Stłumienie wrogości usuwa ją tylko ze świadomości, ale jej nie likwiduje.
Erich Fromm
***
Czasami musimy pogodzić się z faktem, że nie wszystko, co sobie założyliśmy, się ziści. Czasami jednak musimy sami wskoczyć na głęboką wodę, wierząc, że mimo wszystko zdołamy się na niej utrzymać. Musimy zaakceptować, że całe życie jesteśmy sami. Mimo tego, że codziennie spotykamy innych ludzi, mijamy ich, wymieniamy uśmiechy i gesty, czujemy się częścią grupy, lub społeczności to jednak samotność jest nam pisana. Sami się rodzimy i sami umieramy. Jednak od narodzin do śmierci jest długa droga, na której niekiedy dane nam jest spotkać inną samotną osobę.
***
Hermiona nadal tępo wpatrywała się w uchylone drzwi i postać chłopaka stojącego przed nią jakby podświadomie czekała na to, że Dumbledore wybuchnie głośnym śmiechem i wykrzyczy ,,żartowałem!". Jej ciche życzenie jednak się nie spełniło, a staruszek nadal siedział za biurkiem z delikatnym uśmiechem na ustach najwyraźniej nieświadomy tego, do jakiej sytuacji doprowadził. Draco Malfoy. Tego się nie spodziewała. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek w życiu dane jej będzie oglądać twarz znienawidzonego Ślizgona. Ostatni raz, kiedy miała tę nieprzyjemność, Malfoy dumnie wyszedł na środek dziedzińca Hogwartu, by bez skrupułów dołączyć do swoich rodziców i reszty Śmierciożerców, wymijając przy tym samego Voldemorta, który powitał go jak starego przyjaciela. Co do tego, że chłopak jest z ,,rejonów czarnej magii" nie miała najmniejszych wątpliwości. Bardziej dziwił ją fakt, co robił w głównej siedzibie Zakonu, zaledwie tydzień po Wielkiej Bitwie i to bez kajdan nałożonych na ręce i asysty dwóch, trzech, ewentualnie dziesięciu aurorów, którzy zaraz po tym uroczym spotkaniu odprowadziliby go do przytulnej celi w Azkabanie. Tak bardzo zaskoczyła ją obecność Ślizgona, że nawet nie zauważyła, że jej szczęka dosłownie opadła z wrażenia. I może jeszcze jakoś by się z tym uporała, tak, by żaden z dwójki mężczyzn tego nie zauważył, gdyby nie fakt, że w ustach nadal miała pozostałości po nieszczęsnym miętowym dropsie Dumbledore'a, które teraz bez żadnego ostrzeżenia zaczęły wypływać z otwartych ust dziewczyny i powoli spływać jej po brodzie.
- Granger, nie sądziłem, że dostaniesz ślinotoku na mój widok. I pozbieraj szczękę z podłogi, bo takiej głupiej miny to nawet ten twój Łasic nie ma — powiedział Malfoy spokojnym tonem, zupełnie nie przejmując się obecnością Dumbledore'a, jednocześnie wykrzywiając usta w grymasie obrzydzenia. Po chwili spojrzenie z niej przeniósł na Dyrektora Hogwaru a jego twarz przybrała maskę obojętności. Hermiona zapłonęła tak ognistym rumieńcem, że mogłaby chyba zagotować wodę na swoich policzkach. Dopiero teraz dotarło do niej, jak głupio musi wyglądać, tym bardziej, że strumień z dropsa zdążył jej już ściec z brody na beżowy sweterek, który miała na sobie. Szybko zamknęła usta, jednocześnie próbując niezdarnie wytrzeć ślady swojej kompromitacji z brody i ubrań.
Na kilka chwil w gabinecie na trzecim pietrze nastała grobowa cisza, jakby staruszek czekał cierpliwie, aż dziewczyna doprowadzi się do porządku, po czym gestem wskazał blondynowi drugie krzesło. Draco nie widział najmniejszej potrzeby, by siadać obok dziewczyny, która w jego mniemaniu na tak wielkie miłosierdzie nie zasługiwała, jednak miał dziwne wrażenie, że Dyrektor Hogwartu nie zniósłby słów sprzeciwu, więc niechętnie usiadł i swoje stalowe spojrzenie znów utkwił w uśmiechającym się starszym mężczyźnie.
- Jesteśmy już wszyscy, więc możemy wreszcie poznać szczegóły waszego zadania - powiedział po chwili Dumbledore, wyraźnie akcentując słowo "waszego” jakby chciał w ten sposób przygotować ich mentalnie na to, że mimo wzajemnych niechęci będą stanowić coś na wzór drużyny - Mimo że Voldemorta już nie ma, musimy pamiętać o tym, że w naszym magicznym świecie wciąż nie jest bezpiecznie. Niezliczone hordy jego popleczników uciekło z Hogwartu nim ktokolwiek z aurorów zdołał ich powstrzymać...
Hermiona poruszyła się niespokojnie, nie do końca wierząc w to, że Dyrektor Hogwartu wydaje się obojętny na fakt, że jednego ze Śmierciożerców ma właśnie przed sobą. Draco jednak nawet tych słów nie skomentował, wciąż siedząc nieruchomo i mierząc staruszka zimnym spojrzeniem. Na swoją bladą twarz przybrał tak dobrze znaną z czasów szkolnych maskę obojętności jakby chciał tym samym utwierdzić Dyrektora Hogwartu, że jego rewelacje ma w głębokim poważaniu, a jego obecność jest tu całkowicie zbędna.
- Dopóki są oni na wolności, nikt nie może czuć się bezpiecznie. Nie znamy ich planów, jednak nie możemy dopuścić do tego, by ponownie zjednoczyli swoje siły, nawet, teraz kiedy ich Pan został pokonany. I to jest właśnie wasze zadanie. Będziecie musieli znaleźć najniebezpieczniejszych Śmierciożerców i sprowadzić ich do Azkabanu - powiedział Dumbledore poważnym tonem, jednocześnie przenosząc swoje bystre spojrzenie z twarzy ślizgona na Hermione.
- Mamy bawić się w aurorów?! - zagrzmiał Draco Malfoy, jednocześnie podrywając się z miejsca i całym sobą okazując niechęć do pomysłu staruszka.
- Tak — odpowiedział spokojnie mężczyzna, nic sobie nie robiąc z żywej reakcji blondyna i wskazując mu ponownie krzesło. Nie wykazał się jednak tak dużą cierpliwością, by poczekać z dokończeniem swojej przemowy do momentu, aż chłopak w miarę możliwości się uspokoi i ponownie usiądzie. Przeniósł swoje dobrotliwe spojrzenie na Hermionę jakby to w jej statecznej postawie doszukiwał się potwierdzenia tego, że może kontynuować bez obawy, że ona w następnej chwili także zerwie się z miejsca i najprędzej wybiegnie z gabinetu w stanie głębokiego rozbicia.
- Wybrałem Was, ponieważ będziecie się doskonale uzupełniać w tym zadaniu. Panna Granger jest wybitną uczennicą i jej wiedza i praktyczne zastosowanie nabytych umiejętności przydało się wiele razy Panu Potterowi — powiedział Dumbledore, jednocześnie skłaniając lekko głowę w jej stronę i unosząc swoje kąciki ust w lekkim uśmiechu — Natomiast Ty, Draco na tyle dobrze znasz ryzyko, jakie niesie ze sobą ta misja, że będziesz w stanie w dostatecznym stopniu zapewnić bezpieczeństwo zarówno sobie, jak i swojej nowej partnerce — Dokończył starszy mężczyzna i sięgnął ręką do szklanej misy, by wyciągnąć z niej jednego ze swoich nieszczęsnych dropsów. Nie zważając na lekko zdumiona minę Gryfonki, która chyba obawiała się, że Dyrektor zaraz dostanie równie obfitego, co ona wcześniej, ślinotoku, dziarsko połknął cukierka i zaciągnął się powietrzem potęgując w ten sposób miętową świeżość rozchodzącą się w jego ustach — Dokładne instrukcje i wszystkie potrzebne rzeczy dostaniecie w poniedziałek z samego rana — rzekł po chwili, gdy wyjątkowo sprawnie uporał się z cukierkiem, a na jego twarzy zagościł poczciwy uśmiech, jakby spadł mu właśnie z serca ogromny kamień, gdy zrozumiał, że najgorsze ma już za sobą. I chyba dalej żyłby w tym przeświadczeniu, gdyby nie ostry ton blondyna, który odbił się od wszystkich ścian gabinetu i uderzył w nich z podwójną siłą.
- Nie.
-Słucham? - odpowiedział uprzejmie Dyrektor, jakby niedosłyszał groźnego tonu, który na dobrą sprawę słyszało pewnie całe Grimmauld Place.
-Nie. Nie będę robił za jakiegoś bodyguarda! Nie mam zamiaru nigdzie z... nią jechać ani kogokolwiek szukać! - krzyknął dobitnie Draco, a Hermiona aż skurczyła się na swoim krześle przerażona jego gniewem.
- Niestety nie masz wyboru, Draco. I jesteś tego w pełni świadomy- odpowiedział Dumbledore spokojnym tonem patrząc na Ślizgona znad swoich okularów połówek.
- Ale Profesorze.... ja... ja nie mogę z nim nigdzie jechać... - wyjęknęła dziewczyna, tym samym przypominając im o swojej obecności, bo mężczyźni już od dłuższej chwili mierzyli się spojrzeniami i chyba zupełnie zapomnieli o tym, że w gabinecie jest ktoś jeszcze.
-Ależ oczywiście, że możesz. A nawet rzekłbym, że jest to Twoim obowiązkiem jako członka Zakonu - odpowiedział Dyrektor, jednocześnie wzdychając głęboko, jakby nie miał siły na przekonywanie również i jej co do tego fantastycznego, jego zdaniem, pomysłu.
- Tak, wiem, ale nie z... nim — odpowiedziała jeszcze ciszej, w duchu bojąc się reakcji Dumbledora na jej odmowę. Malfoya nawet nie zaszczyciła spojrzeniem, a i on zdawał się udawać, że nie usłyszał jej ostatniego wyznania. Jednak Dyrektor nic sobie z tego błagalnego tonu nie zrobił, wstając zza biurka i wymijając ich szybkim krokiem, jakby bał się, że w przypływie rozpaczy gotowi są się na niego rzucić, by wybić mu, i to dosłownie ten pomysł z głowy. Podszedł do drzwi i lekko nacisnął klamkę — Jeszcze mi będziecie za to dziękować — powiedział, gdy już otworzył drzwi i popatrzył na nich wyczekująco, dając im w subtelny sposób do zrozumienia, że uważa dalszą rozmowę za zbędną i że mają sobie już pójść. Oboje jak na komendę podnieśli się ze swoich krzeseł i ruszyli w stronę otwartych drzwi, jednak Ślizgon był tak wkurzony, że wystarczyły mu dwa szybkie kroki, by pokonać ten niewielki dystans i zrównać się z Dumbledore'm ramionami. Gdy wyminął go bez słowa, uśmiech Dyrektora powiększył się jeszcze bardziej, jakby naprawdę wysyłał ich na zasłużone wakacje, a nie misję, z której mogą nie wrócić — A i jeszcze jedno — dodał wpatrując się w plecy Dracona, gdy ten już przekroczył próg gabinetu — wyruszacie w poniedziałek wieczorem.
- Świetnie! - usłyszał pełną gniewu odpowiedź chłopaka, po czym odwrócił się w stronę Hermiony i dosłownie wypchnął ją z gabinetu, jakby dając jej do zrozumienia, że jej powolne kroki w stronę korytarza wcale go nie satysfakcjonują. Szybkim ruchem zamknął za sobą drzwi, zapewne licząc na to, że teraz gdy odwieczni wrogowie zostali sami w tym ponurym i ciemnym korytarzu, jakoś uda im się zakopać topór wojenny i mentalnie przygotować się do tego, że od poniedziałku będą wręcz skazani na swoje towarzystwo.
Jednak gdy tylko drzwi za Dyrektorem się zamknęły, a ich ogarnął wszechobecny mrok korytarza na trzecim piętrze, Ślizgon odwrócił się w stronę schodów i ruszył szybkim krokiem, nawet nie oglądając się na dziewczynę. Ta jednak nie zamierzała zostać sama na korytarzu. W jednej chwili ruszyła pewnie za Ślizgonem, by następnie wyminąć go bez słowa i postawić nogę na pierwszym schodku prowadzącym do jej pokoju na poddaszu. Chłopak był już u kresu swojej cierpliwości, więc jej nagłe zachowanie odczytał jedynie jako strach przed nim i próbę natychmiastowej ucieczki z tego miejsca. I, mimo że był całkowicie załamany pomysłem Dumbledore'a to nie zamierzał tego po sobie pokazać. Przybrał na twarz ten charakterystyczny, ironiczny uśmiech i starając się o jak najbardziej jadowity ton, na jaki go było w danej chwili stać, powiedział:
- Granger, jak Ty chcesz szukać Śmierciożerców, skoro nawet mnie się boisz? To już gumochłon ma więcej odwagi...- Nie dane mu było jednak dokończyć swoich rozważań, bo w następnej chwili dziewczyna odwróciła się do niego ze spojrzeniem, które mogłoby zabić i różdżką w ręce.
- Jak śmiesz!- krzyknęła, nawet nie myśląc o tym, że każdy członek Zakonu mógł ją usłyszeć — Nienawidzę Cię Malfoy! Po tym, co zrobiłeś, masz czelność tu przychodzić? Tyle osób zginęło przez Ciebie, a Ty zjawiasz się tu teraz jak gdyby nigdy nic? To co, że osobiście ich nie zabiłeś! I tak masz ich krew na rękach! - Na jego reakcję nie musiała długo czekać. Jego twarz stężała, a ciało mimowolnie spięło się pod wpływem oskarżeń dziewczyny. W jednej chwili doskoczył do niej i wyrwał różdżkę z jej ręki, by następnie ją samą złapać mocno za gardło i rzucić na pobliską ścianę obskurnego korytarza.
- Nie waż się nigdy więcej tak do mnie mówić Ty nędzna szlamo- wyszeptał jadowicie, koniec jej własnej różdżki przystawiając jej do gardła i nachylając się nad nią, jakby chciał mieć pewność, że tylko ona te obelgi usłyszy.
Zamknęła szybko powieki, gdy tylko poczuła jego chłodne palce zaciskające się na jej gardle. Wstrzymała oddech, nie bardzo wiedząc, jak ma się teraz zachować. Jeszcze nigdy nie była tak blisko Ślizgona. Pomimo siedmiu lat ciągłych kłótni i wojen, chłopak jeszcze nigdy nie odważył się przekroczyć umownej granicy, jaką była jawna przemoc fizyczna. Aż dotąd. Czuła jak palce Malfoya stopniowo zaciskają się coraz mocniej na jej szyi, a różdżka boleśnie wbija jej się w skórę. Nie zamierzała jednak błagać o litość. Z jednej strony, szczerze wątpiła, czy ze ściśniętego gardła wydobyłaby jakikolwiek głos, z drugiej jednak nie chciała dać mu tej chorej satysfakcji, którą zapewne by miał, gdyby tylko usłyszał jej prośby.
Powoli otworzyła oczy, od razu natrafiając na zgubne, stalowe tęczówki, które teraz przepełnione były jedynie wściekłością i pogardą. Szczerze zaskoczył go ten ruch. Nie sądził, że dziewczyna, pomimo że kipiała gryfońskim uporem i odwagą, zdobędzie się na to, by unieść hardo głowę i spojrzeć mu prosto w oczy. Pierwszy raz w życiu mógł z tak bliskiej odległości zatopić się w ciemnych oczach Hermiony, tak diametralnie różniących się od jego. Nie dał po sobie jednak poznać, że ten nagły przejaw odwagi zrobił na nim jakiekolwiek wrażenie. Odsunął się od niej a swój stalowy wzrok z oczów Gryfonki przeniósł na jej różdżkę, którą teraz obracał w swoich długich palcach.
- Nie wiem po co Ci różdżka, Granger... Tylko prawdziwi czarodzieje powinni mieć prawo do jej posiadania, a nie takie ścierwa jak Ty — powiedział z pogardą, po czym bez żadnych skrupułów rzucił różdżką dziewczyny w stronę schodów, a swoje stalowe spojrzenie znów utkwił w jej brązowych oczach. Gdy tylko usłyszeli głuchy odgłos świadczący o tym, że różdżka Hermiony zderzyła się z drewnianą powierzchnią starych schodów na jego twarzy zagościł wielki ironiczny uśmiech. Bez słowa puścił jej szyje i szybkim krokiem ruszył przed siebie, nawet nie zaszczycając dziewczyny ostatnim spojrzeniem. Po chwili zniknął na schodach prowadzących na dół, do wyjścia z budynku.
Stała dłuższą chwilę w tym samym miejscu, nie mając odwagi zrobić nawet jednego kroku naprzód. Oddychała głęboko, przerażona sytuacją, którą poniekąd sama sprowokowała. Nie próbowała usprawiedliwić Malfoya jednak miała świadomość, że gdyby nie wykrzyczała mu w twarz, że jest mordercą, chłopak nie posunąłby się do takich czynów. Chociaż... był przecież Śmierciożercą, nie miała pojęcia, do czego jest zdolny. Położyła rękę na swojej szyi, delikatnie dotykając miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą były palce chłopaka, jakby chciała się upewnić, że żadna poważniejsza krzywda jej się nie stała. Gdy już ochłonęła nieco z pierwszego szoku, podeszła do schodów i pochyliła się, by podnieść z nich swoją różdżkę. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że upadek jej nie zaszkodził, po czym schowała ją do kieszeni spodni. Pomimo że obiecała Harry'emu i Ronowi, że od razu po opuszczeniu gabinetu Dumbledore'a przyjdzie do ich pokoju, by zwierzyć się jakie zadanie otrzymała, to jednak nie miała odwagi, by się z nimi spotkać. No bo co by miała im powiedzieć? Że to upragnione zadanie ma dzielić razem z Malfoyem? Nie, nie mogła się w tej chwili na to zdobyć.
Westchnęła głośno, po czym niemrawo ruszyła się z miejsca, kierując swoje kroki do dobrze jej już znanego okna na poddaszu, przy którym to ciągle przesiadywała i uspokajała swoje skołatane serce za każdym razem, gdy zgubiło swój normalny rytm. Tym razem też tak było. Gdy tylko dotarła na miejsce, zwinęła się w kłębek na parapecie, podkurczając nogi, a głowę tradycyjnie opierając o zimną szybę. Nie mogła zrozumieć czym kierował się Dyrektor Hogwartu wysyłając ją na koniec świata razem z Malfoyem. Nie miała pewności czy wróci z tej uroczej wyprawy. Bo jeśli nie zabije jej jakiś nieznajomy Śmierciożerca, do którego wpadnie z wizytą, to z pewnością dokona tego wnerwiony Ślizgon, w sytuacji, gdy najnormalniej w świecie puszczą mu nerwy. Po chwili doszła do zaskakującego wniosku, że już wolałaby mieć za partnera Snepe'a, który, mimo iż obleśny to jednak nigdy nie odważyłby się na dokonanie na niej żywota, bojąc się zapewne niezbyt pochlebnej reakcji Dumbledore'a.
Nie wiedziała, ile czasu przesiedziała na parapecie, ale za oknem powoli robiło się coraz ciemniej, a ona zdążyła już lekko zesztywnieć od ciągłego siedzenia w niewygodnej pozycji. Wstała zatem dość pewnie, rozprostowując tym samym zbolałe mięśnie. Wzięła kilka głębokich oddechów i poszła do pokoju chłopaków, wiedząc, że musi z kimś wreszcie podzielić się tymi rewelacjami, bo inaczej najpewniej oszaleje. Po cichu liczyła trochę na to, że przyjaciele pocieszą ją nieco i uspokoją jej skołatane nerwy, a ona pogodzi się tym samym, z faktem, że już wkrótce Malfoy najpewniej ją zamorduje, ukrywając ciało pod jakąś starą wierzbą.
***
- Nie żartuj! - krzyknął podekscytowany Ron, gdy tylko napomknęła nieśmiało, że wyrusza na poszukiwanie sługusów Voldemorta. Perspektywa wykonywania tego arcytrudnego zadania dla Zakonu wydała się jemu i Harry'emu niezwykle fascynująca.
- Mówię poważnie - szepnęła, unikając ich wzroku. Na razie nie miała odwagi, by wspomnieć im z kim będzie miała zaszczyt tę misję odbywać. Harry, który do tej pory siedział oniemiały i tylko wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami, nagle zerwał się ze swojego łóżka, na którym do tej pory siedział i z jakimś nieznanym błyskiem w oku do niej podbiegł.
- A co powiesz na to, byśmy pojechali z Tobą! - zawołał, na co Ron energicznie zaczął kiwać głową, niemo popierając ten pomysł. Wiedziała, że przyjaciele, tak jak i ona mieli już dosyć siedzenia w Grimmauld Place i robienia dobrej miny do złej gry. Niemal widziała, jak ich twarze rozjaśniają się znacznie, a ponure miny, które mieli od tygodnia, ustępują miejsca wielkim uśmiechom. Zapewne już wyobrażali sobie, jak ponownie wyruszają na misję podobną do tej sprzed kilku tygodni, kiedy szukali horkruksów, z tym, że teraz nie musieliby szukać błahych przedmiotów a informacje o ukrywających się Śmierciożercach mieliby podane na tacy.
- Przykro mi Harry, ale to niemożliwe — wyjęknęła cicho, nie mając odwagi, by spojrzeć Wybrańcowi w oczy.
- Dlaczego? - zapytał, a wielki uśmiech zniknął z jego twarzy tak szybko, jak się pojawił.
- No bo Dumbledore już mi wyznaczył partnera — odpowiedziała cicho i poczuła, jak na jej twarzy pojawiają się wielkie rumieńce zawstydzenia, jakby to o czym teraz zamierzała im powiedzieć, bardzo ja krępowało.
- Kogo? - zapytali jednocześnie, tym samym dając jej do zrozumienia, że nie ma wyjścia i musi im w tej chwili powiedzieć tą istotną dla nich informację.
- Malfoya- odpowiedziała, a ciszę, która później nastała przerwał wyjątkowo donośny odgłos upadającego na podłogę ciała Rudowłosego chłopaka.
***
Resztę popołudnia spędziła zamknięta w swoim pokoju, do którego, z niewiadomych przyczyn ani Ginny, ani Luna nie chciały zaglądać. Liczyła na to, że dziewczyny dostały pewnie mnóstwo zadań od Pani Weasley i teraz najpewniej nie mają czasu nawet odetchnąć, nie mówiąc już o błogim odpoczynku w ich pokoju. Miała jednak dziwne wrażenie, że jej tymczasowa samotność spowodowana jest faktem, że Wybraniec, widząc doskonale, w jakim jest stanie, zabronił dziewczynom choćby na parę metrów zbliżać się do drzwi ich wspólnego pokoju, tylko po to by Hermiona mogła w spokoju dojść do siebie po tym, jak Ron, odzyskawszy świadomość i trzymający się za sporej wielkości siniak na potylicy zaczął snuć mrożącą krew w żyłach historię o tym, jak to Malfoy już pierwszego dnia ich wspólnej misji zjawia się z wielką siekierą i dokonuje nią żywota na Bogu ducha winnej dziewczynie. Hermiona po tym, jak usłyszała tę niezbyt optymistyczną wersję własnej śmierci, wybuchła histerycznym płaczem, którego nawet Harry nie był w stanie powstrzymać, powtarzając jej do znudzenia, że rewelacje Rona są jedynie głupim żartem i że na pewno nic podobnego się nie stanie. Nie powiedziała jednak przyjaciołom o tym, co zaszło na korytarzu na trzecim piętrze, dlatego też wizja mordującego ją Ślizgona wydała jej się aż nazbyt prawdopodobna.
Gdy wieczorem zeszła na kolacje od razu zdała sobie sprawę z tego, że reszta mieszkańców doskonale wie o tym, że razem z Draconem Malfoyem zabawi się w Aurorów. Nikt jednak nie wpadł na podobny pomysł co Ron, by wysnuć własną teorię o tym, w jaki sposób Ślizgon ją zamorduje i gdzie ukryje zwłoki, jednak przesadnie miłym gestom i słowom otuchy nie było końca, co z resztą w pewnym stopniu zaczęło ją denerwować. Cierpliwie czekała jednak do czasu, aż wszyscy rozejdą się w swoją stronę, a ona będzie mogła z czystym sumieniem udać się do swojego pokoju. Resztę wieczoru spędziła na poddaszu, razem ze swoimi współlokatorkami dyskutując na najróżniejsze tematy, począwszy od marzeń Luny dotyczących wznowienia prenumeraty Żonglera, aż po plany Ginny odnośnie do nadchodzących wakacji. Kłopotliwego tematu, jakim był planowany wyjazd Hermiony, żadna z nich nie ważyła się poruszyć.
Niedziela zleciała jej równie szybko i ani się obejrzała, zmierzała w kierunku jednej z ponurych uliczek, oddalonej o kilkadziesiąt metrów od głównej siedziby Zakonu Feniksa. Już nieraz miała wrażenie, że to jak bardzo się czegoś boimy i próbujemy to odwlec jak najdłużej w czasie, prędzej czy później staje się ostatecznością, z którą musimy się w końcu zmierzyć. Bo im bardziej obawiała się poniedziałku, a co za tym idzie wyjazdu z Grimmauld Place nr 12, tym czas zdawał się biec jeszcze szybciej, a wskazówki zegara, zamiast się cofać, obracały się z podwójną siłą. Całą niedzielę spędziła na kompletowaniu wszystkich potrzebnych rzeczy i upychaniu ich w tak dobrze znaną wyszywaną koralikami torebkę. Skupiła się na tym, żeby o niczym nie zapomnieć, bo wiedziała, że Ślizgon żadnej, nawet najbardziej błahej rzeczy jej nie pożyczy, a co najwyżej ją wyśmieje.
Gdy dzisiaj rano odważyła się wejść do Gabinetu Dumbledore'a po ostatnie instrukcje i słowa otuchy odetchnęła z wyraźna ulga, że nie spotkała w nim znienawidzonego Malfoya. Dyrektor zapewnił ją jednak, że Draco odwiedził go zaraz po śniadaniu i otrzymał od niego wszystkie mapy i wytyczne, którymi mieli się kierować, szukając swojego pierwszego celu. Dyrektor jednak nie chciał jej powiedzieć, gdzie ów cel się znajduję i kto nim jest, informując ją jedynie, że to Malfoyowi wszystko powiedział, więc jeśli będzie chciała się czegokolwiek dowiedzieć, będzie musiała schować głęboko swoją dumę i zapytać o wszystko chłopaka. Wszelkie słowa sprzeciwu, w których jasno dała Dyrektorowi do zrozumienia, że ona także powinna się czegokolwiek dowiedzieć legły w gruzach, gdy staruszek z delikatnym uśmiechem na ustach oznajmił jej, że, mogła przyjść do niego pierwsza, bo nie będzie wszystkiego drugi raz powtarzał. Gdyby wiedziała, że Dumbledore kieruje się zasadą ,,kto pierwszy ten lepszy" to w ogóle nie zmrużyłaby oka tej nocy, tylko czekała pod drzwiami jego gabinetu jak wierny pies na swojego pana, licząc na to, że to ona zdobędzie wszystkie wytyczne i będzie miała Ślizgona w garści. Tak się jednak nie stało, a dziewczyna miała cholerną świadomość tego, że dla jej własnego dobra będzie musiała sama nawiązać jakąś nić porozumienia z Draconem, bo jakoś nie chciało jej się wierzyć w to, że chłopak sam z własnej inicjatywy zacząłby jakąkolwiek rozmowę z nią, chociażby to była zwykła pogawędka o pogodzie.
Dumbledore w swojej łaskawości powiedział jej jednak, że wraz ze Ślizgonem teleportują się z jednej z ponurych i zapomnianych uliczek przy Grimmauld Place, oddalając się tym samym od siedziby Zakonu i barier ochronnych, które uniemożliwiłyby im tę czynność z kwatery głównej. Bogatsza o te informacje podążała szybkim krokiem do wyznaczonego miejsca, jednocześnie ściskając w jednej ręce swoją wyszywaną koralikami torebkę, a w drugiej wielką klatkę z Krzywołapem. Był późny czerwiec, więc pogoda jak najbardziej zachęcała do tego, żeby ubrać jakieś lżejsze, letnie ubrania. Dziewczyna jednak zdecydowała się na zwykłe ciemne jeansy i białą koszulkę, gdyż zupełnie nie znała celu swojej podróży, a znając upierdliwą naturę Ślizgona, była przekonana, że ten z ironicznym uśmiechem na ustach teleportuje ich choćby na Alaskę, tylko po to, żeby zrobić jej na złość i zobaczyć jak marznie. Wciąż miała przed oczami zatroskane twarze przyjaciół, kiedy stali w drzwiach i machali jej na pożegnanie, życząc powodzenia i zapewniając, że góra za parę tygodni znowu się spotkają. Nie miała pojęcia, jakim cudem ma wytrzymać te parę tygodni w towarzystwie Malfoya, ale wiedziała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak samotna, jak w chwili, gdy twarze jej najbliższych osób zniknęły za zamkniętymi drzwiami Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.
Poczuła się dziwnie nieswojo, gdy dotarła na miejsce i już z oddali dostrzegła Malfoya nonszalancko opartego o jedną ze ścian pobliskiego budynku. Ubrany w czarną koszulę i pasujące do niej czarne spodnie, wyglądał niezwykle elegancko. Jego szyk i dostojność niemal biły po oczach. Miał lekko opuszczoną głowę, wzrok wbijając w nawierzchnie ulicy, więc jego niesforna grzywka opadła mu delikatnie na oczy, przez co wyglądał dość nonszalancko. Nienagannie prosta postawa i szerokie ramiona sprawiały, że chłopak prezentował się niezwykle dojrzale. Hermiona musiała przyznać, że z dodatkiem blond włosów, które teraz niemal lśniły w zachodzącym słońcu i bladej twarzy, na której w obecnej chwili nie malowały się żadne emocje, wyglądał jak model żywcem wyjęty z czasopisma dla pań. Wstrzymała oddech, gdy chłopak, najwyraźniej wyczuwając jej obecność, powoli podniósł głowę, a wzrok z brukowanej nawierzchni przeniósł na nią. W jednej chwili zmroziło ją stalowe spojrzenie arystokraty, który bez skrępowania zjechał ją od góry do dołu, by po chwili przybrać na twarz ironiczny uśmiech, który zapewne miał być tylko wstępem do jakiegoś ciętego komentarza. Nagle dotarło do niego, co dziewczyna trzyma w rękach, a ironiczny uśmiech zastąpił wyrazem niezwykłego oburzenia, co miało zapewne oznaczać, że jego poziom wściekłości w jednej chwili skoczył o trzy poziomy.
- Granger, co to ma być do jasnej cholery?! - wrzasnął, tym samym przerywając niczym niezmąconą do tej pory ciszę. Swoje stalowe spojrzenie utkwił w klatce, którą trzymała dziewczyna, a którą teraz zajmował śpiący w najlepsze wielki rudy kot.
- Krzywołap — odpowiedziała wymijająco i podeszła do chłopaka śmiało zadzierając głowę do góry i patrząc mu w oczy — zabieram go ze sobą — dodała po chwili, jakby nie miała do końca pewności, czy arystokrata zdał sobie z tego sprawę.
- Czyś Ty do reszty zgłupiała?! My nie jedziemy na wakacje tylko do Śmierciożerców! No, chyba że chcesz ich nim poszczuć to już inna sprawa -powiedział Malfoy jednocześnie lustrując z obrzydzeniem pupila dziewczyny.
- Nie zostawię go samego. Jedzie z nami i koniec — odpowiedziała twardo, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona, który przestał się opierać o ścianę i podszedł do niej gotów zaraz złapać za klatkę i rzucić kotem tak jak uprzednio jej różdżką.
- Merlinie dopomóż, jadę z idiotką...- mruknął wyjątkowo cicho pod nosem, jednak dziewczyna go usłyszała. Natychmiast jej twarz przybrała maskę oburzenia i wściekłości. Nabrała głośno powietrza, po czym machnęła ręką przed sobą w geście roztargnienia.
-A ja z kretynem!
Teraz to Ślizgon musiał się wyjątkowo wysilić, by nie skoczyć jej do gardła. Zmroził ją zimnym spojrzeniem, jednak przybrana przez niego w następnej chwili maska obojętności uświadomiła dziewczynie, że najwyraźniej zamierza puścić jej komentarz w niepamięć. Co więcej, dała jej pewność, że Malfoy nie miał siły, by dalej toczyć bezsensowną batalię o kota i zaakceptował fakt, że wyruszają we trójkę. Chłopak schylił się, by podnieść niewielki plecak leżący u jego stóp, którego Hermiona do tej pory nawet nie zauważyła, po czym wymownie na nią spojrzał.
- Choć tu Granger! Nie mam zamiaru tu sterczeć do nocy! Muszę się napić...- Podczas gdy początek tej chaotycznej wypowiedzi prawie wykrzyczał do dziewczyny, to ostatnie zdanie powiedział już cicho, niemal do siebie. Ponownie jednak Panna G. wykazała się niebywałym słuchem i nie dość, że dokładnie dotarło do niej co chłopak zakomunikował to jeszcze nie omieszkała tego nie skomentować.
- O... nie mówiłeś mi Malfoy, że wybieramy się do monopolowego!- wypaliła, jakby faktycznie uwierzyła, że chłopak z całej tej rozpaczy gotów jest na chwilę porzucić misterny plan Dumblendore'a i upić się w jakiejś spelunie. Draco jednak nie odpowiedział, tylko podszedł i mocno chwycił ją za przedramię. Szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie na tyle blisko, że ich twarze dzieliło jedynie parę centymetrów. Hermiona, zaskoczona jego gwałtownym ruchem, wstrzymała oddech. Jej ciemne oczy odnalazły te stalowe, po czym poczuła gwałtowne szarpnięcie w okolicach pępka i wszystko pochłonęła ciemność.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten humor. Naprawdę miło czytać coś przyjemnego, kiedy sama piszę opowiadanie w chłodniejszym klimacie. "W jednej chwili doskoczył [...] by następnie ją samą złapać mocno za gardło i rzucić na pobliska ścianę obskurnego korytarza.
OdpowiedzUsuń- Nie waż się nigdy więcej tak do mnie mówić Ty nędzna szlamo- wyszeptał jadowicie, "
Uau. Widzę, że ich poziom nienawiści w Twoim opowiadaniu jest bardzo duży, ale to świetnie. Idiotyczne są blogi, w których Draco zauważa Hermionę tylko dlatego, że "wyładniała po wakacjach". Tak będzie znacznie ciekawiej. Bardzo mi się podoba, a Twoja Hermiona jest urocza :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLubię takiego Dracona wredny, arogancki dobrze, że nie zmieniłaś jego charakteru ;) Hermiona z Krzywołapem będzie łapać śmierciożerców genialne :D
OdpowiedzUsuńLecę dalej!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Wreszcie znalazłam chwilkę czasu, by powrócić do tego opowiadania (tak... mam jeden cudowny dzień wolny pomiędzy jednym egzaminem a drugim xp). Z uwag wstępnych (pozwoliłam tak sobie nazwać wszelkie porady, uwagi itp): gdzieniegdzie brakuje przecinków, widać też skutki pisania na telefonie (brakuje "ą") a i w odmianie nazwiska Malfoy nie używa się ' (po prostu Malfoya, Malfoyów) i gdzieś wredna autokorekta wcisnęła 'Dumblendore'.
OdpowiedzUsuńTeraz przejdźmy do milszej rzeczy, czyli do samej treści: ) Podoba mi się charakter Dracona i to, że ich relacje na początku są jakie są. Fajnie, że akcja od razu ruszyła do przodu.
Btw: Ron mógłby się wykazać większą wrażliwością... no ale Hermiona już dawno ustaliła, że jego wrażliwość mieści się w łyżeczce do herbaty).
I wcale się nie dziwię reakcji Dracona na widok Krzywołapa. Xp
Ps: nie pozostaje mi nic innego jak zrobić ciepłą herbatkę i czytać dalej... albo poczytam później, bo mecz się zaczyna : )
Pozdrawiam, Sappy.
Draco, który jest wredny i wybuchowy, jest zapowiedzią dobrego bloga. Niechęć musi być :) Odpowiedz mi na pytanie. Czy Snape żyje? Bo jak czytałam to odniosłam takie dziwne wrażenie.
OdpowiedzUsuńTeraz się trochę poczepiam. Brakuje mi przecinków i "ą". O ortografii to nic nie powiem, bo sama niewiele wiem ;) Chciałabym się jeszcze troszkę poczepiać (taki mam wredny charakter), ale nie ma czego.
Ach, fabuła jest niezła, zobaczymy, co się wylęgło dalej :)
Szczerze mówiąc, gdy planowałam tą historię doszłam do wniosku, że jedynymi odstępstwami od prawdziwej fabuły będzie żywy Dumbledore i brak miłości Rona i Hermiony. CO do Snape'a to mogę Ci z czystym sercem powiedzieć, że nie wiem. Na razie nie planowałam go wprowadzać w najbliższych rozdziałach więc się nad tym nie zastanawiałam. Gdy historia nabierze tępa i napisze wszystko to, co zaplanowałam, pomyśle i nad Snape'm. Nie bd teraz składać żadnych deklaracji, bo znając mnie, to zdążę zmienić zdanie jeszcze z 10 razy. Jednak miło mi, że wgłębiłaś się w tą historię i dogłębnie ją analizujesz. Taka czytelniczka to skarb :D
UsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz
Iva Nerda
Draco ty dupku jak ja Cię kocham! Błagam niech on będzie taki przez całe opowiadanie
OdpowiedzUsuńKrzywołap.....ja nie mogę....i twój Ron.....leżę i nie wstaje XD
OdpowiedzUsuńCo do fabuły to świetna. Nie będę na nowo wszystkiego wychwalać bo inni już to zrobili ;)
Pozdrawiam~Krukonka Δ
Jasne, miałam czytać regularnie, a kończy się tak, jak zwykle...
OdpowiedzUsuńFabuła mega wciągająca! No i kreacja Draco *.* po prostu brak mi słów.
Lecę dalej, bo nie mogę się doczekać ;)
Pozdrawiam! Johanna Malfoy
Wniosek wyciągnięty z rozdziału - nigdy nie przyjmuj dropsów ;d
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że Hermiona i Draco się nie lubią - wręcz nienawidzą. Lepiej jest czytać o rozwijającej się relacji niż o pannie Granger, która niezwykle wypiękniała przez lato...
Pozdrawiam.
http://puppylove-hermiona-syriusz.blogspot.com/
Ta daaam! Powróciłam!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, wczoraj jeszcze twierdziłam, że nie mogę wytrzymać i muszę przeczytać kolejne rozdziały, ale szczerze? Zasnęłam szybciej, niż mogłam to w ogóle ogarnąć. Dzieci mnie wykańczają... Po co ja się brałam za bycie au pair, to ja naprawdę nie wiem. No nieważne.
Zgadzam się z koleżanką nade mną. Dropsy to zdecydowanie słaby pomysł nawet, jeśli proponuje Ci je sam Dumbledore! Chociaż i tak po tym rozdziale mam wrażenie, że to właśnie jemu najbardziej zaszkodziły te "cukierki". No błagam, przecież oni się tam pozabijają... Czy Albus naprawdę nie jest tego świadomy?
To zdecydowanie zbyt wiele, jak na jedną biedną Hermionę. Ona się psychicznie wykończy jeszcze za nim dotrą na miejsce.
Nie. Nie będę przedłużać. Idę czytać dalej mając nadzieję, że coś się zaraz wydarzy!
Pozdrawiam,
Ella Braun.
Cześć! ;) No i się zaczęło! Reakcja Hermiony na widok Draco - coś wspaniałego! Aż sama się zaśmiałam, jak to sobie wyobraziłam. Ciekawe jakim cudem Draco uniknął Azkabanu i dlaczego Albus go wybrał? Mam nadzieję, że niedługo się tego dowiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!