Pamiętam każdą wspólnie spędzoną chwilę.
A w każdej było coś wspaniałego.
Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe*
***
Nigdy wcześniej nie czuła się tak wspaniale. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech, gdy poczuła delikatny podmuch wiatru tańczącego w jej splątanych lokach. Odgarnęła niesforny kosmyk z czoła i odchyliła głowę do tyłu, czując na twarzy pierwsze promienie słońca. Była w swoim prywatnym, maleńkim raju, o którym od dawna marzyła. Opuściły ją wszystkie troski i zmartwienia, zewsząd czuła otaczającą ją przyrodę i słyszała w oddali głośny śpiew ptaków. Oderwała wzrok od bezchmurnego nieba, błądząc po okolicy z błogim uśmiechem na twarzy. Hamak, na którym leżała kołysał ją subtelnie, pozwalając jej na czystą radość z tej magicznej chwili. Zawsze kochała lato. Uwielbiała czuć ciepło słonecznych promieni na swojej skórze, móc podziwiać paletę barw, harmonię otaczającej ją przyrody i wsłuchiwać się w szum liści wokół siebie. Przeciągnęła się z rozkoszą, a delikatny jedwab z którego wykonana była jej zwiewna sukienka, rozpłynął się na jej ciele, ciesząc swoja delikatnością. W tej jednej maleńkiej chwili poczuła jakby czas się zatrzymał, a ona osiągnęła idealną harmonie z tym miejscem. Jeśli niebo istniało naprawdę, to była pewna, że tak właśnie wyglądało. Nie myślała o tym jak się tu znalazła, ani dlaczego jest sama. Wzięła głęboki oddech, rozpościerając szeroko ramiona, jakby tym nieporadnym gestem chciała objąć cały, otaczający ją raj. Jedno było pewne, była szczęśliwa. Z daleka słyszała delikatny szum wody, hamak kołysał się subtelnie i jedynym czego teraz chciała to pozostać w tym miejscu na zawsze. Jej chwilę zadumy przerwał widok przepięknego, białego kwiatu lilii, rosnącego w niewielkiej odległości od hamaku. Wiedziała, że to irracjonalna myśl, ale jedyne czego w tej chwili pragnęła, to wpiąć sobie go we włosy. Nie mogła się oprzeć jego barwie i zniewalającemu zapachowi, który do niej dotarł. Wyciągnęła śmiało dłoń, jednak nie mogła go dosięgnąć. Po kolejnych, bezowocnych próbach postanowiła rozbujać hamak, tak by choć odrobinę przybliżyć się do białej lilii. Raz, dwa, trzy... już prawie go dotknęła... jeszcze centymetr... Rozbujała się mocniej... niemal musnęła opuszkiem palca jego płatek... już prawie....
JEBUT!
Zdezorientowana nabrała w płuca więcej powietrza i zamrugała kilka razy powiekami, chcąc odnaleźć się w tej niecodziennej sytuacji. Ze strachem i zdziwieniem zaczęła machać rękami i nogami, byle tylko utrzymać się na powierzchni wody, nie rozumiejąc jakim cudem się w niej znalazła. Tuż po tym jak kolejna fala uderzyła ją w twarz, dotarło do niej, ze zamiast leżeć na hamaku, znajduje się na środku jeziora. Gwałtownie ożywiona, zaczęła rozglądać się na boki, próbując sobie przypomnieć jakim cudem do niego trafiła. Jedno było pewne: hamak i biała lilia były tylko snem, z którego brutalnie ją wyrwano. Rozejrzała się dookoła, czując jak całe jej ciało paraliżuje fala strachu. Nie chciała się rozpłakać, ale poczucie bezradność i panika spowodowała, ze z jej gardła wydobył się cichy szloch. Nie mogła zrozumieć jakim cudem tu trafiła i chociaż usilnie starła się przeanalizować finał wczorajszego wieczoru, to jednak nic z niego nie pamiętała. Desperacko machała wszystkimi kończynami, jednocześnie próbując odepchnąć jakąś drewnianą kłodę, na której najwyraźniej jeszcze chwilę temu leżała. Wzięła głęboki oddech, tak by uspokoić skołatane serce i rozbiegane myśli, po czym w oddali dostrzegła zarys małego namiotu, stojącego samotnie na opuszczonej plaży. W końcu zrozumiała.Warknęła gniewnie, gdy dotarło do niej, że jedyną osobą odpowiedzialną za jej obecną pobudkę jest nie kto inny, jak...
- MALFOYYYYY!!!!!!
Podniósł delikatnie głowę znad Proroka Codziennego, którego do tej pory tak uparcie czytał, gdy z oddali dosłyszał wrzask. Uśmiechnął się pogardliwie, doskonale wiedząc, ze jest on znakiem, że niejaka Hermiona G. właśnie w tym momencie powróciła do świata żywych. Pogratulował sobie w duchu za ten pomysł, po czym sięgnął po filiżankę z kawą. Wiedział, że jako takim spokojem będzie mógł cieszyć się do chwili, w której jego osobista zmora w postaci wkurzonej Gryfonki nie pojawi się w namiocie i starał się to wykorzystać w stu procentach. I tym razem intuicja go nie zawiodła. Ledwie zdążył dopić swoją kawę, gdy wejście namiotu zaszeleściło gwałtownie, odsłaniając postać kasztanowłosej dziewczyny. Jedno mógł w tej chwili powiedzieć, takiej żądzy mordu nigdy wcześniej u niej nie wiedział. Oddychała głośno, a jej oczy dosłownie ciskały w jego kierunku gromy. Szybkim krokiem przemierzyła cały salon, zatrzymując się dopiero tuż przed fotelem, na którym spokojnie siedział. Leniwie podniósł oczy z nad gazety, z obrzydzeniem lustrując ją wzrokiem. Była cała przemoczona. Krople wody ściekały po jej odsłoniętej skórze i spływały na podłogę, chociaż wydawało się że w tej chwili dziewczyna miała to w głębokim poważaniu. Przesiąknięte ubrania ściśle przylegały do jej ciała, a całą twarz oblepiały mokre, splątane kosmyki.
- Ty... - warknęła dosadnie, mierząc w niego oskarżycielsko palcem. Podświadomie westchnął głośno, udając, że występ dziewczyny nie wzbudził w nim żadnych emocji.
- Może rogalika, Granger? - zapytał z ironicznym uśmiechem, podsuwając jej pod nos talerzyk z apetycznie wyglądającym wypiekiem. Zamrugała zdezorientowana, patrząc to na niego, to na oferowany jej przysmak. Po chwili dotarło do niej, że rogalik jest stanowczo za małą łapówką, po której darowałaby życie blondynowi, więc odchrząknęła cicho i na nowo wymierzyła w niego palec.
- Ty... - zaczęła, chociaż nie bardzo wiedziała jakimi epitetami ma opisać podły charakter chłopaka. Nie raz robił jej na złość, ale dzisiejszy dowcip zdecydowanie przechylił szalę goryczy.
- To już mówiłaś - zauważył, uśmiechając się do niej pogardliwie. Gdy otworzyła delikatnie usta w wyrazie niezrozumienia, wstał z fotela i podszedł do niej trochę bliżej - Wyglądasz okropnie - zawyrokował po jej wstępnych oględzinach, ale ta uwaga nie najlepiej wpłynęła na jej stan emocjonalny.
- To twoja wina! Co ci odbiło, żeby robić mi taki głupi dowcip! Nie pomyślałeś, że mogłam utonąć?
- Na to właśnie liczyłem... - mruknął cicho, upajając się glorią zwycięstwa. Skoro jej było wolno pastwić się nad nim, gdy cierpiał z odwodnienia po pamiętnej, samotnej libacji to nie widział przeciwwskazań, by i jej zafundować miłą pobudkę. Chociaż jeśli miał być wobec siebie szczery, to aż takiego efektu się nie spodziewał.
- Co?! Jak śmiesz! Jesteś głupim, aroganckim dzieciakiem, który nie dorósł do tego, by nazywać go pełnoprawnym czarodziejem, nie mówiąc już o posiadaniu tatuażu na przedramieniu! Nigdy bym nie pomyślała, że odważysz się zaryzykować życie drugiej osoby, byle tylko zrobić jej na złość! Nie mam zamiaru tego znosić, Malfoy! W tym momencie moja cierpliwość się skończyła! Napiszę do Dumbledore'a! Niech zrobi z tobą porządek! Już dawno powinieneś gnić w Azkabanie! Nie wiem, czemu cie od tego wybawił, ale nie zasłużyłeś na jego zaufanie!
- Skończyłaś? - zapytał po chwili, przerywając tym samym monolog kasztanowłosej i jej żywą gestykulację, po czym odszedł w stronę prowizorycznego barku, na którym w przeróżnych butelkach i karafkach spoczywało jego lekarstwo na całe zło tego świata
- Prawda boli, co nie Malfoy? - zapytała z kpiną w głosieie, mylnie interpretując jego odejście.
- Nie. Po prostu na mnie plujesz - odparł, po czym odwrócił się w jej stronę trzymając w ręku szklaneczkę z nieśmiertelną whisky - Z resztą, potraktuj to jako zwykły rewanż...
- Niby za co? - zapytała zbita z tropu, mrużąc delikatnie oczy. Złożyła ręce na piersi, całą sobą wyrażając swoją niechęć w stosunku do arystokraty.
- Nie pamiętasz jaką pobudkę mi urządziłaś, gdy tydzień temu cierpiałem z lekkiego odwodnienia? - zapytał cicho, po czym jednym łykiem opróżnił szklaneczkę, jakby chciał tym samym uzupełnić poziom płynów w organiźmie.
- Jak w ogóle możesz porównywać te dwie rzeczy! Ja tylko upuściłam książkę, a ty wywlokłeś mnie na środek jeziora jedynie na spróchniałej desce!
- Jak coś robić, to z rozmachem - odparł wzruszając ramionami, nie zważając na jej urażoną minę - Ty się śmiałaś wtedy, ja się śmieję teraz. Jesteśmy kwita. Trzymaj - dodał, wciskając jej w rękę szklaneczkę z przezroczystym, ostro pachnącym płynem. Łypnęła podejrzliwie to na drinka, to na chłopaka, próbując doszukać się czegoś podejrzanego w jego zachowaniu. Malfoy nigdy nie zrobiłby jej drinka...
- To wódka?- spytała z grymasem obrzydzenia na twarzy, gdy przypomniała sobie wczorajszą, wieczorną libację alkoholową. Jedno było pewne. Już nigdy nie zamierzała wziąć do ust żadnego alkoholu. W szczególności tego zrobionego przez blondyna...
- Na Merlina, Granger! - krzyknął z udawanym oburzeniem - Nie ośmieliłbym się częstować tak wielkiej koneserki jaką jesteś zwykłą wódką! To czysty spirytus!
- To jest za mocne! - krzyknęła ze złością, doskonale wiedząc, ze blondyn ją prowokuje.
- Piłem mocniejsze... - mruknął do siebie, lekceważąco machając ręką.
- Niby co?
- Mleko matki. Tak mnie sztachnęło, że do tej pory nie pamiętam kilku pierwszych lat życia...
- Przestań się wygłupiać! - fuknęła oburzona, z zamachem odstawiając szklankę na blat stolika. Chłopak zaśmiał się krótko, po czym wyminął ją i ruszył w kierunku swojej sypialni. Nie miał zamiaru dłużej słuchać jej wywodów, ani widzieć rozwścieczonego wyrazu twarzy. Uwielbiał z niej szydzić, ale te jej późniejsze gadki...
- Wysusz się, Granger i idziemy na wycieczkę - mruknął w jej stronę, po czym z impetem zamknął jej drzwi przed nosem. Usłyszał jeszcze jej przytłumione przekleństwo i na jego ustach wkradł się pogardliwy uśmiech - czekam przed namiotem! - dodał głośno, ignorując jakąś wiązankę, którą właśnie z pasją wygłaszała. Mógł się założyć, ze nie były to ody na jego cześć...
Nigdy wcześniej nie czuła się tak wspaniale. Na jej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech, gdy poczuła delikatny podmuch wiatru tańczącego w jej splątanych lokach. Odgarnęła niesforny kosmyk z czoła i odchyliła głowę do tyłu, czując na twarzy pierwsze promienie słońca. Była w swoim prywatnym, maleńkim raju, o którym od dawna marzyła. Opuściły ją wszystkie troski i zmartwienia, zewsząd czuła otaczającą ją przyrodę i słyszała w oddali głośny śpiew ptaków. Oderwała wzrok od bezchmurnego nieba, błądząc po okolicy z błogim uśmiechem na twarzy. Hamak, na którym leżała kołysał ją subtelnie, pozwalając jej na czystą radość z tej magicznej chwili. Zawsze kochała lato. Uwielbiała czuć ciepło słonecznych promieni na swojej skórze, móc podziwiać paletę barw, harmonię otaczającej ją przyrody i wsłuchiwać się w szum liści wokół siebie. Przeciągnęła się z rozkoszą, a delikatny jedwab z którego wykonana była jej zwiewna sukienka, rozpłynął się na jej ciele, ciesząc swoja delikatnością. W tej jednej maleńkiej chwili poczuła jakby czas się zatrzymał, a ona osiągnęła idealną harmonie z tym miejscem. Jeśli niebo istniało naprawdę, to była pewna, że tak właśnie wyglądało. Nie myślała o tym jak się tu znalazła, ani dlaczego jest sama. Wzięła głęboki oddech, rozpościerając szeroko ramiona, jakby tym nieporadnym gestem chciała objąć cały, otaczający ją raj. Jedno było pewne, była szczęśliwa. Z daleka słyszała delikatny szum wody, hamak kołysał się subtelnie i jedynym czego teraz chciała to pozostać w tym miejscu na zawsze. Jej chwilę zadumy przerwał widok przepięknego, białego kwiatu lilii, rosnącego w niewielkiej odległości od hamaku. Wiedziała, że to irracjonalna myśl, ale jedyne czego w tej chwili pragnęła, to wpiąć sobie go we włosy. Nie mogła się oprzeć jego barwie i zniewalającemu zapachowi, który do niej dotarł. Wyciągnęła śmiało dłoń, jednak nie mogła go dosięgnąć. Po kolejnych, bezowocnych próbach postanowiła rozbujać hamak, tak by choć odrobinę przybliżyć się do białej lilii. Raz, dwa, trzy... już prawie go dotknęła... jeszcze centymetr... Rozbujała się mocniej... niemal musnęła opuszkiem palca jego płatek... już prawie....
JEBUT!
Zdezorientowana nabrała w płuca więcej powietrza i zamrugała kilka razy powiekami, chcąc odnaleźć się w tej niecodziennej sytuacji. Ze strachem i zdziwieniem zaczęła machać rękami i nogami, byle tylko utrzymać się na powierzchni wody, nie rozumiejąc jakim cudem się w niej znalazła. Tuż po tym jak kolejna fala uderzyła ją w twarz, dotarło do niej, ze zamiast leżeć na hamaku, znajduje się na środku jeziora. Gwałtownie ożywiona, zaczęła rozglądać się na boki, próbując sobie przypomnieć jakim cudem do niego trafiła. Jedno było pewne: hamak i biała lilia były tylko snem, z którego brutalnie ją wyrwano. Rozejrzała się dookoła, czując jak całe jej ciało paraliżuje fala strachu. Nie chciała się rozpłakać, ale poczucie bezradność i panika spowodowała, ze z jej gardła wydobył się cichy szloch. Nie mogła zrozumieć jakim cudem tu trafiła i chociaż usilnie starła się przeanalizować finał wczorajszego wieczoru, to jednak nic z niego nie pamiętała. Desperacko machała wszystkimi kończynami, jednocześnie próbując odepchnąć jakąś drewnianą kłodę, na której najwyraźniej jeszcze chwilę temu leżała. Wzięła głęboki oddech, tak by uspokoić skołatane serce i rozbiegane myśli, po czym w oddali dostrzegła zarys małego namiotu, stojącego samotnie na opuszczonej plaży. W końcu zrozumiała.Warknęła gniewnie, gdy dotarło do niej, że jedyną osobą odpowiedzialną za jej obecną pobudkę jest nie kto inny, jak...
- MALFOYYYYY!!!!!!
Podniósł delikatnie głowę znad Proroka Codziennego, którego do tej pory tak uparcie czytał, gdy z oddali dosłyszał wrzask. Uśmiechnął się pogardliwie, doskonale wiedząc, ze jest on znakiem, że niejaka Hermiona G. właśnie w tym momencie powróciła do świata żywych. Pogratulował sobie w duchu za ten pomysł, po czym sięgnął po filiżankę z kawą. Wiedział, że jako takim spokojem będzie mógł cieszyć się do chwili, w której jego osobista zmora w postaci wkurzonej Gryfonki nie pojawi się w namiocie i starał się to wykorzystać w stu procentach. I tym razem intuicja go nie zawiodła. Ledwie zdążył dopić swoją kawę, gdy wejście namiotu zaszeleściło gwałtownie, odsłaniając postać kasztanowłosej dziewczyny. Jedno mógł w tej chwili powiedzieć, takiej żądzy mordu nigdy wcześniej u niej nie wiedział. Oddychała głośno, a jej oczy dosłownie ciskały w jego kierunku gromy. Szybkim krokiem przemierzyła cały salon, zatrzymując się dopiero tuż przed fotelem, na którym spokojnie siedział. Leniwie podniósł oczy z nad gazety, z obrzydzeniem lustrując ją wzrokiem. Była cała przemoczona. Krople wody ściekały po jej odsłoniętej skórze i spływały na podłogę, chociaż wydawało się że w tej chwili dziewczyna miała to w głębokim poważaniu. Przesiąknięte ubrania ściśle przylegały do jej ciała, a całą twarz oblepiały mokre, splątane kosmyki.
- Ty... - warknęła dosadnie, mierząc w niego oskarżycielsko palcem. Podświadomie westchnął głośno, udając, że występ dziewczyny nie wzbudził w nim żadnych emocji.
- Może rogalika, Granger? - zapytał z ironicznym uśmiechem, podsuwając jej pod nos talerzyk z apetycznie wyglądającym wypiekiem. Zamrugała zdezorientowana, patrząc to na niego, to na oferowany jej przysmak. Po chwili dotarło do niej, że rogalik jest stanowczo za małą łapówką, po której darowałaby życie blondynowi, więc odchrząknęła cicho i na nowo wymierzyła w niego palec.
- Ty... - zaczęła, chociaż nie bardzo wiedziała jakimi epitetami ma opisać podły charakter chłopaka. Nie raz robił jej na złość, ale dzisiejszy dowcip zdecydowanie przechylił szalę goryczy.
- To już mówiłaś - zauważył, uśmiechając się do niej pogardliwie. Gdy otworzyła delikatnie usta w wyrazie niezrozumienia, wstał z fotela i podszedł do niej trochę bliżej - Wyglądasz okropnie - zawyrokował po jej wstępnych oględzinach, ale ta uwaga nie najlepiej wpłynęła na jej stan emocjonalny.
- To twoja wina! Co ci odbiło, żeby robić mi taki głupi dowcip! Nie pomyślałeś, że mogłam utonąć?
- Na to właśnie liczyłem... - mruknął cicho, upajając się glorią zwycięstwa. Skoro jej było wolno pastwić się nad nim, gdy cierpiał z odwodnienia po pamiętnej, samotnej libacji to nie widział przeciwwskazań, by i jej zafundować miłą pobudkę. Chociaż jeśli miał być wobec siebie szczery, to aż takiego efektu się nie spodziewał.
- Co?! Jak śmiesz! Jesteś głupim, aroganckim dzieciakiem, który nie dorósł do tego, by nazywać go pełnoprawnym czarodziejem, nie mówiąc już o posiadaniu tatuażu na przedramieniu! Nigdy bym nie pomyślała, że odważysz się zaryzykować życie drugiej osoby, byle tylko zrobić jej na złość! Nie mam zamiaru tego znosić, Malfoy! W tym momencie moja cierpliwość się skończyła! Napiszę do Dumbledore'a! Niech zrobi z tobą porządek! Już dawno powinieneś gnić w Azkabanie! Nie wiem, czemu cie od tego wybawił, ale nie zasłużyłeś na jego zaufanie!
- Skończyłaś? - zapytał po chwili, przerywając tym samym monolog kasztanowłosej i jej żywą gestykulację, po czym odszedł w stronę prowizorycznego barku, na którym w przeróżnych butelkach i karafkach spoczywało jego lekarstwo na całe zło tego świata
- Prawda boli, co nie Malfoy? - zapytała z kpiną w głosieie, mylnie interpretując jego odejście.
- Nie. Po prostu na mnie plujesz - odparł, po czym odwrócił się w jej stronę trzymając w ręku szklaneczkę z nieśmiertelną whisky - Z resztą, potraktuj to jako zwykły rewanż...
- Niby za co? - zapytała zbita z tropu, mrużąc delikatnie oczy. Złożyła ręce na piersi, całą sobą wyrażając swoją niechęć w stosunku do arystokraty.
- Nie pamiętasz jaką pobudkę mi urządziłaś, gdy tydzień temu cierpiałem z lekkiego odwodnienia? - zapytał cicho, po czym jednym łykiem opróżnił szklaneczkę, jakby chciał tym samym uzupełnić poziom płynów w organiźmie.
- Jak w ogóle możesz porównywać te dwie rzeczy! Ja tylko upuściłam książkę, a ty wywlokłeś mnie na środek jeziora jedynie na spróchniałej desce!
- Jak coś robić, to z rozmachem - odparł wzruszając ramionami, nie zważając na jej urażoną minę - Ty się śmiałaś wtedy, ja się śmieję teraz. Jesteśmy kwita. Trzymaj - dodał, wciskając jej w rękę szklaneczkę z przezroczystym, ostro pachnącym płynem. Łypnęła podejrzliwie to na drinka, to na chłopaka, próbując doszukać się czegoś podejrzanego w jego zachowaniu. Malfoy nigdy nie zrobiłby jej drinka...
- To wódka?- spytała z grymasem obrzydzenia na twarzy, gdy przypomniała sobie wczorajszą, wieczorną libację alkoholową. Jedno było pewne. Już nigdy nie zamierzała wziąć do ust żadnego alkoholu. W szczególności tego zrobionego przez blondyna...
- Na Merlina, Granger! - krzyknął z udawanym oburzeniem - Nie ośmieliłbym się częstować tak wielkiej koneserki jaką jesteś zwykłą wódką! To czysty spirytus!
- To jest za mocne! - krzyknęła ze złością, doskonale wiedząc, ze blondyn ją prowokuje.
- Piłem mocniejsze... - mruknął do siebie, lekceważąco machając ręką.
- Niby co?
- Mleko matki. Tak mnie sztachnęło, że do tej pory nie pamiętam kilku pierwszych lat życia...
- Przestań się wygłupiać! - fuknęła oburzona, z zamachem odstawiając szklankę na blat stolika. Chłopak zaśmiał się krótko, po czym wyminął ją i ruszył w kierunku swojej sypialni. Nie miał zamiaru dłużej słuchać jej wywodów, ani widzieć rozwścieczonego wyrazu twarzy. Uwielbiał z niej szydzić, ale te jej późniejsze gadki...
- Wysusz się, Granger i idziemy na wycieczkę - mruknął w jej stronę, po czym z impetem zamknął jej drzwi przed nosem. Usłyszał jeszcze jej przytłumione przekleństwo i na jego ustach wkradł się pogardliwy uśmiech - czekam przed namiotem! - dodał głośno, ignorując jakąś wiązankę, którą właśnie z pasją wygłaszała. Mógł się założyć, ze nie były to ody na jego cześć...
***
Przejście przez całe miasteczko okazało się nie lada wyzwaniem. Mijający ich mugole nie spuszczali z nich wzroku, śledząc dokładnie nawet najmniejszy krok. Bez słowa przemierzali kolejne, budzące się do życia uliczki, jedynie co jakiś czas zerkając na siebie z niechęcią. Hermiona ściskała w ręce swoją wyszywaną koralikami torebkę, czując jak rumieni się przy każdym ciekawskim spojrzeniu okolicznych rybaków. Mieli w prawdzie udawać turystów i wtopić się w tłum, jednak z Malfoyem u boku okazało się to po prostu niemożliwe. Skupiał na sobie rozmarzone spojrzenia niemal całej żeńskiej populacji, która tu mieszkała. Kobiety wbijały w niego maślane oczy i obdarzały promiennymi uśmiechami, licząc zapewne na jakikolwiek odzew z jego strony. Ślizgon najwyraźniej miał ich zaloty w głębokim poważaniu, bo nie zaszczycił żadnej nawet jednym, krótkim spojrzeniem. Szedł z dumnie uniesioną głową i nienagannie prostą postawą, a jego pogarda i arogancja niemal biły po oczach. Co więcej czarna, jedwabna koszula i markowe spodnie w ogóle nie pasowały do stylu przeciętnego turysty, którego z takim zapałem postanowił udawać. Wydawał się niczym oderwany od rzeczywistości, chociaż okolicznym kobietom najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wodziły za blondynem rozmarzonym wzrokiem, nie szczędząc przy tym wrogich spojrzeń w kierunku kroczącej koło niego Hermiony. Nie mogła im się jednak dziwić. Powód był prosty. Dla miejscowych wyglądali jak dwójka turystów, którzy nie dość, że mieszkali w jednym obozie i to w dodatku z dala od ludzi to jeszcze teraz zmierzali w kierunku miejsca, w którym niegdyś odbywały się schadzki, żeby nie powiedzieć ,,orgie" tamtejszej młodzieży.
- Ja się zabiję... - mruknęła załamana swoimi przemyśleniami, po czym przetarła ręką twarz. Przysłowiowym gwoździem do trumny okazała się kobieta, u której wczorajszego dnia kupiła małą figurkę, a która w tej chwili kiwała głową w kierunku blondyna i mrugała do niej porozumiewawczo.
- Służę pomocą - odparł zadowolony chłopak, święcie przekonany, że Gryfonka faktycznie chce w tym momencie przerwać swój nędzny żywot. Posłała mu spojrzenie spod byka, nie chcąc sprowokować się do kolejnej kłótni. Postanowiła, że będzie ignorować zaczepki Dracona, dopóki chłopak jej nie przeprosi za szczeniacki żart z rana. Na to się jednak nie zanosiło, więc po jakimś czasie zwyczajnie dała sobie spokój. Musieli skupić się na swoim zadaniu, a nie tracić czas na dziecinne fochy. Nie wiadomo ilu Śmierciożerców uda im się dzisiaj spotkać, a wtedy dobrze byłoby mieć Malfoya po swojej stronie.
- Mogliśmy poczekać do zmierzchu - mruknęła w końcu, zerkając ukradkiem w kierunku arystokraty. Dopiero teraz dotarła do niej absurdalność tego planu. Jak można było w ogóle pomyśleć, by zakradać się do kryjówki poplecznika Voldemorta w biały dzień i to mijając po drodze dziesiątki mugoli? Nie ma co... byli genialni...
- Uwierz mi, Granger, że tak jest lepiej. Z tej wieży wszystko widać... Trudniej będzie nas wypatrzeć, gdy będziemy wśród tłumu, niż jakbyśmy mieli szlajać się sami po nocy. Wtedy od razu zwróciliby na nas uwagę.
- Czekaj, Malfoy... Czyli myślisz, że jest ich tam kilku?- Zapytała dziewczyna, przerażona tą perspektywą. Zdecydowanie nie była na to gotowa. Co wskóra dwójka nastolatków w takim starciu?
- Pomyśl czasami Granger, to na prawdę nie boli. Skoro mugole widzieli tydzień temu przebłyski zaklęć na szczycie wieży, to by znaczyło, że doszło do jakiejś walki. No chyba, ze według ciebie jakiś Sługus Czarnego Pana zabawiał się sam ze sobą... Jakkolwiek by to nie zabrzmiało...- dodał zamyślony, ale Hermiona jedynie prychnęła z pogardą. Słowa blondyna sprawiły, że poczuła jak opuszcza ją i tak wątpliwa nadzieja na powodzenie tej wyprawy.
W milczeniu pokonali resztę drogi, zbyt pochłonięci własnymi myślami, by zaczynać jakąkolwiek kłótnie. Hermiona czuła jakby serce miało jej wyskoczyć z piersi, chociaż starała się to dzielnie zamaskować przed blondynem. Draco wydawał się być opanowany, jednak Gryfonka wiedziała, że to tylko pozory. Zdradzał go nieobecny wzrok i mocno zaciśnięta szczęka. Stanęli u stóp wzgórza, na szczycie którego majaczył zarys wieży. Bez słowa zaczęli wspinać się po starych, kamiennych schodach, porośniętych w niektórych miejscach mchem i niewielką trawą. Widać było, że od dawna nikt ich nie używał. Po kilku minutach dotarli na szczyt i rozejrzeli się dookoła. Miejsce, chociaż okryte mroczą aurą, było po prostu piękne. Niewielkie wzgórze na którym się znajdowali porośnięte było licznymi dzikimi krzewami i wielką trawą, którą smagał wiatr. Hermiona podeszła do wieży i dotknęła delikatnie dłonią jednego z kamiennych bloków, z których była zbudowana. Przejechała opuszkami palców po zrogowaciałej powierzchni i odwróciła wzrok w stronę jeziora. Wieża była ogromna. Z jednej strony otoczona trawiastą roślinnością, z widokiem na rybackie miasteczko, z drugiej zaś stała na urwisku, w które co chwila uderzały fale wzburzonego jeziora. Po chwili dziewczyna przypomniała sobie słowa kobiety, z którą wczoraj rozmawiała. Zachwalała ona wówczas jej obronny charakter i strategiczne położenie. Nie sposób było jej nie przyznać racji w tej kwestii. Budowla od razu skojarzyła się Hermionie z twierdzą. Miała jedynie jedne, ukryte po boku metalowe drzwi, przy których teraz stał arystokrata. Od strony jeziora nie sposób było się do niej dostać, jedynie przez dwa okna, tuż na jej szczycie. Dla mugoli było to wprost niewykonalne. Kryjówka doskonała. Otrząsnęła się z zadumy i podeszła do blondyna, który czekał na nią koło drzwi z mocno zniecierpliwioną miną.
- Granger, opanuj się. Nie jesteśmy na wakacjach. Później sobie będziesz podziwiać widoki, teraz mamy coś do załatwienia - szepnął w jej stronę - Amatorka...- dodał, gdy zauważył jak dziewczyna wpatruje się w stalowe drzwi, nie za bardzo wiedząc co zrobić dalej.
- Nie jestem żadną amatorką! - oburzyła się, zapominając na chwilę, że mają zachować ciszę.
- Nie? To gdzie masz różdżkę?- Zapytał i obdarzył ją kpiącym uśmiechem. Twarz Hermiony przybrała buraczany kolor, gdy uświadomiła sobie, że faktycznie zapomniała o wyjęciu tak istotnego przedmiotu. Czym prędzej zaczęła przekopywać swoją wyszywaną koralikami torebkę i w końcu wyciągnęła z niej magiczny patyk. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej, rozejrzał się czujnie dookoła i nacisnął klamkę. Nie było dla nich zaskoczeniem, że drzwi były zamknięte.
- Alohomora - szepnął, a metal ustąpił, wpuszczając ich do środka. Gdy ich wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zdali sobie sprawę, że stoją w zupełnie pustym pomieszczeniu. Nie było tu żadnych okien, a w powietrzu unosił się ohydny zapach stęchlizny i wilgoci. Ściany i podłoga wykonane były z wielkich, kamiennych bloków, które w kilku miejscach porastał mech. Nad nimi wisiał okrągły, drewniany żyrandol, który chybotał się niebezpiecznie sprawiając, że łańcuchy, do których był przymocowany, zaskrzypiały złowieszczo. Całość pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn, co tylko utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że przyszli tutaj zupełnie na darmo. W rogu stał niewielki kominek, który tak jak wszystko inne wykonany był z kamienia. Kasztanowłosa Gryfonka, wodzona wrodzoną ciekawością, podeszła bliżej niego i dotknęła dłonią metalowego świecznika, stojącego w skalnym zagłębieniu. Już miała go wziąć do ręki, gdy kątem oka zauważyła jakiś niewielki ruch w rogu pomieszczenia. Machinalnie odwróciła głowę, by tam spojrzeć, lecz od razu tego pożałowała. Tuż przy ścianie leżała lekko pożółkła słoma, tworząca coś na wzór prowizorycznego gniazda. Całość dopełniał widok maleńkich porozrzucanych wszędzie kosteczek i szarej sierści, a po środku nich królował ogromny, tłusty szczur, który zajadał się resztkami, nieświadomy tego, że jest obserwowany. Spanikowana dziewczyna odskoczyła gwałtownie do tyłu i zapominając o tym, że miała zachować całkowitą ciszę, krzyknęła przeraźliwie. To znaczy krzyknęłaby, gdyby nie czyjaś zimna dłoń zasłaniająca jej usta i złowieszczy szept, który usłyszała przy uchu.
- Spróbuj krzyknąć, a podobnego znajdziesz w swoim łóżku - Nie odważyła się nawet poruszyć. Stała z szeroko otwartymi oczami, ciągle czując chłodne palce na swojej twarzy. Arystokrata przywarł do niej całym ciałem, drugą ręką obejmując ją w talii. Dopiero, gdy uznał, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, a jej atak paniki nie dotrze do całego miasteczka, puścił ją i i cofnął się o krok. Spojrzał na nią krytycznym wzrokiem, nawet nie kryjąc swojej irytacji. Hermiona odwróciła się w jego stronę, nie do końca wiedząc co ma powiedzieć. Nie sądziła, że widok zwykłego szczura tak ją przerazi, tym bardziej, że już niejednokrotnie widziała jak Krzywołap znosił podobne do salonu. Ten był jednak dużo większy i bardziej obleśny, niż wszystkie inne razem wzięte.
- Za cholerę nie wiem, po co Dumbledore Cię tutaj wysłał, Granger. Już większy pożytek miałbym z Longbottoma. Z niego przynajmniej byłoby niezłe mięso armatnie - powiedział z pogardą, po czym nie czekając na jej wypowiedz, odwrócił się i odszedł w stronę kamiennych, spiralnych schodów prowadzących do klapy na suficie. Hermiona zagryzła wargę, doskonale rozumiejąc jego gniew. W żaden sposób nie skomentowała jednak wypowiedzi chłopaka. Nie chciała go teraz prowokować, tym bardziej, że czuła się po prostu głupio. W milczeniu podeszła do blondyna, który zdążył już wspiąć się na górę schodów i teraz siłował się z klapą w suficie. Stanęła za nim, patrząc jak chłopak zaciska szczękę, zmuszając do pracy swoje bicepsy, tricepsy i inne mięśnie tak skrzętnie ukryte pod czarną koszulą. Po kilku sekundach klapa ustąpiła z cichym skrzypnięciem i Malfoy przeszedł przez nią, nawet nie czekając na dziewczynę. Z cichym westchnieniem poszła w jego ślady i już po chwili stała w samym środku kolejnego, obskurnego pomieszczenia, które bardzo przypominało poprzednie. Jedyną różnicą były dwie, szerokie wnęki w ścianie, tworzące coś na kształt okien. Hermiona zlustrowała wzrokiem całe wnętrze i nie była zaskoczona faktem, że tutaj także nie było śladu po Sługusie Czarnego Pana. Westchnęła głęboko i podeszła do jednego z "okien", czując jak wiatr smaga jej bladą twarz. Nie spojrzała w stronę arystokraty, który z pasją maniaka przeszukiwał każdy najmniejszy kąt, szukając jakichkolwiek dowodów na obecność swojego pobratymca. Co jakiś czas słyszała ciche, siarczyste przekleństwa, po czym wywnioskowała, że jego próby spełzły na niczym. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. To musiało się tak skończyć. Z opowieści mugoli wynikało, że przebłyski zaklęć widoczne były na szczycie tej wieży w minionym tygodniu, a oni zamiast od razu po przybyciu zacząć wypełniać swoje zadanie, woleli oddać się kłótniom i urządzić sobie kurs pływania. Już miała zatracić się w zadumie nad własną głupotą, gdy spostrzegła jakiś ruch na wzgórzu prowadzącym do wieży. Po chwili poczuła jak nogi dosłownie się pod nią uginają. W ich kierunku szło trzech mężczyzn, a każdy niósł w ręce butelkę, najprawdopodobniej z ich tutejszym trunkiem. Wpinali się szybko po kamiennych schodach prowadzących do wieży, rozprawiając głośno i gestykulując, nieświadomi tego, że dziewczyna z uwagą obserwuje każdy ich, najmniejszy krok. Przełknęła ślinę i odwróciła się w kierunku blondyna, który stał pośrodku pomieszczenia i z zaciętą miną obserwował spiralne schody, prowadzące do kolejnej klapy w suficie.
- Malfoy, mamy problem... - szepnęła konspiracyjnie i kiwnęła głową w kierunku okna, przez które widać było zarys zbliżających się postaci.
- Nie, Granger. To ty masz problem. To nie ja wyglądam jak skrzyżowanie akromantuli z żukiem gnojakiem - odparł spokojnie, nawet nie patrząc w jej kierunku. Otworzyła usta z oburzenia i splotła ręce na piersi, całą sobą wyrażając swoje niezadowolenie.
- Czy mógłbyś choć raz przestać ze mnie kpić? - szepnęła wściekle, gdy w końcu arystokrata raczył się odwrócić w jej stronę. Uśmiechnął się na widok jej mordu w oczach i podszedł do niej powolnym krokiem. Stanął tuż przed nią, opierając rękę na kamiennej ścianie, tuż za jej głową. Z satysfakcja obserwował, jak oddech dziewczyny przyspiesza, a ona traci całe swoje opanowanie. Mimo iż sytuacja wcale nie była ku temu odpowiednia, postanowił ją trochę podręczyć. Pochylił się ku niej jeszcze bardziej, tak by jego gorący oddech na chwilę owionął jej rumianą twarz.
- Mógłbym, ale po co? Tak jest zdecydowanie fajniej... - szepnął lubieżnie, z rosnącym zadowoleniem obserwując jak na ciele Hermiony pojawia się gęsia skórka.
- Zależy dla kogo - pisnęła cichutko, gdy już opanowała drżenie głosu. Spojrzała w jego tęczówki, które teraz płonęły dziwnym blaskiem i poczuła, że nogi się pod nią uginają. Arystokrata był zdecydowanie zbyt blisko.
- Dla mnie Granger, dla mnie - odparł, po czym niemal machinalnie spojrzał w bok, tuż nad głową dziewczyny. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, gdy dostrzegł u stóp wieży trzech mugolskich mężczyzn. Po chwili przeniósł wzrok na stojącą przed nim dziewczynę i aż walnął w ścianę pięścią ze złości.
- Cholera jasna, Granger! Dlaczego nie mówiłaś, ze ktoś tu idzie? Jesteś aż tak głupia? - zapytał, po czym nawet nie czekając na jej odpowiedz, podbiegł do spiralnych schodów i zaczął się po nich wspinać. Słyszał kroki Gryfonki za sobą, lecz nie zwrócił na nie uwagi, tylko przyłożył ręce do kolejnej klapy w suficie, napierając na nią z całych sił.
- Chciałam ci powiedzieć, ale na mnie naskoczyłeś! - tłumaczyła się dziewczyna, nie zwracając uwagi na wysiłki arystokraty. Odwrócił się w jej stronę, a po widoku pulsującej żyłki na jego skroni, Hermiona doszła do wniosku, że Malfoy najwyraźniej za chwilę wyjdzie z siebie i stanie obok.
- Wiesz co Granger, czasami mam wrażenie, że twój mózg jest wielkości mrówki. I to tylko dlatego, że ci spuchł! - Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Przestań mnie obrażać i wyważ wreszcie tą klapę! - burknęła w jego stronę, jakby fakt, że chłopak jeszcze tego nie zrobił, był wynikiem jego kaprysu, a nie starych, zardzewiałych zawiasów.
- Jak jesteś taka mądra to sama sobie wyważ a ja będę stał i narzekał! - powiedział i odsunął się lekko, prowokacyjnie wskazując palcem na metalową przeszkodę.
- Dobra, sam tego chciałeś... - szepnęła jadowicie, po czym zrobiła krok w jego stronę. Blondyn tego nie przewidział. Momentalnie zagrodził jej dalszą drogę, gestem nakazując jej by została w swoim miejscu.
- Zostaw to Granger, bo jeszcze coś zepsujesz... - Powiedział na widok jej zdziwionej miny i ułożył usta w pogardliwym grymasie. Ponownie spojrzał wyzywająco na kamienną klapę, po czym na nowo zaczął się z nią siłować. Nie mając nic innego do roboty, Hermiona zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Postanowiła nie przeszkadzać arystokracie w walce z naturalną, kamienną przeszkodą, tym bardziej że zauważyła pulsującą na jego skroni maleńką żyłkę, która dla niej stanowiła niezaprzeczalny miernik jego irytacji.
- Zauważyli nas! - pisnęła w jego stronę, ciągnąc go za rękaw koszuli. Chłopak odwrócił się w stronę okna, za którym dostrzegł trzech mugoli, z których jeden faktycznie wskazywał w ich kierunku palcem - Nie wolno nam tu wchodzić! Musimy uciekać! Wyważ wreszcie tą klapę! - krzyknęła spanikowana, patrząc na nieudane próby blondyna. Wreszcie dobiegł ją odgłos cichego skrzypnięcia, a po chwili zobaczyła przechodzącego przez przejście Ślizgona. Przełknęła głośno ślinę, po czym poszła w jego ślady. Stanęli na zakurzonej podłodze, na której warstwa słomy i brudu była jeszcze większa niż na poprzedniej. Nim się zorientowała, chłopak już unosił różdżkę i zamykał przejście kamienną klapą.
- Mugole tego nie wyważą... - oświadczył stanowczo, wskazując różdżką na zablokowane przejście.
- Jest ich trzech
- ...tak szybko - dokończył, gdy dotarła do niego wypowiedź kasztanowłosej. Odwrócił się w jej stronę, gotów na kolejną ciętą wymianę zdań, po czym zamarł, gdy zobaczył jej minę. Stała pośrodku pomieszczenia, z bladą twarzą i mocno zaciśniętymi ustami, uparcie wpatrując się w ciemny kąt pomieszczenia. Podążył za jej wzrokiem, a widok, który tam zastał sprawił, że poczuł jak w gardle rośnie mu wielka gula, utrudniająca oddychanie. Tuż pod ogromną wnęką, stanowiąca coś na wzór okna, leżał człowiek. Zadrapania na jego twarzy i rękach były niczym w porównaniu z nienaturalnym grymasem bólu wymalowanym na każdym centymetrze twarzy. Czarne, mokre od potu kosmyki okalały pooraną bliznami twarz, a kąciki ust miał zabrudzone krwią. Czarne szaty przesiąknęły odorem stęchlizny i rozkładającego się ciała i chociaż nigdzie nie było widać jego różdżki, nie mieli wątpliwości, ze właśnie znaleźli Sługusa Czarnego Pana.
- Nie żyje od kilku dni - stwierdziła Hermiona, z uwagą studiując każdy centymetr leżących przed nią zwłok. Ku zdziwieniu arystokraty, nie wydawała się być zaskoczona jego wyglądem, jakby przeczuwała czego mogą się spodziewać wchodząc dzisiejszego dnia do wieży. Blondyn jedynie przytaknął, podchodząc do ciała mężczyzny i odganiając kilka much latających wokół jego twarzy. Przykucnął bliżej niego i z maska obojętności złapał go za lewą rękę, nie zważając przy tym na cichy jęk dziewczyny stojącej koło niego. Szybkim ruchem podwinął rękaw jego poszarpanej szaty, odkrywając tym samym lekko wyblakły mroczny znak. Nie wiedział co nim kierowało, ale delikatnie przejechał opuszkami palców po tatuażu, jakby badając jego autentyczność.
- Mówił ci ktoś, że czasami zachowujesz się jak psychopata? - zapytała Gryfonka, z niesmakiem obserwując poczynania blondyna.
- Wole określenie "człowiek z wyobraźnią" - odparł z zawadiackim uśmiechem, jakby fakt, ze prowadzą dyskusję nad gnijącym ciałem nie był dla niego niczym niezwykłym.
- Znasz go?
- Nie - uciął krótko, po czym wstał szybko i rozejrzał się po pomieszczeniu - Nic tu po nas, Granger. Zabierzmy to ścierwo i teleportujmy się do starego Dropsa. Nie mam zamiaru dłużej wdychać tego smrodu... - Dziewczyna podeszła do chłopaka i nie zważając na jego nieco nadąsana minę, złapała go za rękaw koszulki, gotowa do aportacji. Stali tak przez chwilę, trzymając zarówno siebie, jak i zwłoki Śmierciożercy i z zaskoczeniem odnotowali, ze nic się nie wydarzyło...
- Nie działa - stwierdziła Hermiona, z przerażeniem wpatrując się w blondyna - Na wieży pewnie nadal działają bariery ochronne...
- Wiem - odparł krótko, puszczając rękę Śmierciożercy i wyswobadzając się z uścisku kasztanowłosej Gryfonki. Nie zdążył przejść choćby dwóch kroków, gdy usłyszeli przytłumione głosy pod sobą, świadczące o tym, że mugole w końcu znaleźli się w wieży. Chwilę później odgłosy się nasiliły, a oni sami z przerażeniem zauważyli, jak kamienna klapa porusza się o milimetr, tak jakby ktoś próbował ją otworzyć... - Kurwa! - zaklął siarczyście, przeczesując dłonią swoje blond kosmyki. Nie było szans, żeby uciekli z tego miejsca. Nie mogli tez zostawić ciała Śmierciożercy na pastwę losu - Myśl, Granger! Myśl! - krzyknął w jej stronę, podchodząc szybkim krokiem do dziewczyny i złapał ją za ramiona.
- Czekaj! Czekaj! Czekaj! - zawołała, odpychając go od siebie i zaglądając do wyszywanej koralikami torebki.
- Czekam! Czekam! Czekam! - krzyknął, przyglądając się ze zniecierpliwieniem nieporadnym próbom Gryfonki.
- Mam! - zawołała uradowana, wyciągając z torebki stary spinacz do bielizny.
- Jeśli chodzi ci o chorobę psychiczną, to zgadzam się w stu procentach - odparł zawiedziony widokiem tego, co zobaczył w rękach Hermiony. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na jego komentarz, jedynie zrobiła ku niemu dwa szybkie kroki i pokazała mu bliżej niepozorny przedmiot.
- To świstoklik - odparła po chwili, widząc jego niewyraźną minę - Dumbledore mi go dał, tak na wszelki wypadek. Nie możemy się nim przenieść, bo działa tylko w jedną stronę, ale zawsze to coś. Wyślemy nim te zwłoki, prosto do jednej z cel w Azkabanie, a sami sobie jakoś poradzimy - Wycelowała różdżką w stary spinacz i mruknęła Porto, po czym położyła go na ciele Śmierciożercy. Po chwili całą jego postać spowiła delikatna, bladoniebieska luna światła, która na krótką chwilę rozświetliła całe pomieszczenie. Nim zdążyli przyzwyczaić wzrok do oślepiającego światła, ciało mężczyzny zniknęło, a w miejscu, w którym do tej pory leżało, została jedynie świeża stróżka krwi. Hermiona zamrugała zdezorientowana, po czym na jej twarzy zagościł niewielki uśmiech, gdy spostrzegła, że pozbyli się tego ,,kłopotu".
- Wyślij patronusa do Dumbledore'a. Powiedz mu co się stało - mruknął w jej stronę Ślizgon, nawet nie kwapiąc się na najmniejsze słowa podziękowania. Kiwnęła głową w odpowiedzi, po czym wypowiedziała odpowiednią formułę, a z końca jej różdżki wypłynęło jaskrawe światło, formujące po chwili kształt wydry.
- Wydra? Serio, Granger? Spodziewałem się raczej sklątki tylnowybuchowej - powiedział z przekąsem, obserwując jak zwierze przemyka w powietrzu i znika za oknem wieży. Nie skomentowała jego wypowiedzi, zamiast tego z rosnącym przerażeniem wpatrywała się w kamienna klapę, unoszącą się coraz wyżej
- Co teraz zrobimy? - szepnęła w jego stronę, wskazując palcem na miejsce w podłodze, pod którym jak dobrze wiedzieli, kryli się trzej mugole.
- Możemy ich spetryfikować, albo zmodyfikować im pamięć - mruknął w odpowiedzi, wyciągając przed siebie różdżkę. Spojrzała na niego oburzona, nie rozumiejąc jego motywów.
- Nie możemy! To zwykli mugole! Nawet nas do końca nie widzieli. Wystarczy tylko, że stąd znikniemy, zanim zdołają wyważyć klapę - powiedziała stanowczo, patrząc prowokacyjnie w jego stronę. Nie zrobiła niczego więcej, nie odezwała się nawet słowem, chociaż przez jedna, maleńką chwilę chłopak dostrzegł w jej oczach coś na kształt niemej prośby.
- Kurwa... Mam stanowczo za dobre serce - mruknął cicho, przecierając dłonią zmęczona twarz. Przez chwilę stał bez ruchu, obserwując zdeterminowaną minę Gryfonki, po czym podszedł do niej z wyrazem olśnienia na twarzy i z niebezpiecznym błyskiem w oku - Dobra, sama tego chciałaś - odparł kręcąc głową i podchodząc do niej bliżej.
- O co ci chodzi, Malfoy? - zapytała próbując uspokoić rozszalałe serce, które z każdym krokiem Ślizgona biło coraz głośniej
- Ufasz mi, Granger? - zapytał, gdy podszedł na tyle blisko niej, ze poczuła jego gorący oddech na swojej twarzy.
- Czy to podchwytliwe pytanie? - zapytała drżącym głosem, obserwując jak chłopak kładzie ręce na jej talii i przyciąga ją gwałtownie do siebie.
- Odpowiedz...
- Oczywiście, że nie! Na zaufanie trzeba sobie zapracować! Myślisz, ze jeśli zaczniesz mnie obłapiać, to ja od razu zmienię zdanie?
- To nam trochę utrudni sprawę - mruknął przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Poczuł jak nieśmiało oplata rękami jego szyje i uśmiechnął się niemal niezauważalnie - będę tego żałował... - stwierdził załamany swoim odkryciem, po czym nie zważając na pytający wzrok Gryfonki, ani przesuwającą się klapę w podłodze podszedł razem z Hermioną do okna i wziął ją na ręce.
- Mmmalfoy? Co ty... - nie zdążyła nawet dokończyć pytania. Poczuła gwałtowne szepnięcie i ostry podmuch wiatru smagający jej twarz, po czym zorientowała się, że razem z blondynem wyskoczyli z okna.
***
Przejście przez całe miasteczko okazało się nie lada wyzwaniem. Mijający ich mugole nie spuszczali z nich wzroku, śledząc dokładnie nawet najmniejszy krok. Bez słowa przemierzali kolejne, budzące się do życia uliczki, jedynie co jakiś czas zerkając na siebie z niechęcią. Hermiona ściskała w ręce swoją wyszywaną koralikami torebkę, czując jak rumieni się przy każdym ciekawskim spojrzeniu okolicznych rybaków. Mieli w prawdzie udawać turystów i wtopić się w tłum, jednak z Malfoyem u boku okazało się to po prostu niemożliwe. Skupiał na sobie rozmarzone spojrzenia niemal całej żeńskiej populacji, która tu mieszkała. Kobiety wbijały w niego maślane oczy i obdarzały promiennymi uśmiechami, licząc zapewne na jakikolwiek odzew z jego strony. Ślizgon najwyraźniej miał ich zaloty w głębokim poważaniu, bo nie zaszczycił żadnej nawet jednym, krótkim spojrzeniem. Szedł z dumnie uniesioną głową i nienagannie prostą postawą, a jego pogarda i arogancja niemal biły po oczach. Co więcej czarna, jedwabna koszula i markowe spodnie w ogóle nie pasowały do stylu przeciętnego turysty, którego z takim zapałem postanowił udawać. Wydawał się niczym oderwany od rzeczywistości, chociaż okolicznym kobietom najwyraźniej to nie przeszkadzało. Wodziły za blondynem rozmarzonym wzrokiem, nie szczędząc przy tym wrogich spojrzeń w kierunku kroczącej koło niego Hermiony. Nie mogła im się jednak dziwić. Powód był prosty. Dla miejscowych wyglądali jak dwójka turystów, którzy nie dość, że mieszkali w jednym obozie i to w dodatku z dala od ludzi to jeszcze teraz zmierzali w kierunku miejsca, w którym niegdyś odbywały się schadzki, żeby nie powiedzieć ,,orgie" tamtejszej młodzieży.
- Ja się zabiję... - mruknęła załamana swoimi przemyśleniami, po czym przetarła ręką twarz. Przysłowiowym gwoździem do trumny okazała się kobieta, u której wczorajszego dnia kupiła małą figurkę, a która w tej chwili kiwała głową w kierunku blondyna i mrugała do niej porozumiewawczo.
- Służę pomocą - odparł zadowolony chłopak, święcie przekonany, że Gryfonka faktycznie chce w tym momencie przerwać swój nędzny żywot. Posłała mu spojrzenie spod byka, nie chcąc sprowokować się do kolejnej kłótni. Postanowiła, że będzie ignorować zaczepki Dracona, dopóki chłopak jej nie przeprosi za szczeniacki żart z rana. Na to się jednak nie zanosiło, więc po jakimś czasie zwyczajnie dała sobie spokój. Musieli skupić się na swoim zadaniu, a nie tracić czas na dziecinne fochy. Nie wiadomo ilu Śmierciożerców uda im się dzisiaj spotkać, a wtedy dobrze byłoby mieć Malfoya po swojej stronie.
- Mogliśmy poczekać do zmierzchu - mruknęła w końcu, zerkając ukradkiem w kierunku arystokraty. Dopiero teraz dotarła do niej absurdalność tego planu. Jak można było w ogóle pomyśleć, by zakradać się do kryjówki poplecznika Voldemorta w biały dzień i to mijając po drodze dziesiątki mugoli? Nie ma co... byli genialni...
- Uwierz mi, Granger, że tak jest lepiej. Z tej wieży wszystko widać... Trudniej będzie nas wypatrzeć, gdy będziemy wśród tłumu, niż jakbyśmy mieli szlajać się sami po nocy. Wtedy od razu zwróciliby na nas uwagę.
- Czekaj, Malfoy... Czyli myślisz, że jest ich tam kilku?- Zapytała dziewczyna, przerażona tą perspektywą. Zdecydowanie nie była na to gotowa. Co wskóra dwójka nastolatków w takim starciu?
- Pomyśl czasami Granger, to na prawdę nie boli. Skoro mugole widzieli tydzień temu przebłyski zaklęć na szczycie wieży, to by znaczyło, że doszło do jakiejś walki. No chyba, ze według ciebie jakiś Sługus Czarnego Pana zabawiał się sam ze sobą... Jakkolwiek by to nie zabrzmiało...- dodał zamyślony, ale Hermiona jedynie prychnęła z pogardą. Słowa blondyna sprawiły, że poczuła jak opuszcza ją i tak wątpliwa nadzieja na powodzenie tej wyprawy.
W milczeniu pokonali resztę drogi, zbyt pochłonięci własnymi myślami, by zaczynać jakąkolwiek kłótnie. Hermiona czuła jakby serce miało jej wyskoczyć z piersi, chociaż starała się to dzielnie zamaskować przed blondynem. Draco wydawał się być opanowany, jednak Gryfonka wiedziała, że to tylko pozory. Zdradzał go nieobecny wzrok i mocno zaciśnięta szczęka. Stanęli u stóp wzgórza, na szczycie którego majaczył zarys wieży. Bez słowa zaczęli wspinać się po starych, kamiennych schodach, porośniętych w niektórych miejscach mchem i niewielką trawą. Widać było, że od dawna nikt ich nie używał. Po kilku minutach dotarli na szczyt i rozejrzeli się dookoła. Miejsce, chociaż okryte mroczą aurą, było po prostu piękne. Niewielkie wzgórze na którym się znajdowali porośnięte było licznymi dzikimi krzewami i wielką trawą, którą smagał wiatr. Hermiona podeszła do wieży i dotknęła delikatnie dłonią jednego z kamiennych bloków, z których była zbudowana. Przejechała opuszkami palców po zrogowaciałej powierzchni i odwróciła wzrok w stronę jeziora. Wieża była ogromna. Z jednej strony otoczona trawiastą roślinnością, z widokiem na rybackie miasteczko, z drugiej zaś stała na urwisku, w które co chwila uderzały fale wzburzonego jeziora. Po chwili dziewczyna przypomniała sobie słowa kobiety, z którą wczoraj rozmawiała. Zachwalała ona wówczas jej obronny charakter i strategiczne położenie. Nie sposób było jej nie przyznać racji w tej kwestii. Budowla od razu skojarzyła się Hermionie z twierdzą. Miała jedynie jedne, ukryte po boku metalowe drzwi, przy których teraz stał arystokrata. Od strony jeziora nie sposób było się do niej dostać, jedynie przez dwa okna, tuż na jej szczycie. Dla mugoli było to wprost niewykonalne. Kryjówka doskonała. Otrząsnęła się z zadumy i podeszła do blondyna, który czekał na nią koło drzwi z mocno zniecierpliwioną miną.
- Granger, opanuj się. Nie jesteśmy na wakacjach. Później sobie będziesz podziwiać widoki, teraz mamy coś do załatwienia - szepnął w jej stronę - Amatorka...- dodał, gdy zauważył jak dziewczyna wpatruje się w stalowe drzwi, nie za bardzo wiedząc co zrobić dalej.
- Nie jestem żadną amatorką! - oburzyła się, zapominając na chwilę, że mają zachować ciszę.
- Nie? To gdzie masz różdżkę?- Zapytał i obdarzył ją kpiącym uśmiechem. Twarz Hermiony przybrała buraczany kolor, gdy uświadomiła sobie, że faktycznie zapomniała o wyjęciu tak istotnego przedmiotu. Czym prędzej zaczęła przekopywać swoją wyszywaną koralikami torebkę i w końcu wyciągnęła z niej magiczny patyk. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej, rozejrzał się czujnie dookoła i nacisnął klamkę. Nie było dla nich zaskoczeniem, że drzwi były zamknięte.
- Alohomora - szepnął, a metal ustąpił, wpuszczając ich do środka. Gdy ich wzrok przyzwyczaił się do ciemności, zdali sobie sprawę, że stoją w zupełnie pustym pomieszczeniu. Nie było tu żadnych okien, a w powietrzu unosił się ohydny zapach stęchlizny i wilgoci. Ściany i podłoga wykonane były z wielkich, kamiennych bloków, które w kilku miejscach porastał mech. Nad nimi wisiał okrągły, drewniany żyrandol, który chybotał się niebezpiecznie sprawiając, że łańcuchy, do których był przymocowany, zaskrzypiały złowieszczo. Całość pokrywała gruba warstwa kurzu i pajęczyn, co tylko utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że przyszli tutaj zupełnie na darmo. W rogu stał niewielki kominek, który tak jak wszystko inne wykonany był z kamienia. Kasztanowłosa Gryfonka, wodzona wrodzoną ciekawością, podeszła bliżej niego i dotknęła dłonią metalowego świecznika, stojącego w skalnym zagłębieniu. Już miała go wziąć do ręki, gdy kątem oka zauważyła jakiś niewielki ruch w rogu pomieszczenia. Machinalnie odwróciła głowę, by tam spojrzeć, lecz od razu tego pożałowała. Tuż przy ścianie leżała lekko pożółkła słoma, tworząca coś na wzór prowizorycznego gniazda. Całość dopełniał widok maleńkich porozrzucanych wszędzie kosteczek i szarej sierści, a po środku nich królował ogromny, tłusty szczur, który zajadał się resztkami, nieświadomy tego, że jest obserwowany. Spanikowana dziewczyna odskoczyła gwałtownie do tyłu i zapominając o tym, że miała zachować całkowitą ciszę, krzyknęła przeraźliwie. To znaczy krzyknęłaby, gdyby nie czyjaś zimna dłoń zasłaniająca jej usta i złowieszczy szept, który usłyszała przy uchu.
- Spróbuj krzyknąć, a podobnego znajdziesz w swoim łóżku - Nie odważyła się nawet poruszyć. Stała z szeroko otwartymi oczami, ciągle czując chłodne palce na swojej twarzy. Arystokrata przywarł do niej całym ciałem, drugą ręką obejmując ją w talii. Dopiero, gdy uznał, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, a jej atak paniki nie dotrze do całego miasteczka, puścił ją i i cofnął się o krok. Spojrzał na nią krytycznym wzrokiem, nawet nie kryjąc swojej irytacji. Hermiona odwróciła się w jego stronę, nie do końca wiedząc co ma powiedzieć. Nie sądziła, że widok zwykłego szczura tak ją przerazi, tym bardziej, że już niejednokrotnie widziała jak Krzywołap znosił podobne do salonu. Ten był jednak dużo większy i bardziej obleśny, niż wszystkie inne razem wzięte.
- Za cholerę nie wiem, po co Dumbledore Cię tutaj wysłał, Granger. Już większy pożytek miałbym z Longbottoma. Z niego przynajmniej byłoby niezłe mięso armatnie - powiedział z pogardą, po czym nie czekając na jej wypowiedz, odwrócił się i odszedł w stronę kamiennych, spiralnych schodów prowadzących do klapy na suficie. Hermiona zagryzła wargę, doskonale rozumiejąc jego gniew. W żaden sposób nie skomentowała jednak wypowiedzi chłopaka. Nie chciała go teraz prowokować, tym bardziej, że czuła się po prostu głupio. W milczeniu podeszła do blondyna, który zdążył już wspiąć się na górę schodów i teraz siłował się z klapą w suficie. Stanęła za nim, patrząc jak chłopak zaciska szczękę, zmuszając do pracy swoje bicepsy, tricepsy i inne mięśnie tak skrzętnie ukryte pod czarną koszulą. Po kilku sekundach klapa ustąpiła z cichym skrzypnięciem i Malfoy przeszedł przez nią, nawet nie czekając na dziewczynę. Z cichym westchnieniem poszła w jego ślady i już po chwili stała w samym środku kolejnego, obskurnego pomieszczenia, które bardzo przypominało poprzednie. Jedyną różnicą były dwie, szerokie wnęki w ścianie, tworzące coś na kształt okien. Hermiona zlustrowała wzrokiem całe wnętrze i nie była zaskoczona faktem, że tutaj także nie było śladu po Sługusie Czarnego Pana. Westchnęła głęboko i podeszła do jednego z "okien", czując jak wiatr smaga jej bladą twarz. Nie spojrzała w stronę arystokraty, który z pasją maniaka przeszukiwał każdy najmniejszy kąt, szukając jakichkolwiek dowodów na obecność swojego pobratymca. Co jakiś czas słyszała ciche, siarczyste przekleństwa, po czym wywnioskowała, że jego próby spełzły na niczym. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. To musiało się tak skończyć. Z opowieści mugoli wynikało, że przebłyski zaklęć widoczne były na szczycie tej wieży w minionym tygodniu, a oni zamiast od razu po przybyciu zacząć wypełniać swoje zadanie, woleli oddać się kłótniom i urządzić sobie kurs pływania. Już miała zatracić się w zadumie nad własną głupotą, gdy spostrzegła jakiś ruch na wzgórzu prowadzącym do wieży. Po chwili poczuła jak nogi dosłownie się pod nią uginają. W ich kierunku szło trzech mężczyzn, a każdy niósł w ręce butelkę, najprawdopodobniej z ich tutejszym trunkiem. Wpinali się szybko po kamiennych schodach prowadzących do wieży, rozprawiając głośno i gestykulując, nieświadomi tego, że dziewczyna z uwagą obserwuje każdy ich, najmniejszy krok. Przełknęła ślinę i odwróciła się w kierunku blondyna, który stał pośrodku pomieszczenia i z zaciętą miną obserwował spiralne schody, prowadzące do kolejnej klapy w suficie.
- Malfoy, mamy problem... - szepnęła konspiracyjnie i kiwnęła głową w kierunku okna, przez które widać było zarys zbliżających się postaci.
- Nie, Granger. To ty masz problem. To nie ja wyglądam jak skrzyżowanie akromantuli z żukiem gnojakiem - odparł spokojnie, nawet nie patrząc w jej kierunku. Otworzyła usta z oburzenia i splotła ręce na piersi, całą sobą wyrażając swoje niezadowolenie.
- Czy mógłbyś choć raz przestać ze mnie kpić? - szepnęła wściekle, gdy w końcu arystokrata raczył się odwrócić w jej stronę. Uśmiechnął się na widok jej mordu w oczach i podszedł do niej powolnym krokiem. Stanął tuż przed nią, opierając rękę na kamiennej ścianie, tuż za jej głową. Z satysfakcja obserwował, jak oddech dziewczyny przyspiesza, a ona traci całe swoje opanowanie. Mimo iż sytuacja wcale nie była ku temu odpowiednia, postanowił ją trochę podręczyć. Pochylił się ku niej jeszcze bardziej, tak by jego gorący oddech na chwilę owionął jej rumianą twarz.
- Mógłbym, ale po co? Tak jest zdecydowanie fajniej... - szepnął lubieżnie, z rosnącym zadowoleniem obserwując jak na ciele Hermiony pojawia się gęsia skórka.
- Zależy dla kogo - pisnęła cichutko, gdy już opanowała drżenie głosu. Spojrzała w jego tęczówki, które teraz płonęły dziwnym blaskiem i poczuła, że nogi się pod nią uginają. Arystokrata był zdecydowanie zbyt blisko.
- Dla mnie Granger, dla mnie - odparł, po czym niemal machinalnie spojrzał w bok, tuż nad głową dziewczyny. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, gdy dostrzegł u stóp wieży trzech mugolskich mężczyzn. Po chwili przeniósł wzrok na stojącą przed nim dziewczynę i aż walnął w ścianę pięścią ze złości.
- Cholera jasna, Granger! Dlaczego nie mówiłaś, ze ktoś tu idzie? Jesteś aż tak głupia? - zapytał, po czym nawet nie czekając na jej odpowiedz, podbiegł do spiralnych schodów i zaczął się po nich wspinać. Słyszał kroki Gryfonki za sobą, lecz nie zwrócił na nie uwagi, tylko przyłożył ręce do kolejnej klapy w suficie, napierając na nią z całych sił.
- Chciałam ci powiedzieć, ale na mnie naskoczyłeś! - tłumaczyła się dziewczyna, nie zwracając uwagi na wysiłki arystokraty. Odwrócił się w jej stronę, a po widoku pulsującej żyłki na jego skroni, Hermiona doszła do wniosku, że Malfoy najwyraźniej za chwilę wyjdzie z siebie i stanie obok.
- Wiesz co Granger, czasami mam wrażenie, że twój mózg jest wielkości mrówki. I to tylko dlatego, że ci spuchł! - Powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu i wrócił do poprzedniego zajęcia.
- Przestań mnie obrażać i wyważ wreszcie tą klapę! - burknęła w jego stronę, jakby fakt, że chłopak jeszcze tego nie zrobił, był wynikiem jego kaprysu, a nie starych, zardzewiałych zawiasów.
- Jak jesteś taka mądra to sama sobie wyważ a ja będę stał i narzekał! - powiedział i odsunął się lekko, prowokacyjnie wskazując palcem na metalową przeszkodę.
- Dobra, sam tego chciałeś... - szepnęła jadowicie, po czym zrobiła krok w jego stronę. Blondyn tego nie przewidział. Momentalnie zagrodził jej dalszą drogę, gestem nakazując jej by została w swoim miejscu.
- Zostaw to Granger, bo jeszcze coś zepsujesz... - Powiedział na widok jej zdziwionej miny i ułożył usta w pogardliwym grymasie. Ponownie spojrzał wyzywająco na kamienną klapę, po czym na nowo zaczął się z nią siłować. Nie mając nic innego do roboty, Hermiona zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Postanowiła nie przeszkadzać arystokracie w walce z naturalną, kamienną przeszkodą, tym bardziej że zauważyła pulsującą na jego skroni maleńką żyłkę, która dla niej stanowiła niezaprzeczalny miernik jego irytacji.
- Zauważyli nas! - pisnęła w jego stronę, ciągnąc go za rękaw koszuli. Chłopak odwrócił się w stronę okna, za którym dostrzegł trzech mugoli, z których jeden faktycznie wskazywał w ich kierunku palcem - Nie wolno nam tu wchodzić! Musimy uciekać! Wyważ wreszcie tą klapę! - krzyknęła spanikowana, patrząc na nieudane próby blondyna. Wreszcie dobiegł ją odgłos cichego skrzypnięcia, a po chwili zobaczyła przechodzącego przez przejście Ślizgona. Przełknęła głośno ślinę, po czym poszła w jego ślady. Stanęli na zakurzonej podłodze, na której warstwa słomy i brudu była jeszcze większa niż na poprzedniej. Nim się zorientowała, chłopak już unosił różdżkę i zamykał przejście kamienną klapą.
- Mugole tego nie wyważą... - oświadczył stanowczo, wskazując różdżką na zablokowane przejście.
- Jest ich trzech
- ...tak szybko - dokończył, gdy dotarła do niego wypowiedź kasztanowłosej. Odwrócił się w jej stronę, gotów na kolejną ciętą wymianę zdań, po czym zamarł, gdy zobaczył jej minę. Stała pośrodku pomieszczenia, z bladą twarzą i mocno zaciśniętymi ustami, uparcie wpatrując się w ciemny kąt pomieszczenia. Podążył za jej wzrokiem, a widok, który tam zastał sprawił, że poczuł jak w gardle rośnie mu wielka gula, utrudniająca oddychanie. Tuż pod ogromną wnęką, stanowiąca coś na wzór okna, leżał człowiek. Zadrapania na jego twarzy i rękach były niczym w porównaniu z nienaturalnym grymasem bólu wymalowanym na każdym centymetrze twarzy. Czarne, mokre od potu kosmyki okalały pooraną bliznami twarz, a kąciki ust miał zabrudzone krwią. Czarne szaty przesiąknęły odorem stęchlizny i rozkładającego się ciała i chociaż nigdzie nie było widać jego różdżki, nie mieli wątpliwości, ze właśnie znaleźli Sługusa Czarnego Pana.
- Nie żyje od kilku dni - stwierdziła Hermiona, z uwagą studiując każdy centymetr leżących przed nią zwłok. Ku zdziwieniu arystokraty, nie wydawała się być zaskoczona jego wyglądem, jakby przeczuwała czego mogą się spodziewać wchodząc dzisiejszego dnia do wieży. Blondyn jedynie przytaknął, podchodząc do ciała mężczyzny i odganiając kilka much latających wokół jego twarzy. Przykucnął bliżej niego i z maska obojętności złapał go za lewą rękę, nie zważając przy tym na cichy jęk dziewczyny stojącej koło niego. Szybkim ruchem podwinął rękaw jego poszarpanej szaty, odkrywając tym samym lekko wyblakły mroczny znak. Nie wiedział co nim kierowało, ale delikatnie przejechał opuszkami palców po tatuażu, jakby badając jego autentyczność.
- Mówił ci ktoś, że czasami zachowujesz się jak psychopata? - zapytała Gryfonka, z niesmakiem obserwując poczynania blondyna.
- Wole określenie "człowiek z wyobraźnią" - odparł z zawadiackim uśmiechem, jakby fakt, ze prowadzą dyskusję nad gnijącym ciałem nie był dla niego niczym niezwykłym.
- Znasz go?
- Nie - uciął krótko, po czym wstał szybko i rozejrzał się po pomieszczeniu - Nic tu po nas, Granger. Zabierzmy to ścierwo i teleportujmy się do starego Dropsa. Nie mam zamiaru dłużej wdychać tego smrodu... - Dziewczyna podeszła do chłopaka i nie zważając na jego nieco nadąsana minę, złapała go za rękaw koszulki, gotowa do aportacji. Stali tak przez chwilę, trzymając zarówno siebie, jak i zwłoki Śmierciożercy i z zaskoczeniem odnotowali, ze nic się nie wydarzyło...
- Nie działa - stwierdziła Hermiona, z przerażeniem wpatrując się w blondyna - Na wieży pewnie nadal działają bariery ochronne...
- Wiem - odparł krótko, puszczając rękę Śmierciożercy i wyswobadzając się z uścisku kasztanowłosej Gryfonki. Nie zdążył przejść choćby dwóch kroków, gdy usłyszeli przytłumione głosy pod sobą, świadczące o tym, że mugole w końcu znaleźli się w wieży. Chwilę później odgłosy się nasiliły, a oni sami z przerażeniem zauważyli, jak kamienna klapa porusza się o milimetr, tak jakby ktoś próbował ją otworzyć... - Kurwa! - zaklął siarczyście, przeczesując dłonią swoje blond kosmyki. Nie było szans, żeby uciekli z tego miejsca. Nie mogli tez zostawić ciała Śmierciożercy na pastwę losu - Myśl, Granger! Myśl! - krzyknął w jej stronę, podchodząc szybkim krokiem do dziewczyny i złapał ją za ramiona.
- Czekaj! Czekaj! Czekaj! - zawołała, odpychając go od siebie i zaglądając do wyszywanej koralikami torebki.
- Czekam! Czekam! Czekam! - krzyknął, przyglądając się ze zniecierpliwieniem nieporadnym próbom Gryfonki.
- Mam! - zawołała uradowana, wyciągając z torebki stary spinacz do bielizny.
- Jeśli chodzi ci o chorobę psychiczną, to zgadzam się w stu procentach - odparł zawiedziony widokiem tego, co zobaczył w rękach Hermiony. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na jego komentarz, jedynie zrobiła ku niemu dwa szybkie kroki i pokazała mu bliżej niepozorny przedmiot.
- To świstoklik - odparła po chwili, widząc jego niewyraźną minę - Dumbledore mi go dał, tak na wszelki wypadek. Nie możemy się nim przenieść, bo działa tylko w jedną stronę, ale zawsze to coś. Wyślemy nim te zwłoki, prosto do jednej z cel w Azkabanie, a sami sobie jakoś poradzimy - Wycelowała różdżką w stary spinacz i mruknęła Porto, po czym położyła go na ciele Śmierciożercy. Po chwili całą jego postać spowiła delikatna, bladoniebieska luna światła, która na krótką chwilę rozświetliła całe pomieszczenie. Nim zdążyli przyzwyczaić wzrok do oślepiającego światła, ciało mężczyzny zniknęło, a w miejscu, w którym do tej pory leżało, została jedynie świeża stróżka krwi. Hermiona zamrugała zdezorientowana, po czym na jej twarzy zagościł niewielki uśmiech, gdy spostrzegła, że pozbyli się tego ,,kłopotu".
- Wyślij patronusa do Dumbledore'a. Powiedz mu co się stało - mruknął w jej stronę Ślizgon, nawet nie kwapiąc się na najmniejsze słowa podziękowania. Kiwnęła głową w odpowiedzi, po czym wypowiedziała odpowiednią formułę, a z końca jej różdżki wypłynęło jaskrawe światło, formujące po chwili kształt wydry.
- Wydra? Serio, Granger? Spodziewałem się raczej sklątki tylnowybuchowej - powiedział z przekąsem, obserwując jak zwierze przemyka w powietrzu i znika za oknem wieży. Nie skomentowała jego wypowiedzi, zamiast tego z rosnącym przerażeniem wpatrywała się w kamienna klapę, unoszącą się coraz wyżej
- Co teraz zrobimy? - szepnęła w jego stronę, wskazując palcem na miejsce w podłodze, pod którym jak dobrze wiedzieli, kryli się trzej mugole.
- Możemy ich spetryfikować, albo zmodyfikować im pamięć - mruknął w odpowiedzi, wyciągając przed siebie różdżkę. Spojrzała na niego oburzona, nie rozumiejąc jego motywów.
- Nie możemy! To zwykli mugole! Nawet nas do końca nie widzieli. Wystarczy tylko, że stąd znikniemy, zanim zdołają wyważyć klapę - powiedziała stanowczo, patrząc prowokacyjnie w jego stronę. Nie zrobiła niczego więcej, nie odezwała się nawet słowem, chociaż przez jedna, maleńką chwilę chłopak dostrzegł w jej oczach coś na kształt niemej prośby.
- Kurwa... Mam stanowczo za dobre serce - mruknął cicho, przecierając dłonią zmęczona twarz. Przez chwilę stał bez ruchu, obserwując zdeterminowaną minę Gryfonki, po czym podszedł do niej z wyrazem olśnienia na twarzy i z niebezpiecznym błyskiem w oku - Dobra, sama tego chciałaś - odparł kręcąc głową i podchodząc do niej bliżej.
- O co ci chodzi, Malfoy? - zapytała próbując uspokoić rozszalałe serce, które z każdym krokiem Ślizgona biło coraz głośniej
- Ufasz mi, Granger? - zapytał, gdy podszedł na tyle blisko niej, ze poczuła jego gorący oddech na swojej twarzy.
- Czy to podchwytliwe pytanie? - zapytała drżącym głosem, obserwując jak chłopak kładzie ręce na jej talii i przyciąga ją gwałtownie do siebie.
- Odpowiedz...
- Oczywiście, że nie! Na zaufanie trzeba sobie zapracować! Myślisz, ze jeśli zaczniesz mnie obłapiać, to ja od razu zmienię zdanie?
- To nam trochę utrudni sprawę - mruknął przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej. Poczuł jak nieśmiało oplata rękami jego szyje i uśmiechnął się niemal niezauważalnie - będę tego żałował... - stwierdził załamany swoim odkryciem, po czym nie zważając na pytający wzrok Gryfonki, ani przesuwającą się klapę w podłodze podszedł razem z Hermioną do okna i wziął ją na ręce.
- Mmmalfoy? Co ty... - nie zdążyła nawet dokończyć pytania. Poczuła gwałtowne szepnięcie i ostry podmuch wiatru smagający jej twarz, po czym zorientowała się, że razem z blondynem wyskoczyli z okna.
***
W pogrążonym w ciemności salonie siedziała samotnie kobieta. Mimo swojego dojrzałego wieku i wielu zmartwień, nadal wyglądała zjawiskowo. Czas obszedł się z nią wyjątkowo łaskawie, a ona sama świadoma swojej potęgi, emanowała niemal posągową postawą. Nie poruszyła się nawet o milimetr, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a ona sama ujrzała w wejściu ciemnowłosą kobietę, ubraną w długą, podróżną szatę. Śledziła dokładnie wzrokiem jej ruchy, gdy z niezwykłą gracją i wyczuwalna wyższością przemierzyła cały salon i stanęła tuż przy kominku. Pozwoliła by promienie bijące od ognia oświetliły jej postać, wyjątkowo wychudzoną i zaniedbaną jak na tak wysokie, arystokratyczne pochodzenie.
- Nie martw się siostro. Wszystko poszło zgodnie z planem - wysyczała ciemnowłosa kobieta, mierząc siedzącą na kanapie postać surowym spojrzeniem. Odgarnęła z twarzy niesfornego, czarnego loka, po czym z lubieżnym uśmiechem sięgnęła po kieliszek wina stojący na blacie szklanego stolika.
- Czy to konieczne? - spytała kobieta, nerwowo podrywając się z fotela i stając na przeciwko swojego gościa. Nerwowo zacisnęła pięści, aż pobielały jej knykcie. Starała się ze wszystkich sił, by ukryć przerażenie, które ogarnęło ją w chwili, gdy dowiedziała się o nowym zadaniu jej syna. Zdołała go ochronić w czasie wojny, kłamiąc nawet samego Voldemorta. Myślała, ze teraz, gdy to wszystko się skończyło, gdy Czarny Pan zginął, wszystko się ułoży. Tymczasem koszmar zaczął się na nowo - Czemu znowu go w to wciągasz?
- Nie możesz zmienić tej decyzji. Pozwól mu się wykazać - odpowiedziała ciemnowłosa, jednocześnie ściągając z ramion szatę i rzucając ją niedbale na kamienną podłogę. Narcyza nigdy w życiu nikogo nie błagała. Była zbyt wyniosła, by ugiąć przed kimś kolana, mimo to w tej właśnie chwili zdołałaby wykonać taki gest by chronić własne dziecko. Czarnowłosa, nie zwracając uwagi na zamyślenie siostry, odwróciła się w stronę kominka i z dziką satysfakcją obserwowała szalejący w nim ogień - Dumbledore jest starym głupcem, jeśli myślał, że Draco będzie mu wierny. To cud, że do tej pory nie zabił tej podłej szlamy... jednak nic straconego. Już niedługo Cyziu... Pozwólmy mu grać, dopóki to konieczne. Wszystko idzie zgodnie z planem - odparła lubieżnie i wysączyła z kieliszka resztki drogocennego płynu. Spojrzała na siostrę zamglonym wzrokiem, mylnie interpretując jej zmieszanie.
- A co jeśli nie zrozumiał znaku? - zapytała Narcyza, przybierając na chwile tak doskonale wyuczoną maskę opanowania. Tą samą, której nauczyła syna.
- Zrozumiał. A jeśli nie... zrozumie następne - odrzekła Bellatriks stanowczym tonem, po czym zamaszystym krokiem wyszła z salonu. Będąc już na korytarzu, dobiegł ją cichy szloch. Nie było wątpliwości. Wyrok właśnie zapadł.
*Nicholas Sparks – Pamiętnik
_____________________________________________________________
Witam Was, kochani o wiele wcześniej niż początkowo zamierzałam. Myślałam, że nowy rozdział opublikuję dopiero na święta, jednak złośliwość rzeczy martwych zmusiła mnie do tego drastycznego kroku. Nie sposób ukryć, że miałam wielkie problemy z dokończeniem tego rozdziału i zdaję sobie sprawę, że nie jest taki, jak chciałam. Miałam wielkie ambicje by go dopracować, wzbogacić o wypowiedzi, które wzbudziłyby w Was Ochy i Achy, ale po tym jak mój komputer się zbuntował i w niewyjaśnionych okolicznościach usunął mi aż 7 stron moich wypocin, doszłam do wniosku, że mam dość! Domyślacie się co wtedy czułam?Ostatkiem sił zakończyłam na momencie, do którego planowałam początkowo dotrzeć i opublikowałam to co miałam... Pęka mi serducho, że nie sprostałam oczekiwaniom, ale w głębi ducha nadal łudzę się, że rozdział się Wam spodoba :)
Wasze komentarze pod tym rozdziałem zadziałają podwójnie motywująco! Proszę Was o choćby najkrótszą opinię, która pozwoli mi naładować akumulatory na pisanie kolejnej notki, bo nie ukrywam, że podczas pracy przy tej, całe siły ze mnie wyparowały... Jesteście najlepszą motywacją, dlatego mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie :D
Ok, muszę się do czegoś przyznać... Niedawno otworzyłam stary plik, na którym pracowałam ponad rok temu. Gdyby nie znajdował się na komputerze, pewnie musiałabym zdmuchnąć z niego warstwę kurzu. Znalazłam na nim kilka miniaturek, które pisałam jeszcze przed założeniem tego bloga. Jeśli starczy mi odwagi i pech mnie opuści postaram się opublikować jedną z nich... Trochę obawiam się Waszej reakcji, bo odbiega ona od mojego stylu, do którego przywykliście czytając to opowiadanie. Więcej informacji o niej dostaniecie zapewne tuż po publikacji :D
Trzymajcie za mnie kciukasy i doładujcie mnie komentarzami! To naprawdę pomaga, a w mojej sytuacji, zapewne doprowadzi do cudu!
Pozdrawiam Was serdecznie, miłego czytania
Iva Neda
- Nie martw się siostro. Wszystko poszło zgodnie z planem - wysyczała ciemnowłosa kobieta, mierząc siedzącą na kanapie postać surowym spojrzeniem. Odgarnęła z twarzy niesfornego, czarnego loka, po czym z lubieżnym uśmiechem sięgnęła po kieliszek wina stojący na blacie szklanego stolika.
- Czy to konieczne? - spytała kobieta, nerwowo podrywając się z fotela i stając na przeciwko swojego gościa. Nerwowo zacisnęła pięści, aż pobielały jej knykcie. Starała się ze wszystkich sił, by ukryć przerażenie, które ogarnęło ją w chwili, gdy dowiedziała się o nowym zadaniu jej syna. Zdołała go ochronić w czasie wojny, kłamiąc nawet samego Voldemorta. Myślała, ze teraz, gdy to wszystko się skończyło, gdy Czarny Pan zginął, wszystko się ułoży. Tymczasem koszmar zaczął się na nowo - Czemu znowu go w to wciągasz?
- Nie możesz zmienić tej decyzji. Pozwól mu się wykazać - odpowiedziała ciemnowłosa, jednocześnie ściągając z ramion szatę i rzucając ją niedbale na kamienną podłogę. Narcyza nigdy w życiu nikogo nie błagała. Była zbyt wyniosła, by ugiąć przed kimś kolana, mimo to w tej właśnie chwili zdołałaby wykonać taki gest by chronić własne dziecko. Czarnowłosa, nie zwracając uwagi na zamyślenie siostry, odwróciła się w stronę kominka i z dziką satysfakcją obserwowała szalejący w nim ogień - Dumbledore jest starym głupcem, jeśli myślał, że Draco będzie mu wierny. To cud, że do tej pory nie zabił tej podłej szlamy... jednak nic straconego. Już niedługo Cyziu... Pozwólmy mu grać, dopóki to konieczne. Wszystko idzie zgodnie z planem - odparła lubieżnie i wysączyła z kieliszka resztki drogocennego płynu. Spojrzała na siostrę zamglonym wzrokiem, mylnie interpretując jej zmieszanie.
- A co jeśli nie zrozumiał znaku? - zapytała Narcyza, przybierając na chwile tak doskonale wyuczoną maskę opanowania. Tą samą, której nauczyła syna.
- Zrozumiał. A jeśli nie... zrozumie następne - odrzekła Bellatriks stanowczym tonem, po czym zamaszystym krokiem wyszła z salonu. Będąc już na korytarzu, dobiegł ją cichy szloch. Nie było wątpliwości. Wyrok właśnie zapadł.
*Nicholas Sparks – Pamiętnik
_____________________________________________________________
Witam Was, kochani o wiele wcześniej niż początkowo zamierzałam. Myślałam, że nowy rozdział opublikuję dopiero na święta, jednak złośliwość rzeczy martwych zmusiła mnie do tego drastycznego kroku. Nie sposób ukryć, że miałam wielkie problemy z dokończeniem tego rozdziału i zdaję sobie sprawę, że nie jest taki, jak chciałam. Miałam wielkie ambicje by go dopracować, wzbogacić o wypowiedzi, które wzbudziłyby w Was Ochy i Achy, ale po tym jak mój komputer się zbuntował i w niewyjaśnionych okolicznościach usunął mi aż 7 stron moich wypocin, doszłam do wniosku, że mam dość! Domyślacie się co wtedy czułam?Ostatkiem sił zakończyłam na momencie, do którego planowałam początkowo dotrzeć i opublikowałam to co miałam... Pęka mi serducho, że nie sprostałam oczekiwaniom, ale w głębi ducha nadal łudzę się, że rozdział się Wam spodoba :)
Wasze komentarze pod tym rozdziałem zadziałają podwójnie motywująco! Proszę Was o choćby najkrótszą opinię, która pozwoli mi naładować akumulatory na pisanie kolejnej notki, bo nie ukrywam, że podczas pracy przy tej, całe siły ze mnie wyparowały... Jesteście najlepszą motywacją, dlatego mam nadzieję, że mnie nie zawiedziecie :D
Ok, muszę się do czegoś przyznać... Niedawno otworzyłam stary plik, na którym pracowałam ponad rok temu. Gdyby nie znajdował się na komputerze, pewnie musiałabym zdmuchnąć z niego warstwę kurzu. Znalazłam na nim kilka miniaturek, które pisałam jeszcze przed założeniem tego bloga. Jeśli starczy mi odwagi i pech mnie opuści postaram się opublikować jedną z nich... Trochę obawiam się Waszej reakcji, bo odbiega ona od mojego stylu, do którego przywykliście czytając to opowiadanie. Więcej informacji o niej dostaniecie zapewne tuż po publikacji :D
Trzymajcie za mnie kciukasy i doładujcie mnie komentarzami! To naprawdę pomaga, a w mojej sytuacji, zapewne doprowadzi do cudu!
Pozdrawiam Was serdecznie, miłego czytania
Iva Neda
Rozdział jak najbardziej udany. Jedyne czego niezbyt rozumiem to końcówka i rozmowa Belli z Narcyzą. No ale może kiedyś to się wyjaśni ;) Żart Draco na poziomie hmm podstawówki :D No ale uśmiałam się. Zła Herm jest jak wulkan - lepiej nie dotykać, bo wybuchnie. Akcja w wieży też mi się podobała, a szczególnie ostatni fragment. Że też Draco wziął ją na ręce. Cud się zdarzył :D
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam miniaturki w Twoim wykonaniu :) Także jestem jak najbardziej za!
Oczywiście czekam na rozwój wydarzeń i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na 11 rozdział
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Niedopowiedziana scena między Bellą a Narcyzą miała jedynie nakreślić sytuację, która panuje wśród Śmierciożerców. Celowo nie jest wyjaśniona, by dać Wam pole do snucia własnych domysłów :D
UsuńCieszę się że Ci się podobało :D
Pozdrawiam, Iva Nerda
Nie musisz się zamartwiać o prawidłowość tego rozdziału, gdyż ja osobiście jestem w pełni usatysfskcjonowana ostatecznym rezultatem. Choć to dopiero 10 rozdział opowiadania, to już zdaążyłam się wciągnąć w tę historie. Niezmiennie ubawiają mnie utarczki słowne między Draco a Hermioną:-D aż zżera mnie ciekawość w jaki sposób zamierzasz połączyć tą dwójke. Dodatkowo okazuje się, że Malfoy być może wcale nie odwrócił się od ciemnej strony. Jakie ma więc plany? Czy byłby zdolny do skrzywdzenia gryfonki?
OdpowiedzUsuńPostępowanie Malfoya nie jest do końca jasne i tym lepiej. Uwielbiam wszystko komplikować, żeby nie wyszło zbyt cukierkowo :D To czy byłby zdolny do dkrzywdzenia Hermiony okaże się już niebawem. Musicie być cierpliwi :) Nie bd więcej zdradzać, choć muszę przyznać że całość opowiadania mam od dawna zaplanowaną :)
UsuńMe serce się raduje na wieść, że rozdział przypadł Ci fo gustu :)
Pozdrawiam serdecznie, Iva Nerda
Miałam napisać koentarz jak wrócę do domu, odpaliłam nawet lapka i usnęłąm... i widzę że ostatnio tempo pisania mamy podobne He he :)Dracze przejmuje rolę Seva jako podwójnego agenta... dobrze myślę? A złośliwość rzeczy martwych, skad ja to znam. Od momentu jak mi się niechcący zresetował komp piszę na blogerze i kopiuję w dokumenty google, jak i w worda. rozwalilo mnie nawiązanie do Mistrza i Małgorzaty :), ostatnio myślałam o wykorzystaniu tego cytatu...a tu niespodzianka :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie super :D Udusiłabym Malfoya za ten numer z jeziorem... tylko jedno mnie martwi, czemu Bella zmarwychwstała... ale niech jej będzie.Robi się coraz ciekawiej...
Pozdrawiam cieplutko i czasu oraz weny życze ... A....
Ale chaos zapanował w mojej wypowiedzi. Przepraszam :) ale jeszcze nie do końca się obudziłam ...
UsuńTwoje spostrzeżenia co do roli Draco są jak najbardziej słuszne :D Sprytna bestia :P
UsuńJak już gdzieś wczesniej wspominałam jestem bardzo zmienna, co przekłada się na moje opowiadanie. Z początku jedynym odstępstwem od kanonu miał być żywy Dumbledore, ale w miarę pisania stwierdziłam że dobrze byłoby ożywić także Bellę, mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie <3
Dziękuję za miłe słowa, pozdrawiam
Iva Nerda
Rozdział naprawdę fajny. W pewnych momentach się śmiałam a w innych czasem aż bałam. Ale za to lubię to opowiadanie :). Trzymaj tak dalej. Zachowanie i cel Draco jest do mnie zupełnie niezrozumiały i w ogóle nie dziwie się Hermionie iż mu nie ufa postąpiłabym tak samo na jej miejscu(z resztą mam podobną sytuację na swoim blogu;)tylko nie z Mioną w roli głównej) Ta ostatnia scena Narcyzy i Bellatrixs jest dla mnie w pełni niezrozumiała ale daje mi szanse na snucie własnych domysłów. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A do siebie zapraszam w niedzielę
OdpowiedzUsuńdorea-i-draco.blogspot.com
Na początku polecę z cytatami:
OdpowiedzUsuń"- Piłem mocniejsze... - mruknął do siebie, lekceważąco machając ręką.
- Niby co?
- Mleko matki. Tak mnie sztachnęło, że do tej pory nie pamiętam kilku pierwszych lat życia..." - dzięki... naprawdę dzięki: oplułam monitor herbatą :D
"- Mówił ci ktoś, że czasami zachowujesz się jak psychopata?
- Wole określenie "człowiek z wyobraźnią" - chyba czytamy te same książki, Patchowaty Malfoy to jest to, same u siebie staramy się go tak kreować :)
Trochę nie rozumiem oporów Hermiony przed wymazaniem pamięci tym mugolom, przecież nic złego by im się nie stało (no chyba, że użyliby do tego złamanej różdżki Rona).
Końcówka intrygująca, chociaż coś mi się zdaje, że Draco gra na dwa fronty. A może nie... może czeka go zmiana stron... kto wie, trzeba czekać na rozwój wydarzeń
Odnośnie względów techniczno-gramatyczno-ortograficznych (xp): coraz lepiej, chyba nie znalazłam nawet żadnej literówki... no ale to muszę wytknąć (ale tak z miłością i sympatią!): " kłamiąc nawet samego Voldemorta" "okłamując" :) (trochę przypomniały mi się teksty z trudnych spraw stylu: "nie kłam mnie" xp, ale jak już wspomniałam to chyba jedyny rażący błąd jaki znalazłam (i powtarzam po raz kolejny: ja tak z miłości xd)
Pozdrawiam, życzę weny i przede wszystkim czasu, w którym mogłabyś na spokojnie pisać.
PS: łączę się w bólu po utracie tych 7 stron tekstu, wiem jak to potrafi zdemotywować.
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńRozmowa Narcyzy i Belli bardzo mnie zaciekawiła.
"- Mówił ci ktoś, że czasami zachowujesz się jak psychopata? - zapytała Gryfonka, z niesmakiem obserwując poczynania blondyna.
- Wole określenie "człowiek z wyobraźnią" - odparł z zawadiackim uśmiechem, jakby fakt, ze prowadzą dyskusję nad gnijącym ciałem nie był dla niego niczym niezwykłym"
Ten fragment strasznie mnie rozśmieszył. Ciekawe po której Draco jest stronie.
Pozdrawiam i zapraszam na swojego bloga.
http://dramionebowystarczypokochac.blogspot.com/
Hello, cześć i czołem! Przepraszam, że dopiero teraz komentuję twoje opowiadanie, mimo że mialam ja przeczytane już dawno.
OdpowiedzUsuńPostaram się wyrazić teraz wszystko co sądzę.
Zacznę może od postaci. Zdobylas moje serce Draconem! Jeju, uwielbiam jego sposób bycia, jego riposty i to, że na widok Granger nie zmienił się w miękką kluchę. Co do Granger... Cholera, trzy razy nie. Nie trawię tej laski w twoim opowiadaniu. Denerwuje mnie niemiłosiernie haha
Fabuła jest bardzo ciekawa. Mega podoba mi się alkoholizm Dracona, bo nadaje fanfiction takiego smaczku.
Teraz też mnie bardzo zaskoczylas scenką Narcyzy i Belli. Co te dwie czarownice planują? I jakim cudem Bella jest na wolności?! Przecież to jest niedopuszczalne!
Mam nadzieję, że Draco przestanie być dumny z bycia smierciozercą i stamke się dobry, ale nie zmieniając przy tym swojego charakteru, bo to jest w nim najlepsze.
Ogólnie bardzo mi się podoba ta historia i dołączam do obserwatorów twojego bloga.
Przypominam, że jutro u mnie pierwszy rozdział :) herchoice-dramione.blogapot.com
Pozdrawiam,
Blanca
Plus, przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu :p
UsuńJest godzina trzecia w nocy, a ja otulona kocem, trzymająca w dłoni ogromny kubek zimnej już kawy, siedzę przed laptopem i czytam twoje opowiadanie. Cholera, historia zabrała (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) mi kilka godzin snu. ALE BYŁO WARTO :D
OdpowiedzUsuńUbóstwiam teksty Mafoya. Teksty o mleku matki rozłożył mnie na łopatki. Postać jaką stworzyłaś jest genialna. Zakochałam się :D
Na podstawie wszystkich rozdziałów, jednoznacznie stwierdziłam, że trochę denerwuje mnie zachowanie Hermiony. Wszystko ją irytuje, obraża się, trzaska drzwiami w każdej możliwej sytuacji (biedne zawiasy i drzwi).
Cieszy mnie to, że stopniowo budujesz ich wzajemne relacje. I chwała Merlinowi, ze nie jest to kolejne opowiadanie typu: rozdział I Draco zauważa, że Hermiona ma fajne krągłości, a Granger stwierdza, że Malfoy jednak nie jest dupkiem. Para.
Moje serce się raduje :)
Została mi do przeczytania jeszcze twoja pierwsza miniaturka, a twój blog wedruje na moją listę polecanych opowiadań :)
Pozdrawiam cieplutko, Janet ❤
Witaj! :D Przeczytałam wszystkie rozdziały znajdujące się na twoim blogu i w końcu mogę wyrazić swoją pozytywną!, opinię. Komentuje pod ostatnim postem, bo stwierdziłam, że i tak tych komentarzy dostaniesz ode mnie całą masę, więc jak zacznę od teraz to chyba żaden problem ;) No i znowu się rozpisałam nie o tym co trzeba...
OdpowiedzUsuńNo więc tak, uważam, że pomysł z misją był absolutnie dobry. Klimat, który tutaj opisałaś wciąga od pierwszego wrażenia. Ma się wrażenie przebywania w jednym pomieszczeniu z postaciami. Opis Draco pasuje do niego jak ulał. Jest taki jakim zawsze go sobie wyobrażałam. Sarkastyczny, pełen drwin i ciętych ripost. Ideał :D
Co do Hermiony uważam, że jej postać też świetnie opisałaś. Może i czasami nie potrafi zrobić kilku rzeczy, ale i tak ma w sobie tą iskrę Gryfonów.
Jednym słowem blog jest cudowny i naprawdę warto poświęcić mu trochę czasu.
Czekam na kolejne rozdziały i głęboko wierze, że posiadasz dużo weny :)
Pozdrawiam, Arabella
Kochana twój Draco mnie rozwala😂.Pragnę więcej
OdpowiedzUsuńCześć! ;) No to się porobiło. Po której w końcu stronie jest Draco? Komu pomaga?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!