Draco i Hermiona

Draco i Hermiona

15 listopada 2015

Rozdział 6 Kłopotliwa poczta

,, Dobrze jest myśleć, że mam Cię obok
Że ciągle jesteś, mimo niepowodzeń
Że mimo moich wad, nie odważyłeś się odejść
Że patrzysz na mnie inaczej niż kiedyś
Że będziesz nadal, gdy znów otworze oczy
Dobrze jest wiedzieć, że wciąż tu jesteś..."
***


Wrzeszcząca chata od zawsze budziła lęk we wszystkich, zarówno mieszkańcach pobliskiej wioski Hogsmeade, jak i adeptach Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I pomimo tego, że większość czarodziejów uważało historie o niej za sporo przesadzone i czasami wręcz śmieszne, to jednak wolało trzymać się od tego miejsca z daleka i nie doświadczać ich prawdziwości na własnej skórze. Czasami słychać było dziwne odgłosy z jej wnętrza, co tylko potęgowało liczbę wysnutych z palca opowieści o jej rzekomych mieszkańcach i uczucie strachu w pozostałych.
Dwóm czarodziejom, którzy już od dobrych kilku minut w niej przebywali, zdawało się to nie przeszkadzać. Wszędzie panował mrok, rozświetlony jedynie przez nikły promyk jednej ze świec, która stała w rogu. Stali spokojnie pośrodku zakurzonego przedsionka, jakby nie mieli najmniejszej ochoty na dalsze zwiedzanie tego opuszczonego domostwa. Cisza, która pomiędzy nimi zapanowała zdawała się coraz bardziej im ciążyć, ale mimo to żaden z nich nie miał ochoty jej przerwać. Na twarzy starszego czarodzieja widniał nieznaczny uśmiech, który nie za bardzo pasował do ponurego wnętrza i grobowej atmosfery, która w nim zapanowała. Długimi palcami przeczesywał delikatnie swoją  siwą brodę, mimochodem patrząc przy tym na stojącego opodal przystojnego blondyna, który najwyraźniej tracił właśnie nad sobą panowanie.
- Dobrze się spisałeś, Draco- powiedział spokojnie Dumbledore przerywając tym samym niezręczną ciszę. Arystokrata podniósł na niego swoje stalowe spojrzenie i zmarszczył delikatnie brwi, nie bardzo wiedząc za co pochwala go starszy mężczyzna. Bo na pewno nie za to, że przyniósł mu pod drzwi ledwo żywego Śmierciożerce. To, że Mancair przeżył tą potyczkę, było istnym cudem. Mimo, że teraz, opatrzony i doprowadzony do porządku, odpoczywał w celi w Azkabanie, blondyn z pewnością nie czuł, że zasłużył na jakąkolwiek pochwałę. Prychnął głośno pod nosem, komentując tym samym wypowiedz Dyrektora Hogwartu.
- Masz na myśli to, że prawie go zabiłem?- odpowiedział z kpiną w głosie i odwrócił się tyłem do Dumbledore'a, uciekając tym samym przed jego czujnym spojrzeniem. Nie zamierzał przejmować się tym co zrobił, ale chciał dać odczuć Dumbledore'owi, że wysłanie go na tą godną pożałowania misję i to jeszcze ze zwykłą szlamą, było błędem, który w najbliższym czasie powinien być naprawiony.
- Przeciwnie. Jestem dumny, bo teraz już wiem, że wysłanie Cię tam z panienką Granger było doskonałym posunięciem.
- Co?!- krzyknął blondyn odwracając się do niego i zamaszyście machając ręką w powietrzu, jakby chciał strącić jakiś niewidzialny przedmiot- Ty chyba sobie żartujesz! Wysłanie mnie z NIĄ było wielkim błędem! Koszmarnym! Nie widzisz do czego doprowadziłeś? Ledwo się powstrzymałem, żeby go nie zabić! Chcesz, żebym następnym razem przywlekł Ci jakieś inne zwłoki pod drzwi?!- krzyknął Draco, nie za bardzo zawracając sobie głowę jakimikolwiek zwrotami grzecznościowymi. Powoli tracił nad sobą panowanie.
- Oj Draco, obaj dobrze wiemy, że to właśnie Panienka Granger sprawiła, że nie zabiłeś Mancair'a. To ona Cię przed tym powstrzymała i jesteś tego w pełni świadomy. Rezygnując z jej towarzystwa, skazał byś się na porażkę. Doskonale się uzupełniacie- dodał po chwili, a jego uśmiech tylko się pogłębił. Mimo, ze Draco nie powiedział mu co się dokładnie stało, doskonale zdawał sobie sprawę, że Hermiona także odegrała w tej sprawie jakaś większą rolę. Ślizgon także zdawał sobie sprawę z faktu, że przed zabiciem Mancair'a powstrzymał go głos Hermiony, która niespodziewanie pojawiła się w drzwiach zakurzonego pokoju. Przez chwilę znowu przypomniał sobie jej niedowierzanie malujące się na twarzy i strach. Bała się go, widział to doskonale. Nie sadził tylko, że tak go to zaboli. Przeczesał palcami swoje blond włosy, próbując pozbyć się z głowy natłoku nieproszonych myśli. Spojrzał jeszcze raz na Dumbledore'a jakby chciał zaprzeczyć jego sugestiom, jednak poczciwy uśmiech, który malował się na jego twarzy, całkowicie go zdekoncentrował. Spuścił gwałtownie ręce  wzdłuż ciała w geście rezygnacji, jednak nie zamierzał niczego komentować. Dumbledore widząc, że wygrał tą małą bitwę, podszedł do niego szybkim krokiem i odważnie spojrzał w zimne, stalowe tęczówki.
-Panienka Granger nie jest taka bezwartościowa jak myślisz Draco i już wkrótce się o tym przekonasz- powiedział cicho, jakby obawiał się, że choć odrobinę głośniejszy ton mógłby tylko bardziej rozjuszyć blondyna.
- Wkrótce otrzymacie kolejne instrukcje- dodał i odwrócił się na pięcie chcąc opuścić  to pomieszczenie. Blondyn dalej stał w tym samym miejscu, wyprostowany i dumny, jakby aluzje, które wygłaszał do niego starszy mężczyzna w ogóle go nie dotyczyły. Jego twarz nie wyrażała najmniejszych emocji, najwyraźniej nie mógł pozbyć się tej maski obojętności, której wyuczył się przez te wszystkie lata. Nie zmienił swojej postawy nawet z chwilą, gdy Dumbledore wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
-Kurwa...- Mruknął pod nosem, chcąc wyładować całą swoją frustracje w tym jednym słowie. Po krótkiej chwili całą Wrzeszczącą chatę wypełnił odgłos teleportacji.


***


Nie wiedziała ile czasu zajął jej powrót do namiotu. Gorzkie łzy, przepełnione żalem, rozpaczą i zwykłą bezsilnością towarzyszyły jej przez całą drogę, sprawiając, że już nawet nie widziała gdzie dokładnie się znajduję. Jak w amoku pokonała wszystkie uliczki wioski, nawet nie zważając przy tym, czy widzą ją jacyś przypadkowi mugole. Biegła szybko, chcą już wydostać się z tego miejsca, uciec od tych ponurych, ciemnych ulic, podniszczonych domostw, widoku wielkiej, szkarłatnej plamy na zbutwiałej podłodze i zimnych, bezdusznych, stalowych oczu. Oczu mordercy. Coś kapnęło na jej dłoń z chwilą gdy znalazła się przy stromym zboczu góry, jednak tym razem nie była to jej łza. Uniosła niepewnie głowę do góry, przyglądając się ciemnemu, granatowemu sklepieniu. Kilka kolejnych kropel upadło na jej twarz, mieszając się z jej własnymi łzami. Uśmiechnęła się delikatnie do siebie gdy zobaczyła ciężkie, czarne niebo zapowiadające nadchodzącą ulewę, tak jakby sama natura płakała nad losem chłopaka, który jej zdaniem, na tak wielkie miłosierdzie nie zasługiwał. Bo co może czuć osoba bez serca i sumienia, która w dodatku z zimną krwią zabiła innego człowieka? Doskonale wiedziała, że śmierć była nieodłącznym elementem jego życia, chociaż nigdy nie widziała jak sam ją zadaje. Był nauczony bezduszności i okrucieństwa, nigdy nie zaznał odrobiny ciepła i miłości i to być może dlatego nie był w stanie okazać miłosierdzia nikomu, tym bardziej w stosunku do wroga. Skoro jednak zabił z zimną krwią człowieka, który jeszcze przed paroma dniami był dla niego pobratymcem, to co zrobi z nic niewartą szlamą, która nawet nieświadomie zatruwała mu życie swoją obecnością. Co jeśli Malfoy z chwilą gdy dopuścił się tak wielkiej zbrodni, wyzbył się wszelkich ludzkich odruchów i uczuć? Co będzie dalej z Draconem, teraz, gdy nie miał już nic do stracenia i nawet groźba pobytu w Azkabanie nie była w stanie go powstrzymać od bestialskiego sponiewierania ciała Mancair'a? Nie szukała odpowiedzi na te pytania, miała świadomość, że wcale nie chce ich poznać. Ze zgubnych myśli oderwał ją przenikliwy chłód pobliskiej skały, na której zaparła odważnie swoją dłoń. Jak w letargu zaczęła dzielnie wspinać się ku górze, zapominając na chwilę o swoich lękach i pozbywając się strachu, który z taka siłą ją obezwładnił gdy znajdowała się na ściance zaledwie dwie godziny wcześniej.  Zimny wiatr rozwiał jej nieujarzmione, wilgotne włosy, ukazując bladą twarz zdradzającą tyle dręczących ją emocji. Oddychając ciężko dotarła na półkę skalną, na której znajdowało się jej schronienie. Mokra i zziębnięta weszła do środka, po raz pierwszy pozwalając sobie na głośny szloch, który i tak nie był w stanie wyrazić jej całego rozbicia. Nikt nie potrafił jej pomóc. Wiedziała, że będzie musiała sama się z tym zmierzyć, ale mimo to nie zamierzała rezygnować z zadania, które postawił przed nią Dumbledore. Otarła niezdarnie twarz i wzięła głębszy oddech, starając się uspokoić swoje skołatane serce. Nie ucieknie jak tchórz z powrotem na Grimmauld Place, nie rozczaruje Dyrektora Hogwaru, który uznał ją jako odpowiednią do tego zadania. Nie da Malfoy'owi tej chorej satysfakcji, którą z pewnością by miał gdyby teraz spakowała się i uciekła. Zostanie i postara się już nigdy więcej nie dopuścić do jawnego bestialstwa Ślizgona jakie miało miejsce dzisiaj. Nie zwracając uwagi na mokre ślady, które zostawiała na podłodze salonu, szybko przeszła do łazienki z nadzieją że zimny prysznic zmyje z niej całą rozpacz i wewnętrzne rozbicie. Pół godziny później zamknęła się szczelnie w sypialni, tuląc do siebie Krzywołapa, jakby w nadziei, że pomoże jej się to uspokoić. Dzisiaj nie miała ochoty na konfrontacje z Malfoy'em.

***


Wrócił, ale był inny. Widziała to doskonale. Chłód, który od niego bił, stał się jeszcze wyraźniejszy, a jego wrogość raniła jak nigdy. Kilka następnych dni spędzonych w jego towarzystwie, było chyba najcięższym przeżyciem, z jakim dane jej było się zmierzyć w całym siedemnastoletnim życiu. Ignorowali się, traktowali jak powietrze. Od tamtego dnia nie zaszczycił jej żadnym słowem, gestem, nawet krótkim spojrzeniem, a ona nie była mu dłużna.  Nie rozmawiali ze sobą, nie kłócili się, nawet nie jadali w swoim towarzystwie. Najgorsze jednak było to, że nie widziała w jego postawie nawet najmniejszych oznak skruchy, czy żalu, które uświadomiły by jej, że pod grubą skorupą zła i bezduszności kryje się w nim sumienie. Tego dnia było tak samo. Cisza stała się ich odwieczną towarzyszką, choć z początku upragnioną, to jednak z każdą następna niemą konfrontacją stawała się coraz bardziej przytłaczająca. Oboje ją ignorowali, starając się nie przyznać nawet przed sobą, że pragną jakiegoś minimalnego kontaktu z drugim człowiekiem, choćby tym znienawidzonym. Ona nie zamierzała jednak mieć nic wspólnego z mordercą, a on nie chciał jej wyprowadzać z tego błędu, doskonale zdając sobie sprawę jaka ,, łatka" została mu przyszyta przez kasztanowłosą, gdy mylnie uznała Mancair'a za martwego.
Tego dnia również nie spojrzał w jej stronę. Przyzwyczaiła się, akceptowała, milczała. Nawet jej to odpowiadało. Wyminął ją szybkim krokiem i zniknął w łazience, a ona swój wzrok skierowała na skaczące w kominku płomienie. Cisza powoli stawała się dla nich rutyną, naturalnym porządkiem dnia, spędzonym na oczekiwaniu na kolejne instrukcje Dumbledore'a wyjaśniające im położenie następnego celu. Jednak dni powoli mijały, a po nowych instrukcjach nie było nawet śladu. Tkwili zatem dalej na tej przeklętej półce skalnej, codziennie patrząc w dół zbocza na oddaloną wioskę pełną mugoli nieświadomych tragicznych wydarzeń jakie się w niej rozegrały. Skazani tylko na siebie, pozbawieni towarzystwa innych ludzi, poddawali się powoli wewnętrznemu rozdrażnieniu i zgubnym myślą. Dobiegł ją odgłos szumiącej wody, co oznaczało że Malfoy brał prysznic. Mimowolnie jej myśli znowu pognały w jego stronę, choć wcale nie była na  to gotowa. Ilekroć wspominała o tym, co zrobił, zawsze płakała. Była wykończona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W jego towarzystwie udawała twardą, ale  gdy tylko zostawała sama, pękała. Myślała, że chłopak o tym nie wie, przecież starannie to ukrywała. Nie sądziła jednak, że Draco doskonale zdawał sobie sprawę jak cierpi, opuszczona przez wszystkich, skazana na towarzystwo mordercy. Wiele razy słyszał jak wylewa łzy w poduszkę, nieświadoma, że chłopak słyszy jej szloch. Widział jak spogląda na odległy zarys wioski stęskniona bliskości innych ludzi. Nieraz nawet przyłapywał się na tym, że pragnął się do niej odezwać, sprowokować nieoczekiwaną kłótnie, w której  wykrzyczałby, że Mancair żyje, a ona niesłusznie go oskarżyła. Nie chciał się przyznać nawet przed sobą, ale i jemu powoli ciążyła ta cisza, a perspektywa niewinnej, uroczej kłótni ze szlamą wydawała mu się niezwykle kusząca. Podświadomie chciał wrócić do tych wspólnych, żałosnych kłótni, podczas których czuł, że żyje a czasy te były miłe i ciekawe. Po chwili jednak przyłapywał się na swoim zgubnym toku myślenia i sam śmiał się z własnej głupoty na myśl, że mógłby pragnąć kontaktu z dziewczyną.
Minęło kilka minut. Nieskazitelną ciszę w salonie przerwał dziwny świst powietrza, a zaraz potem zszokowana,  dziewczyna  zerwała się na równe nogi, niemal oślepiona przenikliwą łuną światła, która przeniknęła przez ściany salonu i spoczęła na niewielkim stoliku stojącym koło kanapy, formułując się w wielkiego, dostojnego Feniksa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że patrzy na przepięknego patronusa, który, sądząc po formie jaką przybrał, należał do Dumbledore'a. Zafascynowana i poniekąd szczęśliwa z faktu, że Dyrektor Hogwaru jednak o nich nie zapomniał, podeszła do stolika, czekając na jakąś wiadomość. Zapatrzyła się w postać pięknego ptaka, nieświadoma, że delikatna, niebieska łuna światła, która mu towarzyszyła, spoczęła na jej blady twarzy, przyozdabiając ją w dziwny błękitny odcień.
- Moi drodzy...- odezwał się patronus głębokim głosem Dumbledore'a, a dziewczyna od razu uśmiechnęła się, na dźwięk tego powitania.
 - Doskonale się spisaliście. Mancair przebywa już w Azkabanie i zapewniam Was, że zostanie tam na długo. Kolejne instrukcje prześlę Wam jutro przez sowę. Nie wiem, kim jest Wasz kolejny cel, ale starajcie się go aż tak nie uszkodzić, jak Waldena. Pamiętajcie, w jedności siła.
Dodał na koniec i zamilkł, a echo jego słów odbiło się od ścian, godząc w nią z podwójna siłą. Wkrótce potem patronus zniknął, zostawiając po sobie jedynie delikatną łunę światła, która z czasem także się rozpłynęła. Nieświadoma tego, kasztanowłosa Gryfonka nadal tępo wpatrywała się w miejsce, gdzie przed chwilą stał feniks, w duchu analizując sens usłyszanych słów. Mancair żyje. Jest w Azkabanie. Malfoy jednak go nie zabił.
-Boże...- szepnęła do siebie, mimochodem odwracając głowę w kierunku białych drzwi, za którymi znajdował się Ślizgon. Oskarżyła go o zabicie Waldena, nawet nie sprawdzając, czy Śmierciożerca faktycznie był martwy. Widziała wielką szkarłatna plamę wokół jego ciała więc jej mózg nie zastanawiał się długo przyszywając Draconowi miano zabójcy. A ona? Ona zachowała się jak mała, żałosna dziewczynka, która zamiast podejść na trzeźwo do całej tej sprawy i po prostu zapytać chłopaka co tak właściwie się stało, wolała uciec w pośpiechu, płacząc na cały głos i wymyślając sobie własny, odrażający scenariusz. Może gdyby wtedy została, gdyby pomogła Malfoy'owi, ten sam z własnej woli opowiedziałby by jej o przebiegu wydarzeń, a następne dni nie byłyby ciężkie i przepełnione przytłaczającą ciszą. Zrozumiała jaki błąd popełniła i jak niesłusznie oskarżyła chłopaka o tak wielką zbrodnię, nawet nie czekając na jego wyjaśnienia. A teraz? Teraz było już na to za późno, mur nienawiści został postawiony, bariery założone, a szanse na pojednanie, mniejsze od zera. Pogrążona we własnych rozmyślaniach, nawet nie zorientowała się że Draco także doskonale usłyszał słowa Dumbledore'a i teraz sam, rozmyśla nad ich znaczeniem. Nadal tępo wpatrywała się w białe, łazienkowe drzwi, chociaż delikatnie wzdrygnęła się gdy uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a chłopak pojawił się w progu. Zmierzwił sobie mokre włosy, po czym , nawet na nią nie patrząc, położył się nonszalancko na stojącej przed kominkiem sofie. Porwał ze stolika Proroka Codziennego, którego dostarczały im sowy, mimo tak niesprzyjającego położenia ich obozowiska. Już po chwili zatopił się w treści wyjątkowo obszernego artykułu o postępującej odbudowie Hogwartu, nieświadomy zmieszania jakie ogarnęło dziewczynę, z chwilą gdy pojawił się w salonie. Nie była gotowa na tak szybka konfrontację z chłopakiem. Chciała w spokoju ułożyć sobie w myślach przemowę, w której jakoś załagodziłaby obecna sytuacje i zmyła niejako osąd jaki pozostawiła na Ślizgonie. Teraz jednak nie było na to czasu. Podeszła cichutko do sofy, wpatrując się w kurtynę gazety, za którą, jak dobrze wiedziała ukrywała się twarz arystokraty.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że Mancair żyje?- zapytała cicho, w duchu przeklinając swój drżący z emocji głos. Musiała jakoś nawiązać do tego tematu, a bezpośrednie pytanie było w tej chwili najlepszym rozwiązaniem, bo czuła wewnątrz, że Draco także słyszał słowa Dyrektora Hogwartu. Nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr, więc nie miała nawet pewności czy chłopak ją usłyszał. Zawiedziona spuściła głowę, zakładając niesfornego loka za ucho.
- Bo i tak byś nie uwierzyła- odpowiedział po chwili beznamiętnym głosem, a ona poczuła, ze serce w niej zamiera. Doskonale wiedziała ile rozgoryczenia było ukryte w tym zdaniu, chociaż chłopak wypowiedział je tak nonszalanckim tonem. Zraniło ją to okropnie. Nie odezwał się już więcej. Bez słowa odwróciła się na piecie, by po chwili zniknąć za drzwiami swojej sypialni. Przepłakała całą noc.

***


Siedział rozpostarty na kanapie w salonie, niczym pan i władca i delektował się smakiem whisky, którą próbował zagłuszyć zgubny potok myśli. Leniwie wpatrywał się w dogasający w kominku ogień, czekając niejako, aż doszuka się w nim odpowiedzi na wszystkie dręczące  go w tej chwili pytania. Przeczesał sobie palcami włosy, pozwalając by kilka kosmyków opadł mu na czoło i cicho westchnął. Uśmiechnął się pogardliwie do siebie, gdy zdał sobie sprawę, że jedynie co poczuł po wczorajszych słowach Dumbledore'a to ulga. Ulżyło mu, gdy Hermiona wreszcie dowiedziała się prawdy o losie jaki spotkał Mancair'a i o tym, że mimo pozorów nie odebrał mu życia. Nie wiedział czemu zaczął przejmować się tym jakie zdanie ma o nim kasztanowłosa Gryfonka, ale pocieszał się, że może chociaż teraz sytuacja w obozie wróci do normy. Tęsknił za ich dziecinnymi kłótniami, jej bezmyślnym gadulstwem, które zawsze doprowadzało go do szału, ale stanowiło niejako namiastkę normalnego życia, które oboje zostawili daleko za sobą z chwilą gdy zgodzili się na układ jaki zaproponował im Dyrektor Hogwartu. Dzień powoli budził się do życia, więc westchnął zrezygnowany nalewając sobie ponownie drogocennej whisky do szklanki, bo wiedział, że zaraz przyjdzie mu się zmierzyć z nieokiełznana lwicą, jaka z pewnością była niejaka Hermiona G. Tym razem intuicja także go nie zawiodła, gdyż zaledwie po kilku minutach drzwi od jej sypialni uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a ona sama,  lekko przestraszona i wyraźnie unikająca jego stalowego spojrzenia, skierowała swoje kroki do łazienki. Nie patrzył w jej stronę, chociaż doskonale wiedział, że dziewczyna boi się tej konfrontacji i zrobi wszystko, byle tylko móc jej uniknąć. Nijak nie skomentował jej dziecinnego zachowania, opijając powoli łyk drogocennego, bursztynowego płynu i ponownie wpatrując się w płomienie. Po jakimś czasie stanęła znowu w salonie, tym razem już całkowicie rozbudzona i w jakimś stopniu  zdeterminowana. Nawet go to trochę rozbawiło, gdy zdał sobie sprawę, że jej postawa sugeruje, że Gryfonka wygląda jakby szykowała  się co najmniej na wojnę, a nie na konfrontacje z nim... chociaż to poniekąd jedno i to samo. Siadła niepewnie na fotelu obok i porwała ze stolika opasła księgę, która, jak sądził po okładce, była Historią Hogwartu. Przewrócił teatralnie oczami komentując tym samym zachowanie dziewczyny, która potrafiła czytać zawsze i wszędzie, nie bacząc na to w jakiej sytuacji się znajduje. Kolejna godzina minęła im na ciągłym unikaniu wzajemnych spojrzeń i zatapianiu się we własnych myślach.
Nie zamierzała go przepraszać, z resztą nie wiedziała nawet za co. Chyba  nie byłaby w stanie wyobrazić sobie dnia, w którym dobrowolnie przeprosi swojego odwiecznego wroga. Przecież nie nazwała go jawnie mordercą, jedynie swoim zachowaniem pozwoliła mu myśleć jakie ma o nim zdanie. Wstała więc wcześnie i wyszła ze zbawczego schronienia jakim była jej sypialnia, tym samym skazując się na jego towarzystwo tylko z jednego powodu. To dzisiaj miały przyjść kolejne instrukcje od Dumbledore'a, co dawało jej jakiś cień nadziei na to, ze będzie mogła w całości poświęcić się kolejnemu zadaniu, zapominając o zgubnej obecności znienawidzonego Ślizgona.  Zerknęła na niego kontem oka, w duchu dziękując że nie zamierzał komentować wczorajszej sytuacji i najzwyczajniej w świecie przybrał na siebie typową odlewniczą postawę. Nie zamierzała pierwsza przełamać tej przytłaczającej ciszy, a i Ślizgonowi najwyraźniej ona w niczym już teraz nie przeszkadzała. Przesiedzieli całe przedpołudnie w tym samym miejscu, starając się udawać że nie dostrzegają  się nawzajem i nie rzucają sobie co chwilę ukradkowych spojrzeń. Zdążyła już przeczytać dwa rozdziały poświęcone pasjonującej historii czworga założycieli Szkoły Magii I Czarodziejstwa, gdy wtem usłyszeli dziwny szum na zewnątrz namiotu. Oboje podnieśli gwałtownie głowy, odrywając się od dotychczasowych czynności i mimowolnie nasłuchując kolejnego, niespodziewanego głosu. Powietrze ponownie przepełnił ten sam odgłos, który świadczył jedynie o jednym- wreszcie dostali instrukcje od Dumbledore'a. Przez jedną maleńką chwilę dziękowali w duchu za to, że wreszcie będzie im dane przenieść się w jakieś inne, przyjemniejsze miejsce, po czym jak na komendę wstali oboje i nie patrząc w ogóle w swoją stronę, ruszyli do wyjścia z namiotu. Nim jednak pokonali połowę drogi, przyjemny łopot sowich skrzydeł został przerwany przez przeraźliwy odgłos katowanego ptaka. Mimowolnie spojrzeli na siebie z niezrozumieniem wypisanym na ich bladych twarzach, po czym szybkim krokiem przemierzyli resztę drogi i stanowczym ruchem odsłonili dwie poły grubego materiału namiotu, Tego widoku w ogóle się nie spodziewali.
Na jednej z niewielkich skałek rozsianych po półce skalnej, na której stał ich namiot dostrzegli uroczą, małą, sówkę z niewielkim, białym liścikiem przywiązanym do jej nóżki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa sówka przyciśnięta była teraz okrutnie do skały, a nad  nią bezceremonialnie pastwił się wielki rudy kocur. Wbijał okrutnie pazury w jej drobne ciałko, a sądząc po głośnym mruczeniu, jakie wydobywało się z jego gardła, był z tego faktu bardzo zadowolony. Zamarli oboje, nie wiedząc jak zareagować na to, co zobaczyli. Oboje jednak mieli świadomość, że Krzywołap, jak przystało na prawdziwego myśliwego, lubuje się w łowieniu najróżniejszych stworzeń, które, ku ich wielkiemu zgorszeniu zawsze znosił do namiotu i to tam oddawał się ich konsumpcji. Zawsze takie sytuacje kończyły się ogromną kłótnią, w której Draco chciał pozbyć się upierdliwego lokatora z obozu, twierdząc, że skoro tak pociąga go życie w dziczy, to powinien jak najszybciej się tam znaleźć, natomiast Hermiona zawsze stawała w obronie swojego pupila, nieważne jak bardzo obrzydzałoby ją jego zachowanie. Kłótnie o Krzywołapa stały się tak częste, że oboje zaczęli je traktować  jak naturalny porządek rzeczy, co więcej żadne nie zamieniało zmieniać w tym swojego stanowiska. Widok maltretowanej, szarej sówki także wzbudził w nich standardowe odczucia, chociaż oboje zdawali sobie sprawę, ze sytuacja jest zdecydowanie poważniejsza, niż mogłoby się to z początku wydawać. Wbrew pozorom to nie katowana sówka była teraz ich największym problemem, tylko niewielki biały liścik, który pod wpływem szamotania ptaszka, zaczął niebezpiecznie odwiązywać się od jego nóżki i chybotać się na wietrze, zaledwie dwa metry od krawędzi półki skalnej, na której stali. Patrzyli na to jak zahipnotyzowani, nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy opamiętał się Draco, który ruszył na kota rozjuszony, zaciskając pieści i przechylając głowę w stronę stojącej z tyłu Gryfonki
- Kurwa mać, Granger! Tego już za wiele! Zabije go, jak słowo daję! - Na potwierdzenie swoich słów postawił jeszcze kilka kroków przed siebie, gotowy zaraz rzucić się na kota i dokonać na nim żywota gołymi rękami. Hermiona, która do tej pory stała przy wejściu do namiotu i obserwowała cicho tą scenę, w jednej chwili, zszokowana słowami Ślizgona, znalazła się tuż przy nim, ostro gestykulując i krzycząc w niebo głosy.
-Ty dupku! ani mi się waż! To jest kot, Malfoy, polowanie leży w jego naturze i nic tego nie zmieni! - Zdeterminowana, zagrodziła mu drogę własnym ciałem, gotowa stoczyć  z chłopakiem walkę na śmierć i życie w obronie swojego pupila. On jednak tylko uśmiechnął się ironicznie, po czym bezceremonialnie wyminął ją szybko i znów szedł w kierunku kota.
- Może ty lubisz patrzeć jak to bydle obżera się szczurami w naszym salonie, ale mi jakoś ten widok już się znudził - powiedział chłopak, częściowo zagłuszony przez głośne wrzaski uwięzionej sówki. Zatrzymał się dobre pół metra przed skałką, obserwując dramatyczną scenę, jaka się na niej rozgrywała. Po chwili odwrócił się do dziewczyny z podłym uśmiechem i nienaturalnym błyskiem w oczach.
- Chociaż widzę, że teraz awansował, bo wybrał sobie coś większego do jedzenia. Chyba jednak poczekam i jeszcze teraz go  nie zabiję. Kto wie, może w następnej kolejności rzuci się na Ciebie... - dodał lubieżnie widząc jak dziewczyna  zaciska szczęki  a jej twarz  tężeje pod wpływem złości. W następnej chwili podeszła do niego rozjuszona, z chęcią mordu w oczach.
- Niedoczekanie Twoje! - warknęła jedynie w jego stronę, po czym wyminęła go szybko, nie zwracając uwagi na głośny, szczery śmiech, którym chłopak skomentował całą jej postawę.
-Wiem Granger, wiem. W końcu Twój kocur nie zje byle czego...
Tego było już za wiele. Odwróciła się do niego, wyciągając ostrzegawczo palec w jego stronę i hardo patrząc mu w oczy.
- Jeszcze jedno słowo, Malfoy, a obiecuje, że zrzucę Cię z tej skały - krzyknęła, stajać tuż przed nim i wskazując palcem na krawędź półki skalnej, gotowa zaraz obrócić swoje słowa w czyn. On jednak tylko zaśmiał się w jej stronę, przekrzywiając głowę i mierząc ją swoim nieodgadnionym spojrzeniem.
- Chciałbym to zobaczyć... - odparł lubieżnie, przez moment nachylając się nad nią i wpatrując intensywnie w jej rozbiegane oczy. Przez dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami, zupełnie zapominając po co tak właściwie tu przyszli. Nim zrobili jakikolwiek ruch, usłyszeli donośny szelest skrzydeł i pomruk niezadowolenia, świadczący jedynie o tym, że sówka nareszcie odnalazła w sobie resztki odwagi, by wyrwać się ze szponów śmierci i wzbić w górę. Odwrócili się oboje w tamta stronę, w chwili gdy wystraszony ptak przeleciał obok nich z prędkością światła, po czym pofrunął w kierunku wioski, nawet nie oglądając się za siebie, najwyraźniej szczęśliwy, że udało mu się uniknąć śmierci w paszczy rudego kota. Z konsternacją spoglądali na niebo, gdzie jeszcze przez chwilę majaczyła w oddali postać małej sówki po czym oboje odwrócili się w kierunku małej skałki na która upadł biały liścik, oderwany wcześniej przez szarpiące się zwierzęta. Po maleńkim zwitku pergaminu nie było jednak śladu. Spojrzeli na siebie zdezorientowani, nie za bardzo wiedząc co maja teraz robić, gdy nagle dostrzegli coś, po czym ich serca dosłownie zamarły. Dumnym krokiem, z wysoko uniesionym ogonem i głośnym pomrukiem zadowolenia spacerował sobie wielki, rudy kocur, trzymając w paszczy maleńki liścik, zawierający instrukcje przesłane im zapewne przez samego Albusa Dumbledore'a. Nie zważając na ich zszokowane miny, wszedł spokojnie do namiotu, zostawiając ich samych na zewnątrz. Spojrzeli na siebie dosłownie przez chwilę, po czym jak jeden mąż ruszyli biegiem z powrotem do namiotu. Wpadli do środka w chwili, gdy Krzywołap, nieświadomy swojego błędu, rozsiadł się na stoliku i z wielkim zaangażowaniem zaczął gryźć maleńki liścik, jakby była to dla niego nagroda pocieszenia, za przegraną walkę z szarym ptaszyskiem. I wydawałoby się, że smak pergaminu w ogóle mu w tej chwili nie przeszkadzał.

- Krzywołap!!! - zawołała histerycznym głosem Hermiona podbiegając do kota i próbując mu wyrwać zmiętolony już liścik. W akcie desperacji rzuciła się do przodu chcąc w ostatniej chwili chwycić kota, jednak on okazał się znacznie szybszy i zerwał się ze stolika, po czym uciekł w kąt, kończąc pożeranie swojej, wyjątkowo cennej zdobyczy. Z gardła Gryfonki wyrwał się donośny krzyk ,,AUĆ” z chwilą gdy zderzyła się z wyjątkowo twardą powierzchnią mahoniowego blatu. Draco jednak nie miał za bardzo czasu na to, by pastwić się nad wyjątkowo niezdarną próbą odbicia ,,zakładnika” przez dziewczynę, bo wyminął ja bez słowa i pognał w ciemny kąt pokoju, gdzie zwierze, nieświadome zagrożenia kończyło swój posiłek. Podobnie jak wcześniej Gryfonka, on także rzucił się desperacko przed siebie, jednak wykazał się dużo większa zręcznością i zdołał chwycić rudego kocura za ogon. To jednak nie było, aż tak dobrym posunięciem, jak z początku myślał, bo Krzywołap w jednej chwili odwrócił się, a długie pazury wbił gwałtownie w jego rękę, w czego efekcie, chłopak puścił go, klnąc głośno pod nosem, a rudy kocur pognał do sypialni dziewczyny. Chwile im zajęło, nim zdołali pozbierać się na nogi i ruszyć do pokoju, w którym znajdował się ich trzeci współlokator.  Pobiegli do pokoju, modląc się w duchu, by na ratunek nie było jeszcze za późno. Gdy tylko przekroczyli próg sypialni, dostrzegli, że Krzywołap rozłożył się wygodnie na wielkim, dwuosobowym łóżku dziewczyny i mruczał głośno, najwidoczniej, bardzo z siebie zadowolony.
- Głupi sierściuch - mruknął wyjątkowo wściekły chłopak, w chwili, gdy Hermiona minęła go bez słowa i podeszła na palcach do skraju łóżka, tak by nie wystraszyć zwierzęcia. Natomiast Krzywołap, najwyraźniej nieświadomy intencji swojej pani, leżał dalej spokojnie na jej pościeli, ani myśląc o ucieczce. Efekt był jedynie taki, że dziewczyna rzuciła się na łóżko, chwytając w objęcia swojego pupila i bezceremonialnie wydzierając mu z paszczy resztki drogocennej poczty. Przerażony kot, zdołał jedynie miauknąć żałośnie, po czym wyrwał się z jej objęć i najzwyczajniej w świecie uciekł z pokoju, w tylko sobie znanym kierunku. Leżała na plecach, oddychając głośno, jakby właśnie pokonała maraton i spojrzała na stojącego przed nią Dracona. Uśmiechnęła się zadziornie, nie zwracając uwagi na jego zniecierpliwione spojrzenie i oburzony wyraz twarzy.
- Zwycięstwo - powiedziała cicho, uśmiechając się niewinnie i podnosząc do góry rękę, w której trzymała pomięty i lekko pogryziony liścik. Chłopak jednak nie podzielał jej entuzjazmu i jedynie podniósł do góry prawą brew, jakby nie za bardzo wiedział, co kasztanowłosa chce świętować.
- Na Merlina z kim ja mieszkam... - westchnął wyjątkowo zrezygnowany, pocierając sobie ręką zmęczoną twarz. Gryfonka w ogóle nie zrozumiała powodu jego załamania nerwowego i tylko pokiwała głową w geście roztargnienia.
- Nie narzekaj Malfoy, mogłeś trafić gorzej - powiedziała zaczepnie, na moment zapominając z kim ma do czynienia. Chłopak popatrzył na nią załamany i lekko zdziwiony.
- Uwierz mi Granger, nie mogłem - przyznał szczerze, uważnie przyglądając się dziewczynie, gdy zrozumiał, że jeszcze nigdy nie widział jej w tak dwuznacznej pozycji, leżącej przed nim z rozwianymi włosami i zaróżowionymi policzkami, z rozpiętym sweterkiem i to w dodatku w jej własnej sypialni. Potrząsnął lekko głową, próbując odgonić od siebie zgubne myśli, które właśnie zagościły mu w głowie. Widząc jak jej twarz tężeje  gwałtownie ze złości, a usta układają się w cienką linię, zaśmiał się krótko, lecz szczerze.
- Dłużnej tak nie wytrzymam. Albo wy wykończycie mnie, albo ja was. I szczerze to mam nadzieje, że zdecydujemy się na tą druga opcję - powiedział zdruzgotany własnym odkryciem i pokręcił  głowa, znów wbijając w nią przeszywające spojrzenie. Po chwili wyciągnął rękę w jej stronę, próbując dosięgnąć małego zwitku pergaminu, który nadal, nieświadomie ściskała w dłoni. Odsunęła rękę do tyłu, nie chcąc by Draco zdobył tak cenną zdobycz, mimo, że była ona jedynie uślinionym zwitkiem pergaminu.
- Granger bądź tak miła i oddaj co nie Twoje - powiedział nonszalancko, jednocześnie podchodząc do niej i znów sięgając po pomięty liścik.  Tak skupił się na swoim celu, że nie zauważył leżącego na podłodze skrawku pościeli, który mimowolnie spadł z łóżka, w czasie zaciętej walki dziewczyny z jej pupilem. Efekt jego nieuwagi był taki, że stopa chłopaka zaplątała się w pościel, a on sam straciwszy równowagę, runął z całym impetem na łóżko i na znajdująca się na nim dziewczynę. W ostatniej chwili zdołał jedynie wyciągnąć ręce przed siebie, powstrzymując się przed czołowym zderzeniem z Gryfonką.
Zdezorientowani wpatrywali się w siebie szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogli uwierzyć w to co się stało. Twarz Malfoy'a znalazła się dokładnie w odległości trzech centymetrów od niej. Powinna się wyrywać, lub uderzyć chłopaka za jego niezdarność i sytuację, którą przez to sprowokował, jednak nie była w stanie wykrztusić słowa. Wstrzymała oddech, gdy spojrzała w jego stalowe źrenice, w których dostrzegła niespotykany dotąd błysk. Nie potrafiła go jednak zidentyfikować. Nie odważyła się poruszyć, gdy zauważyła, jak z determinacją wpatruje się w jej ciemne  oczy, by po chwili utkwić wzrok w jej rozchylonych wargach. Poczuła jego drogie perfumy i na moment straciła zdrowy rozsądek. Patrzyła z determinacja na chłopaka, który zdawał się być równie zdekoncentrowany jak ona.
- Granger... - szepnął cicho, nie chcąc przerywać tej dziwnej chwili. Zamarła, z chwilą gdy jego ciepły oddech owionął jej twarz. Nie mogła pojąć czemu tak zareagowała na bliskość Ślizgona, z którym przecież na co dzień łączyła ja tylko nienawiść. Co więcej zdziwił ją fakt, że jemu ta bliskość także nie przeszkadzała, pomimo tego, iż każdego dnia przypominał jej, że była jedynie zwykłą szlamą.  Miała wrażenie, że utonie w głębi jego spojrzenia , poddawała mu się z łatwością, jakby nie liczyło się teraz nic więcej. Po chwili przyszło opamiętanie. Otworzyła szeroko oczy, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że leżący na niej Książę w rzeczywistości jest oślizgłym gadem, w dodatku z szerokim, kpiącym uśmiechem, który właśnie zagościł na jego twarzy.
- Jeśli chciałaś zaciągnąć mnie do łózka, wystarczyło tylko powiedzieć. Nie musiałaś wymyślać tej całej szopki z listem. Mogłaś po prostu poprosić... chociaż i tak bym się nie zgodził...
- Ty dupku, przecież to Ty się na mnie rzuciłeś - powiedziała wzburzona i gwałtownie zepchnęła z siebie chłopaka, po czym wstała i zaczęła poprawiać swoje ubranie. Draco w tym samym czasie przekręcił się na plecy i dalej leżał na łóżku dziewczyny, nie zamierzając go opuszczać w ciągu następnych kilku minut. Założył ręce za głowę i z lekkim aroganckim uśmiechem wpatrywał się w Hermione, która z jakiegoś dziwnego powodu  nie podzielała jego entuzjazmu.
- To po co rzucasz mi kłody pod nogi - zapytał ironicznie, mając na myśli porozrzucana po podłodze pościel, o którą się potknął.
Spojrzała na niego z pod łba, ale nie zamierzała dalej prowadzić tej dziecinnej rozmowy. Podniosła szybko pościel z ciemnych paneli i rzuciła ją na łózko. Draco obserwował ją przez cały czas, a ironiczny uśmiech nie schodził mu z twarzy.  Oparła ręce na biodrach wyrażając tym gestem całe swoje niezadowolenie z faktu, ze Ślizgon nadal przebywa w jej sypialni.
- Złaź z mojego łóżka - wysyczała jadowicie, powoli tracąc do niego cierpliwość. W odpowiedzi blondyn jedynie ziewnął demonstracyjnie, jakby zamierzał właśnie się zdrzemnąć, nie bacząc na to, że pochyla się nad nim rozwścieczona Gryfonka.
- Zmuś mnie - powiedział przymykając powieki by nie patrzeć dłużej na jej zaciętą minę. Odetchnęła głęboko, licząc w myślach do dziesięciu i uspakajając swoje stargane nerwy. W duchu musiała przyznać, że ciągłe droczenia z chłopakiem zaczęły być z każdą chwilą intensywniejsze. Już nie były zwykłymi dziecinnymi sporami, tylko coraz bardziej wyszukanymi intrygami, które wymagały drastycznych rozwiązań. Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni jeansów i uśmiechając się niewinnie wymierzyła nią w Dracona.
- Dobra Malfoy, skoro nie chcesz po dobroci... - mruknęła cicho, pogodzona ze swoim losem i tym co zamierzała zaraz zrobić. Draco, słysząc jej ciche wyznanie, zmarszczył brwi jakby zastanawiając się nad sensem wyszeptanych słów. Po chwili, zaintrygowany jej wypowiedzią uchylił powieki, chcąc  zapoznać się z poczynaniami wroga. To co zobaczył, zupełnie go zaskoczyło. Nim zdążył zareagować, Gryfonka wyszeptała ,,wingardium lewiosa" a on poczuł, jakby w tej jednej chwili wyzbył się całej grawitacji. Jego ciało poderwane gwałtownie siłą zaklęcia, uniosło się dobre dwa metry w górę, a on sam pozbawiony siły ciążenia, mógł jedynie desperacko machać kończynami, jakby chciał dosięgnąć stojącą przed nim dziewczynę. Ona sama nie mogła powstrzymać się od śmiechu na widok wiszącego do góry nogami Dracona Malfoy'a, który w tej jednej chwili wyglądał bardziej nieporadnie niż Neville Longbottom przez całe lata nauki w Hogwarcie.
- Kurwa mać, Granger! Zabije Cie! - wykrzyczał do dziewczyny, próbując przedrzeć się przez salwy jej niekontrolowanego śmiechu. Wreszcie opanowała się na tyle, by na niego spojrzeć, wycierając przy tym czające się w kącikach oczu łzy szczęścia. Po raz pierwszy popłakała się ze śmiechu, choć nigdy w życiu nie pomyślałaby, że stanie się to za sprawą Dracona. Postanowiła jednak przerwać te istne tortury chłopaka, dostrzegając że na jego bladej na co dzień twarzy pojawiają się czerwone rumieńce, choć nie wiedziała czy jest to skutek obecnej pozycji Dracona, czy też jego wściekłości. Cały czas mierząc w niego różdżką, skierowała jego ciało do salonu i dopiero będąc tutaj, pozwoliła sobie cofnąć zaklęcie. Nie była jednak aż tak wyrozumiała by opuścić chłopaka delikatnie na kanapę, więc zdobyła się jedynie na to, że pozwoliła mu spaść na leżący przed kominkiem dywan. Chwaląc się w duchu za ten niezwykły akt miłosierdzia skierowany w jego stronę, nie spuszczała z niego wzroku, gdy wreszcie stanął na nogi i spojrzał na nią z mordem w oczach.
- GRANGER! Choć tu i daj się zabić! - krzyknął rozwścieczony do granic możliwości, podchodząc szybko do stolika i porywając z niego swoją różdżkę. Odwrócił się z powrotem do dziewczyny, a maleńka żyłka na jego skroni zdradzała fakt, że poziom jego gniewu najwyraźniej osiągnął apogeum. Hermiona jednak nie za bardzo przejęła się jego słowami, przypominając sobie o co tak właściwie stoczyli ze sobą zacięty bój. Wyjęła delikatnie pośliniony przez Krzywołapa liścik i pochyliła się nad nim, chcąc odczytać treść.
- Może później... - odpowiedziała niemrawo, cały czas patrząc na rozmazany atrament i odczytując z niego kolejne instrukcje Dumbledore'a. Czując na sobie wzrok Ślizgona, podniosła głowę i zmarszczyła delikatnie brwi.
- Och na Merlina Malfoy! Przestań się wygłupiać! Mamy teraz większy problem niż Twoje zmiażdżone ego! Nie mogę tego do końca rozczytać - dodała już ciszej, wyciągając rękę w jego stronę i pokazując mu częściowo zamazany pergamin. Podszedł do niej bliżej zaciskając ze złości szczękę i ciskając gromy w jej stronę. Jeszcze nikt nie odważył się użyć na nim zaklęcia lewitacji, a fakt że zdobyła się na to kasztanowłosa Gryfonka jeszcze bardziej go wnerwił. W normalnych okolicznościach nawet by się nie powstrzymał, tylko rzuciłby w nią jakieś niewerbalne zaklęcie i delektowałby się jej cierpieniem, jednak teraz zdał sobie sprawę, że ma ważniejsze rzeczy do roboty. Niechętnie przeniósł wzrok z jej twarzy na świstek pergaminu, który kurczowo trzymała w dłoni. Ku jej szczeremu zdziwieniu ten widok rozwścieczył go jeszcze bardziej. W tej oto chwili Draco wyszedł z siebie i stanął obok.
- KURWA! Zabije tego pchlarza! - wykrzyczał głośno i zaczął się rozglądać po salonie w nadziei, że znajdzie w nim rudego kota. Krzywołapa jednak nigdzie nie było, a zawiedziony Ślizgon z powrotem utkwił wzrok w dziewczynie, gotowy ją obwinić za tak szokujący stan liściku od Dumbledore'a. Hermiona zmrużyła oczy rozwścieczona faktem, że chłopak śmiał obrażać jej pupila i machnęła przed nim rękoma, jakby chciała strącić jakiś niewidzialny przedmiot znajdujący się w powietrzu.
- Ani mi się waż, Malfoy! To jest kot! Nie zmienię jego natury!
Spojrzał na nią jak na wariatkę, zdając sobie sprawę,że dziewczyna najwyraźniej nie zrozumiała sensu jego słów. Rozłożył ręce w geście bezradności, a na twarz przybrał maskę pogardy.
- I nikt Cie o to nie prosi Granger! Jeśli nie chcesz, żeby oberwał ode mnie Avadą to zrób z nim coś! No nie wiem, kup mu gumowego szczura, albo złap mu żywego! Niech jego gryzie, a nie nasze listy! - krzyknął po czym wyrwał z jej dłoni pośliniony pergamin i ze zrezygnowaną miną siadł na kanapie. Z uwagą wpatrywał się w zamazane litery, uprzednio podsuwając pergamin w stronę kominka, z nadzieją, że płomienie rozświetlą zapiski a jemu dane będzie wreszcie rozszyfrować ich treść. Po czterdziestu minutach i trzech wypitych szklaneczkach whisky udało mu się odczytać większą część listu. Do szczęścia potrzebne mu były tylko dwie ostatnie linijki tekstu, który niestety był w najgorszym stanie. Wyrazy się rozmywały, a w miejscach, gdzie kot ugryzł pergamin najzwyczajniej brakowało liter. Na stoliku przed nim leżał leżał czysty pergamin, na którym blondyn zapisywał każdą nowo rozpoznaną literę. Pióro, które do tej pory służyło mu do skreślania nowo wymyślonych wyrazów, teraz zastygło nieruchomo. Po chwili rzucił je niedbale na stolik a sam upił spory łyk bursztynowego płynu, chcąc nim złagodzić gorycz swojej porażki.
- Mam dość, Granger! Nie mam zamiaru siedzieć nad tym całą noc, tylko dlatego, że Twojemu kocurowi zachciało się gryść ten list. Wołaj go, niech sam to teraz rozczyta - mruknął zrezygnowany, nawet nie zwracając uwagi na absurdalność swojej wypowiedzi. Hermiona, która do tej pory siedziała zwinięta na fotelu obok, nie chcąc mu przeszkadzać, poruszyła się niespokojnie, po czym podniosła się powoli i wzięła do ręki zarówno list jak i zapiski chłopaka. Nie odpowiedziała mu na tą słowną zaczepkę, doskonale wiedząc, że tylko w ten sposób utrzyma w miarę normalną atmosferę w obozie. Jakoś nie miała teraz ani czasu ani ochoty na kolejne kłótnie. W ciszy zaczęła studiować zapiski Ślizgona, w niektórych miejscach robiąc niewielkie korekty, gdy zdała sobie sprawę, że źle odczytał poszczególne litery. On tymczasem położył się na kanapie i zakrył przedramieniem oczy, w drugiej ręce trzymając szklaneczkę z bursztynowym płynem. Jednak gdy usłyszał cichutkie skrobanie pióra, mimowolnie spojrzał na dziewczynę. Hermiona wydawała się być teraz w swoim żywiole. Zmarszczyła delikatnie brwi, skupiając się intensywnie nad jakimś zamazanym słowem, i przymrużyła oczy, by lepiej identyfikować poszczególne znaki. Siedziała teraz przy stoliku na podłodze, a łuna światła dobiegająca z kominka delikatnie padała na jej kasztanowe loki, tworząc niesamowite refleksy. Jedną ręką trzymała pióro, którym co chwila kreśliła zapiski Ślizgona, drugą zaś zakładała za ucho niesfornego loka, który przesłaniał jej oczy. Po chwili zrozumiał, że patrzy na nią zdecydowanie dłużej niż było to konieczne, więc szybko odwrócił wzrok na sufit, jakby to w nim szukał ukojenia własnych nerwów i odrobiny spokoju.
- Zdajesz sobie sprawę Granger, że teraz będziesz musiała ruszyć swój tyłek i trochę powalczyć? Nie będę robił wszystkiego za Ciebie- powiedział dobitnie, przerywając tym samym panującą od dawna cisze. Nie wyjawił wprawdzie Dumbledore'owi więcej niż to było konieczne, więc zdziwił go fakt, skąd ten staruszek znał tyle szczegółów dotyczących ich walki z Mancair'em. Musiał jednak przyznać sam przed sobą, że to obecność dziewczyny powstrzymała go przed zabiciem pobratymca, więc teraz dla świętego spokoju chciał ją zabrać ze sobą. Oczywiście wiedział, że i tak do niczego mu się nie przyda, jednak skoro Dyrektor Hogwartu chciał,  by Gryfonka towarzyszyła mu podczas drugiego zadania, to nie zamierzał się mu sprzeciwiać. Spojrzał na nią przez chwilę, szukając oznak zdenerwowania, lub strachu, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, najwyraźniej pogodzona ze swoim losem.
- Wiem Malfoy. Już teraz chciałam z Tobą iść, tylko mi nie pozwoliłeś. Więc teraz nie miej do mnie pretensji.
- Bo nie byłaś mi do niczego potrzebna. Sam potrafię wszystko załatwić
- Właśnie widziałam...- mruknęła zanim zdołała ugryźć się w język. Po chwili zrozumiała jak poważny błąd popełniła. Draco zerwał się szybko z kanapy, rozlewając przy tym whisky, które do tej pory tak pieczołowicie trzymał w dłoni, po czym spojrzał na nią wyraźnie zły.
- Masz jakiś problem Granger? - zapytał jadowicie, wpatrując się przy tym w dziewczynę, która z równą determinacją unikała jego wzroku. Po chwili wstała i podeszła do niego, zdecydowanie zbyt blisko, niż to było konieczne. Podniosła głowę, patrząc mu hardo w oczy, zupełnie nie przejmując się chęcią mordu, którą miał wypisaną na twarzy.
- Tak, właściwie to mam - powiedziała cicho, nadal intensywnie na wpatrując się w chłopaka. Nim jednak zdążył w jakikolwiek sposób zareagować na te słowa, dziewczyna wyciągnęła rękę pokazując mu niechlujny list od Dumbledore'a
- Patrz Malfoy, nie mogę tego rozczytać. Mi to wygląda na ,,L"... - dodała ochoczo, wskazując palcem na jakąś małą plamę po atramencie, w której on nie dostrzegł w tej chwili  niczego znajomego, a tym bardziej litery ,,L". Popatrzył na nią jak na idiotkę, podnosząc przy tym prawą brew do góry.
- Taaa - mruknął cicho, dając jej do zrozumienia, ze w ogóle go to nie interesuje, po czym machnął krótko różdżką, sprzątając tym samym rozlaną wcześniej whisky. Po chwili, znów siedział rozpostarty na kanapie, wpatrując się uparcie w kominek i próbując nie słyszeć ożywionego monologu dziewczyny.
- Tak. Mi to wygląda na ,, L"... więc to pewnie będzie Lake, a tam jest ,,D"... Dalej ,,I" No więc wychodzi na to, że następnym miejscem jest Lake District! Czytałam o tym miejscu, to taka wyspa na północy Szkocji! - wykrzyknęła radośnie, ciesząc się w ogromnego sukcesu, jakim niewątpliwie było rozczytanie rozmazanego tekstu. Popatrzyła na niego z nieznanym błyskiem w oczach i ogromnym uśmiechem.
- Widzisz Malfoy, rozczytałam to! Udało się! Co Ty byś beze mnie zrobił?
- Upił się ze szczęścia - mruknął zrezygnowany i na potwierdzenie swoich słów upił łyk ze szklaneczki pełnej bursztynowego płynu. Spojrzała na niego z pod łba, ale wielki uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Och przestań, widzę wyraźnie, że i Tobie ulżyło, kiedy już znamy kolejne miejsce. Przyznaj się.
- Jak cholera... - odpowiedział pogardliwie, nawet nie starając się wykrzesać z siebie większego entuzjazmu. Prychnęła głośno pod nosem, tym samym komentując jego typowo irytującą postawę i podeszła do drzwi prowadzące do jej sypialni. Nim nacisnęła klamkę, odwróciła się do niego powoli, patrząc na niego zaczepnie
- Tylko się nie upij Malfoy. Nie wiem jak zniesiesz teleportacje na kacu - Zaśmiała się cicho widząc jak piorunuje ją wzrokiem, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w swojej sypialni. Patrzył jeszcze przez  chwilę na białe drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna, po czym westchnął cicho i oparł głowę o zagłówek kanapy, ponownie wpatrując się w sufit. Wbrew ostrzeżeniom Hermiony, właśnie to zamierzał zrobić.


­­­________________________________________________________________________

16 stron!!! Aż sama się sobie dziwię :) Nie mniej jednak jestem z siebie dumna, że w końcu dotrzymałam daty publikacji :) Ten rozdział był bardziej humorystyczny, a takie pisze mi się o dziwo lepiej :) Mam nadzieje, że Wam także sie spodoba :) Niestety nie wiem kiedy uda mi sie opublikowac następny. Na pewno będzie to w ciągu miesiąca. Wszystkie informacje pojawią sie niebawem w Proroku Codziennym :) ENJOY :)
                                                                                                             Wasza IvaNerda