo – odparł, zaplatając nogi w kostkach. Nie przejąwszy się morderczym spojrzeniem dziewczyny, ziewnął przeciągle, demonstrując w ten sposób swój nadzwyczajny zapał do pracy.
– Gdybyś mi pomógł byłoby o wiele szybciej – zauważyła, przechodząc na lewą stronę regału. Tutaj ksiąg było znacznie więcej. Niektóre ze nich, upchane jedna na drugiej, ledwie trzymały się na wystrzępionych półkach. Zdawać by się mogło, że wszystko runie przy najmniejszym, nieodpowiednim ruchu. Kasztanowłosa przyjrzała się całej tutejszej zawartości biblioteczki, po czym najdelikatniej jak mogła, wyciągnęła najgrubsze tomisko, jakie udało jej się w niej znaleźć.
– Nie będę ci przeszkadzał, przecież wiem, że wśród tych antyków czujesz się jak ryba w wodzie – odparł dobrodusznie, machając przy tym lekceważąco ręką. Nim zdołał cokolwiek dodać, w całym pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy huk, a jedna z półek, o którą nieświadomie oparła się Gryfonka, pękła, uwalniając znajdujące się na niej książki.
– Twoja gracja nadal pozostaje dla mnie tajemnicą – skomentował Draco, patrząc na zszokowaną dziewczynę z politowaniem. Położyła rękę na klatce piersiowej i oddychała głośno, jakby chwilę wcześniej przebiegła maraton. Draco, widząc, że Gryfonka już otwiera usta, by się sprzeciwić, podniósł rękę, by ją uciszyć. Szybkim krokiem podszedł do półki, wpatrując się przy tym w zdezelowany regał.
– Malfoy?
– Co to jest? – zapytał, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą tkwiły księgi. Zaciekawiona dziewczyna podążyła za nim wzrokiem i od razu zrozumiała, dlaczego blondyn wyglądał na spetryfikowanego.
Na tylnej ścianie regału, która do tej pory pozostawała ukryta, zamajaczył jakiś dziwny kształt. Podeszli bliżej, spoglądając na pokryty niezwykle intensywną, złotą barwą, pancerz jakiegoś nieruchomego stworzenia, które z racji maleńkich szczypczyków przypominało Hermionie niewielkiego żuka. Stworzenie nie poruszało się, a zastygłe w bezruchu ciało musiało miesiącami pokrywać się brudem i kurzem. "Żuczek", jak nazwała go w myślach Hermiona, był naprawdę niewielki, z łatwością mógłby się zmieścić w dłoni, jednak intensywna barwa jego pancerza sprawiała, że przyciągał ich uwagę z zadziwiającą siłą, nie pozwalając ani na chwilę odwrócić wzroku.
– Nie dotykaj go – ostrzegła Gryfonka, łapiąc Ślizgona za ramię w chwili, w której jego palce niemal musnęły złoty pancerz. Draco spojrzał na nią zirytowany, jednocześnie uwolniwszy rękę z jej uścisku.
– Daj spokój, Granger, to tylko jakiś zdechły owad – warknął, sięgając po znalezisko. Przyjrzał mu się z bliska, nawet nie kryjąc fascynacji złotą powłoką na jego pancerzu. Z niespotykaną delikatnością przetarł po nim palcami, pozbywając się kurzu i ujawniając jeszcze intensywniejszy, złocisty kolor.
– Nie podoba mi się to – powiedziała, marszcząc brwi i spoglądając na chłopaka z wyraźnym strachem w oczach. On jednak wydawał się w ogóle nie słyszeć jej złowieszczego tonu. Z fascynacją oglądał owada ze wszystkich stron, jakby wierzył, że pancerz faktycznie wykonany jest z tak cennego kruszcu.
– Bo masz tyle wspólnego ze złotem, co ja ze sklątką tylnowybuchową – zawyrokował, usiadłszy na biurku i zerknąwszy na nią z ukosa.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałam – powiedziała dziwnie zamyślonym głosem. Na widok prowokacyjnie uniesionej brwi chłopaka, dodała: – To nie jest prawdziwe złoto, Malfoy, więc twój ślinotok nie jest tutaj na miejscu. Lepiej zastanówmy się skąd to się tutaj wzięło. To z pewnością magiczne stworzenie, tyle, że nie mogę sobie przypomnieć o nim żadnych informacji... Jestem pewna, że gdzieś o tym czytałam... – mamrotała, krążąc po pokoju. Co chwilę spoglądała na spoczywającego w rękach Dracona owada, jakby pod wpływem jego widoku, mogłaby dotrzeć do zapomnianych informacji.
– Ciekawe ile ma karatów – dumał blondyn, po raz setny przejeżdżając palcami po drogocennym pancerzu stworzenia.
– To nie jest prawdziwe złoto, Malfoy! – krzyknęła, podchodząc do niego szybkim krokiem i wytrącając mu owada z ręki. Stworzenie upadło z głuchym łoskotem na podłogę, na nowo pokrywając się znajdującym się na niej, kurzem. Ślizgon zmierzył dziewczynę morderczym spojrzeniem, jednocześnie zeskakując z biurka i robiąc ku niej mały krok. Gdy odległość między nimi zmniejszyła się do minimum, a ona bez trudu mogła zobaczyć malującą się w jego oczach furię, zacisnęła zęby, gotowa bronić swoich racji.
Prawda była taka, że od pozornie niegroźnego stworzenia wyczuwała dziwną, niepokojącą aurę. Nie podobała jej się także ta chora fascynacja, z jaką patrzył na nie Draco. Może i był łasy na złote błyskotki i wiedziała, że typowo spartańskie warunki, jakie narzucił im Dumbledore dają mu się we znaki, jednak wątpiła, czy w normalnych okolicznościach dziedzic niezliczonej fortuny Malfoyów spoglądałby na jakiegoś zdechłego owada z podobną fascynacją. Nawet takiego, którego pancerz ma pewnie więcej karatów, niż całe złoto, które kiedykolwiek w życiu widziała.
– Nie waż się tego więcej robić – wycedził, owiewając jej twarz gorącym oddechem. Jego oczy zdawały się być ciemniejsze, a malująca się w nich furia jedynie utwierdziła Gryfonkę, co do słuszności jej założeń.
– Posłuchaj mnie, Malfoy, od tego stworzenia aż czuć czarną magię... Nie! Poczekaj! – Zatrzymała go, gdy, nie zważając na jej słowa, schylił się po swoją zgubę. – Od tego stworzenia aż zieje czarną magią i nie wmówisz mi, że tego nie czujesz. To cię... omamia. Tak, Malfoy! – Upierała się, gdy chłopak wybuchnął teatralnym śmiechem – Lepiej będzie jeśli więcej tego nie dotkniesz. Postaram się poszperać w książkach i czegoś poszukać, jestem pewna, że już kiedyś o tym czytałam...
– Peruka cię ciśnie, Granger – odpowiedział lekceważąco, patrząc z politowaniem na jej włosy – To tylko zdechły owad. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale bądź pewna, że nic mi nie zrobi.
– Skoro twierdzisz, że to " tylko zdechły owad" to dlaczego tak bardzo chcesz go dotknąć?
– Sam nie wiem... – odparł, tracąc na chwilę rezon. Zaciętość na jego twarzy ustąpiła miejsca zamyśleniu, jakby zaczęła do niego docierać absurdalność własnego zachowania. Hermiona odetchnęła z ulgą, wiedząc, że największy kryzys już minął. Uśmiechnęła się nieznacznie, stwierdziwszy, że skoro do blondyna zaciera docierać, że faktycznie miała rację, teraz w końcu będą mogli wrócić do swojego zadania. – Może po prostu złoto do mnie pasuje – zakończył, załamując ją po raz kolejny. Jak widać umysł Malfoya pracował na bardzo prostych zasadach. Zbyt prostych.
– Mam złe przeczucia – zaczęła, ani na moment nie spuszczając wzroku z jego twarzy – Nie dotykaj tego, Malfoy, proszę... – dokończyła cicho, dopiero po fakcie uświadamiając sobie, że po raz pierwszy go o coś poprosiła. Draco chyba pomyślał o tym samym, bo wpatrywał się w nią nieco intensywniej, niż dotychczas. Milczeli przez dłuższą chwilę, nie do końca świadomi mijającego czasu i zbyt bliskiej odległości między sobą. Wpatrywali się w siebie z zapałem, każde pogrążone we własnych myślach, nieświadomie wstrzymując oddech i spinając mięśnie.
– Granger? – Zaczął, otwierając szerzej oczy i patrząc na nią nieodgadniętym wzrokiem.
– Tak?
Nieświadoma zmiany zachowania Dracona, zrobiła jeszcze jeden, maleńki krok w jego stronę. Z tej odległości mogła już zobaczyć niewielkie centki zdobiące jego źrenice.
– Czuję coś dziwnego...
– Co takiego? – Zapytała niemal szeptem, gdy już niemal stykali się ciałami.
– Wydaje mi się, że...
– Tak? – Zapytała, wstrzymawszy oddech. Wpatrywała się w niego z oszołomieniem, czekając na jego odpowiedź.
– Coś mi się rusza w spodniach – wykrztusił w końcu, nie do końca z tego faktu zadowolony.
– Malfoy! – Zrugała go, odskakując od chłopaka na bezpieczną odległość i patrząc na niego z obrzydzeniem. – Daruj sobie takie informacje. To, co się dzieje w twoich spodniach zupełnie mnie nie interesuje!
– Granger, ja nie żartuje!
– I po co mi to mówisz? – Zapytała, patrząc na niego jak na wariata. Zignorowała rumieńce, które wykwitły na jej twarzy i przestąpiła z nogi na nogę, pewna, że to ona jest winna tego... problemu.
– Żebyś mi pomogła!
– JA?! – zapytała, niemal wpadając na biurko, stojące za nią. Patrzyła na niego oniemiała, a gdy zrobił krok w jej stronę, zatrzymała go, podnosząc asekuracyjnie rękę. – Nie waż się do mnie podchodzić – zagroziła, pilnując, by nie zbliżył się na mniejszą odległość.
– Granger, coś mi tam rusza... O, znowu! – poinformował ją, przenosząc wzrok na swoje spodnie – AUA! – krzyknął, pochyliwszy się nieznacznie.
– Nie wiedziałam, że to bolesne... – mruknęła, patrząc na niego podejrzliwie. Nim zdążyła cokolwiek dodać, Draco chwycił prawą nogawkę spodni i podciągnął ją w górę, ukazując widok, który przeraził ich oboje.
Na prawej łydce chłopaka, tuż nad skarpetką widoczne było niewielkie wybrzuszenie, przypominające mugolski implant podskórny.
– Co to, do cholery jest?! – krzyknął, przenosząc spojrzenie na Hermionę.
– Merlinie – szepnęła, od razu podchodząc do niego i pochylając się w sposób, który ułatwił jej sięgnięcie rany. Dotknęła lekko palcami skóry chłopaka, z przerażeniem zauważając, że "implant" także się poruszył.
– To coś żyje! – panikował chłopak, próbując dosięgnąć rękami do wybrzuszenia i drapać je desperacko.
– Uspokój się! – nakazała mu Hermiona, odtrącając jego rękę. Dopiero, gdy Draco wyprostował się i oparł o biurko, podniosła na niego zmartwiony wzrok.
– To ten robal, prawda? – zapytał, omiatając spojrzeniem cały pokój i nie odnajdując w nim śladu po zdechłym owadzie. Gryfonka kiwnęła niepewnie głową, zastanawiając się jednocześnie nad sposobem wyciągnięcia z jego nogi niechcianego lokatora. Draco chyba pomyślał o tym samym, bo stanął pewnie na nogach i choć widać było, że jakiekolwiek poruszanie się, sprawia mu ból, to spojrzał na nią z zadziwiającym opanowaniem.
– Wiesz jak się go pozbyć?
Kiwnęła głową, nie mając ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia.
– Wracajmy do pokoju – powiedziała w zamian, otwierając drzwi i rozglądając się po korytarzu – Dasz radę iść?
Draco kiwnął sztywno głową, zaciskając zęby i robiąc dwa kroki naprzód. Po chwili zachwiał się lekko, sycząc z bólu i przymykając oczy, gdy stworzenie pod jego skórą po raz kolejny się poruszyło. Hermiona, nie zwróciwszy uwagi na jego oburzenie, od razu do niego podbiegła i objęła go w pasie, podtrzymując wyraźnie osłabione ciało. Z początku Draco próbował iść o własnych siłach, lecz, gdy wzmogło to tylko jego ból, zrezygnował z dumy i oplótł ręką ramiona Gryfonki.
– Daję słowo, że jeśli zginę przez tego karalucha, to go zabiję – zaprzysięgał się mściwie, nie do końca zdając sobie sprawę z absurdalności własnej wypowiedzi.
– To skarabeusz – poprawiła go automatycznie Hermiona, przytrzymując jego ramię, które osunęło się nieznacznie, gdy wychyliła się, by zamknąć drzwi od pokoju. – No jasne! Skarabeusz! – Ekscytowała się, zatrzymując się w jednym miejscu i patrząc z podekscytowaniem na Dracona.
– Kurwa mać, Granger, mów jaśniej!
– Maledictus Cibus. Wiedziałam, że gdzieś o nim słyszałam! To stworzenie czarno magiczne znane już w od wieków. Ponoć pojawia się zawszę tam, gdzie wyczuwa cierpienie i śmierć, dlatego każdy się go boi. Naparem z jego pancerza leczy się najróżniejsze schorzenia, choć trzeba przy tym uważać, by nie przesadzić z dawką, bo nie jednego już zabiła. Nie widziano ich od stuleci, choć według legend, potrafią przeżyć znacznie dłużej niż jakiekolwiek inne, magiczne stworzenia. Przez większość życia leżą w bezruchu, odżywając się tylko wtedy, gdy spotkają ofiarę. Wabią ją kolorem i niespotykanym wyglądem, a jak wiadomo, na człowieka najbardziej działa złoto. Nic więc dziwnego, że mu uległeś, Malfoy – podsumowała, prowadząc go pogrążonym w mroku korytarzem.
– I co się dzieje, gdy już zagnieżdżą się w ofierze? – zapytał, gdy opuścili zachodnie skrzydło.
– Nie myśl o tym – szepnęła, patrząc na niego z determinacją – Pozbędziemy się go, już moja w tym głowa.
Sami byli zdziwieni łatwością, z jaką udało im się pokonać resztę drogi do pokoju, nie budząc przy tym niczyich podejrzeń. Hermiona z trudem otworzyła drzwi, podtrzymując drugą ręką słaniającego się chłopaka. Wtoczyli się do niewielkiego saloniku, od razu kierując się w stronę stojącej pośrodku kanapy. Chłopak opadł na nią z głuchym łoskotem, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
– Kurwa! – zaklął siarczyście, zmniejszając tym samym współczucie u Hermiony. Powoli zdjął prawy but i sięgnął do nogawki spodni, podwijając ją aż po kolano.
– Nie ruszaj się, bo będzie gorzej – ostrzegła Hermiona, na widok szamoczącego się na kanapie blondyna. Pochyliwszy się nad jego nogą, przyjrzała się sceptycznie niewielkiemu wybrzuszeniu, znajdującemu się tuż pod kolanem.
– Zrób coś, Granger! – ponaglił ją Draco, gdy znajdujące się pod skórą stworzenie próbowało przedostać się dalej. Spojrzał na Hermionę wzrokiem pełnym obaw i czystego strachu, którym zamierzał zmusić ją do jakiegokolwiek działania.
– Myślę – odparała spokojnie, patrząc na kończynę chłopaka jak na niezwykle cenne znalezisko. Przejechała palcami po jego skórze, od razu odnotowując niewielki ruch.
– Nie uważasz, że w tej sytuacji to trochę za mało? – Zapytał sceptycznie, zaciskając przy tym z bólu zęby. Każdy, nawet najmniejszy ruch pasożyta powodował niewyobrażalny ból, którego Ślizgon nie zamierzał pokazywać. Całą silą woli skupił się na tej maleńkiej iskierce nadziei, którą niosła ze sobą Hermiona i jej znikoma, medyczna wiedza. Skoro bez problemu rozpoznała to COŚ, co teraz bezkarnie panoszy się pod jego skórą, to równie szybko znajdzie jakiś sposób na pozbycie się niechcianego lokatora, prawda? Prawda?!
– Dobra, Malfoy. Chyba wiem co zrobimy – odparła poważnym tonem, nawet nie starając się o cień pokrzepiającego uśmiechu. Przełknęła z trudem ślinę, niepewna reakcji chłopaka. – Nie możemy użyć magii, bo zapewne na całym terenie są jakieś detektory, które by ją namierzyły. Musimy się go pozbyć w mugolski sposób.
– Czyli jak? – Zapytał podejrzliwie, gdy dostrzegł jak z lękiem zagryzła wargę. Hermiona jednak nie zamierzała mu w tej chwili odpowiedzieć. Szybkim krokiem odeszła w głąb salonu, nie zwracając przy tym uwagi na jego spięte mięśnie i zaciśniętą z bólu szczękę.
Jakikolwiek amatorski zabieg, do którego przygotowywała się Gryfonka nie mógł odbyć się bez odpowiedniego znieczulenia, toteż blondyn, korzystając z chwilowej nieobecności swojej osobistej zmory i jej, nad wyraz karcącego wzroku, postanowił od razu się tym zająć. Sięgnął zatem po stojącą na stoliku obok karafkę pełną bursztynowego płynu, po czym otworzył korek a do jego nozdrzy od razu dostał się znajomy, cierpki zapach alkoholu. Nim jednak zdążył choćby przechylić butelkę, czyjaś ręka bezceremonialnie wyrwała ją z jego desperackiego uścisku.
– Nie tym razem, Malfoy. Na razie musisz być trzeźwy. Musisz mi pomóc – odparła spokojnie Hermiona, odstawiając whisky w miejscu, które znajdowało się poza jego zasięgiem. Przyklękła koło kanapy i podwinęła skraj jego spodni nieco wyżej, tak, by odsłonić nogę, aż po kolano. Jej ruchy były niepewne i jakby mechaniczne, a ona sama wydawała się być nieobecna. Ręce miała spocone i drżące, a usta zacisnęła w wąską linię, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że do tej pory nie miała zbyt dużej styczności z amatorską medycyną. Dopiero gdy ścisnęła w dłoni niewielki nożyk, który chwilę wcześniej przyniosła, a jego ostrze błysnęło złowrogo w świetle palącej się lampy, odważyła się do niego odezwać.
– Spróbuję go jakoś wyciągnąć, Malfoy, ale nie możesz się ruszać. Połóż tutaj ręce... – poinstruowała go, chwytając za jeden z jego nadgarstków i kładąc go na nodze, jedynie parę centymetrów powyżej wybrzuszenia – Dobrze... A teraz uciskaj... Mocniej...
– Chcesz mnie pociąć? – Zapytał, nie spuszczając wzroku z noża i próbując ukryć swój strach.
– To jedyny sposób – odpowiedziała pewnie, badając palcami przyszłe miejsce cięcia – Wbiję nóż tuż przy jego pancerzu a potem delikatnie podważę. Wydaje się być nieco agresywny, więc musisz mocno uciskać, żeby nie mógł mi uciec – dodała, zakładając za ucho pasmo włosów. Robiła to zawsze wtedy, gdy była czegoś niepewna, lub bardzo się bała, więc po tym drobnym geście Draco stracił, i tak wątpliwą już, nadzieję na sukces.
– Czekaj, Granger! A jeśli to nie zadziała? – zapytał po dłuższym czasie, odgarniając wilgotne kosmyki z czoła. Coraz trudniej przychodziło mu opanowanie tak potężnej fali bólu. Lata treningów, które przeżył w Malfoy Manor poprawiły jego odporność na wszelkie oznaki cierpienia, jednak nigdy nie pomyślał, że przyjdzie mu zmierzyć się z czymś niepozornym, co właśnie wgryzło mu się w kończynę.
– Cóż... W najgorszym razie amputuję ci całą nogę – zaśmiała się nerwowo, mając nadzieję, że ten mały żart rozładuję napiętą atmosferę.
– CO?! – Wykrzyczał wyraźnie przerażony Draco. Usiadł gwałtownie na kanapie, przy okazji odsuwając poranioną nogę jak najdalej od Gryfonki. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, dopiero teraz zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
– To będzie ostateczność – zapewniła, wyciągając się, by móc chwycić kończynę chłopaka i z powrotem ułożyć ją na kanapie – Siedź spokojnie, żartowałam. Mam nadzieję, że uda mi się go jakoś wyciągnąć.
Wbrew jej zamierzeniom Malfoy nie wydawał się być przekonany. Odsuwał nogę w jak najdalszy kąt, wyginając ją przy tym pod dziwnym kątem i krzywiąc się z bólu za każdym razem, gdy widoczne pod skórą wybrzuszenie, poruszyło się, skorzystawszy z chwilowej swobody.
– Zabieraj ode mnie te łapy! Nie dam ci dotknąć nogi. Lubie ją! Mam ją odkąd pamiętam! – krzyczał, łapiąc nieugiętą dziewczynę za nadgarstki i blokując całkowicie jej ruchy.
– Malfoy! Nie mamy czasu! Im dłużej to w tobie siedzi tym gorzej...
– Nie dotykaj mnie!
– Zamknij się i uciskaj nogę! Wyżej! – Pouczyła go, wyswobadzając się z jego uścisku i ponownie wpatrując się w miejsce przyszłej, chirurgicznej eskalacji. Wbrew cichym obawom Hermiony, chłopak od razu jej posłuchał, nie bawiąc się przy tym w wygłaszanie żadnych kąśliwych uwag oraz oszczędzając sobie pogardliwych prychnięć. Ponownie oplótł kończynę drżącymi rękami, po raz pierwszy od dłuższego czasu zerkając na dziewczynę. Od razu zauważył zmianę w jej zachowaniu. Miała szeroko otwarte z przerażenia oczy i lekko uchylone usta, a nóż, który do tej pory tak kurczliwie trzymała, upadł z głuchym hukiem na dywan.
– Granger? Co się dzieje?
– Wchodzi głębiej... Nie! Spokojnie! – Powstrzymała go, bo Draco już zaczął otwierać usta, by zaprotestować – Daj mi dotknąć... Zrobię to szybko... Uspokój się – powiedziała drżącym głosem, podnosząc nóż z dywanu i oczekując przyzwolenia chłopaka. Na próżno. Poziom jego irytacji i zniecierpliwienia rósł wprost proporcjonalnie do bólu, z jakim już od dłuższego czasu się zmagał.
– Jak mam siedzieć spokojnie, kiedy jakaś wariatka chce mi uciąć nogę? – Wysapał z trudem, patrząc na dziewczynę z mordem w oczach.
– Nie utnę ci nogi... – zapewniła, wpatrując się z determinacją w jego stalowe źrenice – Chyba... – dodała już ciszej, w nadziei, że Draco już tego nie usłyszy. Myliła się.
– Spieprzaj z tymi łapami! – Zawołał, kolejny raz przesuwając się w najdalszy kąt kanapy.
– Dobrze, w takim razie daj mi tylko popatrzeć – powiedziała zrezygnowana, powoli odkładając nóż na stoliku stojącym obok. Uniosła ręce do góry, bezceremonialnie demonstrując, że nie ma w nich już żadnych niebezpiecznych narzędzi, po czym powoli przysunęła się w stronę blondyna.
Pod wpływem jej chłodnego dotyku Draco na moment przymknął oczy i oparł głowę o zagłówek kanapy. Przez dłuższą chwilę badała dokładnie całą ranę, szepcząc do siebie słowa, będące zapewne jakimiś książkowymi definicjami zjawiska. Powoli przychodziło otępienie spowodowane bólem i zmęczeniem, jednak wiedział, że przedłużanie jego agonii w nieskończoność jedynie pogorszy sprawę. Z chwilą, w której chłopak zdecydował, że za nic w świecie nie da się jej dotknąć, usłyszał jak Hermiona gwałtownie wciąga powietrze i zaciska gwałtowanie ręce na jego nodze.
– Co do chole... – zaczął, otwierając oczy.
– Spokojnie... Na Merlina... – wyjęknęła. Zerwała się na nogi i przełknęła nerwowo ślinę, patrząc przy tym na niego ze strachem – Yhm... Malfoy.... Jest mały problem...
– Chyba gorzej już być nie może – westchnął, pogodzony ze swoim losem. Ten dzień i tak dał mu w kość. Czy istniała zatem możliwość, że spotka go coś gorszego niż jakiś nieznany pasożyt siedzący pod skórą na łydce i perspektywa pochlastania nożem przez Gryfonkę, która z pielęgniarką miała tyle samo wspólnego co on z brzydotą?
– Polemizowałabym z tym – mruknęła Hermiona, gdy w końcu na nią spojrzał. Wyglądała na przejętą, a jej oczy przeskakiwały nerwowo od jego nogi na twarz i z powrotem – Ruszył się... Wiem, że cię boli, ale...
– Kurwa mać, Granger! Co się dzieje? – Zapytał, dopiero teraz zdając sobie sprawę z niewielkich drgań, które od dłuższego czasu odczuwał.
– Wydaje mi się, że tak jakby idzie... wyżej... – odparła poważnie i zgodnie z prawdą, ignorując rumieńce zażenowania, które powoli wykwitały na jej twarzy.
– Jak to...WYŻEJ? – Obserwował ją z prawdziwym niezrozumieniem, gdy niezniechęcona jego reakcją, wskazała palcem miejsce, w którym pod skóra chłopaka ukrywało się stworzenie.
– Yhm... Idzie w kierunku... no wiesz... – wyjęknęła nieśmiało, a gdy do Dracona w końcu dotarło co usiłowała mu powiedzieć, na jego twarzy zawitał wyraz najszczerszego przerażenia. Wpatrywał się w Hermionę szeroko otwartymi oczami, podwijając przy tym nogawkę spodni, pod które zdążyło już przemieścić się stworzonko.
– RŻNIJ NOGĘ!!!
– Pocze... – spróbowała mu przerwać, odkładając z powrotem nóż, który chwilę wcześniej włożył jej do ręki.
– Rżnij! Już, Granger! – Krzyknął przerażony, ignorując promieniujący ból i wizję przyszłej lokalizacji stworzenia. Chwycił ją za ramię i przyciągnął mocno w stronę kanapy, od której jeszcze przed kilkoma minutami sam próbował ją odepchnąć.
– Nie mogę tak od razu... Poczekaj – usiłowała go uspokoić, kładąc z mocą rękę na jego ramieniu i popychając go z powrotem na poduszki.
– Na co mam czekać?! Aż mi wejdzie w... Rżnij nogę! – gorączkował się Ślizgon.
– Jeszcze przed chwilą nie pozwalałeś mi jej dotknąć – zauważył trafnie, na co chłopak zareagował nerwowym śmiechem.
– Trzeba mieć w życiu priorytety, Granger – skwitował jeszcze, gdy Hermiona popatrzyła na niego z wyrazem niezrozumienia. Zupełnie jakby nie mogła uwierzyć, w jego wrodzony system wartości. – Rusz się, albo sam to zrobię – zagroził, chwytając za nóż i patrząc na nią wyzywająco.
– A wiesz przynajmniej co robić? – zapytała z ironią, dając jednocześnie za wygraną i odbierając od niego nóż. Ponownie pochyliła się nad jego kończyną, na której już od dłuższego czasu zaczęły wykwitać ciemnofioletowe, podłużne ślady, formujące się w plątaninę żył. Jak widać skarabeusz zaczął siać spustoszenie w jego ciele.
– A ty wiesz?
– Oczywiście – zapewniła go, hardo patrząc mu w oczy – Czytałam o tym kiedyś w książce – dodała, gdy uniósł brwi powątpiewająco. O dziwo, odpowiedź Gryfonki nie zadziałała na niego uspokajająco. Przeciwnie, zacisnął szczękę jeszcze mocniej, jakby rozważał na jaką opcję się zdecydować.
– Bierz się do roboty – zawyrokował w końcu głosem nieznoszącym sprzeciwu, po czym ponownie oparł głowę o zagłówek. Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek i choć oczywistym było, że jego spokój jest tylko pozorny, zadziałał na Hermionę niezwykle kojąco. Westchnęła głośno, wyswobadzając rękę, która już od dłuższego czasu tkwiła w jego silnym uścisku i przyjrzała się lekko spuchniętej i przekrwionej kończynie. Wiedziała, że Draco nie spuszcza z niej czujnego wzroku. Nie chciała jednak zwlekać, aż czarno magiczny pasożyt uwije sobie gniazdo w innych, nieco mniej komfortowych partiach ciała blondyna, więc od razu przeszła do rzeczy.
– Będzie bolało – szepnęła w jego stronę, choć miała świadomość, że Draco doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie miała pewności, czy będąc na jego miejscu, dałaby sobie z tym radę. Musiała przyznać, że mimo częstych narzekań i tak znosił tę całą sytuację nad wyraz dobrze – Postaraj się wytrzymać – dodała, przykładając ostrze do jego skóry. Draco wciąż milczał, ignorując jej poczynania i drżące palce, którymi próbowała znaleźć najlepsze miejsce do cięcia. Przez jakiś czas wpatrywała się w jego stalowe oczy, doszukując się w nich zgody na to, co miało nastąpić. Nie otrzymała jej. Zamiast tego chłopak mocniej zacisnął palce na powierzchni kanapy, wpatrując się w nią z mieszaniną zniecierpliwienia i strachu.
Westchnęła po raz kolejny, zbierając w sobie całą odwagę. Nie potrafiła skupić się na konsekwencjach swojego zachowania i braku jakichkolwiek sterylnych warunków, których wymagał zabieg. Szybkim i zdecydowanym ruchem wbiła ostrze, na tyle precyzyjnie, by przebić jedynie skórę, nie uszkadzając przy tym mięśni. Ignorując cichy syk Dracona, przekręciła ostrzem,powiększając tym samym rozcięcie. Zacisnęła mocniej zęby na widok krwi sączącej się z otwartej rany, która zdążyła już zabarwić jej ręce i sporą część kanapy.
– Granger...
– Już kończę – zapewniła szybko, gdy chłopak spojrzał na nią z wyrazem nieopisanego bólu malującego się na twarzy. Palcami drugiej ręki objęła widoczne pod skórą wybrzuszenie, brudząc krwią nogawkę jego spodni. Jej twarz na moment rozjaśnił uśmiech, gdy zdołała wsunąć ostrze pod zagnieżdżone w ciele blondyna, czarno magiczne stworzenie.
– Chyba mam! – zawołała podekscytowana w stronę chłopaka, którego czoło i policzki pokryte były licznymi kropelkami potu.
– Skłonności sadystyczne? Zgadzam się! – Krzyknął w stronę Hermiony, która jednak nie wyglądała jakby przejęła się jego szczerym osądem. Niezniechęcona jego widocznym cierpieniem, wsunęła ostrze głębiej i lekko je przechyliła.
– Teraz wystarczy tylko podważyć... – mruknęła, wykonując nagły ruch ręką. Nim chłopak zdążył zareagować, rozległo się ciche plaśnięcie, a maleńkie stworzenie przeleciało przez niemal pół salonu, rozbijając się ostatecznie o stojącą naprzeciwko szafkę. Hermiona od razu poderwała się z miejsca i podbiegła do niego, patrząc na ubrudzony w krwi pancerz z wyrazem obrzydzenia. Podniosła z szafki swoją wyszywaną koralikami torebkę, ignorując pytające spojrzenie blondyna. Po szybkich przeszukaniach wydobyła z niej sporej wielkości fiolkę.
– Musimy go gdzieś schować, żeby już nikomu nie zrobiło krzywdy – wyjaśniła, otwierając naczynie.
Nim zdążyła zareagować, pokój wypełnił odgłos przypominający dziwny świst, a ona sama zdołała zobaczyć jak w jej kierunku mknie jeden z tych czarnych, przeraźliwie drogich butów arystokraty. Złocisty pancerzyk stworzonka, którym tak się wcześniej zachwycała, a który był teraz pokryty krwią chłopaka, rozgniótł się w kontakcie z butem przy akompaniamencie okropnego, cichego trzasku.
– Nie musiałeś tego robić – burknęła, zdegustowana wyraźnym brakiem taktu blondyna i urażona tą bezsensowną, w jej mniemaniu, śmiercią.
– Inaczej byś mówiła, gdyby to świństwo zagnieździło się w twoim ciele – odparł, patrząc na nią gniewnym wzrokiem. Prychnęła pod nosem, odwróciwszy się na pięcie i zniknąwszy za drzwiami łazienki. Nie minęło kilka sekund, kiedy ponownie stanęła obok chłopaka, trzymając w dłoni mokrą szmatkę i sporej wielkości igłę z nicią chirurgiczną.
– Tylko to znalazłam – usprawiedliwiła się, widząc jego wysoko uniesioną, prawą brew. Bez słowa sięgnął po stojącą na stoliku karafkę i pociągnął z niej spory łyk bursztynowego płynu. Uznała to za przyzwolenie do dalszego działania. Wilgotną szmatką zaczęła przemywać ranę, pozbywając się z niej zarówno świeżej, jak i zaschniętej krwi.
Unikała wzroku Dracona, kiedy drżącymi rękami wbijała pierwszy raz igłę. Co jakiś czas jednak odchylała głowę, patrząc z dezaprobatą na malejącą ilość bursztynowego płynu w karafce. Nie skomentowała tego jednak, doskonale wiedząc, że prowizoryczne znieczulenie jest najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mają pod ręką środków przeciwbólowych.
– Jeśli zostanie blizna to pożałujesz, Granger – zagroził sennym głosem chłopak. Z pod półprzymkniętych powiek spoglądał na Hermionę, która robiła właśnie końcową pętelkę, odcinając przy okazji kawałek zbędnej nici. Prychnęła pod nosem, zniesmaczona arogancją chłopaka i widocznym brakiem wdzięczności. Bądź co bądź, starła się jak najlepiej, by mu pomóc.
– Sam jesteś sobie winien – odparła spokojnym tonem, sięgając po butelkę z alkoholem. Polała nim zszytą ranę, ignorując głośne wciągnięcie powietrza przez chłopaka i grymas bólu widoczny na jego twarzy.
– Chyba nie muszę ci przypominać, kto wpadł na genialny pomysł szwendania się po całym zachodnim skrzydle. Gdyby nie ty, siedziałbym teraz przy barze na dole, a nie tkwił z byle jak zacerowaną nogą! – wypomniał Gryfonce, mierząc w jej stronę oskarżycielsko palcem. Wywróciła teatralnie oczami, zupełnie nie przejmując się jego wyrzutami i sięgnęła po leżącą nieopodal torebkę. Wyciągnęła z niej kawałek złożonego bandażu, który spakowała, gdy odchodzili z Grimmauld Place. Owinęła nim ranę po amatorskim szyciu, robiąc na końcu małą pętelkę.
– Nic więcej nie jestem w stanie zrobić – podsumowała, wycierając dłonie z zaschniętej krwi i patrząc na niego przepraszająco.
– I dobrze. Wystarczy, że przeżyłem to, co zrobiłaś do tej pory – skwitował kwaśno, z satysfakcją obserwując jej rosnący gniew.
– Nie ma za co, Malfoy – zironizowała, podnosząc się z kolan – Powinieneś się przespać – mruknęła posępnie, wychodząc do łazienki.
(...)
Wróciła do pokoju dopiero godzinę później, przebrana w swoją starą, i zdaniem Dracona, najbardziej aseksualną piżamę, jaką kiedykolwiek widział. Nie zaszczyciwszy okolic kanapy nawet najmniejszym spojrzeniem, przemierzyła cały pokój, podchodząc do znajdującego się pod ścianą barku. Zebrała wszystkie stojące na nim butelki i schowała do półki, by ich widok nie kusił chłopaka w nocy.
– Rano postaram się zdobyć dla ciebie jakieś środki przeciwbólowe. O tej porze raczej nie byłoby o nie łatwo, a i bez tego za bardzo rzucamy się w oczy – powiedziała kąśliwie, odwracając się w stronę kanapy – I możesz nie być z tego faktu zadowolony, Malfoy, ale twoja hm... ofiara nie poszła na marne. Obecność tego stworzenia dowodzi, że w tym budynku jest źródło czarnej magii i znajdziemy je, czy ci się to podoba, czy nie – oświadczyła twardo, stając w końcu przy chłopaku.
Ku jej zaskoczeniu Draco leżał na kanapie w tej samej pozycji, w jakiej zostawiła go przed godziną, z tym, że teraz spał. Mimo kilku śladów po krwi, które nadal znaczyły podłogę i znaczną część kanapy oraz prowizorycznie zabandażowanej nogi, wglądał niewinnie, jak nigdy przedtem. Odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę sypialni. Chwilę później wyszła z niej, trzymając w rekach najgrubszy koc jaki znalazła. Najdelikatniej jak mogła okryła nim blondyna, po czym odstawiła na stolik pustą butelkę po whisky. Ruszyła w stronę sypialni, zastanawiając się, czy faktycznie zrobiła wszystko co mogła w tej sytuacji. Przystanęła w miejscu, po raz ostatni patrząc na jego umęczone ciało.
– Dobranoc, Malfoy – szepnęła, gasząc światło.
Inaczej sprawy się mają, gdy owa iskra natrafia na osobę, której i bez tego ciężko jest zapanować nad wybuchowym charakterem. W takich sytuacjach, ma ona jedynie dwa wyjścia: dać upust swojej złości, niszcząc wszystko dookoła, albo przeczekać, wyciszając się i ratując tym samym życie potencjalnych ofiar, które miały nieszczęście znaleźć się zbyt blisko zagrożenia. Jakże więc można było winić Dracona za to, iż w przebłysku niespotykanego dotąd miłosierdzia, zdecydował się na tę drugą opcję?
– Malfoy? – Usłyszał, jakby z oddali chiche pytanie Hermiony, lecz nie kwapił się z odpowiedzią. Był w szoku. A przynajmniej tak musiał wyglądać w oczach dziewczyny, która już od dobrych dziesięciu minut próbowała nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Przypatrywała mu się z rosnącym niepokojem, co jakiś czas machając mu ręką przed oczami. – Dobrze się czujesz? – Dopytywała, podchodząc bliżej i wypatrując u niego jakichkolwiek oznak nabytej przed chwilą choroby psychicznej. A on dalej stał w tym samym miejscu, co jeszcze dziesięć minut temu, nie poruszywszy się nawet o milimetr. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, nawet nie próbując odzyskać straconego chwilę wcześniej, rezonu. Nietrudno było zgadnąć, że Draco Malfoy był w szoku. Co więcej, mimo docierających do niego sygnałów z zewnątrz, nic nie wskazywało na to, że blondyn w najbliższych godzinach planował wrócić do świata żywych. Dalej śledził pustym wzrokiem poczynania Hermiony, która chodziła tam i z powrotem, zerkając na niego od czasu do czasu i łapiąc się za głowę w chwilach największej bezsilności.
– Zachowuje się jak dziecko. Ja też byłam w szoku, ale czy to jest powód, żeby się tak wygłupiać? – Słyszał ciągłe narzekania Gryfonki, i jedyne o czym marzył, to wykrzyczeć jej na głos, że nie ma zamiaru uczestniczyć w tym przedstawieniu. Choćby miał oszołomić setki przypadkowych Mugoli, to zrobi to, byleby tylko nie musieć podszywać się pod tę konkretną parę.
Słowa Dumbledore'a, które usłyszał przed miesiącem, jasno określały cel całej tej eskapady. Granger miała w niej odgrywać rolę mózgu operacyjnego, który taszczył za sobą niczym przysłowiową kulę u nogi. O żadnym udawaniu pary z tą "kulą" nie było mowy, a granice wzajemnego spoufalania się, które nagiął nieznacznie w czasie nauki pływania, albo ostatnich, dzikich pląsów Gryfonki, nie powinny być przekroczone po raz kolejny. I nie będą przekroczone, już on się o to postara.
– AUA! – Wyrwało mu się, gdy poczuł tępy ból z tyłu głowy. Spojrzał ze złością na dziewczynę, która z nieodgadnioną miną rozmasowywała sobie dłoń. – Co ty, do cholery wyprawiasz?
– Rekalibracja kognitywna – wyjaśniła, wzruszając od niechcenia ramionami – Zdzieliłam cię w czaszkę – dodała, widząc niezrozumienie na twarzy chłopaka.
– Wiem. Poczułem – wycedził przez zaciśnięte zęby. Wyglądał, jakby całą siłą woli powstrzymywał się przed rzuceniem się jej do gardła. – Zastanawiam się tylko, po jaką cholerę to zrobiłaś?
– Zachowywałeś się jak obłąkany, musiałam jakoś przywrócić cię do świata żywych. Czytałam, że odpowiedni wstrząs, albo niespodziewany ból potrafią zdziałać w tej dziedzinie cuda i jak widać, miałam rację.
Nie mógł znieść jej tryumfującego uśmiechu. Odwrócił się czym prędzej i oparł o najbliższe drzewo, byle tylko na nią nie patrzeć. Przymknął oczy i wziąwszy głębszy oddech, zaczął zastanawiać się nad tym, co musiał jej powiedzieć. Nim zebrał się w sobie, usłyszał delikatny szmer. Nie odwrócił się jednak, doskonale wiedząc, kto stoi za nim.
– Malfoy, chyba musimy porozmawiać – zaczęła, niepewna tego, co chciała powiedzieć. Gdy arystokrata nie poruszył się nawet o cal, dając jej tym samym przyzwolenie na kontynuację, wzięła głębszy oddech i rzekła: – Cała ta heca ze zdobyciem zaproszenia i w ogóle... Wiem, że tego nie nie chcesz. Uwierz mi, mam podobnie. Jednak co się stało, to sie nie odstanie, zdobyliśmy zaproszenie i wypadałoby je wykorzystać. – Spojrzała na niego, szukając jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa, lecz chłopak nadal milczał. Niezniechęcona, zaczęła mówić dalej: – Możesz być pewien, że ze swojej strony nie zrobię nic, czego byś nie chciał. Zostaniemy przedstawieni jako para i nie będziemy musieli robić niczego, żeby udowodnić, że tak faktycznie jest. Będziemy udawać parę w czysto platoniczny sposób. – Zaśmiała się nerwowo, nie wiedząc, jak inaczej ująć swój zamysł. Arystokrata odwrócił się do niej powoli i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
– Granger, ustalmy parę rzeczy – powiedział rzeczowym tonem, patrząc przy tym na nią jak na pięcioletnie dziecko, któremu trzeba wszystko dokładnie wytłumaczyć – Zabawimy się w ten teatrzyk, ale tylko i wyłącznie na moich warunkach. Nie kleisz się do mnie, nie uśmiechasz głupkowato... O tak, jak teraz... – dodał, gdy na jej twarzy zagościł długo oczekiwany uśmiech ulgi – A co najważniejsze, nie chcę słyszeć o żadnych skarbach, słoneczkach, misiach, kochaniach...
– Aż dziwne, że w ogóle znasz takie słowa – zakpiła, zaplatając ręce na piersi. Poczuła się o wiele lepiej, gdy arystokrata w końcu się zgodził. Jakkolwiek by to nie wyglądało, ulżyło jej, wiedząc jak wiele uprzedzeń musiał pokonać, by zaakceptować jej plan. Jego warunki także potrafiła zaakceptować, tym bardziej, że całkowicie były jej na rękę.
– Znam jeszcze inne, chcesz posłuchać? – zapytał, poruszając sugestywnie brwiami.
– Głupek – skomentowała, parskając śmiechem. Ciesząc się w duchu z wypracowanego porozumienia, ruszyła za nim w stronę zarośli, w których ukryli Krzywołapa. Patrząc na plecy idącego przed nią chłopaka, doszła do wniosku, że chyba nigdy nie zdoła do końca poznać Dracona Malfoya.
***
Doprowadziwszy się do przyzwoitego stanu, wyszli na główną alejkę, prowadzącą do bramy. Korzystając z okazji, transmutowali leżący przed nimi patyk w walizkę, doskonale wiedząc, jak trudno byłoby im wyjaśnić fakt, iż nie zabrali na urlop żadnego bagażu. Gdy zza ostatniego już, zakrętu ukazał się im widok dwóch, strzegących wejścia goryli, Draco zerknął na Hermionę, upewniając się, że dziewczyna nie zaprzepaści ich szansy. Wbrew obawom, pozostawała dziwnie spokojna, z kamienną miną szła naprzód, jedynie ręka, którą przytrzymywała klatkę z Krzywołapem, drżała delikatnie, zdradzając jej nerwy.
– Dzień dobry, panowie – powiedziała głośno, gdy dotarli do bramy wejściowej. Uśmiechnęła się, trochę zbyt nerwowo w kierunku niższego z mężczyzn, podając mu jednocześnie zaproszenie. Zostali przepuszczeni bez słowa, więc ciesząc się tymczasowym sukcesem, ruszyli szybciej w kierunku budynku.
Przechodząc przez drzwi wejściowe, stanęli oko w oko z młodym, wyraźnie znudzonym recepcjonistą, który dla zabicia czasu, obracał w rękach podniszczony długopis. Na ich widok wyprostował się nieznacznie, uśmiechając się z wyuczoną wprawą.
– Witam w "Leśnym zakątku"– rzekł skrzekliwym głosem, dokładnie artykułując nazwę posiadłości i wywołując tym samym grymas obrzydzenia na twarzy Dracona – Państwo z konkursu, tak? Poproszę o zaproszenie. – Wyciągnął w ich stronę rękę i zdobywszy od Hermiony czerwoną karteczkę, zagłębił się w jej treść.
– Hanna Stone i Bob Cooper?
– A nie widać? – wysyczał Draco przez zaciśnięte zęby, ledwie nad sobą panując. Postawił krok w stronę mężczyzny, ograniczając dystans między nimi jedynie do oddzielającego ich kontuaru. Sam fakt, iż musiał podszywać się pod kogoś o tak plebejsko brzmiącym nazwisku doprowadzał go do furii, a sposób, w jaki mężczyzna je wymówił, dodatkowo przyprawił go o mdłości.
– Dowody tożsamości – powiedział po chwili, dużo bardziej piskliwym głosem. Hermiona spojrzała spanikowana na Dracona, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jak mogli zapomnieć o tak istotnej rzeczy?
– Niestety zostały nam skradzione, gdy byliśmy w drodze – odpowiedziała po chwili, zadowolona, z faktu, że głos jej nie zadrżał. Recepcjonista spojrzał na nich niepewnym wzrokiem, usilnie się nad czymś zastanawiając.
– Bardzo mi przykro – odrzekł, jednak jego znudzona mina przeczyła, jakoby rzeczywiście nad tym faktem ubolewał – Jednak zdają sobie państwo sprawę, że kontrola tożsamości jest obligatoryjna.
– Czy do ciebie nie dociera, że nas okradziono? Mam ci to wyjaśnić? – Draco powoli tracił cierpliwość. Oparł się obiema rękami na blacie, pochylając się w stronę recepcjonisty z chęcią mordu w oczach. Postanowił dalej ciągnąć kłamstwo Hermiony i grać rolę okradzionego klienta, którego brak wyimaginowanych dokumentów dostatecznie pozbawił cierpliwości.
– Chwileczkę – wyjęknął mężczyzna, znikając szybko za pobliskimi drzwiami. Korzystając z okazji, że zostali sami, Hermiona spojrzała na blondyna z irytacją.
– Czemu tak na niego naskoczyłeś? On jedynie wykonuje swoją pracę – szepnęła, zapierając ręce na biodrach.
– Ciesz się, że go nie zabiłem – odparł zbyt poważnie, by można było uznać to za nieudany dowcip. Ich niemą konfrontację na spojrzenia przerwał odgłos otwieranych drzwi. Ukazał się w nich recepcjonista, prowadząc ze sobą drugiego mężczyznę.
– Garet Garhart. Jestem właścicielem posiadłości. – Przedstawił się, wyciągając w ich kierunku rękę. Był to wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany z czarny, dopasowany garnitur. Lekko siwiejące włosy zaczesał na jedną stronę, a spod okazałych wąsów widać było śnieżnobiały uśmiech. – Mój pracownik powiedział mi, że mają państwo jakiś problem z potwierdzeniem tożsamości.
– Tak, niedawno nas okradziono. Zabrano dokumenty i część bagaży – wyjaśniła Hermiona, siląc się na spokój. Choć nie potrafiła kłamać, starała się nadać swojej wypowiedzi nieco histeryczny ton, tak, by właściciel uwierzył, jak bardzo ubolewa z powodu straty swoich rzeczy. Nie pomógł jej fakt, że nowo przybyły mężczyzna łypnął podejrzliwie na ich walizkę i Krzywołapa, który zaniepokojony nowym miejscem, zaczął prychać i kręcić się na tyle, na ile pozwalała mu ciasna klatka.
– Wygrali państwo konkurs, tak? – dopytywał się, mierząc ich dziwnym, dociekliwym spojrzeniem. Hermiona przełknęła głośno ślinę, odnotowując sobie w pamięci, by sprawdzenie wszystkich pracowników pensjonatu, zacząć właśnie od Gareta. Pomimo tego, iż nie wyglądali na typową parę, a ich bagaż był dość niestandardowy, podejrzliwość tego mężczyzny była co najmniej dziwna.
– Tak – usłyszała stanowczy głos Dracona koło siebie. Chwilę później poczuła dotyk w okolicy talii, na której chłopak położył swoją rękę. Zakasłała nerwowo, czując się nieswojo w tej sytuacji, jednak nie dała po sobie poznać, że jego delikatny, acz stanowczy ruch w jakikolwiek sposób ją zadziwił. On też nie wydawał się być przejęty faktem, iż tym jednym ruchem zniweczył wszystkie warunki, które wcześniej ustalili.
– Dobrze – odpowiedział Garet, uśmiechając się jeszcze promienniej, choć, jak zauważyła dziewczyna, jego uśmiech nie obejmował oczu, które pozostały zimne i niedostępne – Tak się jednak szczęśliwie składa, że dane wszystkich zwycięzców przechowujemy w komputerze, więc weryfikacja informacji nadal jest możliwa. – Wskazał ręką na obszerny, biały monitor, zajmujący niemal połowę blatu, a zalegająca na nim warstwa kurzu upewniła Hermionę, że pracownicy pensjonatu nieczęsto kwapili się do tego, by korzystać z nowoczesnej technologii. Zerknęła dyskretnie w stronę Dracona, by sprawdzić jego reakcję na sprzęt, i choć chłopak wyraźnie był zagubiony, to poza dziwnym wpatrywaniem się w komputer, jak w narzędzie jego przyszłej zagłady, nie zrobił nic, co zdradziłoby jego nieznajomość świata Mugoli. – Jestem zmuszony państwa pożegnać, choć jestem pewien, że jeszcze nie raz się potkamy – powiedział właściciel, skinąwszy im głową, po czym zniknął za drzwiami.
Hermiona przełknęła głośno ślinę, wpatrując się w recepcjonistę, który zaczął stukać w klawisze, odnajdując kolejne dane. Doskonale wiedziała, że wystarczyło choćby jedno, najprostsze pytanie o Hannę, lub Boba, a wyjdzie na jaw cała ta maskarada. Nie spojrzała w stronę blondyna ani razu, by nie wzbudzić podejrzeń recepcjonisty, i choć wiedziała, że chłopak także jest zdenerwowany, to jednak nie dawał po sobie tego poznać. Mimo nieobecności Gareta, nie zdjął ręki z jej talii, nawet nie zdając sobie sprawy, że dodaje jej tym samym odrobiny otuchy. Ku ich zdziwieniu, weryfikacja danych w oczach recepcjonisty wyglądała zgoła inaczej, niż przewidywał ją Garet.
– Hanna Stone, lat 21, zamieszkała w Hrabstwie Hampton, córka Megan i Tomasa?
– Tak – wyjęknęła dziewczyna, nie wierząc we własne szczęście.
– I Bob Cooper, lat 22, mieszkaniec Londynu, syn Rufusa i Aldony? – Spojrzał wyczekująco na Malfoya, który kiwnął głową, nie zdobywając się na żadną odpowiedź. Odetchnęli z ulgą, gdy mężczyzna odszedł od monitora, patrząc na nich ze znużeniem. Podczas ostatnich wskazówek, które wygłosił w ich kierunku, a które Draco całkowicie zignorował, łypał cały czas na Krzywołapa, dając im do zrozumienia, że trzymanie zwierząt w tym miejscu nie jest pożądane. Nie zdobył się jednak na jakąkolwiek uwagę na ten temat, zapewne obawiając się reakcji arystokraty.
Otrzymawszy klucz, Draco obrzucił recepcjonistę zawistnym spojrzeniem, po czym wraz z Hermioną ruszył w kierunku schodów. Za nimi, niczym cień podążył młody, płochliwy chłopak, przywołany wcześniej przez recepcjonistę, taszcząc z wysiłkiem ich bagaż. Dzięki odpowiednim zaklęciom, które użyła Hermiona, ich walizka, mimo iż była pusta, ważyła niemal tyle samo, co w sytuacji, gdyby Gryfonka sama do niej weszła. Zadowolona z siebie, szła krok za arystokratą, dając mu wolną rękę w odnalezieniu ich przyszłego lokum. Pokonali korytarz, rozglądając się na boki, by z pomiędzy kilkunastu identycznych drzwi, wybrać te właściwe.
Otworzyli je i znaleźli się w niewielkim, jasnym pokoju, którego wystrój wskazywał na późne lata siedemdziesiąte. Pośrodku stała ciemna, dwuosobowa kanapa, a beżowy dywan wydawał się być lekko nad niszczony przez nieuwagę gości i upływający czas. Gdzieniegdzie widoczne były ślady po winie, lub błocie, którego obsługa pensjonatu z nieuwagi lub przez zaniedbanie nie zdołała dopatrzeć. Na wprost wejścia, na niewielkim stoliku stał telewizor i dzbanek z wodą, a po lewej stronie maleńki barek. Beżowe ściany tonęły w promieniach słońca wpadających przez okno. Stojąc pośrodku saloniku zdołali dostrzec białe drzwi po lewej stronie, prowadzące zapewne do łazienki i niewielką, półkolistą wnękę, wewnątrz której stało dwuosobowe łóżko, z czystą, lecz typowo babciną pościelą w kwiaty. Jedno łóżko, jak zauważyła Hermiona, ukrywając swoje oburzenie. Odpychając od siebie myśli, jak zdoła rozwiązać z Malfoyem ten istotny problem, zajęła się oglądaniem wiszących na ścianach obrazów. Pokój, mimo iż malutki, wydawał się być przytulny, a po tygodniach mieszkania w namiocie, zmiana otoczenia wydawała się Hermionie przyjemną odmianą.
Draco z nieskrywanym grymasem przypatrywał się pomieszczeniu, krzywiąc się coraz bardziej, gdy dostrzegał coraz to nowe, babcine akcenty. Słysząc zniecierpliwione chrząknięcie z tyłu, odwrócił się i ujrzał pracownika pensjonatu, który nadal stał w progu i trzymał ich bagaż. Odebrawszy od niego walizkę, spojrzał na intruza z wyraźnym oburzeniem. Ignorując jego wyciągniętą po napiwek dłoń, zapytał:
– Wiesz może, jak czuje się pozostawiony w niewiedzy idiota? – Odczekał cierpliwie, aż wyraźnie zaciekawiony chłopak pokręci głową, gotowy, by usłyszeć dalszą część zagadki. – Później ci powiem – dokończył blondyn, zatrzaskując mu drzwi przed nosem.
(...)
Spędzili w pokoju kilka godzin, w czasie których Hermiona zdążyła się już rozpakować i niemal całkowicie zadomowić. Wypuściwszy z klatki Krzywołapa, opadła ciężko na kanapę, ignorując tym samym, siedzącego na niej Dracona. Przetarła dłonią twarz, by pozbyć się wyraźnych oznak zmęczenia i spojrzała na niego z dezaprobatą. Podczas gdy ona zdążyła rozpakować już swoje rzeczy i odświeżyć się po wyczynach w pobliskim lesie, arystokrata cały czas przesiedział w tym samym miejscu, nie poruszywszy się nawet o cal. Zdobył się na wstanie z miejsca tylko raz, by napełnić szklankę znalezionym w pokoju trunkiem. Teraz jednak, siedząc z zaciętą miną i drinkiem w ręce, wydawał się być całkowicie nieobecny.
Gryfonka zdawała sobie sprawę, że każde nowe miejsce wiązało się dla niego z niepewnością i obawą co do tego, kogo mógłby w nim spotkać. Malfoy nie musiał wiele mówić. I bez tego była świadoma jak wiele poświęcił, godząc się na warunki Dumbledore'a. Chcąc przerwać jego zadumę, sięgnęła po leżącego pomiędzy nimi pilota i z westchnieniem włączyła telewizor. Gdy do jej uszu dobiegł pierwszy potok słów prezenterki wiadomości, zdała sobie sprawę jak bardzo brakowało jej tej namiastki normalnego życia, z którym nie miała styczności już od tak dawna. Zerknęła ukradkiem w stronę siedzącego obok chłopaka, z satysfakcją obserwując jego zdziwienie.
– To telewizor, Malfoy – wyjaśniła, wiedząc, że chłopak, mimo swojej ciekawości, nie zdobędzie się na pytanie. Pokiwał powoli głową, nie kryjąc fascynacji mugolskim sprzętem. Chcąc go jeszcze bardziej zaintrygować, wcisnęła odpowiedni przycisk na pilocie, a kanał zmienił się, ukazując tym razem jakiś brazylijski serial. Zerknęła na Ślizgona jeszcze raz, przyłapując go tym samym na ukradkowym spojrzeniu na pilot. Odwrócił szybko wzrok, wyciągając jednocześnie rękę w jej stronę.
– Daj mi to – zażądał, a gdy nie zdobyła się na żaden ruch, sam sięgnął po pilot. Obejrzał go dokładnie ze wszystkich stron, na próbę przyciskając jakiś dowolny przycisk. Dźwięk w telewizorze od razu stał się głośniejszy, przez co chłopak zmarszczył brwi z irytacji. Wpatrywał się w pilota z miną sapera, stojącego przed wyborem, który z kabelków ma przeciąć, by rozbroić bombę. Hermiona zaśmiała się cicho do własnych myśli, po czym przysunęła się delikatnie w jego stronę.
– Tymi przyciskami zmieniasz kanały, a tymi sterujesz dźwiękiem – wyjaśniła, wskazując na poszczególne guziki na pilocie – Jeśli będziesz chciał wyłączyć telewizor, wciśnij ten duży, czerwony – poradziła, obserwując, jak chłopak na próbę zmienia kanał. Zadowolony z rezultatu, odwrócił się w jej stronę z pogodną miną.
– Dam radę – zapewnił, o dziwo bez żadnych złośliwości. Jak na osobę pozbawioną całkowitego kontaktu z mugolskim światem, Draco radził sobie w nim nad wyraz dobrze. Poza kilkoma niepewnymi minami i dziwnymi przemyśleniami, których nie szczędził w obecności innych gości, swoją niewiedzę potrafił doskonale zamaskować, tak żeby nikt nie zdawał sobie sprawy, że chłopak widzi telefon, czy fax po raz pierwszy w życiu. Przyswajał wszystkie wiadomości z nieznaną dotychczas gorliwością, co tylko dziewczynę cieszyło. Jako ktoś, kto uważał Mugoli za bezwartościowe istoty, a ją samą za niegodną Hogwartu szlamę, pozwolił sobie na drwinę z niemagicznego świata tylko trzy razy w ciągu ostatnich godzin... Nie to, żeby liczyła.
– Idę się rozejrzeć. Gdybyś czegoś nie wiedział, albo potrzebował pomocy to pytaj – powiedziała, patrząc na niego wyczekującym wzrokiem. Nie otrzymawszy od niego żadnej odpowiedzi, opuściła pokój z ponurą miną.
***
Spacer po całej posiadłości zajął jej zdecydowanie więcej czasu, niż przewidywała. Starała się nie wzbudzać niczyich podejrzeń i wyglądać przy tym jak typowy gość pensjonatu, który z nudów postanowił zwiedzić okolicę. Uśmiechała się skromnie do każdego, napotkanego po drodze gościa, lub pracownika pensjonatu, nie kwapiąc się przy tym, by zaczynać z kimkolwiek jakąś rozmowę. Pomimo obolałych nóg i kilku podejrzliwych spojrzeń, które zdobyła, była zadowolona z obchodu. Przy odrobinie szczęścia będą mogli zaplanować po kolei swoje działania, by choć ten jeden raz odejść od tradycji i nie iść na żywioł. Tak zdeterminowana dotarła na drugie piętro, by jak najszybciej poinformować arystokratę o swoich oględzinach.
Cały, nagromadzony po drodze entuzjazm uleciał w chwili, gdy otworzyła drzwi do pokoju, który miała nieszczęście dzielić z Malfoyem. Telewizor był wyłączony, więc blondynowi znudziło się oglądanie tanich, brazylijskich seriali, ale w całym pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny swąd alkoholu. Kaszląc i osłaniając oczy, zdołała dojść do okna i otworzyć je na oścież, tak, by pozbyć się dowodów jego haniebnego występku.
– Malfoy! – krzyknęła w stronę bezkształtnej sterty ubrań walających się na kanapie. Odpowiedziała jej cisza. Niezrażona tym Gryfonka podeszła bliżej i położyła rękę na wybrzuszeniu na kocu, w miejscu, gdzie, jak przewidywała, znajdowało się ramię śpiącego chłopaka – Obudź się, Malfoy – powtórzyła, potrząsając nim lekko.
– Kimkolwiek jesteś, dobrze ci radzę, spieprzaj – rozległo się głuche warknięcie spod koca, a zaraz potem ukazała się jej głowa Dracona.
– Wstawaj, Malfoy. Mamy coś do zrobienia – powiedziała głośno i wyraźnie, świadoma tego, że do zaspanengo chłopaka może dotrzeć jedynie połowa z jej wypowiedzi.
– Będę miły i powtórzę tylko raz: spieprzaj, Granger – odezwał się, na powrót przymykając oczy.
– Nie bredź, tylko wstawaj. Za dziesięć minut musimy zejść do głównego holu, rozkaz Gareta – dodała, widząc jego wysoko uniesioną brew. Zabrała koc, którym był okryty i odrzuciła go na stojące w oddali łóżko, po czym założyła na ramię swoją wyszywaną koralikami torebkę.
– Zwolnij, Granger. Nie nadążam za tobą wzrokiem – mruknął, usiłując odzyskać ostrość widzenia.
– Podczas gdy twoje zachowanie procentowało w... – urwała, mierząc arystokratę pogardliwym spojrzeniem – ...Po prostu procentowało – dokończyła nieskładnie – Ja rozejrzałam się po całym budynku. Są cztery piętra udostępnione dla gości. Na parterze jest restauracja, a zaraz pod nią piwnica z winami. Całe zachodnie skrzydło jest zamknięte, a przy tylnym wejściu na dziedziniec stoi jakiś mięśniak. Sądzę, że najlepiej będzie jeśli to właśnie tam zaczniemy nasze poszukiwania. Musimy się pospieszyć, bo zaraz po spotkaniu dla wszystkich gości przewidziana jest jakaś atrakcja – powiedziała z niepewną miną, dokładnie akcentując ostatnie słowo.
– Ale zapierdzielasz – mruknął nieprzytomnie na widok Hermiony, która zniecierpliwiona jego postawą, postanowiła przemierzyć pokój po raz kolejny. Następnie zamknęła na powrót okno i podeszła do stolika, na którym stał dzban z wodą. Pijąc, przewróciła teatralnie oczami, zdając sobie sprawę, ze chłopak nie poruszył się w tym czasie nawet o cal.
– Wstawaj – rozkazała, rzucając w jego stronę poirytowane spojrzenie. - O co ci chodzi? – zapytała, wpatrując się w niego z niezrozumieniem. Wskazywał palcem na jakiś punkt koło niej, ignorując drżenie dłoni, którą tylko cudem zdołał utrzymać w górze – Chcesz wody, tak?
– Nie, kurwa, budyniu! – warknął ochryple, poddając się ostatecznie na widok jej zadowolonej miny. Wstał z łóżka i podszedł do stolika, przy którym stała dziewczyna. Kilkoma łykami ugasił pragnienie i dopiero wtedy spojrzał na Hermionę. Wydawała się być zdegustowana jego stanem i tym jawnym przejawem lekceważenia całej sprawy. Pomimo tego, iż zachowywała spokój, Draco doskonale wiedział, że niewypowiedziane żale z pewnością cisną jej się na język. Nie zamierzał ich jednak słuchać. I bez tego miał podły nastrój, a ból głowy z każdą sekundą narastał. Odwrócił się na pięcie i zgarniając porozsiewane wszędzie ubrania, udał się do łazienki.
Kwadrans później zeszli do głównego holu, w którym zastali wszystkich gości pensjonatu wraz ze stojącym pośrodku nich, Garetem. Jego fałszywy uśmiech rozpoznali już z daleka. Nie zważając na pełne dezaprobaty spojrzenia, zajęli miejsce tuż przy ścianie. Podczas gdy Hermiona mamrotała ciche przeprosiny do każdego zniecierpliwionego gościa, którego mijała, Draco patrzył z pogardą przed siebie, nie zaszczyciwszy nikogo najmniejszym spojrzeniem.
– W końcu jesteśmy już wszyscy! Wspaniale, doprawdy wspaniale! – Zaczął Garet, najwyraźniej dumny z każdej pary oczu, która była w niego wlepiona. – Nie pozostaje mi zatem nic innego, jak tylko powitać naszych zacnych gości, którzy przybyli tu w nagrodę, bądź też z własnej, nieprzymuszonej woli. – Zaśmiał się z własnego żartu, przejeżdżając palcami po siwiejących wąsach. – Mam nadzieję, że będą państwo czuć się u nas jak w domu. Jako kierownik pensjonatu, pragnę także zaznaczyć, że z naszej strony niczego państwu nie zabraknie. Dodatkowe atrakcje i wszelkie rozrywki, które zaplanowaliśmy, sprawią, że ten pobyt będzie niezapomniany – wyszczerzył się jeszcze bardziej, rozpościerając ramiona, jakby chciał nimi objąć wszystkich zgromadzonych. – Zaraz po śniadaniu zapraszam wszystkich na zewnątrz, na północne zbocze. Będzie tam na państwa czekał jeden z naszych najzacniejszych pracowników, Igor, który opowie o pierwszej atrakcji. A teraz zapraszam na posiłek i życzę każdemu smacznego!
(...)
Szli powoli w odległości kilku metrów od pozostałych. Oboje mieli nietęgie miny, Draco z niewyspania, a Hermiona ze strachu. "Atrakcja", jak określił jej przyszłą katorgę, Garet, była jej w tej chwili potrzebna w równym stopniu, co Malfoyowi beret. Nie przejmując się mokrą i zdecydowanie źle przyciętą trawą, szedł dziarsko przed siebie, w czarnych spodniach i jedwabnej koszuli. Może i nie przejęłaby się widocznym między nimi kontrastem, gdyby nie jeszcze jedna rzecz. Podczas, gdy inne pary szły wtulone w siebie, bądź śmiały się, nie wypuszczając z uścisku swoich dłoni, oni jako jedyni szli w odpowiednim, zdaniem Malfoya, dystansie, nie stykając się nawet ramionami. Arystokrata nie odezwał się do niej od czasu wyjścia z pokoju, zapewne nadal wściekły o pobudkę, którą mu zarządziła. Nie przejęła się zbytnio jego fochami, ani też nie próbowała nawiązać z nim jakiejkolwiek rozmowy, skupiając się na obserwowaniu otoczenia i notując w pamięci coraz to nowe zabudowania, do których zamierzała zajrzeć, w dużo bardziej sprzyjających okolicznościach.
– Kłopoty w raju? – zapytał szczupły jegomość, w którym rozpoznała gościa z pokoju obok. Wskazał ręką na Dracona, który dotarłszy na wyznaczone miejsce, odszedł, zostawiając ją daleko w tyle.
– Można tak powiedzieć – mruknęła, zdobywając się na wymuszony uśmiech. Machnęła lekceważąco ręką, jakby domniemana kłótnia z Draconem nie robiła na niej żadnego wrażenia.
– Nie martw się, drogie dziecko, jesteście młodzi i jeszcze wiele podobnych kłótni przed wami – powiedział, poklepując ją przy tym po ramieniu. Odszedł do swojej żony, równie szczupłej, lecz zdecydowanie mniej życzliwej kobiety, stojącej nieco z tyłu.
Hermiona przystanęła za parą Mugoli, których waga zbliżona była do rozmiarów niewielkiej orki, starając się tym samym ukryć przed porannym, chłodnym podmuchem wiatru. Zadowolona ze swojego pomysłu, spojrzała na niskiego, wątłego mężczyznę, który szedł w ich stronę z nieco skrępowanym uśmiechem. Po przygaszonej postawie i rozbieganym spojrzeniu wywnioskowała, iż publiczne wystąpienia Igora, bo tak się później przedstawił mężczyzna, nie należały do najczęstszych, a on sam wolał ograniczać kontakty z innymi ludźmi do minimum. Mimo swojej nieśmiałości, okazał się być bardzo uprzejmym i życzliwym człowiekiem. Ze spokojem znosił narzekania pojedynczych kobiet, które próżność zmusiła do założenia szpilek oraz nieprzychylne komentarze mężczyzn, co do niekorzystnej pogody na tego typu przedsięwzięcia. Po kilkuminutowym wystąpieniu, podczas którego zdążyli już porządnie zmarznąć, poprowadził ich do jednego z trzech okazałych budynków, stojących rzędem tuż przy ogrodzeniu. Z miną godną Świętego Mikołaja otworzył drewniane wrota, czekając zapewne na okrzyki ekscytacji i podziwu. Wprawdzie większość kobiet nie kryła swojego zachwytu tym, co zobaczyli w środku, jednak Hermiona zdecydowanie nie należała do ich grona. Widok, który miała przed sobą wcale nie poprawił jej humoru.
Otworzywszy ciężkie, drewniane wrota, jej oczom ukazał się przestronny, wyścielany słomą korytarz, ciągnący się do końca budynku. Po jego obu stronach znajdowały się pojedyncze boksy, w których stały przeróżnej maści konie. Zwierzęta, choć piękne i zadbane, wzbudziły w Gyfonce dużo mniejszy entuzjazm, niż u innych osób. Zachęcona jednak przez Igora, podeszła bliżej, stając naprzeciwko pierwszego z nich, białego konia, który parsknął głośno, gdy tylko oparła się o ogrodzenie. Natychmiast odskoczyła do tyłu, nieświadoma tego, iż ktoś ją obserwuje. Zmarszczyła brwi, gdy dosłyszała z tyłu śmiech Dracona. Ślizgon opierał się nonszalancko o jedno z ogrodzeń, nie zwracając uwagi na stojące wokół zwierzęta. Wydawał się być znudzony całą tą sytuacją, więc dziewczyna doszła do wniosku, że już niejednokrotnie musiał jeździć konno. Posłała mu zdegustowane spojrzenie, odwracając się następnie w stronę wyjaśniającego im zasady jazdy konnej, Igora.
– Jazda konna stanowi część nagrody, dlatego też została wliczona w koszty pobytu. Dla tych z Państwa, którzy zdecydują się na kurs, będzie to możliwość rozwinięcia własnych umiejętności w tym zakresie, bądź też nabycie całkiem nowych. Przewidziana atrakcja będzie składała się z trzech, w razie dogrywki, czterech spotkań.
– Dogrywki? – zapytała Hermiona, przykuwając tym samym większość spojrzeń.
– Tak, dogrywki. Za dwa dni zorganizowany zostanie niewielki, wewnętrzny konkurs. Będzie to coś w rodzaju wyścigu, w którym będziecie mogli Państwo pochwalić się własnymi umiejętnościami. Udział biorą Państwo jako para, więc szanse nowicjuszy będą zrównoważone przez bardziej doświadczonych partnerów. Każda dwójka zostanie oceniona przez niezależne jury, więc nie ma obawy co do stronniczości – zaczął wyjaśniać Igor, krążąc w kółko i wydeptując w słomie ścieżkę – Jazdę zaczniemy od jutra, kiedy wszystkie emocje opadną – dodał, widząc jak jedna z kobiet biega od jednego zwierzęcia do drugiego, niemal ze łzami w oczach i zachwytem na twarzy – Dzisiaj każdy z was wybierze konia, na którym będzie chciał jeździć. Wybór musi być świadomy i adekwatny do własnych preferencji, upodobań i możliwości. Nie należy kierować się więc wyglądem konia, bądź też innymi, estetycznymi wyznacznikami. W razie problemów, chętnie pomogę – zakończył, dając im wolną rękę.
Nie oglądając się na Malfoya, który od razu ruszył w kierunku czarnego i najgroźniejszego konia, zaczęła obchodzić powoli całe pomieszczenie, przyglądając się poszczególnym zwierzętom. Złorzecząc w myślach na tak haniebne zniewolenie, groźnych, lecz niewątpliwie pięknych zwierząt, przystanęła przy ostatnim boksie. Stojący w nim, popielaty, nieco wychudzony koń, nie zareagował w żaden sposób na jej obecność, dalej przeżuwając swoje siano. W porównaniu z innymi zwierzętami, wydawał się być nieco zaniedbany, choć jak się domyśliła, jego wygląd był zapewne wynikiem długich lat życia, niż jakiegokolwiek złego traktowania ze strony ludzi. Wyciągnęła powoli rękę w jego stronę, niepewna tego, jak zwierze może zareagować na jej dotyk. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy jej palce zetknęły się z sierścią, gratulując sobie jednocześnie wyboru. Jej sielankę przerwał wściekły głos blondyna, który pojawił się przy niej chwilę później.
– Granger, powiedz mi, że mam omamy... Nie wytrzeźwiałem jeszcze, albo smród stajni mi nie służy... – zaczął mocno zaniepokojonym głosem – Możesz mi łaskawie powiedzieć, co to jest? – zapytał z niedowierzaniem, wskazując na zwierzę, przy którym stała Gryfonka.
– Mój koń – odpowiedziała spokojnie, spoglądając przy tym na blondyna z niezrozumieniem.
– Spośród wszystkich koni, wybrałaś TO COŚ? – poczekał, aż Hermiona kiwnie głową, po czym kontynuował – Żartujesz sobie tak? Natychmiast zmień konia! – Zarządził, piorunując ją przy tym spojrzeniem.
– Wiesz, co? Pocałuj mnie gdzieś! – Powiedziała gniewnie, sama będąc zdziwiona swoją reakcją i użytym słownictwem.
– Na przyjemności będzie czas później – odparł, niezrażony jej tonem – Teraz wybierz innego konia!
– Nie mam zamiaru go zmieniać. To piękny i spokojny koń. Nie jest narwany, lubi, gdy go głaszczę i czuję się przy nim w miarę bezpiecznie – wyjaśniła, wzruszając ramionami – Może nie jest za młody, ale...
– To stara chabeta, Granger! Nie wmówisz mi, że tego nie widzisz! – przerwał Hermionie gniewnym tonem, nie zważając na jej zmieszanie. Najwyraźniej czarny wierzchowiec chłopaka podzielał jego zdanie, bo zarżał głośno, w aprobacie na jego słowa – Nie wystąpię z tobą w parze, jeśli nie zmienisz konia – zagroził, celując w nią palcem. Ku zdziwieniu chłopaka, Gryfonka nie wydawała się być z tego faktu niezadowolona. Z zapamiętaniem głaskała swoje zwierze, od czasu do czasu łypiąc zaniepokojonym spojrzeniem w stronę postawnego, czarnego konia, stojącego po drugiej stronie blondyna.
– Och, nie udawaj, że zależy ci na wygranej w tym "godnym pożałowania konkursie" – przedrzeźniała go, a widząc, że blondyn już otwiera usta, by zaprotestować, dodała – Ja w ogóle nie chcę brać w tym udziału, Malfoy. Nie po to tu jesteśmy. Powinniśmy się skupić na zadaniu i dobrze o tym wiesz. To wszystko co teraz robimy... To nie jest potrzebne.
– Wezmę udział w tym konkursie z tobą czy bez ciebie – odparł gniewnym tonem – Nie po to zwinąłem im z przed nosa najlepszego konia, żeby później zrezygnować. A teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy, rusz się i zmień konia!
– Nie – odpowiedziała, podchodząc do Dracona i hardo patrząc mu w oczy – Albo wystąpię na nim, albo nie wystąpię wcale. I wtedy będziesz musiał szukać sobie kogoś innego do pary. Słyszałam, że Gertruda jest wolna. Biedny Rupert zjadł wczoraj za dużo ostryg i nie będzie mógł wziąć udziału w zabawie – odparła swobodnym tonem, z satysfakcją obserwując, jak arystokrata zaciska ze złości zęby. Mierzyli się przez dłużą chwilę wrogimi spojrzeniami, a gdy Hermiona dostrzegła, że Malfoyowi najwyraźniej zabrakło argumentów, odwróciła się na powrót do swojego konia i kładąc dłoń na jego grzywie, powiedziała:
– Widzisz, mówiłam ci, że się zgodzi.
Nim Draco zdążył zaoponować, podszedł do nich zarządca stajni, który najwyraźniej skończył już udzielać wskazówek innym uczestnikom. Spojrzał zaskoczony na zwierzę, które wybrała kasztanowłosa, ale gdy zauważył wściekłą minę blondyna, natychmiast się opanował, przywdziewając na twarz maskę fachowcy.
– Widzę, że wybrała panienka Florencję. To nasza najstarsza klacz, niegdyś zwyciężczyni wielu międzynarodowych konkursów. Jestem mile zaskoczony, że ktokolwiek ją wybrał. To rasowa klacz, jednak lata swojej świetności ma już dawno za sobą. Proszę się nie obawiać, jestem pewien, że da z siebie wszystko – dodał szybko, gdy zobaczył zdegustowaną minę Ślizgona – Z łatwością daje się prowadzić, wszystkie komendy wykonuje profesjonalnie i z gracją. Nie nadaje się do szybkiego galopu, bo przeszła już trzy zabiegi, jednak na takie zawody wydaje się być odpowiednia. Może pomogę z wyborem siodła? – zapytał, podchodząc do ścianki boksu, na której wisiały najróżniejsze modele siodeł – Od kiedy panienka jeździ konno?
– Yhm... Prawdę mówiąc to będzie mój pierwszy raz - wymamrotała, starając się nie patrzeć w stronę blondyna.
– W takim razie wybierzemy ten model – odparł, podchodząc do beżowego, największego, najbardziej zabudowanego siodła i zdejmując je z wysięgnika – I bez obawy, Florencja z pewnością panienki nie zrzuci. Wszyscy początkujący czują się na niej bezpiecznie – dodał pokrzepiająco, gdy osiodłał klacz dziewczyny.
– Dziękuję – odpowiedziała, cały czas unikając wzroku arystokraty.
– A co mu tu mamy... – zaczął właściciel, przenosząc wzrok na zwierzę, które stało przy blondynie. Widać było, że jest pod wrażeniem jego wyboru i aż pali się do tego, by zasypać ich gradem informacji – Doskonały wybór, panie Cooper. To tegoroczny champion, zdobywca czternastu prestiżowych nagród, w tym Złotego Runa dla najlepszego konia w woltyżerce i skokach przez przeszkody. Pokrył już kilkanaście klaczy. Nie ma sobie równych. Lepszego nie mógł pan wybrać.
– Jak się nazywa? – zapytał Draco, patrząc z pogardą na klacz Hermiony. Dystans między ich zwierzętami był aż nadto wymowny. Zaskoczony mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w blondyna, a na jego twarzy pojawiła się mieszanina zdziwienia i strachu. Wyglądał jakby przez cały ten czas modlił się, by to pytanie nigdy nie padło.
– To yhm... Ziutek – odpowiedział dziwnie zmieszany właściciel – To na cześć jego pierwszego właściciela, Józefa Mihra. Ziutek jest koniem arabskim. Jego wartość została wyceniona na kilka milionów dolarów, a każdy jego źrebak... – Draco uciszył go jednym ruchem ręki. Spojrzał na czarną jak smoła sierść swojego ogiera, po czym nie zwracając uwagi na duszącą się od śmiechu Hermionę, obdarzył właściciela morderczym spojrzeniem.
– Chcę innego konia!
– Ależ panie Cooper, lepszego sprintera pan nie znajdzie – zaoponował mężczyzna, bezradnie rozkładając ręce.
– Nie będę jeździł na żadnym Ziutku!
– Nonsens – zaświergotała rozbawiona Hermiona, podchodząc do chłopaka i chwytając za lejce, które chwilę wcześniej wypuścił z dłoni – Nie bądź niemądry, skarbie – dodała, z premedytacją akcentując ostatnie słowo – Ziutek to idealny koń dla ciebie! Dziękujemy panu za pomoc i informację – dodała w stronę właściciela, kiwając jednocześnie głową.
– Nie ma za co. A teraz wybaczą państwo, ale inne osoby też potrzebują mojej pomocy – odpowiedział mężczyzna, po czym odszedł w kierunku wysokiej blondynki, łypiącej podejrzliwie na białego, nieco wyleniałego konia stojącego we wschodnim boksie.
Jak zauważyła Hermiona, większość osób zdążyło już wybrać swoje konie i ustawić się przed ich boksami. Niektórzy z nich, przebywający zapewne w stajni po raz pierwszy w życiu, rozglądali się dookoła i co jakiś czas pokazywali sobie palcami co ciekawsze rzeczy. Inni, zaprawieni w jeździe, stali wyraźnie znudzeni, jedynie od czasu do czasu przyglądając się z zawiścią innym koniom, których nie zdążyli wybrać. Wśród panującego gwaru rozmów i wybuchów śmiechu poszczególnych gości, dziewczyna nie usłyszała oddalającego się od niej Dracona. Dopiero spojrzawszy w jego stronę, zdołała dostrzec plecy oddalającego się chłopaka.
– Dokąd idziesz?
Malfoy zatrzymał się na dźwięk jej głosu, po czym odwrócił lekko głowę. Cała jego postawa wyrażała bezgraniczną złość, której nawet nie próbował przed nią ukryć.
– Idę zmienić konia – odparł nonszalancko, jakby wcześniejsza rozmowa nie wywarła na nim żadnego wrażenia.
– Przecież nie możesz! Igor wyraźnie powiedział, że Ziutek to najlepszy koń w stajni. Z resztą, prawie wszystkie inne konie są już zajęte – dodała, splatając ręce na piersiach.
– Nie będę jeździł na żadnym Ziutku! – zawodził uparcie niczym dziecko. Rozejrzawszy się po całym pomieszczeniu musiał jednak przyznać Gryfonce rację. Poza trzema zbyt młodymi na jazdę, źrebakami, nie zostało już nic. Westchnął ciężko, próbując pogodzić się ze swoim ciężkim losem, pozwalając jednocześnie, by dziewczyna odebrała od niego lejce. Na powrót podszedł do swojego czarnego ogiera, nie obdarzając go żadnym, przychylnym spojrzeniem, jakby to on był winien temu, że dostał takie imię.
– Pasujecie do siebie – powiedziała Hermiona, spoglądając w ich kierunku z wyraźnym zadowoleniem. Przez chwilę wydawało jej się, że zarówno Draco jak i jego wierzchowiec zmierzyli ją morderczym spojrzeniem, najwyraźniej urażeni tą jawną obelgą.
– Z tego, co widzę, wszyscy dokonali już wyboru. Mogę zapewnić, że każde zwierzę spełni Państwa oczekiwania, a co lepsi jeźdźcy przyznają, że jeździło się na nich wyśmienicie. Na dzisiaj to wszystko! Ze swojej strony chciałbym serdecznie państwu podziękować za poświęcony czas i zaprosić na kolejne zajęcia. Jutro z samego rana wypróbujemy Wasze zdobycze! – Zaśmiał się tubalnie z własnego żartu, po czym pożegnał się skinieniem głowy i odszedł w kierunku zabudowań. Poszczególne osoby zaczęły iść w jego ślady i już po paru minutach w stajni została jedynie Hermiona. Pogłaskała na pożegnanie Florencję, po czym ruszyła szybkim krokiem w kierunku Dracona, który wprowadziwszy Ziutka do boksu, ruszył rozgniewany w kierunku wyjścia. Dogoniła go dopiero przy głównej alejce, wiodącej do tarasów z przodu budynku. Odzyskawszy oddech, spojrzała na niego gniewnie.
– Mogłeś na mnie poczekać – wytknęła, na co chłopak jedynie wzruszył ramionami. Po pulsującej żyłce na czole zdała sobie sprawę, że najwyraźniej złość na Ziutka jeszcze mu nie przeszła. Szli więc w milczeniu, pozwalając, by pochłonęły ich własne, skołatane myśli.
– Gotowa na swój jutrzejszy występ, Granger? Lubisz jazdę na oklep? – Zapytał Malfoy w chwili, w której przeszli przez drzwi pensjonatu. Mimo wcześniejszego gniewu, perspektywa zobaczenia jej marnych, jeździeckich umiejętności wyraźnie poprawiła mu humor. Obdarzył ją typowo ślizgońskim uśmiechem, na co dziewczyna jedynie ściągnęła gniewnie brwi.
– Nie powinniśmy brać udziału w tych głupich konkursach. Dobrze wiesz, że nie taki jest nasz cel. Siedziałam już na testralu i smoku, więc z koniem też sobie poradzę – powiedziała z wyrzutem, mierząc w jego stronę palcem. Wcale nie czuła się tak pewnie, jak mówiła. W głębi duszy przeczuwała, że jutrzejszy dzień będzie jednym z najgorszych w jej życiu. Publiczne upokorzenie na oczach Dracona i pozostałych gości było na tyle fascynujące, że na samą myśl poczuła ucisk w żołądku.
– Z pewnością – zakpił, zauważając, jak bardzo zbladła. Ignorując jego kpiący uśmiech, hardo spojrzała mu w oczy.
– To nie jest w tej chwili ważne, Malfoy. – Ściszyła głos, zobaczywszy w oddali przysadzistego jegomościa, kierującego się w stronę jadalni. – Za godzinę widzimy się przy schodach. Wykorzystaj ten czas w jakiś konstruktywny sposób – dodała, odchodząc.
– Niby po co? – Zapytał, marszcząc brwi.
– Pójdziemy na mały spacerek – rzuciła tajemniczo, nawet się nie odwracając. Patrzył przez chwilę na jej oddalającą się sylwetkę, po czym z grobową miną powlókł się do pokoju. Mimo zapewnień Gryfonki, doskonale wiedział, że ten spacerek mu się nie spodoba.
***
Hermiona rozejrzała się uważnie po korytarzu, nasłuchując przy tym każdego, podejrzanego dźwięku z oddali. Wychyliła się zza rogu, stąpając bezszelestnie i wodząc wzrokiem po wszystkich ścianach i portretach, w nadziei, że przybliży ją to do celu. Z Malfoyem u boku czuła się o wiele bezpieczniej, niż gdy przemierzała te korytarze pierwszym razem, jednak jego postawa już od dłuższego czasu zaczynała ją irytować. Przyjrzała mu się dyskretnie, wykorzystując fakt, że zatrzymali się przy jednym z zakrętów, nasłuchując rozmowy dwóch kelnerów, stojących przy drzwiach do schowka. Oparł się o ścianę i włożył ręce do kieszeni spodni, całym sobą demonstrując swoją lekceważącą postawę. Prychnął niecierpliwie, gdy po kilku minutach ruszyli w dalszą wędrówkę, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
– To tutaj – powiedziała cicho, wskazując palcem na drewniane drzwi, które wcześniej ją zaciekawiły. Arystokrata podszedł do nich powolnym krokiem, łapiąc za klamkę i sprawdzając, czy są zamknięte. Wydawał się być nieprzejęty nieprzewidzianą przeszkodą i odszedł parę kroków do tyłu, patrząc na drzwi wyzywającym wzrokiem. Nim Hermiona zdążyła zaoponować, wyważył je jednym, solidnym kopniakiem. Zadowolony z siebie, spojrzał na Gryfonkę, oczekując jakiejkolwiek reakcji. Ta jednak przeszła koło niego obojętnie, zbyt pochłonięta widokiem, który skrywały, by zdobyć się na choćby jedno słowo uznania. Draco prychnął pod nosem rozeźlony, po czym przekroczył próg, domykając za sobą, lekko już zdezelowane, drzwi.
Znaleźli się w starym, okrągłym pomieszczeniu, które lata świetności miało już dawno za sobą. Centralne miejsce zajmowała ogromna biblioteka, z mnóstwem półek, które niemal uginały się pod ciężarem książek. Opasłe tomiska nie zachęcały jednak do czytania. Wiele z nich było podniszczonych, niektóre całkowicie podarte, a pojedyncze kartki walały się po kamiennej posadzce.
W pomieszczeniu nie było żadnych okien, przez co całe wnętrze tonęło w ponurym półmroku. Zdołali jednak dostrzec drewniane, masywne biurko zajmujące niemal całą, boczną wnękę, z setkami pergaminów ułożonych w staranne, niemal równe stosy. Zapaliwszy zakurzoną lampę, zawieszoną tuż przy wejściu, zamknęli za sobą drzwi i rozejrzeli się po wnętrzu.
– Niektóre są nadpalone. Pewnie ktoś próbował je zniszczyć – powiedziała Hermiona, przeglądając podniszczone zwoje.
– Księgi wyglądają podobnie – odpowiedział Draco, oglądając poszczególne woluminy. Te z nich, które przetrwały próbę czasu i nieudaną próbę zniszczenia, miały stronice z wyblakłym, lub celowo zamazanym atramentem, którego nie dało się odczytać.
– To bez sensu. Nic tutaj nie znajdziemy – podsumował blondyn, ze złością odrzucając kolejną bezużyteczną księgę – Nie mogę nawet odczytać tytułu – dodał, odwróciwszy się do Gryfonki. Dziewczyna pokiwała głową, zbyt zamyślona, by mu odpowiedzieć. Nie zaszczyciwszy go spojrzeniem, dalej upychała znalezione pergaminy do swojej wyszywanej koralikami torebki.
– Zabierzemy stąd tyle, ile się da i przejrzymy je na spokojnie w pokoju – wyjaśniła, czując na sobie przeszywające spojrzenie – Wybierz wszystkie księgi, z których przy odrobinie szczęścia będziemy mogli coś wyczytać – rzuciła, po czym odeszła od pustego już, biurka i przeszła do regału. Zaczęła przeglądać po kolei wszystkie księgi, marszcząc w zamyśleniu brwi i przygryzając wargę. Ku przerażeniu blondyna, wydawać by się mogło, iż w Hermionie odezwała się długo ukrywana, natura detektywa. W przypływie heroicznego poświęcenia odszukał trzy księgi, z którymi czas obszedł się najłagodniej i podał je dziewczynie. Zadowolony ze swojego osiągnięcia oparł się o krawędź biurka i przyglądał się dalszym wysiłkom Gryfonki.
– Zamierzasz dalej nic nie robić? – zapytała go po dziesięciu minutach, wkładając do torebki książkę, która, zdaniem blondyna, nadawała się tylko na opał.
– Zrobiłem już wystarczająco dużo – odparł, zaplatając nogi w kostkach. Nie przejąwszy się morderczym spojrzeniem dziewczyny, ziewnął przeciągle, demonstrując w ten sposób swój nadzwyczajny zapał do pracy.
– Gdybyś mi pomógł byłoby o wiele szybciej – zauważyła, przechodząc na lewą stronę regału. Tutaj ksiąg było znacznie więcej. Niektóre ze nich, upchane jedna na drugiej, ledwie trzymały się na wystrzępionych półkach. Zdawać by się mogło, że wszystko runie przy najmniejszym, nieodpowiednim ruchu. Kasztanowłosa przyjrzała się całej tutejszej zawartości biblioteczki, po czym najdelikatniej jak mogła, wyciągnęła najgrubsze tomisko, jakie udało jej się w niej znaleźć.
– Nie będę ci przeszkadzał, przecież wiem, że wśród tych antyków czujesz się jak ryba w wodzie – odparł dobrodusznie, machając przy tym lekceważąco ręką. Nim zdołał cokolwiek dodać, w całym pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy huk, a jedna z półek, o którą nieświadomie oparła się Gryfonka, pękła, uwalniając znajdujące się na niej książki.
– Twoja gracja nadal pozostaje dla mnie tajemnicą – skomentował Draco, patrząc na zszokowaną dziewczynę z politowaniem. Położyła rękę na klatce piersiowej i oddychała głośno, jakby chwilę wcześniej przebiegła maraton. Draco, widząc, że Gryfonka już otwiera usta, by się sprzeciwić, podniósł rękę, by ją uciszyć. Szybkim krokiem podszedł do półki, wpatrując się przy tym w zdezelowany regał.
– Malfoy?
– Co to jest? – zapytał, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą tkwiły księgi. Zaciekawiona dziewczyna podążyła za nim wzrokiem i od razu zrozumiała, dlaczego blondyn wyglądał na spetryfikowanego.
Na tylnej ścianie regału, która do tej pory pozostawała ukryta, zamajaczył jakiś dziwny kształt. Podeszli bliżej, spoglądając na pokryty niezwykle intensywną, złotą barwą, pancerz jakiegoś nieruchomego stworzenia, które z racji maleńkich szczypczyków przypominało Hermionie niewielkiego żuka. Stworzenie nie poruszało się, a zastygłe w bezruchu ciało musiało miesiącami pokrywać się brudem i kurzem. "Żuczek", jak nazwała go w myślach Hermiona, był naprawdę niewielki, z łatwością mógłby się zmieścić w dłoni, jednak intensywna barwa jego pancerza sprawiała, że przyciągał ich uwagę z zadziwiającą siłą, nie pozwalając ani na chwilę odwrócić wzroku.
– Nie dotykaj go – ostrzegła Gryfonka, łapiąc Ślizgona za ramię w chwili, w której jego palce niemal musnęły złoty pancerz. Draco spojrzał na nią zirytowany, jednocześnie uwolniwszy rękę z jej uścisku.
– Daj spokój, Granger, to tylko jakiś zdechły owad – warknął, sięgając po znalezisko. Przyjrzał mu się z bliska, nawet nie kryjąc fascynacji złotą powłoką na jego pancerzu. Z niespotykaną delikatnością przetarł po nim palcami, pozbywając się kurzu i ujawniając jeszcze intensywniejszy, złocisty kolor.
– Nie podoba mi się to – powiedziała, marszcząc brwi i spoglądając na chłopaka z wyraźnym strachem w oczach. On jednak wydawał się w ogóle nie słyszeć jej złowieszczego tonu. Z fascynacją oglądał owada ze wszystkich stron, jakby wierzył, że pancerz faktycznie wykonany jest z tak cennego kruszcu.
– Bo masz tyle wspólnego ze złotem, co ja ze sklątką tylnowybuchową – zawyrokował, usiadłszy na biurku i zerknąwszy na nią z ukosa.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałam – powiedziała dziwnie zamyślonym głosem. Na widok prowokacyjnie uniesionej brwi chłopaka, dodała: – To nie jest prawdziwe złoto, Malfoy, więc twój ślinotok nie jest tutaj na miejscu. Lepiej zastanówmy się skąd to się tutaj wzięło. To z pewnością magiczne stworzenie, tyle, że nie mogę sobie przypomnieć o nim żadnych informacji... Jestem pewna, że gdzieś o tym czytałam... – mamrotała, krążąc po pokoju. Co chwilę spoglądała na spoczywającego w rękach Dracona owada, jakby pod wpływem jego widoku, mogłaby dotrzeć do zapomnianych informacji.
– Ciekawe ile ma karatów – dumał blondyn, po raz setny przejeżdżając palcami po drogocennym pancerzu stworzenia.
– To nie jest prawdziwe złoto, Malfoy! – krzyknęła, podchodząc do niego szybkim krokiem i wytrącając mu owada z ręki. Stworzenie upadło z głuchym łoskotem na podłogę, na nowo pokrywając się znajdującym się na niej, kurzem. Ślizgon zmierzył dziewczynę morderczym spojrzeniem, jednocześnie zeskakując z biurka i robiąc ku niej mały krok. Gdy odległość między nimi zmniejszyła się do minimum, a ona bez trudu mogła zobaczyć malującą się w jego oczach furię, zacisnęła zęby, gotowa bronić swoich racji.
Prawda była taka, że od pozornie niegroźnego stworzenia wyczuwała dziwną, niepokojącą aurę. Nie podobała jej się także ta chora fascynacja, z jaką patrzył na nie Draco. Może i był łasy na złote błyskotki i wiedziała, że typowo spartańskie warunki, jakie narzucił im Dumbledore dają mu się we znaki, jednak wątpiła, czy w normalnych okolicznościach dziedzic niezliczonej fortuny Malfoyów spoglądałby na jakiegoś zdechłego owada z podobną fascynacją. Nawet takiego, którego pancerz ma pewnie więcej karatów, niż całe złoto, które kiedykolwiek w życiu widziała.
– Nie waż się tego więcej robić – wycedził, owiewając jej twarz gorącym oddechem. Jego oczy zdawały się być ciemniejsze, a malująca się w nich furia jedynie utwierdziła Gryfonkę, co do słuszności jej założeń.
– Posłuchaj mnie, Malfoy, od tego stworzenia aż czuć czarną magię... Nie! Poczekaj! – Zatrzymała go, gdy, nie zważając na jej słowa, schylił się po swoją zgubę. – Od tego stworzenia aż zieje czarną magią i nie wmówisz mi, że tego nie czujesz. To cię... omamia. Tak, Malfoy! – Upierała się, gdy chłopak wybuchnął teatralnym śmiechem – Lepiej będzie jeśli więcej tego nie dotkniesz. Postaram się poszperać w książkach i czegoś poszukać, jestem pewna, że już kiedyś o tym czytałam...
– Peruka cię ciśnie, Granger – odpowiedział lekceważąco, patrząc z politowaniem na jej włosy – To tylko zdechły owad. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale bądź pewna, że nic mi nie zrobi.
– Skoro twierdzisz, że to " tylko zdechły owad" to dlaczego tak bardzo chcesz go dotknąć?
– Sam nie wiem... – odparł, tracąc na chwilę rezon. Zaciętość na jego twarzy ustąpiła miejsca zamyśleniu, jakby zaczęła do niego docierać absurdalność własnego zachowania. Hermiona odetchnęła z ulgą, wiedząc, że największy kryzys już minął. Uśmiechnęła się nieznacznie, stwierdziwszy, że skoro do blondyna zaciera docierać, że faktycznie miała rację, teraz w końcu będą mogli wrócić do swojego zadania. – Może po prostu złoto do mnie pasuje – zakończył, załamując ją po raz kolejny. Jak widać umysł Malfoya pracował na bardzo prostych zasadach. Zbyt prostych.
– Mam złe przeczucia – zaczęła, ani na moment nie spuszczając wzroku z jego twarzy – Nie dotykaj tego, Malfoy, proszę... – dokończyła cicho, dopiero po fakcie uświadamiając sobie, że po raz pierwszy go o coś poprosiła. Draco chyba pomyślał o tym samym, bo wpatrywał się w nią nieco intensywniej, niż dotychczas. Milczeli przez dłuższą chwilę, nie do końca świadomi mijającego czasu i zbyt bliskiej odległości między sobą. Wpatrywali się w siebie z zapałem, każde pogrążone we własnych myślach, nieświadomie wstrzymując oddech i spinając mięśnie.
– Granger? – Zaczął, otwierając szerzej oczy i patrząc na nią nieodgadniętym wzrokiem.
– Tak?
Nieświadoma zmiany zachowania Dracona, zrobiła jeszcze jeden, maleńki krok w jego stronę. Z tej odległości mogła już zobaczyć niewielkie centki zdobiące jego źrenice.
– Czuję coś dziwnego...
– Co takiego? – Zapytała niemal szeptem, gdy już niemal stykali się ciałami.
– Wydaje mi się, że...
– Tak? – Zapytała, wstrzymawszy oddech. Wpatrywała się w niego z oszołomieniem, czekając na jego odpowiedź.
– Coś mi się rusza w spodniach – wykrztusił w końcu, nie do końca z tego faktu zadowolony.
– Malfoy! – Zrugała go, odskakując od chłopaka na bezpieczną odległość i patrząc na niego z obrzydzeniem. – Daruj sobie takie informacje. To, co się dzieje w twoich spodniach zupełnie mnie nie interesuje!
– Granger, ja nie żartuje!
– I po co mi to mówisz? – Zapytała, patrząc na niego jak na wariata. Zignorowała rumieńce, które wykwitły na jej twarzy i przestąpiła z nogi na nogę, pewna, że to ona jest winna tego... problemu.
– Żebyś mi pomogła!
– JA?! – zapytała, niemal wpadając na biurko, stojące za nią. Patrzyła na niego oniemiała, a gdy zrobił krok w jej stronę, zatrzymała go, podnosząc asekuracyjnie rękę. – Nie waż się do mnie podchodzić – zagroziła, pilnując, by nie zbliżył się na mniejszą odległość.
– Granger, coś mi tam rusza... O, znowu! – poinformował ją, przenosząc wzrok na swoje spodnie – AUA! – krzyknął, pochyliwszy się nieznacznie.
– Nie wiedziałam, że to bolesne... – mruknęła, patrząc na niego podejrzliwie. Nim zdążyła cokolwiek dodać, Draco chwycił prawą nogawkę spodni i podciągnął ją w górę, ukazując widok, który przeraził ich oboje.
Na prawej łydce chłopaka, tuż nad skarpetką widoczne było niewielkie wybrzuszenie, przypominające mugolski implant podskórny.
– Co to, do cholery jest?! – krzyknął, przenosząc spojrzenie na Hermionę.
– Merlinie – szepnęła, od razu podchodząc do niego i pochylając się w sposób, który ułatwił jej sięgnięcie rany. Dotknęła lekko palcami skóry chłopaka, z przerażeniem zauważając, że "implant" także się poruszył.
– To coś żyje! – panikował chłopak, próbując dosięgnąć rękami do wybrzuszenia i drapać je desperacko.
– Uspokój się! – nakazała mu Hermiona, odtrącając jego rękę. Dopiero, gdy Draco wyprostował się i oparł o biurko, podniosła na niego zmartwiony wzrok.
– To ten robal, prawda? – zapytał, omiatając spojrzeniem cały pokój i nie odnajdując w nim śladu po zdechłym owadzie. Gryfonka kiwnęła niepewnie głową, zastanawiając się jednocześnie nad sposobem wyciągnięcia z jego nogi niechcianego lokatora. Draco chyba pomyślał o tym samym, bo stanął pewnie na nogach i choć widać było, że jakiekolwiek poruszanie się, sprawia mu ból, to spojrzał na nią z zadziwiającym opanowaniem.
– Wiesz jak się go pozbyć?
Kiwnęła głową, nie mając ochoty na jakiekolwiek wyjaśnienia.
– Wracajmy do pokoju – powiedziała w zamian, otwierając drzwi i rozglądając się po korytarzu – Dasz radę iść?
Draco kiwnął sztywno głową, zaciskając zęby i robiąc dwa kroki naprzód. Po chwili zachwiał się lekko, sycząc z bólu i przymykając oczy, gdy stworzenie pod jego skórą po raz kolejny się poruszyło. Hermiona, nie zwróciwszy uwagi na jego oburzenie, od razu do niego podbiegła i objęła go w pasie, podtrzymując wyraźnie osłabione ciało. Z początku Draco próbował iść o własnych siłach, lecz, gdy wzmogło to tylko jego ból, zrezygnował z dumy i oplótł ręką ramiona Gryfonki.
– Daję słowo, że jeśli zginę przez tego karalucha, to go zabiję – zaprzysięgał się mściwie, nie do końca zdając sobie sprawę z absurdalności własnej wypowiedzi.
– To skarabeusz – poprawiła go automatycznie Hermiona, przytrzymując jego ramię, które osunęło się nieznacznie, gdy wychyliła się, by zamknąć drzwi od pokoju. – No jasne! Skarabeusz! – Ekscytowała się, zatrzymując się w jednym miejscu i patrząc z podekscytowaniem na Dracona.
– Kurwa mać, Granger, mów jaśniej!
– Maledictus Cibus. Wiedziałam, że gdzieś o nim słyszałam! To stworzenie czarno magiczne znane już w od wieków. Ponoć pojawia się zawszę tam, gdzie wyczuwa cierpienie i śmierć, dlatego każdy się go boi. Naparem z jego pancerza leczy się najróżniejsze schorzenia, choć trzeba przy tym uważać, by nie przesadzić z dawką, bo nie jednego już zabiła. Nie widziano ich od stuleci, choć według legend, potrafią przeżyć znacznie dłużej niż jakiekolwiek inne, magiczne stworzenia. Przez większość życia leżą w bezruchu, odżywając się tylko wtedy, gdy spotkają ofiarę. Wabią ją kolorem i niespotykanym wyglądem, a jak wiadomo, na człowieka najbardziej działa złoto. Nic więc dziwnego, że mu uległeś, Malfoy – podsumowała, prowadząc go pogrążonym w mroku korytarzem.
– I co się dzieje, gdy już zagnieżdżą się w ofierze? – zapytał, gdy opuścili zachodnie skrzydło.
– Nie myśl o tym – szepnęła, patrząc na niego z determinacją – Pozbędziemy się go, już moja w tym głowa.
Sami byli zdziwieni łatwością, z jaką udało im się pokonać resztę drogi do pokoju, nie budząc przy tym niczyich podejrzeń. Hermiona z trudem otworzyła drzwi, podtrzymując drugą ręką słaniającego się chłopaka. Wtoczyli się do niewielkiego saloniku, od razu kierując się w stronę stojącej pośrodku kanapy. Chłopak opadł na nią z głuchym łoskotem, wykrzywiając twarz w grymasie bólu.
– Kurwa! – zaklął siarczyście, zmniejszając tym samym współczucie u Hermiony. Powoli zdjął prawy but i sięgnął do nogawki spodni, podwijając ją aż po kolano.
– Nie ruszaj się, bo będzie gorzej – ostrzegła Hermiona, na widok szamoczącego się na kanapie blondyna. Pochyliwszy się nad jego nogą, przyjrzała się sceptycznie niewielkiemu wybrzuszeniu, znajdującemu się tuż pod kolanem.
– Zrób coś, Granger! – ponaglił ją Draco, gdy znajdujące się pod skórą stworzenie próbowało przedostać się dalej. Spojrzał na Hermionę wzrokiem pełnym obaw i czystego strachu, którym zamierzał zmusić ją do jakiegokolwiek działania.
– Myślę – odparała spokojnie, patrząc na kończynę chłopaka jak na niezwykle cenne znalezisko. Przejechała palcami po jego skórze, od razu odnotowując niewielki ruch.
– Nie uważasz, że w tej sytuacji to trochę za mało? – Zapytał sceptycznie, zaciskając przy tym z bólu zęby. Każdy, nawet najmniejszy ruch pasożyta powodował niewyobrażalny ból, którego Ślizgon nie zamierzał pokazywać. Całą silą woli skupił się na tej maleńkiej iskierce nadziei, którą niosła ze sobą Hermiona i jej znikoma, medyczna wiedza. Skoro bez problemu rozpoznała to COŚ, co teraz bezkarnie panoszy się pod jego skórą, to równie szybko znajdzie jakiś sposób na pozbycie się niechcianego lokatora, prawda? Prawda?!
– Dobra, Malfoy. Chyba wiem co zrobimy – odparła poważnym tonem, nawet nie starając się o cień pokrzepiającego uśmiechu. Przełknęła z trudem ślinę, niepewna reakcji chłopaka. – Nie możemy użyć magii, bo zapewne na całym terenie są jakieś detektory, które by ją namierzyły. Musimy się go pozbyć w mugolski sposób.
– Czyli jak? – Zapytał podejrzliwie, gdy dostrzegł jak z lękiem zagryzła wargę. Hermiona jednak nie zamierzała mu w tej chwili odpowiedzieć. Szybkim krokiem odeszła w głąb salonu, nie zwracając przy tym uwagi na jego spięte mięśnie i zaciśniętą z bólu szczękę.
Jakikolwiek amatorski zabieg, do którego przygotowywała się Gryfonka nie mógł odbyć się bez odpowiedniego znieczulenia, toteż blondyn, korzystając z chwilowej nieobecności swojej osobistej zmory i jej, nad wyraz karcącego wzroku, postanowił od razu się tym zająć. Sięgnął zatem po stojącą na stoliku obok karafkę pełną bursztynowego płynu, po czym otworzył korek a do jego nozdrzy od razu dostał się znajomy, cierpki zapach alkoholu. Nim jednak zdążył choćby przechylić butelkę, czyjaś ręka bezceremonialnie wyrwała ją z jego desperackiego uścisku.
– Nie tym razem, Malfoy. Na razie musisz być trzeźwy. Musisz mi pomóc – odparła spokojnie Hermiona, odstawiając whisky w miejscu, które znajdowało się poza jego zasięgiem. Przyklękła koło kanapy i podwinęła skraj jego spodni nieco wyżej, tak, by odsłonić nogę, aż po kolano. Jej ruchy były niepewne i jakby mechaniczne, a ona sama wydawała się być nieobecna. Ręce miała spocone i drżące, a usta zacisnęła w wąską linię, co tylko utwierdziło go w przekonaniu, że do tej pory nie miała zbyt dużej styczności z amatorską medycyną. Dopiero gdy ścisnęła w dłoni niewielki nożyk, który chwilę wcześniej przyniosła, a jego ostrze błysnęło złowrogo w świetle palącej się lampy, odważyła się do niego odezwać.
– Spróbuję go jakoś wyciągnąć, Malfoy, ale nie możesz się ruszać. Połóż tutaj ręce... – poinstruowała go, chwytając za jeden z jego nadgarstków i kładąc go na nodze, jedynie parę centymetrów powyżej wybrzuszenia – Dobrze... A teraz uciskaj... Mocniej...
– Chcesz mnie pociąć? – Zapytał, nie spuszczając wzroku z noża i próbując ukryć swój strach.
– To jedyny sposób – odpowiedziała pewnie, badając palcami przyszłe miejsce cięcia – Wbiję nóż tuż przy jego pancerzu a potem delikatnie podważę. Wydaje się być nieco agresywny, więc musisz mocno uciskać, żeby nie mógł mi uciec – dodała, zakładając za ucho pasmo włosów. Robiła to zawsze wtedy, gdy była czegoś niepewna, lub bardzo się bała, więc po tym drobnym geście Draco stracił, i tak wątpliwą już, nadzieję na sukces.
– Czekaj, Granger! A jeśli to nie zadziała? – zapytał po dłuższym czasie, odgarniając wilgotne kosmyki z czoła. Coraz trudniej przychodziło mu opanowanie tak potężnej fali bólu. Lata treningów, które przeżył w Malfoy Manor poprawiły jego odporność na wszelkie oznaki cierpienia, jednak nigdy nie pomyślał, że przyjdzie mu zmierzyć się z czymś niepozornym, co właśnie wgryzło mu się w kończynę.
– Cóż... W najgorszym razie amputuję ci całą nogę – zaśmiała się nerwowo, mając nadzieję, że ten mały żart rozładuję napiętą atmosferę.
– CO?! – Wykrzyczał wyraźnie przerażony Draco. Usiadł gwałtownie na kanapie, przy okazji odsuwając poranioną nogę jak najdalej od Gryfonki. Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, dopiero teraz zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
– To będzie ostateczność – zapewniła, wyciągając się, by móc chwycić kończynę chłopaka i z powrotem ułożyć ją na kanapie – Siedź spokojnie, żartowałam. Mam nadzieję, że uda mi się go jakoś wyciągnąć.
Wbrew jej zamierzeniom Malfoy nie wydawał się być przekonany. Odsuwał nogę w jak najdalszy kąt, wyginając ją przy tym pod dziwnym kątem i krzywiąc się z bólu za każdym razem, gdy widoczne pod skórą wybrzuszenie, poruszyło się, skorzystawszy z chwilowej swobody.
– Zabieraj ode mnie te łapy! Nie dam ci dotknąć nogi. Lubie ją! Mam ją odkąd pamiętam! – krzyczał, łapiąc nieugiętą dziewczynę za nadgarstki i blokując całkowicie jej ruchy.
– Malfoy! Nie mamy czasu! Im dłużej to w tobie siedzi tym gorzej...
– Nie dotykaj mnie!
– Zamknij się i uciskaj nogę! Wyżej! – Pouczyła go, wyswobadzając się z jego uścisku i ponownie wpatrując się w miejsce przyszłej, chirurgicznej eskalacji. Wbrew cichym obawom Hermiony, chłopak od razu jej posłuchał, nie bawiąc się przy tym w wygłaszanie żadnych kąśliwych uwag oraz oszczędzając sobie pogardliwych prychnięć. Ponownie oplótł kończynę drżącymi rękami, po raz pierwszy od dłuższego czasu zerkając na dziewczynę. Od razu zauważył zmianę w jej zachowaniu. Miała szeroko otwarte z przerażenia oczy i lekko uchylone usta, a nóż, który do tej pory tak kurczliwie trzymała, upadł z głuchym hukiem na dywan.
– Granger? Co się dzieje?
– Wchodzi głębiej... Nie! Spokojnie! – Powstrzymała go, bo Draco już zaczął otwierać usta, by zaprotestować – Daj mi dotknąć... Zrobię to szybko... Uspokój się – powiedziała drżącym głosem, podnosząc nóż z dywanu i oczekując przyzwolenia chłopaka. Na próżno. Poziom jego irytacji i zniecierpliwienia rósł wprost proporcjonalnie do bólu, z jakim już od dłuższego czasu się zmagał.
– Jak mam siedzieć spokojnie, kiedy jakaś wariatka chce mi uciąć nogę? – Wysapał z trudem, patrząc na dziewczynę z mordem w oczach.
– Nie utnę ci nogi... – zapewniła, wpatrując się z determinacją w jego stalowe źrenice – Chyba... – dodała już ciszej, w nadziei, że Draco już tego nie usłyszy. Myliła się.
– Spieprzaj z tymi łapami! – Zawołał, kolejny raz przesuwając się w najdalszy kąt kanapy.
– Dobrze, w takim razie daj mi tylko popatrzeć – powiedziała zrezygnowana, powoli odkładając nóż na stoliku stojącym obok. Uniosła ręce do góry, bezceremonialnie demonstrując, że nie ma w nich już żadnych niebezpiecznych narzędzi, po czym powoli przysunęła się w stronę blondyna.
Pod wpływem jej chłodnego dotyku Draco na moment przymknął oczy i oparł głowę o zagłówek kanapy. Przez dłuższą chwilę badała dokładnie całą ranę, szepcząc do siebie słowa, będące zapewne jakimiś książkowymi definicjami zjawiska. Powoli przychodziło otępienie spowodowane bólem i zmęczeniem, jednak wiedział, że przedłużanie jego agonii w nieskończoność jedynie pogorszy sprawę. Z chwilą, w której chłopak zdecydował, że za nic w świecie nie da się jej dotknąć, usłyszał jak Hermiona gwałtownie wciąga powietrze i zaciska gwałtowanie ręce na jego nodze.
– Co do chole... – zaczął, otwierając oczy.
– Spokojnie... Na Merlina... – wyjęknęła. Zerwała się na nogi i przełknęła nerwowo ślinę, patrząc przy tym na niego ze strachem – Yhm... Malfoy.... Jest mały problem...
– Chyba gorzej już być nie może – westchnął, pogodzony ze swoim losem. Ten dzień i tak dał mu w kość. Czy istniała zatem możliwość, że spotka go coś gorszego niż jakiś nieznany pasożyt siedzący pod skórą na łydce i perspektywa pochlastania nożem przez Gryfonkę, która z pielęgniarką miała tyle samo wspólnego co on z brzydotą?
– Polemizowałabym z tym – mruknęła Hermiona, gdy w końcu na nią spojrzał. Wyglądała na przejętą, a jej oczy przeskakiwały nerwowo od jego nogi na twarz i z powrotem – Ruszył się... Wiem, że cię boli, ale...
– Kurwa mać, Granger! Co się dzieje? – Zapytał, dopiero teraz zdając sobie sprawę z niewielkich drgań, które od dłuższego czasu odczuwał.
– Wydaje mi się, że tak jakby idzie... wyżej... – odparła poważnie i zgodnie z prawdą, ignorując rumieńce zażenowania, które powoli wykwitały na jej twarzy.
– Jak to...WYŻEJ? – Obserwował ją z prawdziwym niezrozumieniem, gdy niezniechęcona jego reakcją, wskazała palcem miejsce, w którym pod skóra chłopaka ukrywało się stworzenie.
– Yhm... Idzie w kierunku... no wiesz... – wyjęknęła nieśmiało, a gdy do Dracona w końcu dotarło co usiłowała mu powiedzieć, na jego twarzy zawitał wyraz najszczerszego przerażenia. Wpatrywał się w Hermionę szeroko otwartymi oczami, podwijając przy tym nogawkę spodni, pod które zdążyło już przemieścić się stworzonko.
– RŻNIJ NOGĘ!!!
– Pocze... – spróbowała mu przerwać, odkładając z powrotem nóż, który chwilę wcześniej włożył jej do ręki.
– Rżnij! Już, Granger! – Krzyknął przerażony, ignorując promieniujący ból i wizję przyszłej lokalizacji stworzenia. Chwycił ją za ramię i przyciągnął mocno w stronę kanapy, od której jeszcze przed kilkoma minutami sam próbował ją odepchnąć.
– Nie mogę tak od razu... Poczekaj – usiłowała go uspokoić, kładąc z mocą rękę na jego ramieniu i popychając go z powrotem na poduszki.
– Na co mam czekać?! Aż mi wejdzie w... Rżnij nogę! – gorączkował się Ślizgon.
– Jeszcze przed chwilą nie pozwalałeś mi jej dotknąć – zauważył trafnie, na co chłopak zareagował nerwowym śmiechem.
– Trzeba mieć w życiu priorytety, Granger – skwitował jeszcze, gdy Hermiona popatrzyła na niego z wyrazem niezrozumienia. Zupełnie jakby nie mogła uwierzyć, w jego wrodzony system wartości. – Rusz się, albo sam to zrobię – zagroził, chwytając za nóż i patrząc na nią wyzywająco.
– A wiesz przynajmniej co robić? – zapytała z ironią, dając jednocześnie za wygraną i odbierając od niego nóż. Ponownie pochyliła się nad jego kończyną, na której już od dłuższego czasu zaczęły wykwitać ciemnofioletowe, podłużne ślady, formujące się w plątaninę żył. Jak widać skarabeusz zaczął siać spustoszenie w jego ciele.
– A ty wiesz?
– Oczywiście – zapewniła go, hardo patrząc mu w oczy – Czytałam o tym kiedyś w książce – dodała, gdy uniósł brwi powątpiewająco. O dziwo, odpowiedź Gryfonki nie zadziałała na niego uspokajająco. Przeciwnie, zacisnął szczękę jeszcze mocniej, jakby rozważał na jaką opcję się zdecydować.
– Bierz się do roboty – zawyrokował w końcu głosem nieznoszącym sprzeciwu, po czym ponownie oparł głowę o zagłówek. Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek i choć oczywistym było, że jego spokój jest tylko pozorny, zadziałał na Hermionę niezwykle kojąco. Westchnęła głośno, wyswobadzając rękę, która już od dłuższego czasu tkwiła w jego silnym uścisku i przyjrzała się lekko spuchniętej i przekrwionej kończynie. Wiedziała, że Draco nie spuszcza z niej czujnego wzroku. Nie chciała jednak zwlekać, aż czarno magiczny pasożyt uwije sobie gniazdo w innych, nieco mniej komfortowych partiach ciała blondyna, więc od razu przeszła do rzeczy.
– Będzie bolało – szepnęła w jego stronę, choć miała świadomość, że Draco doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie miała pewności, czy będąc na jego miejscu, dałaby sobie z tym radę. Musiała przyznać, że mimo częstych narzekań i tak znosił tę całą sytuację nad wyraz dobrze – Postaraj się wytrzymać – dodała, przykładając ostrze do jego skóry. Draco wciąż milczał, ignorując jej poczynania i drżące palce, którymi próbowała znaleźć najlepsze miejsce do cięcia. Przez jakiś czas wpatrywała się w jego stalowe oczy, doszukując się w nich zgody na to, co miało nastąpić. Nie otrzymała jej. Zamiast tego chłopak mocniej zacisnął palce na powierzchni kanapy, wpatrując się w nią z mieszaniną zniecierpliwienia i strachu.
Westchnęła po raz kolejny, zbierając w sobie całą odwagę. Nie potrafiła skupić się na konsekwencjach swojego zachowania i braku jakichkolwiek sterylnych warunków, których wymagał zabieg. Szybkim i zdecydowanym ruchem wbiła ostrze, na tyle precyzyjnie, by przebić jedynie skórę, nie uszkadzając przy tym mięśni. Ignorując cichy syk Dracona, przekręciła ostrzem,powiększając tym samym rozcięcie. Zacisnęła mocniej zęby na widok krwi sączącej się z otwartej rany, która zdążyła już zabarwić jej ręce i sporą część kanapy.
– Granger...
– Już kończę – zapewniła szybko, gdy chłopak spojrzał na nią z wyrazem nieopisanego bólu malującego się na twarzy. Palcami drugiej ręki objęła widoczne pod skórą wybrzuszenie, brudząc krwią nogawkę jego spodni. Jej twarz na moment rozjaśnił uśmiech, gdy zdołała wsunąć ostrze pod zagnieżdżone w ciele blondyna, czarno magiczne stworzenie.
– Chyba mam! – zawołała podekscytowana w stronę chłopaka, którego czoło i policzki pokryte były licznymi kropelkami potu.
– Skłonności sadystyczne? Zgadzam się! – Krzyknął w stronę Hermiony, która jednak nie wyglądała jakby przejęła się jego szczerym osądem. Niezniechęcona jego widocznym cierpieniem, wsunęła ostrze głębiej i lekko je przechyliła.
– Teraz wystarczy tylko podważyć... – mruknęła, wykonując nagły ruch ręką. Nim chłopak zdążył zareagować, rozległo się ciche plaśnięcie, a maleńkie stworzenie przeleciało przez niemal pół salonu, rozbijając się ostatecznie o stojącą naprzeciwko szafkę. Hermiona od razu poderwała się z miejsca i podbiegła do niego, patrząc na ubrudzony w krwi pancerz z wyrazem obrzydzenia. Podniosła z szafki swoją wyszywaną koralikami torebkę, ignorując pytające spojrzenie blondyna. Po szybkich przeszukaniach wydobyła z niej sporej wielkości fiolkę.
– Musimy go gdzieś schować, żeby już nikomu nie zrobiło krzywdy – wyjaśniła, otwierając naczynie.
Nim zdążyła zareagować, pokój wypełnił odgłos przypominający dziwny świst, a ona sama zdołała zobaczyć jak w jej kierunku mknie jeden z tych czarnych, przeraźliwie drogich butów arystokraty. Złocisty pancerzyk stworzonka, którym tak się wcześniej zachwycała, a który był teraz pokryty krwią chłopaka, rozgniótł się w kontakcie z butem przy akompaniamencie okropnego, cichego trzasku.
– Nie musiałeś tego robić – burknęła, zdegustowana wyraźnym brakiem taktu blondyna i urażona tą bezsensowną, w jej mniemaniu, śmiercią.
– Inaczej byś mówiła, gdyby to świństwo zagnieździło się w twoim ciele – odparł, patrząc na nią gniewnym wzrokiem. Prychnęła pod nosem, odwróciwszy się na pięcie i zniknąwszy za drzwiami łazienki. Nie minęło kilka sekund, kiedy ponownie stanęła obok chłopaka, trzymając w dłoni mokrą szmatkę i sporej wielkości igłę z nicią chirurgiczną.
– Tylko to znalazłam – usprawiedliwiła się, widząc jego wysoko uniesioną, prawą brew. Bez słowa sięgnął po stojącą na stoliku karafkę i pociągnął z niej spory łyk bursztynowego płynu. Uznała to za przyzwolenie do dalszego działania. Wilgotną szmatką zaczęła przemywać ranę, pozbywając się z niej zarówno świeżej, jak i zaschniętej krwi.
Unikała wzroku Dracona, kiedy drżącymi rękami wbijała pierwszy raz igłę. Co jakiś czas jednak odchylała głowę, patrząc z dezaprobatą na malejącą ilość bursztynowego płynu w karafce. Nie skomentowała tego jednak, doskonale wiedząc, że prowizoryczne znieczulenie jest najlepszym rozwiązaniem, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mają pod ręką środków przeciwbólowych.
– Jeśli zostanie blizna to pożałujesz, Granger – zagroził sennym głosem chłopak. Z pod półprzymkniętych powiek spoglądał na Hermionę, która robiła właśnie końcową pętelkę, odcinając przy okazji kawałek zbędnej nici. Prychnęła pod nosem, zniesmaczona arogancją chłopaka i widocznym brakiem wdzięczności. Bądź co bądź, starła się jak najlepiej, by mu pomóc.
– Sam jesteś sobie winien – odparła spokojnym tonem, sięgając po butelkę z alkoholem. Polała nim zszytą ranę, ignorując głośne wciągnięcie powietrza przez chłopaka i grymas bólu widoczny na jego twarzy.
– Chyba nie muszę ci przypominać, kto wpadł na genialny pomysł szwendania się po całym zachodnim skrzydle. Gdyby nie ty, siedziałbym teraz przy barze na dole, a nie tkwił z byle jak zacerowaną nogą! – wypomniał Gryfonce, mierząc w jej stronę oskarżycielsko palcem. Wywróciła teatralnie oczami, zupełnie nie przejmując się jego wyrzutami i sięgnęła po leżącą nieopodal torebkę. Wyciągnęła z niej kawałek złożonego bandażu, który spakowała, gdy odchodzili z Grimmauld Place. Owinęła nim ranę po amatorskim szyciu, robiąc na końcu małą pętelkę.
– Nic więcej nie jestem w stanie zrobić – podsumowała, wycierając dłonie z zaschniętej krwi i patrząc na niego przepraszająco.
– I dobrze. Wystarczy, że przeżyłem to, co zrobiłaś do tej pory – skwitował kwaśno, z satysfakcją obserwując jej rosnący gniew.
– Nie ma za co, Malfoy – zironizowała, podnosząc się z kolan – Powinieneś się przespać – mruknęła posępnie, wychodząc do łazienki.
(...)
Wróciła do pokoju dopiero godzinę później, przebrana w swoją starą, i zdaniem Dracona, najbardziej aseksualną piżamę, jaką kiedykolwiek widział. Nie zaszczyciwszy okolic kanapy nawet najmniejszym spojrzeniem, przemierzyła cały pokój, podchodząc do znajdującego się pod ścianą barku. Zebrała wszystkie stojące na nim butelki i schowała do półki, by ich widok nie kusił chłopaka w nocy.
– Rano postaram się zdobyć dla ciebie jakieś środki przeciwbólowe. O tej porze raczej nie byłoby o nie łatwo, a i bez tego za bardzo rzucamy się w oczy – powiedziała kąśliwie, odwracając się w stronę kanapy – I możesz nie być z tego faktu zadowolony, Malfoy, ale twoja hm... ofiara nie poszła na marne. Obecność tego stworzenia dowodzi, że w tym budynku jest źródło czarnej magii i znajdziemy je, czy ci się to podoba, czy nie – oświadczyła twardo, stając w końcu przy chłopaku.
Ku jej zaskoczeniu Draco leżał na kanapie w tej samej pozycji, w jakiej zostawiła go przed godziną, z tym, że teraz spał. Mimo kilku śladów po krwi, które nadal znaczyły podłogę i znaczną część kanapy oraz prowizorycznie zabandażowanej nogi, wglądał niewinnie, jak nigdy przedtem. Odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę sypialni. Chwilę później wyszła z niej, trzymając w rekach najgrubszy koc jaki znalazła. Najdelikatniej jak mogła okryła nim blondyna, po czym odstawiła na stolik pustą butelkę po whisky. Ruszyła w stronę sypialni, zastanawiając się, czy faktycznie zrobiła wszystko co mogła w tej sytuacji. Przystanęła w miejscu, po raz ostatni patrząc na jego umęczone ciało.
– Dobranoc, Malfoy – szepnęła, gasząc światło.
*Jay Asher - Trzynaście powodów
_______________________________________________________
Witajcie!
Należy Wam się kilka wyjaśnień.
Po pierwsze, w rozdziale znajduje się moment zainspirowany fragmentami Ewolucji i Mumii (a raczej ich mix). Dla wnikliwych obserwatorów, czy też filmowych maniaków, wyłowienie go nie będzie stanowiło problemu.
Po drugie, historia z Ziutkiem nie jest do końca wymysłem mojej wybujałej wyobraźni. Zdarzyła się naprawdę, a w roli Dracona wystąpił mój brat, który na swojej pierwszej lekcji jazdy konnej został przydzielony do takowego konia. Zdradzę Wam, że mimo początkowego załamania imieniem, do dzisiaj tworzą zgrany duet :P
Po trzecie, chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Zarówno Ci z Was, którzy kreślą parę słów pod każdą moją notką, jak i Ci, którzy skomentowali moje wypociny po raz pierwszy, mogą czuć się przeze mnie wyściskani! :D W szczególności pragnę podziękować tym, którzy zdobyli się na pierwszy komentarz na moim blogu. Oby tak dalej! Uwierzcie, że chciałabym poznać, choćby wirtualnie, tych zapaleńców, którzy czytają moje notki. Serce rosło, gdy swoimi słowami, dodawaliście mi weny, która (jak ostatnio mi się wydaję) pojechała sobie na wakacje.
Iva Nerda
Witaj! ;)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia dlaczego nie skomentowałam wcześniejszego rozdziału.
Najważniejsze, że komentuje ten, nieprawdaż?
Najbardziej przypadła mi do gustu scena z wycinaniem skarabeusza. Komentarze Malfoya sprawiają, że coraz bardziej chce mi się śmiać. Mimo to powinien, chociaż podziękować Hermionie. Taki miły akcent.
Według mnie rozdział bardzo dobry, no i długi.
Czekam na kolejny ;)
Chciałabym też zaprosić ciebie na nowy blog, którego akcja dzieje się dwa lata po bitwie.
ti-amo-per-sempre.blogspot.com
Pozdrawiam, Equmiri (dawniej Arabella)
Na wstępie powiem, że niewyobrażalnie zakochałam się w Twoim opowiadaniu! ❤ Jest naprawdę cudowne, dopracowane i wychuchane!
OdpowiedzUsuńJestem pełna podziwu długości rozdziałów, ilości opisów i Twojej pomysłowości :) Każdy (z wyraźnym podkreśleniem, wykrzyknieniem, czy wyróżnieniem) ale to każdy pomysł wydaje mi się być trafiony w dziesiątkę, jak nie w jedenastkę w skali 0-10. No bardziej w środek się już nie da :D
Dla mnie niezwykła perełką, o którą powinnaś dbać wyjątkowo, jest postać Draco. Ironiczny, pewny siebie, inteligentny, tajemniczy, mroczny, rzucający genialnymi uwagami tam, gdzie popadnie, jest moim bogiem! I jego nienawiść do Krzywołapa ❤ Cudne! Chociaż i tak bardziej podoba mi się jego nienawiść do Hermiony, która w tym opowiadaniu jest przecudna! Ich relacja jest dla mnie idealna, o ich kłótniach i docinkach mogłabym czytać godzinami.
Naprawdę zauroczyłaś mnie swoim opowiadaniem, jest wyjątkowe, pomysłowe i bardzo lekkie. Masz świetny styl pisania, tylko pogratulować! :)
A ostatni rozdział?
Cudo na cudami! Bardzo podobała mi się scena z wyciąganiem skarabeusza, przerażenie Draco, kiedy zaczął się przemieszczać w wiadomym kierunku było genialne! XD I najbardziej przypadła mi do gustu kwestia "Rżnij nogę!". I szkoda mi Ziutka. To taki cudowny koń, a Draco go dyskryminował tylko dlatego, że miał na imię tak, jak miał... Chociaż i tak bardziej kibicuję Hermionie i Florencji, coś czuję, że Draco jeszcze szczęka opadnie! :D
Cóż mogę jeszcze powiedzieć lub – jak trafnie można zauważyć – napisać? Blog z pewnością trafi do obserwowanych, a ja z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział przygód naszej kochanej parki! :)
Życzę morza weny i oceanu czasu na sporzytkowanie jej :D
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
accio-love-dramione.blogspot.com
Złoto dla zuchwałych - niby proste słowa, ale jakoś nigdy na to nie wpadłam. Naprawdę intrygujący tytuł. Od razu mnie zaciekawił i zaczęłam czytać.
OdpowiedzUsuńRozdział zabawny i ciekawy. Bardzo przyjemnie się go czytało. Oby więcej takich
Trzymaj się,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Nareszcie! Bardzo mnie zaciekawiło twoje opowiadanie. Rozdział genialny, coś czuje ze podczas nauki będzie sie działo.
OdpowiedzUsuńOde mnie taki krotki komentarz.
Pozdraeiam i weny życzę,
MadzikM
Hejka ;-). No i nareszcie nowy rozdział. Aż wstyd mi że u mnie dalej cisza. Może do końca tygodnia skaczę ;-).
OdpowiedzUsuńRozdział mega ciekawy. Zdziwiło mnie to, że Draco nie sprzeciwiał się temu zadaniu. A najbardziej to , że objął Hermonie w tali. A obie wiemy , że twój Malfoy dużo różni się od mojego. Szkoda mi biednego konia Draco , którego on chce odrzucić ze względu na imię. Cham i prostak po prostu.
Pomysł ze skarabeuszem epicki. A sam fakt, ze Hermiona sam zajęła się jego wyciągnięciem. Geniusz!!! Naprawdę :-)
Chyba zaczynają się pomalutku docierać i dogadywać. A przynajmniej mi tak się wydaję. Z niecierpliwością czekam na więcej :D
Serdecznie pozdrawiam
Blanka Szel
accidentally in love ❤
dorea-i-draco.blogspot.com
Bardzo ciekawy rozdział :) Mam szczerą nadzieję, ze Hermiona udowodni Malfoyowi, że ma jaką smykałkę do jeździectwa! :D I chciałabym zobaczyć minę Draco w tym momencie. Choć ciekawi mnie czy oni w ogóle wezmą w nim udział, w końcu Draco ma tą ranę na nodze. Genialny pomysł z tym wspaniałym czarno-magicznym stworzonkiem. Najlepszy oczywiście fragment, w którym to Hermiona uświadomi Draco, że on pnie się wyżej! :D
OdpowiedzUsuńCóż, czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam serdecznie!
Charlotte Petrova
Wschód słońca
Auror z wymiany
Dzisiaj skończyłam czytać do teraz dodane rozdzialy 💪 (wczoraj zaczęłam). Supi jest te opowiadanie , fragment z tym skarabeuszem jest mega xD. Czekam na kolejny rozdzial.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny miłego 💞
Wow! Super opowiadanie. Natknelam sie na nie wczoraj i przeczytalam wszystko jednym tchem. Pisz, pisz ile sie da, bo taki talent do tworzenia niesamowitej historii nie powinien sie zmarnowac. Uwielbiam Twoja relacje Draco-Hermiona. Nic nie jest wymuszone, idealne. Niecierpie opowiadan, gdzie po paru rozdzialach juz sa w sobie zakochani. Uwielbiam te momenty, w ktorych cos sie miedzy nimi dzieje, jednak nie chca sie do tego przyznac.
OdpowiedzUsuńCzy powiadamiasz o nowych rozdzialach? Jezeli tak, zostawiam tutaj adres swojego bloga: dramione-karmelove.blogspot.com
Caluje i zycze weny :*
.
OdpowiedzUsuń[heheszki, taki ze mnie żartowniś].
UsuńAve Ja!
Wracam po raz n-ty, licząc na to, że w końcu głodny Internet nie zeżre ani kawałka rozdziału (co zdarzało się wielokrotnie, kiedy próbowałam czytać na telefonie) ani mojego komentarza, jakkolwiek smakowity by nie był.
Oczywiście, jako zagorzałej fance filmu "Mumia" nie uszło nawiązanie do tegoż no... filmu (jakież to elokwentne, ale z drugiej strony film to film, co ja synonimy będę wymyślać, to nie magisterka).
Co do treści rozdziału: moje serce liczyło na to, że Draco będzie zmuszony wziąć udział w mugolskich zabawach, rodem z polskiego wesela, ale cóż... wszystko przed nami, prawda?
Przez liczne problemy techniczne (widocznie jestem zbyt magiczna i mugolskie sprzęty wariują w moim otoczeniu), przez kilka godzin drżałam ze strachu o kończynę naszego blondyna, z którą, jak sam raczył nam oznajmić, jest bardzo zżyty. Od tamtej pory codziennie mówię moim nóżkom, jak bardzo je kocham.
Oczywiście zostaje kwestia tego, co tam w ogóle robiły te skarabeusze i co takie źródło czarnej magii robi w mugolskim pensjonacie. Czyżby to była sprawka tego Śmierciożercy? Nie wydaję mi się.
Czytając na raty (przez ten cholerny telefon!), w pewnym momencie myślałam, że mam już swojego faworyta w konkursie na najlepszy cytat (Ziutek, oczywiście), jednak po zapoznaniu się z całością został on zdetronizowany przez epickie: "RŻNIJ NOGĘ!"
Hejka!
OdpowiedzUsuńNareszcie skończyłam czytać i tak jak obiecałam, komentuję. W końcu to komentarze dodają najwięcej motywacji!
KOMPLETNIE nie rozumiem Malfoy'a! Nie chcieć konia o imieniu Ziutek? Osobiście mam manię nazywania przedmiotow: Pszemek, Madeinchina, Zbigniew, Janusz, Henryk, ale Ziutka nie mam, chociaż chyba można zaliczyć mojego "sługę"? Taki chill, tyle że jest nim moja best friend. "Przyjaciółka z przypadku, murzyn z wyboru" - to nasze hasło. Na swoją obronę powiem, że ona sama to wymyśliła, ja nikogo nie zniewoliłam.
Przyznam, że na prawdę zaskoczył mnie ten zwrot akcji: "Nagle zza regału wyskakuje krwiorzerczy żuk, niczym jak w Indiana Jones, o co cho? Wplotlaś w akcję mitycznego robaka z Egiptu, wtf?" Przynajmniej ja miałam takie myśli w głowie.
Na serio, martwiłam się o życie naszego Ślizgona. A raczej jego potomstwo. Ziutek na bank był młodszy a już tyle klaczy pokrył... A Malfoy? Ile klaczy pokryje? Strasznie sie bałam, że przez to robactwo ani jednej! I ta scena, jak głupiutka Hermiona myślała, że do czegoś dojdzie... ach, nadzieja matką głupich... "Rżnij nogę!" - to się uśmiałam... xdd przez twoje opowiadanie już nigdy nie spojrze normalnie na najzwyklejsze słowa codziennego użytku... Czyli, podsumowując, rozdział jak zwykle wspaniały!
Crookshanks
Merlinie przenajświętszy, dlaczego nie mogłam przeczytać tego rozdziału wcześniej? Dlaczego Iva opublikowała go wtedy, gdy nie miałam zbyt dobrego zasięgu i kiepskiej jakości baterię w telefonie? Naprawdę żałuję, że nie przeczytałam wcześniej tego rozdziału, bo jest po prostu g e n i a l n y! Być może w tym momencie śmiejesz się do monitora/telefonu/tabletu (niewłaściwe skreślić), ale serio jestem pod wielkim wrażeniem Twojego talentu i ilości sarkazmu, która przepełnia ten rozdział. Ale przejdę do konkretów:
OdpowiedzUsuńZacznę od tytułu, który od razu zachęca co czytania. Nawet nie wiesz ile razy szukałam na googlach Twojego bloga i próbowałam czytać ten rozdział, ale ten przeklęty zasięg uniemożliwiał mi to całkowicie. Na szczęście od paru dni jestem w domu i wreszcie przeczytałam. O czym to ja mówiłam? A tak, o tytule. No więc, sam tytuł dobrany idealnie (tak, tak słodzę Ci bez reszty, ale zasłużyłaś!). Na początku myślałam, że coś znajdą i będą mega happy, ale.... ale o tym później :D
Początek oczywiście normalny jak na Draco. Chociaż te docinki i ironiczne odpowiedzi nie raz wprawiły mnie w osłupienie. W tej części jeszcze nie byłam zbyt podjarana.
Ale fragment z Ziutkiem spowodował, że aż ze śmiechu spadłam z krzesła. Serio trochę się potłukłam, ale wybaczam Ci to, bo tak dawno nie śmiałam się na głos xD Oczywiście miałam przeczucie, że Ziutek stanie się moim idolem do końca rozdziału, ale... Ty znowu mnie zaskoczyłaś!
Scena pt. "Zabawmy się w poszukiwaczy skarbów, których zapewne ktoś nie znalazł" wypadła idealnie. Wyobraziłam sobie Herm z rozwianymi włosami i błądzącym po kartkach wzrokiem. W jednym muszę przyznać rację Malfoyowi — Herm jest straszną niezdarą. Nawet nie domyślam się w jaki sposób ona rozwaliła tą półkę, ale to musiała być duża siła (chyba że półka była spróchniała, to by zmieniało wszystko :D)
I teraz gwóźdź programu: robak mały niepozorny robak, który prawie doprowadził arystokratę do zawału i dzięki któremu Hermiona dowiedziała się, że także nadaje się na lekarza. Ta scena spowodowała, że co chwila wybuchałam niekontrolowanym śmiechem. Przerażony Draco jest taki uroczy, że aż chce się go przytulić. Cieszę się, że Herm do pozszywała (jeny jak to brzmi) i jest cały i zdrowy. Chociaż zgadzam się z poprzednikami — powinien jej chociaż podziękować, ale widocznie to nie ten typ.
Tekst rozdziału: "RŻNIJ NOGĘ!" — nadal się śmieję :D
Cóż, ode mnie tyle. Zapewne trochę się rozpisałam, no ale widocznie nie umiem inaczej.
Czekam na kolejny rozdział, życząc weny i czasu na pisanie
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowości 24 i 25 rozdział
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/
Droga Ivo! Czas mnie goni, bo za godzinę wyjeżdżam na trzy dni do pracy — więc piszę szybko i mam ogromną nadzieję, że zdążę ten komentarz opublikować. Dzisiaj w nocy skończyłam czytać Twoje opowiadanie, a dopiero wczoraj po południu je zaczęłam: to chyba mówi samo przez siebie, że pokochałam tą historię i naprawdę nie wiem czemu nie zaczęłam czytać go wcześniej. ;) Ale zaczynając od początku. Muszę przyznać, że gdy weszłam na Twojego bloga, od razu mój wzrok przykuł cytat "Pomiędzy dobrem, a złem..." — czy tylko mnie ten fragment tak zauroczył? :D Od razu gdy go przeczytałam pomyślałam, że o nie, muszę szybko zacząć czytać. ;) I zaczęłam.
OdpowiedzUsuńTwój sposób pisania od razu mnie zauroczył. Musisz wiedzieć, że uwielbiam opisy, sama staram się pisać ich w moim opowiadaniu jak najwięcej, więc gdy zobaczyłam ilość opisów w początkowych rozdziałach — od razu byłam przeszczęśliwa. :)
Muszę przyznać, że od początku byłam zaintrygowana. Kiedy Dumbledore wezwał Hermionę do swojego gabinetu, a potem jeszcze Malfoya, przeczuwałam, że tak to może się skończyć. I proszę, oto jest, wspólna wyprawa Draco i Hermiony! Naprawdę bardzo mi się podoba, jak to wszystko zaplanowałaś. Cała ta misja ma sens, liściki Dumbledore'a, szukanie śmierciożerców, ich przebywanie razem. W niektórych momentach, we wcześniejszych rozdziałach, miałam wrażenie, że zachowanie Hermiony zupełnie do niej nie pasuje, ale zwykle trwało to bardzo krótko. Jestem za to zachwycona Twoim Malfoyem! Naprawdę świetnie wykreowałaś jego postać. Rzuca kąśliwymi uwagami, jest sarkastyczny, nie zmienił nastawienia do Hermiony ot tak... Genenralnie uwielbiam jego postać. Ich dialogi są zabawne, nie raz parskałam śmiechem, albo denerwowałam się na Draco, kiedy powiedział kilka ostrych słów za dużo.
Jestem ciekawa co spotka ich jeszcze w tym hotelu: czytając fragment, w którym Hermiona wycinała Malfoyowi to stworzenie z nogi, miałam naprawdę ciarki! Przy tym idealnie poprowadzone dialogi, przerażenie Malfoya... Ach, mogę już się rozpływać! Ciekawe czy też w tym samym budynku, gdzie są oni, przebywa jakiś śmierciożerca, hm...
Akcja z Ziutkiem również genialna, uśmiałam się przy tym fragmencie. Jestem ciekawa jaki będzie końcowy wynik tych zawodów i kto ostatecznie wygra. :D
Na dzisiaj to chyba tyle. Już mnie wołają, że mam się zbierać, więc nie uda mi się więcej w tym komentarzu napisać. Musisz wiedzieć jedno: naprawdę bardzo mi się spodobało Twoje opowiadanie. W początkowych rozdziałach było trochę literówek, braku przecinków, ale w którejś notce przeczytałam, że piszesz na telefonie, więc to zrozumiałe, że na taki długi rozdział czasem gdzieś brakło przecinka, albo pomyliła się literka. :)
Tymczasem — czekam na nowy rozdział! Mam nadzieję, że niedługo się pojawi. :)
M.
Nawet nie wiesz jak bardzo bałam się Twojej oceny. Przyznaję, że zaczęłam to opowiadanie trochę pod wpływem chwili i teraz już wiem, że najchętniej zmieniłabym w nim prawie wszystko. Cieszę się, że mimo wszystko, opowiadanie Ci się podoba.
UsuńPoczątkowe rozdziały - zdecydowanie zbyt chaotyczne i nieprzemyślane, spędzają mi sen z powiek. Jednak gdy tylko znajdę chwilę czasu, z pewnością je poprawię :D
Dziękuję za miłe słowa :*
Pozdrawiam, Iva Nerda
Wspaniały rozdział
OdpowiedzUsuńW każdym rozdziale Malfoy mówi coś takiego, że chce mi się śmiać. To najlepsze dramione jakie czytałam.
Pozdrawiam
Witaj!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu poprzez Twój profil Bloggera'Google+. I nie żałuję. Zajrzałam wczoraj, a dziś cały blog już został przeczytany. Podoba mi się Twój pomysł na Dramione i uważam, że bardzo fajnie rozwijasz tę historię.
Życzę Ci dużo weny i w międzyczasie zapraszam do mnie, gdzie po prologu pojawił się pierwszy rozdział mojej historii:
http://cozoczu-tozserca.blogspot.co.uk/
Miło mi będzie Cię gościć, jeśli zechcesz zajrzeć.
Pozdrawiam serdecznie,
Serpensortia
Kochana uwielbiam to opowiadanie, w dodatku to jak piszesz... Niesamowicie się to czyta, szybko i przyjemnie! Wisienką na torcie jest jednak Draco, którego wykreowałaś genialnie. Jego teksty doprowadzają mnie do łez, a jego zazdrość o Granger, z którą nie umie sobie poradzić jest... po prostu słodka! Malfoy jest tu pokazany jako typowy, rozkapryszony arystokrata i takiego go najbardziej lubię ( jeszcze trochę i się w nim zakocham ). Podziwiam Hermionę, że wytrzymuje z takim dupkiem pod jednym dachem, ale musi mieć chyba jakieś wewnętrzne powody ( hihi ).
OdpowiedzUsuńMyślałam, że padnę jak czytałam fragment ze skarabeuszem. Reakcja Draco na wieść o tym, dokąd zmierza to małe stworzonko była bezbłędna. Jestem ciekawa, co jeszcze czeka ich w tym hotelu.
Czekam na nowości kochana i życzę dużo veny.
Pozdrawiam! :* :)
Hej czytałam juz wiele Dramione ale twoje jest najlepsze! Nareszcie ktoś przedstawił Draco jaki prawdziwego dupka;-) co prawda " twój " smok bardziej przypomina mi Jacea z darów anioła ale bardzo lubię i Jacea i Draco. Genialny moment "rżnij nogę" powaliłaś mnie pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział jak na zbawienie
OdpowiedzUsuń(UWAGA, czuję, że to będzie naprawdę długi komentarz)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że jeszcze raz bardzo chciałabym Cię przeprosić za to, że jakiś czas temu zaczęłam czytać Twoje opowiadanie i przerwałam na trzecim rozdziale. Miałam jednak wtedy małe zamieszanie w życiu i nie umiałam ogarnąć nawet bieżących rozdziałów na blogach ‒ a co dopiero nowego opowiadania. Teraz jednak byłam pewna, że dam rady przeczytać wszystko w przeciągu kilku dni ‒ i tak się też stało ;)
Na samym początku chciałabym Ci powiedzieć, że piszesz PRZECUDOWNIE! Już od pierwszego rozdziału czuć dojrzałość i pewność tego, że wiesz co chcesz przekazać w tekście. I mimo tego że cały czas wspominasz o tym, ze chcesz poprawić pierwsze rozdziały, według mnie jest to niepotrzebne :) Rozumiem tez jednak to, że Tobie mogą się one nie podobać, bo sama mam tak ze wszystkimi tekstami, które napisałam więcej niż kilka miesięcy temu i bez przerwy je poprawiam xD To chyba syndrom osób, które piszą, ale także znak, że się rozwijają i umieją wyłapać swoje wcześniejsze błędy.
U Ciebie bardzo dobrze widać, jak się rozwinęłaś. Mimo że już pierwsze notki powaliły mnie na kolana, z każdym rozdziałem czułam coraz większe podekscytowanie (co skutkowało tym, że dziś o 4:36 rano postanowiłam przeczytać Twój kolejny rozdział, bo nie umiałam wytrzymać ;P). Przede wszystkim piszesz świetne opisy, a to właśnie je cenię sobie najbardziej. Dużo bardziej wolę kilometrowe wywody na temat miejsca, w którym znajdują się bohaterowie od pobieżnego opisu sytuacji. Twoim drugim największym atutem jest idealna kreacja bohaterów ‒ zarówno Hermiona, jak i Draco są, według mnie, niemal idealnie kanoniczni. Granger nie jest wielką pięknością, mężczyźnie nie padają przed nią z zachwytem (oprócz Maxa :D btw, to był genialny wątek!!!), wyraźnie zaznaczyłaś w niej tę gryfońską odwagę, z której śmieje się Malfoy oraz poczucie obowiązku, nawet względem chłopaka. On zaś ‒ bożyszcze wszystkich kobiet (oprócz Hermiony ‒ przynajmniej nie na razie albo chociaż na razie nieświadomie), dumny, a jednocześnie nieco rozkapryszony arystokrata, znający swoją wartość, nie mogący powstrzymać się od dokuczania Hermionie ‒ jakkolwiek by mu się nie podobała. Twoi Draco i Hermiona to po prostu bajka!
Jeżeli zaś chodzi bezpośrednio o ich relację, też jest świetnie poprowadzona. Rozdziały są długie, a że jest ich już 13, zapewne większość autorów/autorek pokusiłaby się już o nieco więcej uczucia pomiędzy Granger a Malfoy’em. Podoba mi się to, że u Ciebie wciąż się kłócą, wyzywają i nie mogą dojść do porozumienia ‒ mimo tego, że coś już tam w nich drga ;P Te kilka krótki scen, w których pokazałaś, jak przekraczają swoje wewnętrzne bariery, jak przez kilka sekund rozkoszują się swoją bliskością i zapominają, że są odwiecznymi wrogami, według mnie o wiele bardziej zachęcają do dalszego czytania. Pięknie pokazujesz pohamowania Malfoy’a i momenty, w których stare przyzwyczajenia wygrywają z tlącym się uczuciem ‒ choćby wtedy, gdy nawet nie podziękował Hermionie za jej taniec, mimo że wcześniej drżał. Uczucia Granger, chociaż czasem nie wyrażone słowami, też wylewają się z tekstu ‒ jej nieme zawiedzenia, że Draco nie zwraca na nią uwagi, tak szybko zastępowane gniewem na niego.
UsuńJeżeli chodzi o samą akcję, również mi się podoba. Nie będę się już szczegółowo rozpisywać, bo już widzę, że napisałam strasznie dużo :P Fajnie, że miejsce wydarzeń dosyć często się zmienia, że jeżeli chodzi o wątek bardziej przygodowy (?) jest duża różnorodność. Podobają mi się Twoje pomysły ‒ chociażby ten z powyższego rozdziału o skarabeuszu, który wszedł w ciało Dracona. Od razu skojarzyło mi się to z pewną książką, którą czytałam niecałe dwa lata temu (M. Pearl ‒ ,,Klub Dantego” ‒ gorąco polecam!). Scena, w której Hermiona próbowała wydobyć stworzenie z nogi blondyna była zabawna, choć nieco niepokoiłam się o jej finał. I w sumie wciąż się niepokoję, bo mam pewne wrażenie, że skarabeusz ma powiązanie z wątkiem Bellatrix. A jeżeli moja teoria jest słuszna, nie wiadomo, czy stworzenie nie zdążyło zrobić już czegoś złego w ciele chłopaka…
I na koniec zostawiłam sobie rozpisanie się o prologu ‒ prologu, który został dodany w tak nietypowym momencie, a sprawił, że moja szybkość czytania Twojego opowiadania wzrosła się kilkakrotnie. Musze przyznać, że kierowały mną głównie oczywiste pobudki, jakimi są jak najszybsze dowiedzenie się, co stało się pomiędzy Draco i Hermioną ‒ no i jak się to zakończy! Powiem szczerze, że myślałam na początku, że już w przeciągu tych 13 rozdziałów coś pomiędzy nimi się podzieje, ale, jak już wspominałam, zabieg jaki zastosowałaś, na razie wciąż pozostawiając ich w fazie wrogów, był o niebo lepszy. (Szczerze mówiąc, zastanawiam się, jakim cudem powstrzymujesz się, aby nie napisać, jak padają sobie w ramiona… nie wiem, czy ja bym wytrzymała. Z tego, co pamiętam, miałam z tym wielkie problemy :D). dlatego teraz pojawiają się pytania: co wydarzy się w kolejnych rozdziałach, że prolog tak wygląda? Czy uczucie pomiędzy nimi będzie budzić się powoli, czy będzie to nagle wzniecona iskra? I ‒ kluczowe ‒ czy po wydarzeniach opisanych w prologu Draco opamięta się i zrzuci maskę bezwzględności?
Mam nadzieję, że za niedługo pojawią się odpowiedzi na chociaż jedno z moich pytań ;) A na razie nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział (czytając Twoje miniaturki ‒ mam nadzieję, że za niedługo się za nie zabiorę) i jeszcze raz pogratulować Ci tak dobrego opowiadania! Mam nadzieję, że ten długaśny komentarz (o, widzę, że nawet dwa musiałam z tego zrobić)wynagrodzi Ci choć w jakiejś części, że nie pisałam wcześniej :)
Gorąco pozdrawiam i życzę morza weny! Johanna Malfoy
Cześć! ;) Haha xD Coś czuję, że z tego udawania pary wyniknie jeszcze dużo takich ciekawych akcji!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cześć! Przeczytałam już parę dramione, ale to rozkłada mnie na łopatki...cięte, trafione w punkt riposty sprawiają, se śmieje się w głos. Opowiadanie urzekło mnie do tego stopnia, że pierwszy raz w życiu postanowiłam coś skomentować w czeluściach internetu �� Dlatego chce Ci powiedzieć, że robisz rewelacyjna robotę, a opowiadanie trafia do mojego top3 ��
OdpowiedzUsuńCześć, dziękuję bardzo za wspaniałe słowa :) Takie komentarze sprawiają, że coraz bardziej chcę wrócić do Dramione. Zdradź mi kto jeszcze jest w Twoim top3. Usilnie szukam czegoś dobrego do czytania :)
UsuńPozdrawiam, IVa Nerda