Draco i Hermiona

Draco i Hermiona

24 kwietnia 2016

Rozdział 11 Zazdrosny kuzyn

W podzięce
Dla tej, której nazwa składa się z Wielu Kropek, dumnie tworzących literę A.

 
***
Chciałbym Cię mieć wyłącznie dla siebie.
Należysz do swoich dworzan, ale oni mi nie dorównują.
Nie są równie wymagający jak ja, nie podzielają mojej potrzeby absolutu.
Są skalani...
Być może mówią lepiej ode mnie, ale jeżeli im się dobrze przyjrzysz, stwierdzisz, że
 tak naprawdę przecież nie mają nic do powiedzenia.*

***

             Promienie porannego słońca uporczywie wdzierały się przez okna drewnianych budynków, budząc tym samym mieszkańców zapomnianego, rybackiego miasteczka z głębokiego snu. Powoli i systematycznie wychodzili ze swoich domów, by z grobową miną i wyrazem szczególnego niezadowolenia, ponownie wyruszyć na połów w nadziei, że tym razem dopisze im większe szczęście niż dotychczas, a do domu dane im będzie wrócić z naręczem świeżo złapanych ryb. Jak co dzień przywitał ich widok delikatnie szumiących fal i śpiew okolicznych ptaków, chociaż po tylu latach ciężkiej pracy, okupionej niezdrową rutyną, wydawali się być całkowicie odporni na uroki okolicznej przyrody. Tym razem było jednak inaczej. Nim zdołali odcumować łodzie i odbić się od brzegu, dobiegł ich dziwny dźwięk z oddali... Przystanęli na chwilę, odrywając wzrok od splątanych sieci i prostując tym samym obolałe plecy. Z niekrytym zaciekawieniem lustrowali całą okolicę, w nadziei, że uda im się dostrzec źródło przeraźliwego dziewczęcego krzyku roznoszącego się echem po wszystkich zakamarkach tutejszego wybrzeża. Tylko nieliczni z nich zdołali dosłyszeć jeszcze jeden głos, wyraźnie głębszy i nieco zachrypnięty, chociaż słyszany był zaledwie przez chwilę. Nim zdołali dostrzec dwa spadające z wieży ciała, rozległ się donośny plusk, a dwójka młodych ludzi zniknęła w odmętach jeziora.

***
                 Zderzenie z chłodną taflą wody nigdy nie należało do przyjemnych, o czym mógł się przekonać już wielokrotnie, skacząc do jeziora znajdującego się przy Hogwarcie. Niekiedy wychodził z tego  poobijany, dodatkowo z kilkoma siniakami, które przez dłuższy czas szpeciły jego ciało. Raz nawet doczekał się pękniętego żebra, choć było ono akurat efektem niespodziewanego ataku Zabiniego niż jego własnego niedopatrzenia. Skacząc z mugolskiej wieży nie miał  zbyt dużo czasu na rozmyślanie nad skutkami swojej decyzji. Wiedział jednak, że kruche ciało Gryfonki, które właśnie trzymał w ramionach nie było odporne na tego typu uderzenia, a sądząc po jej donośnym krzyku, właśnie w  tej  chwili żegnała się ze swoim krótkim życiem. Gdyby tylko mógł, westchnąłby głęboko, godząc się tym samym ze swoim ciężkim losem i rolą jakiegoś wyimaginowanego, mugolskiego superbohatera, narażającego  życie w obronie damy swojego serca. Zamiast zaśmiać się szyderczo na określenie Gryfonki, które niespodziewanie sam stworzył, wydał z siebie jeden krótki, ale jakże treściwy gardłowy krzyk, po czym przekręcił swoje ciało w taki sposób, by przyjąć na  plecy całe zderzenie z jeziorem. Nim odetchnął z ulgą, ciesząc się z faktu, że udało mu się przeżyć, ostatkiem sił zdołał zmusić swoje ciało do jeszcze jednego wysiłku jakim było wydostanie się z głębiny.  Po chwili wynurzył się z wody, trzymając w ramionach przerażoną dziewczynę, która w rozpaczliwy sposób próbowała zaczerpnąć odrobinę zbawczego powietrza. Znieruchomiał, mocno obejmując Hermionę  i  czekając, aż nieco się uspokoi, wypluwając przy tym z płuc nadmiar zbędnej wody. Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję i  ułożyła głowę na jego ramieniu, zgarniając  z twarzy mokre pasma włosów i  odsłaniając tym samym mocno zarumienioną twarz i zaciśnięte ze strachu powieki. Nie skomentował jej odważnych poczynań, pozwalając, by przylgnęła do niego całym ciałem i powoli, wsłuchując się z bicie jego serca, normowała swój własny rytm. Poczuł  jej gorący, nieco przyśpieszony oddech na swojej szyi i odruchowo objął ją mocniej, czekając, aż wreszcie całkowicie się uspokoi. Po chwili rękę, którą do tej pory obejmował Gryfonkę przeniósł do jej twarzy, zakładając za ucho jeden z niesfornych loków, którym nieświadomie od kilku minut łaskotała jego policzek. W odpowiedzi na ten czuły gest przylgnęła do niego jeszcze mocniej, a kąciki jej ust uniosły się delikatnie, tworząc coś na wzór czułego uśmiechu, którego jeszcze nigdy u niej nie widział. Pochylił się nad nią nieznacznie i odszukał ustami płatek jej ucha.
-  Nie musisz mnie tak obłapiać Granger, zwykłe "dziękuję" w zupełności by wystarczyło  - szepnął zadziornie, przywdziewając na twarz tradycyjny, ironiczny uśmiech i przerywając tym samym tą upojną chwilę. Z niemałym rozbawieniem  obserwował jak  dziewczyna marszczy delikatnie brwi i zagryza wargę próbując odnaleźć się w sytuacji. Podniosła delikatnie zmęczone powieki i gdy ujrzała przed sobą stalowe źrenice, które mogły należeć tylko do jednej osoby, dotarło do niej, kogo tak właściwie od kilku minut obejmuje.
- Merlinie! - wykrzyknęła zszokowana, odsuwając się szybko od chłopaka i próbując ukryć rumieńce wstydu, które wykwitły na jej twarzy.
- To tylko ja - odezwał się blondyn, patrząc na nią z politowaniem - Choć już mi mówiono, że podobieństwo jest uderzające - dodał po namyśle, niechętnie wypuszczając zawstydzoną Gryfonkę z ramion. Przez chwilę wpatrywali się w siebie bez słowa, dokładnie analizując to, co stało się kilka minut wcześniej. Nie trwało to jednak długo. Do Hermiony dotarło nagle, w jaki sposób zakończyła się ich tyrada po zapomnianej wieży, więc zmarszczyła gniewnie brwi i wymierzyła palec w tors chłopaka w oskarżycielskim geście.
- Wypchnąłeś mnie z okna! -  krzyknęła w jego stronę, strasząc przy tym kilka ptaków siedzących na pobliskich skałach.
- Tak na dobrą sprawę, to wyskoczyliśmy z niego razem - uświadomił ją Ślizgon, patrząc z rozbawieniem na żądzę mordu szalejącą w jej oczach.
- Mogliśmy przez ciebie zginąć - dodała informującym tonem, bo chłopak sprawiał wrażenie jakby zupełnie zapomniał o tym maleńkim szczególe. Machnął nonszalancko ręką, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że Malfoy najwyraźniej nie jest kimś, kto w jakikolwiek sposób ceniłby sobie życie  drugiej osoby.
- Ale żyjemy, Granger. Zamiast robić wyrzuty powinnaś mi dziękować za to, że uratowałem twoje szlamowate zwłoki - odparł  już lekko wzburzony jej zachowaniem. Przecież za to, że uratował im skórę powinna teraz słaniać się przed nim i bić mu  pokłony, albo odwdzięczyć się w inny, przyjemny dla oka sposób, a nie robić wyrzuty i wygłaszać moralne bzdury.
- Nie musieliśmy  od razu skakać z wieży. Przecież wystarczyło jakoś obezwładnić tych mugoli i byłoby po sprawie - odparła po chwili zastanowienia, zażenowana tym, że mogli zapomnieć o tak prostym rozwiązaniu.
- Chciałem użyć na nich Oblivate, ale mi zabroniłaś, więc teraz nie miej do mnie pretensji! - krzyknął wyraźnie zirytowany.
- Bo... ja... wiesz... nie chcę używać tego zaklęcia - wyjęknęła cicho, spuszczając na chwilę wzrok. Doskonale zdawał sobie sprawę z jej niechęci do zaklęcia zapomnienia. Najwyraźniej jeszcze nie doszła do siebie po usunięciu pamięci rodziców. Nie zamierzał jednak przyznać, że wie o tym fakcie, a tym bardziej od samego źródła.  Przypomniał sobie jak jeszcze niedawno temu Hermiona, będąc po raz pierwszy w życiu w stanie głębokiego upojenia alkoholowego, nieświadomie powiedziała mu stanowczo zbyt wiele o swojej przeszłości. Wątpił jednak w to, że dziewczyna pamięta cokolwiek z tamtego wieczoru, więc nie chciał drążyć tematu, zachowując się zupełnie tak, jakby do tej krępującej rozmowy nigdy nie doszło.
- Nieważne, nic tu po nas. Płyń Granger, musimy się pośpieszyć. Nie chcę spędzić w tym jeziorze całego dnia - mruknął do niej wyraźnie rozdrażniony, po czym nawet się nie oglądając zaczął płynąć w stronę ich wyspy. Hermiona westchnęła ociężale i z miną cierpiętnicy podążyła za nim, starając się ze wszystkich sił dotrzymać mu tempa. Jednak wystarczyło zaledwie kilka minut, by zdała sobie sprawę, że konkurować w pływaniu z Malfoyem, mogłaby jedynie siedząc na motorówce. I to takiej z podwójnym silnikiem. Nie miała przy nim najmniejszych szans i wcale nie chodziło oto, że była nowicjuszką w tej kwestii. Brakowało jej po prostu odpowiedniego treningu fizycznego.  Podczas gdy ona latami siedziała z nosem w książkach, a jej aktywność fizyczna ograniczała się zaledwie do ucieczki przez Filchem w czasie tych licznych nocnych eskapad, którymi umilała sobie czas wraz z Harry'm i Ronem, blondyn odbierał skrupulatny trening fizyczny, po którym jego mięśnie z powodzeniem mogły zaliczać się do poziomu  kadry olimpijskiej. Przez kilka minut uparcie pokonywała kolejne fale, z determinacją wpatrując się w postać oddalonego o kilka metrów chłopaka. Nie spuszczając wzroku z jego silnych ramion, które wytrwale przecinały powierzchnię wody, machała dziko rękami i nogami, za wszelką cenę próbując ignorować widok odległego celu swojej szaleńczej eskapady, który w chwili obecnej przypominał wielkością ziarenko maku. Zacisnęła mocno zęby, by nie rozpłakać się przy arystokracie, który nawet nie sprawdziwszy czy dziewczyna za nim płynie, dalej gnał w szaleńczym tempie, jakby od tego zależało jego życie. Albo wygląd fryzury, który zapewne był dla niego równie ważny. Próbowała zachować względny spokój, tak by swoim żałosnym jękiem bezsilności i rozpaczy nie podbudować jego i tak, stanowczo zbyt dużego ego. Dopiero w chwili, w której sylwetka chłopaka zniknęła na tyle, że widziała jedynie zarys blond czupryny wyłaniającej się co chwilę z wody, zaczęła lekko panikować.
- Malfoy... - wyjęknęła, czując jak od nadmiernego wysiłku zaczyna jej się robić ciemno przed oczami. Całą siłą woli próbowała utrzymać głowę nad powierzchnią wody, uparcie wpatrując się przy tym w plecy blondyna i modląc się, by miał na tyle wyrozumiałości, by odwrócić się w jej stronę. Mimo tego, iż zwróciła się do niego bardzo cicho, chłopak od razu ją usłyszał. Jej żałosny ton przywołał na jego twarzy ironiczny uśmiech. Spojrzał więc przez ramię, jednocześnie układając w myślach dostatecznie ciętą ripostę, którą mógłby skomentować jej ślimacze tempo.
- Wiedziałem, że nie dasz rady - wykrzyknął w jej stronę, jeszcze zanim dostatecznie na nią spojrzał. Zdołał jedynie uchwycić wzrokiem jej pełną desperacji i niemej prośby twarz, po czym Gryfonkę całkowicie pochłonęła woda, ukazując mu jedynie teatralnie wyciągniętą ku górze bladą dłoń dziewczyny, która po dłuższej chwili także zniknęła mu z oczu.
- Amatorka - mruknął sam do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. To po to przez tydzień plugawił swoje nienaganne ciało, zmuszając się do kontaktu z jakiegokolwiek bliższego kontaktu z nią, by teraz cała jego nauka poszła na marne, bo kasztanowłosa woli sobie iść na dno, nie pokonując nawet połowy jeziora - No to teraz mam zagwozdkę. Ratować ją, czy zrobić przysługę światu i płynąc sobie dalej - rozmyślał, najwyraźniej nieświadomy tego, że Gryfonka przebywa pod wodą znacznie dłużej niż powinna - A niech to... - dodał po chwili, wyraźnie zirytowany swoją altruistyczną postawą i niewiele myśląc zanurkował w głębie, wytężając swój wzrok i szukając na dnie jakiegokolwiek śladu po dziewczynie. Udało mu się to dopiero po dłuższej chwili. Wypatrzył jej ciało, bezwładnie pływające jakieś parę metrów od niego, z kaskadą bujnych włosów, całkowicie zasłaniających jej twarz. Chwilę później wypłynął z nią na powierzchnię, z nieznaną sobie ulgą obserwując, jak dziewczyna odzyskuje przytomność i wypluwa z płuc nadmiar wody. Wpatrywała się w niego  z mieszaniną zawstydzenia i wdzięczności. Mimo, iż czekała na jakikolwiek komentarz z jego strony, blondyn uparcie milczał, nadal trzymając ją w swoich ramionach i  zaciskając ze złości szczękę.
- Już możesz mnie puścić - powiedziała nieśmiało, próbując wyrwać się z jego objęć.
- Żebym za chwilę znowu musiał nurkować? - zapytał sarkastycznie, jednocześnie przekręcając się na plecy, z Gryfonką spoczywająca na torsie - Już wolę  cię sam odholować na brzeg, niż ponownie nałykać się tej wody - dodał, jakby chciał usprawiedliwić swój nagły przejaw dobroci. Płynęli tak przez dłuższą chwilę, w czasie której nie obeszło się bez kłótni. Nawet w tak niesprzyjających warunkach nie mogli zapomnieć o tym przykrym obowiązku.
- Nie ruszaj się, Granger - skarcił ją Draco, gdy po raz kolejny w ciągu ostatniej minuty przekręciła się w jego ramionach. Wyciągnęła szyję i przyłożyła dłoń do czoła, zasłaniając tym samym rażące ją słońce.
- Spójrz  Malfoy na tamtą łódź... - Powiedziała  zaintrygowana, wskazując palcem na biały obiekt przed nimi - Czy to nie... Max?
- Tak, to on. Płyń, Granger i nie waż się go zatrzymywać. Nie mam ochoty na kolejne gadki o ślubie z tobą - Natychmiast schowała wyciągniętą w górę rękę, którą jeszcze chwilę wcześniej wymachiwała. Zważywszy na niesprzyjające okoliczności, wolała tym razem się go posłuchać, niż zostać sama na środku jeziora. Uczyniła to jednak za późno.
- Kurwa... - zaklął siarczyście na widok białej łodzi, która w błyskawicznym tempie zaczęła zmieniać swój kurs. Jak widać, nie miał dzisiaj szczęścia. Po krótkiej chwili udało mu się dostrzec  zarys sylwetki czarnowłosego, mocno opalonego chłopaka, posyłającego w ich kierunku uśmiech, który najwidoczniej w jego mniemaniu uchodził za czarujący.
- Ahoj! Co wy tu robicie?! - wykrzyknął, szczerząc się jeszcze bardziej i machając do nich w przyjaznym geście.
- Ahoj... ci do tego - mruknął cicho Ślizgon, patrząc ze złością na podpływającego bruneta.
- Witaj, Max - powiedziała szybko Hermiona, starając się w jakimś stopniu załagodzić napiętą sytuację - Nie zwracaj na niego uwagi. Jest drażliwy, kiedy nie zje porządnego śniadania - Zaśmiała się perliście, machając nonszalancko dłonią.
- Wskakujcie, podrzucę was na wyspę - zaproponował chłopak, wyciągając rękę w kierunku Hermiony.
- Ani mi się waż - szepnął cicho Ślizgon, tak, by tylko dziewczyna go usłyszała. Zmierzył ją przy tym nienawistnym spojrzeniem, które śmiało mogłoby konkurować  z tym, które posiadał  Bazyliszek. 
- Z wielką chęcią - odpowiedziała głośno, podając rękę brunetowi i patrząc prowokacyjnie na Ślizgona. Rybak, jednym silnym ruchem ręki wciągnął ją na pokład, uważając przy tym, by nie skaleczyła się żadnym, ostrym przedmiotem, których chyba tylko z czystego lenistwa nie próbował wcześniej sprzątnąć. Po dłuższej chwili oderwał się od jej brązowych tęczówek, przenosząc niechętnie wzrok na blondyna i wyciągając w jego stronę dłoń, by pomóc mu wejść na pokład. Jedyną odpowiedzią Ślizgona, jakiej się doczekał były prowokacyjnie uniesione brwi i głośne prychnięcie, po którym chłopak szybkim ruchem,  samodzielnie podciągnął całe swoje ciało i wszedł na pokład.
- Dziękujemy Ci bardzo, Max. Gdyby nie ty, musielibyśmy płynąć jeszcze co najmniej godzinę - zaczęła nieśmiało Hermiona, siadając niepewnie na jednej ze stojących na łodzi beczek i  wpatrując się z uwielbieniem w chłopaka.
- Nie ma za co - odparł mile połechtany jej wdzięcznością, pochylając się nad silnikiem i odpalając go zaledwie jednym, mocnym szarpnięciem. Zadowolony z siebie, spojrzał prowokacyjnie na blondyna, jakby chciał go zapytać, czy też tak potrafi. Draco wzniósł jedynie oczy ku niebu, nie mogąc się pogodzić ze zbyt bliskim kontaktem z tak wielką głupotą - Nie musicie się obawiać, pana Robertsa dzisiaj ze mną nie ma. On... no cóż... nie posłuchał mnie, gdy mówiłem mu wczoraj, że wypicie w pojedynkę całej beczki wina nie wróży nic dobrego. Teraz pewnie leży gdzieś w rynsztoku, nie pamiętając nawet jak się nazywa. W każdym razie, przepraszam was za te jego sprośne komentarze... Wiecie... on chyba nie przepada za turystami. Chociaż ten jego tekst o waszych orgiach był całkiem śmieszny... - dodał po namyśle, ignorując przy tym mordercze spojrzenie utkwionych w niego stalowych źrenic.
- Nic nie szkodzi - odparła Hermiona, starając się przerwać wrogą wymianę spojrzeń między rybakiem, a jej współlokatorem, doskonale wiedząc, że nie wróży ona niczego dobrego.
- Czy mogłabyś zdradzić mi swoje imię? - zapytał po chwili ciszy Max, z ulgą przenosząc na nią wzrok i ponownie hipnotyzując swoimi ciemnymi tęczówkami.
- Jestem Hermiona - odpowiedziała, nieco zawstydzona jego niekrytym zachwytem.
- Piękne imię. Pasuje do ciebie - podsumował, nie zwracając uwagi na malujące się na twarzy blondyna zażenowanie, które podkreślił charakterystycznie uniesionymi brwiami i grymasem obrzydzenia na twarzy.
- Dziękuję - odpowiedziała mile zaskoczona dziewczyna, patrząc na Maxa jak na przyszłego ojca swoich dzieci. Chwilę później, z małym skrępowaniem, wbiła spojrzenie w jego nienagannie umięśniony tors i mocno opaloną skórę, ostatkiem sił powstrzymując się przed głośnym jękiem zachwytu.
-  A twój kolega to...? - zapytał brunet, nie próbując nawet wdawać się w najmniejszą dyskusję z ciskającym gromy blondynem. Przeniósł wyczekujący wzrok na Hermionę, nie do końca rozumiejąc fakt, iż na jej twarzy zaczęło pojawiać się coraz większe zakłopotanie.
- No Granger, na co czekasz? Przedstaw mnie - zironizował Draco, doskonale wiedząc co jest powodem jej zmieszania. Splótł ręce na torsie i wbił w nią przeszywające spojrzenie, czekając na to, aż przystawiona do muru dziewczyna po raz pierwszy w życiu wypowie jego imię. Przez chwilę na łodzi zapanowała wymowna cisza, po której Hermiona zdobyła się na głośne przełknięcie śliny i wyjęknięcie zbolałym głosem:
- Yyy... to jest Malfoy - wydukała nieśmiało, chociaż na usta cisnął jej się raczej "przebiegły gad". Dla lepszego efektu, wskazała w jego kierunku dłonią, udając, że nie dostrzega jego wielkiego, ironicznego uśmiechu.
- Draco Malfoy - poprawił ją w momencie w którym rybak wyciągnął w jego kierunku  dłoń w powitalnym geście.
- Max Grinner - przedstawił się, cały czas trzymając wyciągniętą w stronę arystokraty dłoń. Po dłuższej chwili, w czasie której blondyn obdarzył go spojrzeniem seryjnego mordercy, udało im się doprowadzić do wzajemnego uścisku, którego z oczywistych  względów nie można było uznać za przyjacielski.
- Dlaczego mówicie do siebie po nazwisku? - zapytał zdezorientowany Max, rozmasowując sobie przy tym prawą dłoń, która najwyraźniej ucierpiała przy bliższym kontakcie z blondynem.
- Bo to ją podnieca - pośpieszył z wyjaśnieniem Draco, widząc, że bogata muskulatura czarnowłosego sprawiła, iż kasztanowłosa miała chwilowy problem ze skleceniem jakiegoś sensownego zdania - Wiesz, każdy ma jakiś fetysz - dodał teatralnym szeptem, z satysfakcją obserwując, jak jej brwi unoszą się ku górze.
- Czy wy... coś... no wiecie... ten - tego? - wydukał zmieszany Max, po raz pierwszy tracąc pewność siebie i wskazując palcem na jedno i drugie.
- Słucham? - zapytała nieśmiało Hermiona, w głębi duszy przeczuwając, że odpowiedź bruneta doprowadzi ją, w najlepszym wypadku, do załamania nerwowego.
- Jesteście parą? - surowy ton Maxa sprawił, że obojgu na chwilę dosłownie odebrało mowę. Najwyraźniej brunet  postawił wszystko na jedną kartę.
- Co?! Nie! - zaprzeczyła szybko Gryfonka, dla podkreślenia swojej wypowiedzi kręcąc ostentacyjnie głową i  machając rękami we wszystkie strony. Dlaczego wszyscy tutejsi mieszkańcy na siłę ich swatali?!
- Merlinie! W życiu! - wykrzyknął Draco, patrząc przy tym na bruneta jak na osobę, którą oddział psychiatryczny w Mungu przywitałby z otwartymi ramionami. Gdy już oboje ochłonęli, a ich tętno spadło do  normalnego poziomu, Max wbił spojrzenie w Hermionę i zapytał zdeterminowanym tonem:
- No więc kim dla ciebie jest Draco? - Nie przejął się przy tym powagą i oschłością w postawie Ślizgona, całą swoją uwagę skupiając na kasztanowłosej, której twarz nie  wyrażała w tej chwili nic, prócz rosnącego zakłopotania.
- Yyy...a dlaczego pytasz? - zapytała, nieudolnie próbując grać na czas i zerkając co chwilę w stronę siedzącego nieopodal blondyna i szukając u niego jakiejkolwiek pomocy.
- No bo wiecie... mieszkacie w jednym obozie, a nie jesteście parą. Na rodzeństwo też raczej nie wyglądacie. Nie patrzcie tak na mnie, jestem tylko ciekawy - usprawiedliwił się rybak, unikając palącego wzroku blondyna.
- No Granger, nie krępuj się. Zdradź mu kim dla ciebie jestem - ponaglił Draco, uśmiechając się ironicznie w stosunku do zakłopotanej Gryfonki. Mocniej splótł przy tym ręce na torsie i rozsiadł się wygodnie, czekając na jej odpowiedź.
- To... yyy... nikt ważny - wyjęknęła po dłuższej chwili, nie podnosząc wzroku ze swoich splecionych palców -  Kuzyn ciotki. Siódma woda po kisielu - dodała skrępowana, czując na sobie wyczekujący wzrok bruneta. Draco w odpowiedzi spojrzał na nią jak na idiotkę, na co ona jedynie nieporadnie wzruszyła ramionami z miną niewiniątka.
- Dlaczego tu przyjechaliście? - Dopytywał się wyraźnie szczęśliwszy Max, przysuwając się bliżej Gryfonki, na co ta zareagowała nieśmiałym uśmiechem.
- Yyy ... dziadek nas tutaj wysłał. Na wakacje - dodała, gdy udało jej się uspokoić palpitacje serca i nierówny oddech spowodowany zdecydowanie zbyt bliską obecnością rybaka. Kątem oka dostrzegła wysoko uniesione brwi Malfoya, sugerujące jej by ograniczyła korzystanie ze zbyt wybujałej wyobraźni.
- Musi być wspaniałym człowiekiem - podsumował jej wypowiedź Max, nie wyczuwając w niej nawet śladu ironii.
- Jak cholera - odparł blondyn, przypominając im tym samym o swojej obecności, bo oboje wpatrywali się w siebie z rosnącym zachwytem.
- I na długo zostajecie?
- Tak właściwie to dzisiaj chcieliśmy wyjechać - wyjaśniła Hermiona z przepraszającym uśmiechem. Objęła się przy tym ramionami, widząc jak z twarzy bruneta w jednej chwili znikają resztki uśmiechu.
- Tak szybko? Wielka szkoda. Myślałem, że zdążę cię bliżej poznać. Niecodziennie przyjeżdża do nas tak piękna dziewczyna...
- Merlinie dopomóż - mruknął zdołowany blondyn, dla lepszego efektu przejeżdżając sobie dłonią po twarzy i patrząc wymownie w kierunku błękitnego nieba. Po chwili spojrzał na siedzącą koło niego Gryfonkę, która z lekko otwartymi ustami i ognistymi wypiekami na twarzy wpatrywała się w bruneta, jak w obiekt swoich największych miłosnych marzeń. Ku przerażeniu Dracona, romantyczna tyrada bruneta trwała nadal, a zachęcony wbitym w niego cielęcym wzrokiem Gryfonki, pochylił się ku niej znacznie i hipnotyzując głębią swoich tęczówek wyszeptał:
- Jesteś piękna niczym anioł. Bardzo bolało, gdy spadałaś z nieba?
- Uu Granger! Po twoim wyglądzie wnioskuję, że ostro wtedy przypierdoliłaś - śmiertelnie poważna odpowiedź blondyna wyrwała pozostałych z romantycznego uniesienia w jakim już od dłuższej chwili  przebywali. Draco nie zamierzał słuchać nieudolnych prób podboju serca Gryfonki, tym bardziej, że używał do tego najbardziej tandetnych tekstów, jakie już dawno powinny zniknąć z mugolskiej gwary.
- Malfoy! - upomniała go Hermiona, do której dopiero po dłuższej chwili dotarł sens jego wypowiedzi. Przenikliwe spojrzenie, które utkwiła w arystokracie wyrażało w tym momencie jedno - żądzę mordu. Nieprzejęty zachowaniem swojej współlokatorki Ślizgon, z gracją i powagą rozsiadł się wygodniej na burcie, z wielką satysfakcją na twarzy. Nim którekolwiek wymyśliło jakąś ciętą ripostę w stosunku do tego drugiego, odezwał się brunet, którego wrogie zachowanie dwojga turystów zupełnie nie zniechęciło w dalszych próbach uwiedzenia niejakiej panny G.
- Może chociaż poczekacie do jutra? Ta jedna noc was nie zbawi, a dzisiaj szykuje się mała impreza na rynku głównym. To tak na uczczenie lata. Nic szczególnego, ale co roku i tak ściągają na nią tłumy. Dobra muzyka, fajne towarzystwo..
- Jeśli lubi się mugolskie szopki z naprutymi, bezmózgimi... - zaczął Ślizgon, wykrzywiając przy tym twarz w teatralnym grymasie.
- Słucham? - przerwał mu zaskoczony brunet, sprawiając wrażenie, jakby ten chamski komentarz w ogóle do niego nie dotarł. Jak widać grę aktorską opanował do perfekcji.
- Słuchaj dalej, może się czegoś nauczysz
- Wybacz mu Max, jest trochę nieokrzesany - przerwała im Hermiona, wymownie patrząc przy tym w kierunku arystokraty, który z ironicznym uśmiechem ciągle obserwował siedzącego przed nim bruneta. Na łodzi zapanowała krepująca cisza, w czasie której wszyscy troje mierzyli się wrogimi spojrzeniami, przy czym blondyn robił to z widocznym na twarzy zadowoleniem.
- Widzę, że twój kuzyn nie ma ochoty na wiejskie potańcówki, ale może chociaż ty się skusisz? - odezwał się Max, na nowo próbując przekonać  dziewczynę do tego fantastycznego, jego zdaniem, pomysłu.
- Yyy.... No nie wiem...My naprawdę...
-  Hermiono, nie rób mi tego - szepnął uwodzicielsko, pochylając się nad nią jeszcze bardziej i unosząc jej podbródek, tak by przysunąć jej twarz jeszcze bliżej swojej.
- Zrobisz mi tą przyjemność i wybierzesz się tam ze mną? - zapytał, uważnie wpatrując się w oczy Gryfonki i posyłając w jej stronę zawadiacki uśmiech, którym z pewnością nie powstydziłby się żaden prowincjonalny Casanowa.
- Nawet. Nie. Próbuj - upomniał ją Draco, dla większego efektu robiąc po każdym słowie kilkusekundową pauzę. Nie bawił się przy tym w ściszanie swojego głosu. Z mocno zaciśniętą szczęką i ostrzegawczo uniesionym palcem patrzył wprost w oczy Hermiony, na twarzy której z każdą minutą pojawiało się coraz większe rozbawianie. Mimo iż nigdy nie dała się przekonać tak odważnym i nachalnym zachowaniem jakie w jej stronę stosował Max, a wszystkich takich potencjalnych kandydatów na męża odprawiała z kwitkiem, to jednak zaborcza postawa Ślizgona przyjemnie ją zaskoczyła.
- Z przyjemnością z tobą pójdę, Max - odpowiedziała głośno, nawet na chwilę nie spuszczając wzroku z blondyna. Dumnie uniosła przy tym głowę i uśmiechnęła się prowokacyjnie, widząc jak na czole Ślizgona pojawia się tak dobrze znany jej wskaźnik jego irytacji w postaci pulsującej, małej żyłki.  Natomiast Max, nieświadomy niezdrowego napięcia jakie powstało między kuzynostwem, uśmiechnął się szeroko do Gryfonki, oślepiając ją bielą swoich zębów. Niewiele myśląc porwał ją w ramiona, niemal dusząc w niedźwiedzim uścisku. Nieświadoma niczego dziewczyna, w pierwszej chwili jęknęła w proteście, lecz gdy tylko ponad ramieniem bruneta dostrzegła wysoko uniesione brwi Ślizgona, natychmiast przybrała na twarz pogodny uśmiech, czule poklepując Maxa po plecach i czekając cierpliwie, aż sam zdecyduje się przerwać tą niespodziewaną dawkę czułości, której na dobra sprawę już od dłuższego czasu od nikogo nie zaznała.
- To cudownie! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Będę na ciebie czekał o 20 przy głównej bramie. Nie pożałujesz - obiecywał uradowany tym, że się zgodziła, po czym z niechęcią wypuścił ją ze swoich ramion. Ich błoga chwilę szczęścia, w której oboje wpatrywali się w siebie i uśmiechali promiennie przerwało donośne chrząknięcie stojącego nieopodal blondyna, który z gracją postanowił przypomnieć im o swojej obecności i o tym, że właśnie dobili do brzegu. Gdy popatrzyli na niego zdezorientowani, odgarnął niedbale jasne kosmyki z czoła i zdobywając się na jak najbardziej obojętny ton, odparł:
- Zmieniłem zdanie. Jednak pójdę - machnął przy tym nonszalancko ręką, jakby próbował strącić jakiś niewidzialny przedmiot przed sobą, po czym ignorując wściekłą minę Hermiony, odwrócił się na pięcie i nie zdobywając się na żadne podziękowania za podwózkę, ruszył w kierunku namiotu, i gdyby tylko było to możliwe, właśnie w tej chwili   unosiłaby się nad nim woń jego czule połechtanego ego.
- Nikt cię nie zaprasza - warknęła w jego stronę dziewczyna, nieświadomie schodząc z pokładu, podążając za blondynem i zostawiając na pastwę losu swojego niedoszłego partnera. Wydawała się przy tym zupełnie nieświadoma obecności bruneta, który z miną wyrażającą szczere zdziwienie patrzył się w ich kierunku.
- I tak się zjawię. Draco Malfoy nie przepości żadnej imprezy, nawet tej z mugolami - odparł, z satysfakcją wsłuchując się w kroki podążającej za nim Gryfonki. Jednak nawet na chwilę nie zwolnił na tyle, by dziewczyna go dogoniła.
- No to ... do zobaczenia, Hermiono! Nie spóźnij się! - dobiegł ich z oddali niepewny głos Maxa, jednak żadne z nich nawet nie odwróciło się w jego kierunku.

***

           Siedziała skulona przed otwartymi drzwiami do swojej garderoby i systematycznie, co chwilę kołysała się w przód i w tył, niczym w ciężkim przypadku choroby sierocej. Ze zgrozą lustrowała kolejne warstwy swoich ubrań, nie mogąc znaleźć wśród nich nic, co nadawałoby się na dzisiejszy wieczór. Wobec tak dramatycznej scenerii, nie pozostało jej nic innego jak zakończyć swój beznadziejny żywot. Na podsumowanie swojej obecnej doli westchnęła głośno i żałośnie, co nie uszło uwadze pojawiającego się w salonie blondyna. Zapinał właśnie mankiety swojej czarnej jedwabnej koszuli i z politowaniem przyjrzał się siedzącej na podłodze Gryfonce. Oczywiście uwadze Hermiony nie uszedł fakt, że Draco, że w klasycznej czerni wygląda niczym model żywcem wyjęty z magazynu dla pań, ale pod żadnym pozorem nie chciała mówić mu tego wprost.
- Patrz Granger, póki możesz. Obawiam się, że dzisiejszej nocy już nie będziesz miała takiej okazji - odparł przyłapując ją na gorącym uczynku.
- Dlaczego? - zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Na jego twarzy przez chwilę  można było dostrzec zwycięski uśmiech. Wzniósł ręce ku górze i powiedział doskonale jej znanym, wyniosłym tonem:
- No wiesz, podejrzewam, że żadna mi nie odpuści - wyjątkowo rozbawiony, poruszał sugestywnie brwiami, na co zdegustowana Gryfonka jedynie opuściła głowę wyraźnie  zniesmaczona. Nim zdążyła skomentować jego słowa, ponownie się odezwał, tym razem już nieco bardziej  ironicznym tonem - Dla ciebie też powinno się coś znaleźć.Nie mówię tu o kimś, u kogo można było by doszukać się jakichkolwiek szarych komórek i wyczucia stylu, no ale statystycznie rzecz biorąc zawsze znajdzie się jakiś ślepy desperat, bez wygórowanych żądań... Nie patrz tak na mnie Granger, przecież to szczera prawda. Wyglądasz okropnie. Nikt o zdrowym umyśle nie dotknie cię nawet palcem, nie mówiąc już o czymś więcej. Może mugole nie wiedzą jaką marna pozycję zajmujesz w czarodziejskim świecie, ale nawet oni potrafią wyczuć szlamowaty odór... - Poderwała się na nogi, patrząc na blondyna z czystą nienawiścią. Nie chciała pokazywać, że jego słowa w jakikolwiek sposób ją zabolały, więc uniosła hardo głowę, spoglądając na niego z odwagą i wyniosłością.
- I mówi to ten, który obłapia mnie przy każdej możliwej okazji. Ten, który już kilka razy odważył się do mnie zbliżyć, gdy pływałam, albo... Ten, który wziął mnie dzisiaj rano na ręce, nie bojąc się, że pobrudzi się szlamem - zaczęła wyliczać na palcach -  Ten, który zniósł mnie z góry, gdy.... - Nie dane jej było dokończyć. W ułamku sekundy przyparł ją do drzwi, chwytając dłonią jej szyje. Nie wyrywała się, nie szarpała. Stała nieruchomo i wpatrywała się w stalowe źrenice, próbując odczytać jego zamiary. Ledwo zdołała zapanować nad swoim przyśpieszonym oddechem, gdy chłopak pochylił się ku niej i ze złością powiedział:
- Choćbym dotykał cię setki razy, nie zmienię o tobie zdania, Granger. Choćbym musiał cię znosić z każdej pieprzonej góry i nurkować, żeby wyciągnąć twoje szlamowate zwłoki, nadal będziesz dla mnie zwykłym ścierwem. I choćbyś całą noc się szykowała,  zapewniam cię, że to niczego nie zmieni. Idź do łazienki i spójrz na siebie, jesteś wstrętna. Nie wiem, co sobie ubzdurałaś, ale uwierz mi, że wolałbym przełamać swoją różdżkę, niż spojrzeć na ciebie... inaczej - Chwilę później odwrócił się na pięcie i nawet na nią nie patrząc, wyszedł z namiotu. Jego szyderczy śmiech jeszcze długo pobrzmiewał w jej  myślach.

***

              Pół godziny później, mając całkowitą pewność, że została sama w namiocie, szybkim krokiem przemknęła do łazienki, by wziąć długi, odprężający prysznic. Następnie owinęła się puchowym ręcznikiem i z miną cierpiętnicy spojrzała w lustro. Przejechała dłonią po twarzy, gdy dostrzegła jak wiele prawdy kryło się w słowach Ślizgona. Nigdy nie  przykładała dużej wagi do swojego wyglądu. Owszem, zawsze starała się uchodzić za osobę schludną i zadbaną, ale wszelkie zabiegi upiększające ograniczała jedynie do względnego okiełznania swoich włosów. Do tej pory była z siebie dumna,  swoją naturalnością znacznie odbiegając od ideału arystokraty, jakim z pewnością były plastikowe, puste lale. Dopiero dzisiaj przekonała się, że to co dla niej, Harry'ego i Wesleyów stanowiło przejaw siły charakteru, blondyn obracał w niedbałość. Przez cały czas odkąd tylko została sama, a jej głowę zaczęły nawiedzać wspomnienia słów chłopaka, próbowała być silna i przekonać samą siebie, że jego opinię ma w głębokim poważaniu. Dobrze jednak wiedziała, że było to tylko pobożnym życzeniem, znacznie mijającym się z prawdą. Stojąc przed lustrem i susząc zaklęciem włosy, musiała się z nim zgodzić w jednej kwestii - naprawdę wyglądała okropnie. Mimo, iż dziewięćdziesiąt procent czasu przeznaczał na bycie wyrachowanym dupkiem, to jednak nie można mu było odmówić zmysłu obserwacji. Westchnęła cicho, uświadamiając sobie, ze ochota na szaloną imprezę z Maxem u boku, przeszła jej tak szybko jak się pojawiła. Perspektywa spędzenia tego wieczoru z dobrą książką i Krzywołapem na kolanach znacznie bardziej jej odpowiadała niż ponowne spotkanie Dracona i słuchanie jego krytyki. Nie mogła zrozumieć  intencji blondyna, ani jego zaborczego zachowania przy Maxie, a swoista powtórka z porannej rozrywki nie była dla niej zbyt atrakcyjna. Nie mogła jednak zawieść bruneta, który był jedną z najsympatyczniejszych osób, jakie miała okazję spotkać, odkąd opuściła Grimmauld Place. A może tylko jej się tak wydawało... Po miesiącu wspólnego mieszkania ze Ślizgonem, każdy człowiek, nawet prowincjonalny pijak z rynsztoku, wydawał się jej chodzącą perfekcją. Spojrzała jeszcze raz w lustro, zaciskając przy tym mocno pięści.
- Skoro tak chce się bawić... - mruknęła sama do siebie, godząc się na plan, który niepostrzeżenie zawitał w jej głowie. Szybkim krokiem podeszła do drzwi i otworzyła je z impetem, od razu kierując się w stronę stojącej nieopodal garderoby. Nie zwróciła nawet uwagi na żałosne jęki Krzywołapa, któremu przypadkiem nadepnęła na ogon.
- Dobra... Co my tu mamy - mruknęła, gdy dokonała pierwszych oględzin jej garderoby. Szczerze mówiąc, nie było w niej nic, co nadawałoby się na tą okazję. Gdy miesiąc temu pakowała swoją wyszywaną koralikami torebkę, przez myśl jej nie przeszło, żeby zabrać ze sobą jakąkolwiek sukienkę. Owszem, Ginny, nie zważając na jej głośne protesty, niepostrzeżenie spakowała jej dwie kreację, ale wątpiła w to, czy kiedykolwiek odważyłaby się je założyć. Chcąc nie chcąc, wyciągnęła jedyną sukienkę, którą tylko cudem zabrała z siedziby Zakonu Feniksa. Była to ta sama, w której pojawiła się na spotkaniu klubu Ślimaka na szóstym roku w Hogwarcie. Delikatnie pogładziła jasny materiał, a jej myśli od razu pobiegły w stronę Cormaca McLaggena... Nie, to zdecydowanie nie był dobry tor myślenia. Z ciężkim sercem poszła do łazienki i założyła na siebie sukienkę. Okręciła się dookoła, a delikatny materiał zafalował wokół jej kolan. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Nadal leżała na niej świetnie, chociaż nie była stworzona na tego typu imprezy. Chwyciła leżącą nieopodal różdżkę i spojrzała w lustro.
- Tylko nie przesadź... Tylko nie przesadź... - powtarzała szeptem, gdy kreśliła skomplikowany wzór w powietrzu. Poczuła falę chłodu w okolicach ramion i dopiero po chwili zrozumiała, że pozbyła się okazałych, grubych ramiączek. Teraz górę jej sukienki tworzyło coś na wzór gorsetu, starannie opinającego i uwydatniającego jej wdzięki. Uśmiechnęła się delikatnie na ten widok, po czym kolejnym zaklęciem utworzyła z włosów chaotycznego koka. Kiwnęła głową, wyrażając tym samym aprobatę w stosunku do własnych, magicznych umiejętności i zachęcona wcześniejszymi powodzeniami, ponownie machnęła różdżką, kierując ją na dół sukienki. Chwilę potem zauważyła, że zniknął ekstrawagancki, rozkloszowany dół, a zamiast tego materiał zaczął ściśle przywierać do jej bioder.
- Przesadziłam - westchnęła zrezygnowana, z naganą w oczach obserwując w lustrze swoje odbicie. Zmarszczyła delikatnie brwi i przygryzła wargę, czując się niepewnie w tym wydaniu. Dopiero głośne mruczenie Krzywołapa przywołało ją do porządku. Zerknęła ze strachem na znajdujący się na komodzie zegar, zdając sobie sprawę ze swojego spóźnienia. W pośpiechu założyła na nogi szpilki i nie oglądając się więcej za siebie, opuściła namiot.

***

               Stał oparty o jeden z prowizorycznych barków z alkoholem, zajmujących niemal całą prawą część brukowanej ulicy, przy której organizowano tak bardzo wyczekiwaną przez wszystkich imprezę. W jednej ręce trzymał niezwykle drogi, wysokoprocentowy trunek, drugą obejmując długonogą blondynkę, która co jakiś czas szeptała mu coś do ucha. Jej duże, błękitne oczy połyskiwały lubieżnie, odbijając światło ustawionych wokół placu reflektorów, a  ponętne wargi co chwile układały się w wyzywającym uśmiechu. Leniwym wzrokiem przeczesywał zgromadzony na rynku tłum, ignorując tym samym jej długiego, czerwonego paznokcia, którym nieprzerwanie kreśliła skomplikowane wzory na jego torsie. Jego spojrzenie na chwilę powędrowało do jej dwóch koleżanek, które stały po obu ich stronach, pełniąc rolę prywatnych ochroniarzy, broniących dostępu do największej zdobyczy dzisiejszej nocy, którą jak podejrzewał, był on sam. Zaśmiał się w duchu, przenosząc pełne politowania spojrzenie na stojącego przy nim Maxa, który  najwyraźniej za punkt honoru postawił sobie utrudnić mu życie do czasu pojawienia się kasztanowłosej Gryfonki. Nawet nie próbował kryć swojego zniecierpliwienia względem bruneta, który dobrych kilka minut temu porzucił swój monolog dotyczący trudnej sytuacji młodego rybaka, na rzecz pełnego zachwytów i pochwał wywodu o Hermionie. Z pobłażliwym wręcz uśmiechem zasłuchiwał się w najdrobniejszą wzmiankę o kasztanowłosej Gryfonce, próbując ukryć rozbawienie, które niespodziewanie wypłynęło na jego usta. Minęło kolejnych kilka minut, nim rozanielony brunet, odważył się zakończyć swoją wypowiedź jednym, ale jakże klarownym wyznaniem:
- Nigdy w życiu nie spotkałem takiej dziewczyny
Draco spojrzał na niego jak na osobę, dla której najlepszym prezentem na gwiazdkę byłby z pewnością kaftan bezpieczeństwa, postanawiając przy okazji wyprowadzić go z otępienia, w jakim najwyraźniej od dłuższego czasu przebywał.
- Widocznie zbyt rzadko bywasz  na bagnach - mruknął z przekąsem, nie próbując nawet ściszyć swojego głosu. Ironiczny uśmiech, którym obdarzył mocno zdziwionego Maxa znikł w chwili, gdy jego bystre stalowe oczy zauważyły dziewczynę, zmierzającą w ich kierunku. Już nie słuchał czułych słówek, które z zaangażowaniem szeptała mu blondynka. Nie odczuwał tez delikatnego ucisku jej paznokcia, śmiało zarysowującego kształt jego  mięśni pod koszulą. Nie docierał do niego uciążliwy potok słów Maxa, który dopiero po chwili odzyskał cały rezon. Wbił wzrok w zbliżającą się dziewczynę, śledząc każdy jej ruch. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy to jej idealna sylwetka, taktowanie ukryta pod delikatnym materiałem jasnej, opinającej ją sukienki. Opalona i gładka skóra lśniła delikatnie, skąpana w przytłumionym świetle. Włosy upięte w nieco chaotycznego koka pozwoliły jej na odsłonięcie smukłej szyi i nagich ramion. Kilka pasemek zdążyło się wymknąć z misternego koka, dodając jej tym samym zwykłego, dziewczęcego uroku. Czarne szpilki wydłużały optycznie jej zgrabne nogi, nadając szyku i elegancji. Szła do nich z delikatnym uśmiechem na twarzy, który tylko pogłębił się na widok stojącego koło niego Maxa. I dopiero jego niespodziewany krzyk  wybił arystokratę  z lekkiego otępienia, odkrywając przed nim tożsamość nieznajomej dziewczyny, którą okazała się być...
- Hermiona!
- Cześć Max - odpowiedziała, nie zaszczycając blondyna nawet jednym, chłodnym spojrzeniem. Mimo, iż wyczuwała jego palący wzrok, który o dwie sekundy za długo utrzymał się na jej ciele, postanowiła w żaden sposób nie reagować. Stanęła bokiem do niego, czujnie wpatrując się w rozpromienionego bruneta, który z niekrytym zachwytem zajmował się komplementowaniem jej wyglądu. Uśmiechała się do niego promiennie, zachowując się tak, jakby w ogóle nie interesował jej widok Malfoya i jego prywatnego haremu. Ich niema konfrontacja trwała jeszcze przez dłuższa chwilę, w czasie której Hermiona unikała jego spojrzenia z równie dużym zaangażowaniem, z jakim on perfidnie lustrował jej sylwetkę.  Z gracją dopiła kolorowego drinka, przyniesionego jej przez Maxa, śmiejąc się perliście z każdego żartu, który opowiedział.
- Gdzie byłaś przez całe moje życie? - zapytał zmysłowo Max, pochylając się nad Gryfonką i patrząc na nią jak na przyszłą matkę swoich dzieci.
- Chowała się przed tobą - dobiegł ich sarkastyczny głos blondyna, dla którego Max był idealnym kandydatem na wroga. Na parę minut zapanowała między nimi wymowna cisza, w czasie której niemal dało się wyczuć kipiący w powietrzu testosteron.
- Zatańczymy? - spytał w końcu Max, przenosząc spojrzenie na Gryfonkę i  podając jej szarmancko dłoń.
- Z przyjemnością - odpowiedziała, wciskając szklankę po drinku w rękę zdekoncentrowanej blondynki, stojącej obok Ślizgona, po czym prowokacyjnym krokiem odeszła w stronę parkietu. Arystokrata nadal pozostał na swoim miejscu, przeczesując dłonią swoje blond kosmyki. Odprowadzał dziewczynę zdegustowanym wzrokiem z ni to szczerym ni ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Skoro tak chcesz się bawić... - mruknął, lustrując ciało tańczącej nieopodal Gryfonki i zerując swojego drinka.

***

              Wpatrywał się zimnym wzrokiem w środek parkietu, na którym w najlepsze wyginała się niejaka panna G. w towarzystwie bruneta, którego ręce chciały chyba w ciągu najbliższych minut zbadać każdy centymetr jej ciała. Obejmował ją żarliwie, pochylając się nad nią i szepcząc do ucha jakieś zmyślne komplementy. Zacisnął mocniej wargi, gdy z oddali dosłyszał jej perlisty śmiech, którym obdarowała rozanielonego Maxa. Nie przejmowali się szybką, taneczną muzyką, która rozbrzmiewała w głośnikach. Kołysali się delikatnie w swoim własnym rytmie, ani na chwilę nie spuszczając z siebie wzroku. Palce rybaka coraz śmielej przesuwały się po jej ciele, badając delikatną fakturę jej ramion, pleców, bioder...
- Może zdradzisz mi swoje imię - usłyszał koło siebie lubieżny głos blondynki, którą nadal nieświadomie obejmował jedna ręką. Szybko wyrwał się z jej uścisku, zaplatając ręce na torsie.
- Odsuń się. Od twojego oddechu koszula mi się gniecie - powiedział znudzonym głosem, nawet nie patrząc w jej stronę. Śmiał się w duchu widząc jak desperacko wygina przed nim ciało, eksponując swoje walory, które tylko cudem nie wyskoczyły jeszcze spod opinającej ją, czerwonej sukienki.
- Jakiś ty zabawny - zaśmiała się z wymuszeniem, zmysłowo przygryzając przy tym wargę. Nie przejmowała się wrogą postawą chłopaka, który był zdecydowanie najlepszą partią na tej zakichanej imprezie. Jak więc mogła mu odpuścić?
- Serio? A wcale się nie staram - odparł, zerując swojego drinka i natychmiast sięgając po następnego. Cały czas jego stalowe źrenice śledziły parkiet, na którym właśnie bawiła się w najlepsze jego osobista zmora w postaci kasztanowłosej Gryfonki. Max nie odstępował jej na krok, wbijając w nią maślane gały i ocierając się o jej ciało w każdej możliwej sytuacji.
- Wiesz... - zamruczała blondynka, wbijając swój krwistoczerwony paznokieć w tors chłopaka i patrząc mu prowokacyjnie w oczy - Może poszlibyśmy do mnie? Mieszkam niedaleko... Gwarantuje ci, że nie pożałujesz - dodała przysuwając się bliżej niego i sunąc paznokciem po jego ciele. Nie zwracał najmniejszej uwagi na jej żałosne próby uwiedzenia go. Z zaciśniętą szczęka obserwował coraz odważniejszy taniec Gryfonki i Maxa, którzy zdawali się zapomnieć o całym bożym świecie. Nie reagował na namiętne ruchy blondynki, która wiła się przy nim, trzepocząc sztucznymi rzęsami i przygryzając zmysłowo swoją wargę.
- To jak? Skusisz się? - zapytała, gdy nie otrzymała od blondyna żadnej odpowiedzi. Zamglonymi oczami wpatrywała się w jego  twarz, szukając najmniejszych oznak zainteresowania. Na próżno. W końcu zarzuciła mu ręce na szyję, oplatając go nimi mocno i zasłaniając mu cały widok na parkiet. W tej chwili tak bardzo przypominała mu pływającą w hogwarckim jeziorze kałamarnicę, oblepiającą swoimi mackami wszystko co się rusza, że nie był w stanie powstrzymać ironicznego komentarza:
- A czy ja ci wyglądam na zoofila? - zapytał w końcu, zażenowany jej nachalnością. Jednym ruchem oderwał ją od siebie i odepchnął na bok, patrząc na nią z politowaniem. Dziewczyna poprawiła sukienkę i przywołała na twarz sztuczny uśmiech, jakby sytuacja z przed kilku sekund w ogóle nie miała miejsca.
- To chociaż obejrzyj mój występ. Może po nim zmienisz zdanie - powiedziała zuchwale, po czym odeszła w kierunku parkietu. Muzyka do razu zmieniła się na wolniejszą,  bardziej zmysłową, a światło lamp przygasło, przyozdabiając otoczenie w ciemniejszą poświatę. Blondynka, wraz ze swoją prywatną obstawą składającą się z dwóch, pozostałych dziewczyn stanęła na środku parkietu, od razu skupiając na sobie wzrok całej męskiej populacji, która się tu znajdowała. Dziewczyny zaczęły tańczyć zmysłowo, prężąc swoje ciała w kuszących pozach i eksponując swoje wdzięki. Już po chwili ich prowokacyjny występ spotkał się z gwizdami uznania i brawami młodzieży, oraz ślinotokiem u tych nielicznych, którzy przesadzili z drinkami.
               Musiał przyznać, że dziwnym trafem taniec blondynki, mimo, iż była prawdziwą drapieżną pięknością, nie wzbudził w nim żadnych emocji. Leniwie prześlizgiwał się więc wzrokiem po twarzach pozostałych mugoli, wmawiając sobie, że znalezienie pośród nich pewnej kasztanowłosej dziewczyny jest tylko czystym przypadkiem. Utkwił w niej spojrzenie, powoli sącząc swojego drinka i obserwując przebieg sytuacji. Z wyraźnymi rumieńcami na twarzy i szerokim uśmiechem pozwalała na coraz śmielsze ruchy bruneta, który, sądząc po zawadiackim uśmiechu zdolnym uwieść połowę okolicznej hołoty, był właśnie w swoim małym, prywatnym raju. Draco prychnął głośno po nosem, dając upust swojemu niezadowoleniu, które z każdą minuta przeradzało się w dziwną wściekłość. Istnym apogeum okazał się moment, w którym całe oświetlenie zmieniło swój kolor na ciemno czerwony, a muzyka na chwilę zamarła. Blondyn nieświadomie zacisnął mocno szczęki, gdy ujrzał jak wyraźnie spocona, ale rozanielona twarz bruneta przybliża się do Hermiony, a jego usta układają się w klasyczny dzióbek. Tego było już za wiele. Szybkim krokiem pokonał cała dzielącą ich odległość po czym, nie bawiąc się w kurtuazję,  chwycił za ramię Hermiony i szarpnął mocno w swoją stronę, wyrywając ją tym samym z objęć bruneta. Przez chwilę stała zdezorientowana, nie mogąc pojąć co się dzieje. Dopiero gdy jej ciemne tęczówki natrafiły na te stalowe, zdołała wyjęknąć słabym głosem:
- Co ty wyprawiasz? - Nawet nie próbowała ukryć swojego zaskoczenia. Z szeroko otwartymi oczami i przerażeniem wymalowanym na twarzy, wpatrywała się w blondyna, który uśmiechał się do niej w typowy dla siebie, ironiczny sposób.
- Wybacz Granger, że przeszkodziłem ci w tych uroczych umizgach, ale idziesz ze mną
- G-gdzie? - wyjęknęła zaskoczona, obejmując się przy tym w ramionami. Zupełnie nie rozumiała zachowania arystokraty, ale biorąc pod uwagę obelgi, które ostatnio od niego usłyszała, wolała nie mieć z nim nic do czynienia. Swoje pełne ufności spojrzenie przeniosła na Maxa, szukając w nim jakiegokolwiek wsparcia, czy ratunku. Na próżno. Gdy tylko zobaczył żądzę mordu wymalowaną na twarzy Malfoya,  błyskawicznie odsunął się od dziewczyny, a swoje ręce, którymi jeszcze chwilę temu ją obejmował, teraz schował w kieszeniach jasnych jeansów. Na ten widok blondyn uśmiechnął się zwycięsko, po czym spojrzał z zadowoleniem na dziewczynę, jednocześnie chwytając ją za ramię i ciągnąc w stronę parkietu.
- Nigdzie z tobą nie idę, Malfoy - powiedziała spokojnie, zapierając się z całej siły o kamienny krawężnik, który akurat mijali. Odwrócił się do niej, zaciskając mocno szczękę i przeczesując dłonią jasne kosmyki. Nie miał siły na słuchanie jej ckliwych żali, więc zanim zdążyła choćby otworzyć usta, powiedział stanowczym, władczym tonem:
- Idziesz Granger, czy ci się to podoba, czy nie
- Dlaczego mi to robisz? - zapytała z wyrzutem, czując jak jej oczy zasnuwają się pierwszymi łzami. Mimo to, patrzyła na niego hardo, powstrzymując płacz - Chcesz mi zniszczyć wieczór? Nie możesz znieść, że się dobrze bawię? Że po raz pierwszy od dawna mogłam spokojnie porozmawiać z kimś, kto nie patrzy na mnie z obrzydzeniem, gdy tylko pojawię się obok...
- To mi raczej nie wyglądało na spokojną rozmowę... - Przez chwilę wydawała się  nieco zawstydzona jego komentarzem, ale w porę się opamiętała. Nie zamierzała dawać mu tej satysfakcji. Spojrzała na blondyna chłodno, po czym nie czekając na jego reakcję, kontynuowała dalej:
- Dlaczego nie możesz mi choć raz odpuścić? Dobrze wiem, że chcesz mi zrobić na złość, ale na Merlina, co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyknęła rozpaczliwie, chociaż za sprawą głośnej muzyki, nikt oprócz nich, tego nie usłyszał. Wzięła dwa głębokie oddechy, po czym zaczęła mówić już dużo spokojniejszym tonem:
- Jakieś trzy godziny temu powiedziałeś mi wszystko, co o mnie myślisz... Wszystko...- Mimo to, że przez chwilę jej głos się załamał, odważnie patrzyła prosto w zimne, stalowe tęczówki Dracona - Chciałeś, żebym się poczuła jak nic niewarta szlama... Udało ci się, gratuluję. Dlaczego więc teraz nie możesz zostawić mnie w spokoju i zająć się tymi tam... - machnęła ręką w kierunku parkietu, na którym w najlepsze tańczyła blondynka i jej koleżanki. Hermiona spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, jakby oczekując, że Ślizgon w tej jednej chwili ulituje się i zostawi ją z Maxem, a sam zaszyje się na resztę imprezy w ciemnym zaułku i wleje w siebie całą przyniesioną tu whisky. Mimo, że na  dłuższą chwilę zapanowała cisza, wokół nich wyczuwalne było duże napięcie. Nie spuszczali z siebie wzroku, lustrując dokładnie każdą najmniejszą oznakę zbicia z tropu. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, prychnęła pod nosem, po czym demonstracyjnie odwróciła się na pięcie z zamiarem powrotu na parkiet. Zanim zrobiła choćby dwa kroki, ponownie poczuła na ręce zimny uścisk blondyna. Odwróciła się w jego stronę w chwili, w której chłopak podszedł do niej z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. Stanął tak blisko, że wyraźnie mogła wyczuć jego oddech na swojej twarzy.
- A jednak znowu mnie dotykasz - wytknęła mu zadziornie.
- Pamiętasz ten wieczór, kiedy założyliśmy się, że nauczę cię pływać? - zapytał, ignorując jej komentarz i wpatrując się w nią z mieszaniną rozbawienia i zainteresowania na twarzy. Poczekał cierpliwie, aż Hermiona niepewnie kiwnęła głową, po czym kontynuował - A pamiętasz może o co się założyliśmy?
- O zadanie... - wyjęknęła nieśmiało, nie wiedząc do czego chłopak zmierza. Przymknął na chwilę powieki, delektując się jej odpowiedzią, po czym otworzył je i przekrzywił lekko głowę w prawo, jakby chciał się jej dokładnie przyjrzeć.
- Wygrałem - szepnął ironicznie, owiewając jej twarz gorącym oddechem. Stała przez chwilę nieruchomo, jakby nie mogła pojąc sensu jego słów. Dopiero po dłuższej chwili zamrugała rozkojarzona i pokręciła gwałtownie głową.
- Wcale nie... - spróbowała zaprzeczyć, jednak jedyne co uzyskała, to gromki śmiech jej współlokatora.
- A właśnie, że tak, Granger. Miałem nauczyć cię pływać w tydzień i cię nauczyłem. To w jaki sposób to robisz, zupełnie mnie nie interesuje. Wygrałem - dodał, a na jego twarzy zagościł tak dobrze jej znany, pogardliwy grymas. Po chwili odwrócił się w stronę parkietu, z uwagą godną konesera obserwując wijące się na nim dziewczęta. Hermiona przełknęła głośno ślinę, starając się z całych sił, by jej głos nie zadrżał.
- Co mam zrobić? - zapytała, wpatrując się ze strachem w stojącego koło niej chłopaka. Wiedziała, że będzie to coś trudnego, bądź kompromitującego. Biorąc pod uwagę Ślizgoński charakter blondyna, inne opcje nie wchodziły w grę -  Malfoy! Możesz przestać pożerać je wzrokiem? Pytałam cie o coś - warknęła, gdy zafascynowany blondyn nie odrywał wzroku od parkietu, tym samym zupełnie  ignorując jej obecność. Gdy sama spojrzała w kierunku wijących się tam dziewczyn, nie mogła powstrzymać grymasu oburzenia na twarzy.
- Nie bądź taka zniesmaczona, Granger. Tak potrafią tańczyć tylko profesjonalistki - powiedział stanowczo, patrząc na nią z rozbawieniem  - No, ale za chwilę będziesz mogła się sama wykazać. Na pewno pójdzie ci znacznie gorzej, no ale dam ci szansę
- Nie przedłużajmy już tego, Malfoy. Mów, co mam robić - odparła, zdenerwowana. Z obrzydzeniem przyglądała się kształtnej blondynce, której szwy w sukience ledwo wytrzymały robiony przez nią szpagat. Dopiero po chwili dotarł do niej sens wcześniejszych słów chłopaka. Odwróciła się do niego z przerażeniem w oczach, lecz było już za późno. Uśmiechnął się do niej ironicznie, po czym pochylił się nieznacznie i szepnął wielce rozbawiony:
- Zatańcz dla mnie, Granger.


*Patrick Arvor – Poranni kochankowie




___________________________________________________
Po wyciskaczu łez w postaci mojej pierwszej miniaturki ( którą, ku mojemu zdziwieniu, bardzo dobrze przyjęliście - ale to pewnie ze względu na zakończenie :p ) przychodzę do Was z kolejnym rozdziałem opowiadania. Nie przedłużając, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Tradycyjnie czekam na Wasze komentarze. 1 kropka od Was = 100 uśmiechów u mnie :D
                                                                                                 IvaNerda