Najlepszym sposobem, by się odnaleźć, jest zatracenie się w służbie innym – Mahatma Gandhi
***
W życiu każdego człowieka nadchodzą zmiany. Jedne są małe, ledwie dostrzegalne, inne tak wielkie, że nie da się przejść obok nich obojętnie. I choćbyśmy bardzo chcieli, to nie da się ich pominąć, obejść spokojnie, by dalej żyć w naszym małym, uporządkowanym świecie. Na niektóre zmiany czekamy z utęsknieniem, na inne w ogóle nie mamy ochoty. Ważne jednak, żeby przyjąć je z godnością i wiarą, że przyniosą nam coś dobrego.
***
Obudziła się dość wcześnie, pomimo tego, że dzisiaj była sobota i mogła bez żadnych wyrzutów sumienia pospać jeszcze dłużej. Niepewnie rozsunęła kotary oddzielające ja od pozostałych dziewczyn i wstała z łóżka. Zimne panele aż nadto spotęgowały w niej uczucie, że to, co teraz robi jest istną głupotą. Była sobota... a ona, zamiast wylegiwać się do późna w ciepłym posłaniu wolała wstać i znów snuć się tymi ponurymi korytarzami przy Grimmauld Place 12 w nadziei, że to jakoś uspokoi jej skołatane serce. Założyła biały puchowy szlafrok i wyszła z pokoju ostrożnie, uważając przy tym, by nie zbudzić Ginny i Luny. Nawet nie miała świadomości, dokąd idzie. Nogi same ją poniosły. Weszła do kuchni, licząc po cichu na to, że Pani Weasley jeszcze nie wstała i będzie miała czas na to, by w spokoju wypić kawę, nie musząc przy tym przyozdabiać twarzy w wymuszony uśmiech, lub skupiać się na tym, co mówi do niej matka Rona.
Jednak gdy tylko uchyliła drzwi od kuchni, zganiła się w duchu za pomysł, by w ogóle tu przychodzić. Na kuchennym stole, zazwyczaj uginającym się od starych naczyń, które służyły członkom Zakonu przy posiłkach, stało 2 świece, już do połowy wypalone. Stróżka wosku z jednej z nich spływała teraz na mahoniowy blat, jednak zapłakana kobieta, która się w nie wpatrywała, zdawała się tym nie przejmować. Jej oczy, tak ciepłe i miłe na co dzień, teraz były zasnute złami, których nawet nie chciała ukryć. Zwykle roześmiana, pełna czułości kobieta teraz siedziała skulona od nadmiaru rozpaczy, która jeszcze przed tygodniem opadła na jej barki. Od pamiętnej bitwy o Hogwart, która, mimo iż wygrana, zabrała tyle niewinnych istnień, minęło zbyt mało czasu, by ktokolwiek mógł się z tego otrząsnąć, a zwłaszcza Pani Weasley, która przecież straciła w niej syna. Hermiona stanęła w progu, nie mogąc wykrztusić nawet słowa. Chciała pocieszyć tę kobietę, która przecież już od dłuższego czasu zastępowała jej matkę, ale nie mogła się w tej chwili zdobyć na wypowiedzenie żadnych sensownych slow pocieszenia. Czuła jakby z każdą wylaną łzą tej kobiety i jej serce pękało... chociaż już od dłuższego czasu wątpiła w to, czy jeszcze je ma.
- Pani Weasley... - szepnęła cicho, robiąc niepewnie dwa kroki do przodu. Dobrze wiedziała, że mimo cichego głosu, kobieta i tak ją usłyszała. Po chwili odwróciła do niej zapłakaną twarz i otworzyła oczy ze zdziwienia.
- Kochanie, dlaczego już wstałaś? - odpowiedziała, jednoczenie wstając od stołu i szybkim ruchem ocierając zapłakaną twarz.
- Przepraszam, nie mogłam spać. - wymamrotała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nie było sensu tłumaczyć, że tak naprawdę od dobrego tygodnia nie mogła spokojnie przespać żadnej nocy, o koszmarach, które ją nawiedzały, nie wspominając. Gdy tylko zamykała oczy, widziała ciała tych wszystkich, którzy polegli w obronie ich wolności.
- Chcesz może kawy?- zapytała Pani Weasley odwracając się od niej i podchodząc do szafki, zapewne szukając w niej kubka.
- Nie, dziękuję, chyba pójdę z powrotem do łóżka. Faktycznie jest jeszcze za wcześnie... - powiedziała i czym prędzej wyszła z kuchni, zostawiając w niej, lekko zszokowaną jej odmową kobietę. Prawdą jest, że pójście spać było ostatnią rzeczą, na którą miała teraz ochotę. Nie chciała ponownie widzieć zrujnowanego Hogwartu i zmasakrowanych ciał, gdy tylko zamknie oczy. Nogi znowu same ją poprowadziły, tym razem na poddasze, gdzie podeszła do niewielkiego okienka, z którego widok rozpościerał się na zasnute poranną mgłą pobliskie budynki i ponurą ulicę. Nie powiedziała o tym nikomu, nawet nie chciała się przyznać samej sobie, ale świat po śmierci Voldemorta wcale nie okazał się taki beztroski, jak go sobie jeszcze niegdyś wyobrażała.
W ciągu tego tygodnia wraz z innymi członkami Zakonu pomagała w doprowadzeniu Hogwartu do jakiegokolwiek porządku, co w wolnym tłumaczeniu oznaczało wyszukanie wszystkich ciał spod zgliszczy, zarówno jego obrońców, jak i Śmierciożeców, oraz ich pochówek. Przez te kilka dni nauczyła się nie okazywać emocji przy swoich bliskich, starając się tym samym pokazać im, że jest silna i mogą na niej polegać. Chociaż w głębi duszy wiedziała, że jeśli tylko poddałaby się otaczającej ją zewsząd rozpaczy to w jednej chwili zatraciłaby się w niej do tego stopnia, że już nigdy nie zaznałaby choć odrobiny szczęścia. Przymknęła powieki i oparła głowę o zimną szybę. Dziwnie czuła się teraz w siedzibie Zakonu. Niby miała obok siebie najdroższych jej ludzi i czuła się w jakimś stopniu bezpiecznie, to jednak odczuwała dziwną pustkę w sercu. Pomimo że Voldemorta już nie było, Dumblendore nalegałby jeszcze przez jakiś czas nie próbowała odnaleźć rodziców i sprowadzić ich do domu. Wielu popleczników Czarnego Pana uciekło z hogwarckich błoni przed aurorami, by przyczaić się w ukryciu, ratując się tym samym przed okrutna wizją spędzenia reszty życia w Azkabanie. Tak więc na wyruszenie po resztę rodziny było zbyt niebezpiecznie. Nie wiedzieć czemu Dumbledore nalegał też by jeszcze nie wracała do swojego rodzinnego domu na przedmieściach Londynu, mówiąc, że tutaj jej pomoc przyda się bardziej i że odegra jeszcze niezwykle istotną rolę w doprowadzeniu magicznego świata do normalności. Nie wiedziała co dyrektor Hogwaru miał w tamtym momencie na myśli, ale nawet nie miała czasu tego roztrząsać, gdyż zaraz za jej plecami usłyszała donośny głos należący do Ginny a zaraz potem jej ciche kroki na schodach.
- Hermiona, znowu tu siedzisz? Choć na śniadanie, mama pewnie już czeka — zawołała Rudowłosa przedstawicielka rodziny Wesleyów i nie czekając na odpowiedz, minęła ją i zbiegła na dół.
Hermiona westchnęła cicho i wstała z parapetu, jednoczenie kierując kroki w stronę swojego pokoju. Gdy weszła do środka, mimochodem spojrzała na siedzącą na łóżku Lunę i posłała jej coś na kształt wymijającego uśmiechu, który często gościł na jej twarzy, w sytuacji, gdy już nie miała sił na sklecenie choć jednego, pokrzepiającego zdania. Szybko odwróciła wzrok i weszła do łazienki z nadzieją, że gdy już skończy poranną toaletę, Luny w pokoju już nie będzie. Mimo iż kochała swoich przyjaciół i kiedyś nie wyobrażała sobie, że mogłaby unikać ich towarzystwa to teraz po prostu wolała pobyć, choć chwilę samą. Na chwile przystanęła przed łazienkowym lustrem i popatrzyła na swoją zmęczoną twarz i spore sińce pod oczami. Wiedziała, że to skutek tych wszystkich bezsennych nocy i ilości łez, jakie wylewała. Westchnęła zrezygnowana i weszła pod prysznic z nadzieją, że chłodna woda, choć w niewielkim stopniu zmyje z niej zmęczenie i orzeźwi jej pokaleczone serce. Po paru minutach wyszła z łazienki w duchu ciesząc się z tego, że Luna wysłuchała jej cichej prośby i nie czekała na nią, by razem zejść na śniadanie.
Już miała wychodzić do kuchni, gdy nagle usłyszała ciche stukanie za oknem. Niepewnie odwróciła wzrok i dostrzegła, że na starym, zniszczonym parapecie siedzi przepiękna szara sowa, a do nóżki ma przywiązany mały liścik z pieczęcią Hogwaru. Dziewczyna szybko podeszła do okna i wpuściła do środka sówkę, jednoczenie w pospiechu odczepiając od jej nóżki liścik. Z niemałym zdziwieniem przejechała opuszkami palców po czerwonej pieczęci przedstawiającej podobizny Lwa, Węża, Kruka i Borsuka otaczających wielką literę H. Listy opieczętowane takim znakiem dostawała co prawda co roku, jednak zawsze zawierały one listę podręczników i przedmiotów, jakie miała skompletować na nowy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Teraz było to niemożliwe, bo owa szkoła była zrujnowana i nic nie zapowiadało na to, że pierwszego września w jej podwoje wstąpią nowi, jak i dotychczasowi adepci. Z drugiej strony jednak pieczęć na jej liście oznaczała nic innego jak to, że była to wiadomość od samego Dumbledore'a. Tylko czemu do niej napisał? Czyżby wreszcie zezwolił na to, by wyruszyła do Australii na poszukiwanie swoich rodziców? Z pospiechem otworzyła niewielką białą kopertę i przebiegła oczami po paru linijkach tekstu napisanego eleganckim, pochyłym pismem.
Szanowna Panno Granger,
Przybędę dzisiaj na zebranie Zakonu na Grimmauld Place. Chciałbym się wtedy z Panią spotkać, gdyż mam dla Pani pewne istotne zadanie. Oczekuje Pani w moim gabinecie o godzinie 13.00.
Pozdrawiam,
Albus Dumbledore
Przeczytała treść liściku jeszcze raz, zdając sobie sprawę z tego, że perspektywa otrzymania jakiegokolwiek zadania od Dumbledore'a sprawiła, że w jej sercu zakiełkowała nadzieja. Wreszcie będzie miała jakieś zajęcie i nie będzie musiała spędzać tych długich, monotonnych dni na wpatrywaniu się w okno na poddaszu. Schowała liścik do kieszeni jeansów i szybko wybiegła z pokoju. Śniadanie przeżyła chyba tylko dlatego, że w maleńkiej kuchni zjawiło się z dwudziestu członków Zakonu i zapanował ogólny gwar i zamieszanie. Nikt więc nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna tępo wpatruję się w swój talerz, nawet nie próbując przy tym udawać, że pochłania wielką porcję jajecznicy, którą nałożyła jej Pani Wesley.
***
- I naprawdę nie domyślasz się, o co może chodzić? - spytał Harry, gdy zaraz po obiedzie zniknęła za drzwiami ich pokoju i postanowiła w te ostatnie chwile przed godziną 13 zwierzyć się jemu i Ronowi ze swoich wątpliwości co do zadania, jakie postawi przed nią Dyrektor Hogwartu.
- Nie - odpowiedziała krótko, jednocześnie wstając z łóżka Wybrańca i podchodząc do drzwi — Ale podejrzewam, że to musi być coś ważnego, bo inaczej Dumbledore powiedziałby mi to choćby na korytarzu, czy w kuchni, a nie wzywałby mnie do gabinetu.
- Dziwne... - mruknął tylko Ron, gdy połknął ostatni kęs ciasta dyniowego, które udało mu się przemycić przed czujnym okiem Pani Weasley — No bo zawsze to Harry dostawał jakieś zadania. A jak tak teraz na Ciebie patrzę Miona, to Ty mi raczej na Wybrańca nie wyglądasz — powiedział i bez skrępowania zlustrował ją od góry do dołu.
- Przyjdę do Was później — powiedziała tylko, nawet nie starając się o cięty komentarz na zachowanie rudzielca. Wyszła szybko z pokoju chłopaków i niepewnym krokiem przeszła na trzecie piętro, gdzie znajdował się tymczasowy gabinet Dumbledore'a.
- Proszę — odpowiedział spokojny głos staruszka a Hermiona niepewnie przekręciła starą, srebrną klamkę w kształcie głowy węża i przekroczyła próg gabinetu. Od razu natrafiła na przenikliwy wzrok Dyrektora schowany za szkiełkami jego okularów. On sam siedział za biurkiem, jednocześnie trzymając rękę na stercie pożółkłych pergaminów, na pierwszy rzut oka wyglądających na jakieś stare mapy - Usiądź moja droga - dodał po chwili, widząc jak dziewczyna zamyka za sobą drzwi i staje zaraz przy ścianie, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy tylko zajęła miejsce na jednym ze starych drewnianych krzeseł, Dumbledore przeniósł wzrok z niej na misę wypełnioną miętowymi dropsami, gestem proponując jej skosztowanie.
- Pewnie zastanawiasz się, jaki jest powód tego spotkania. Niestety w tej chwili nie mogę Ci tego jeszcze zdradzić, bo nasza drużyna nie jest kompletna - powiedział, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry.
- Drużyna? - wykrztusiła po chwili wkładając cukierka do ust — czyli to znaczy, że Harry i Ron też... - urwała, nie wiedząc jak poradzić sobie z miętowym dropsem, który teraz jak na złość zaczął wyjątkowo obficie pienić się w jej ustach.
- Nie — odpowiedział spokojnie staruszek i uśmiechnął się na widok jej cichych prób połknięcia resztek dropsa — Wiem, że do tej pory świetnie radziliście sobie we trójkę, jednak obawiam się, że w tym zadaniu jest nam potrzebny ktoś spoza waszego gryfońskiego kręgu. Chciałbym, byś wkroczyła w nieznane sobie rejony czarnej magii i jedynie ktoś, kto całe życie w nich spędził, będzie w stanie dostatecznie zadbać o Twoje bezpieczeństwo. Jednocześnie to Ty jesteś jedną z najlepszych uczennic, jakie Hogwart kiedykolwiek widział, wiec Twoja wiedza i umiejętności mogą okazać się tutaj niezbędne.
- Ktoś z rejonów czarnej magii?... - wyjęknęła cicho, czując, że gdyby nie siedziała teraz na krześle, najpewniej runęłaby jak długa z wrażenia. To oznaczało jedynie tyle, że najpewniej czeka ją jakieś zadanie, które ma zrealizować ze... Śmierciożercą?!... Nie, Dumbledore nie posunąłby się do tego stopnia. Na pewno...
- Tak — odpowiedział Dyrektor Hogwartu poważnym tonem, a dziewczyna momentalnie wyobraziła sobie siebie w jakimś obskurnym pokoju hotelowym w towarzystwie Snepe'a. Gdyby nie fakt, że miała całe usta pełne resztek dropsa, właśnie w tej chwili wykrzyczałaby na całe gardło, że się nie zgadza i że Dumbledore może sobie wsadzić tą misję w... - Wszystko Ci jednak wyjaśnię, gdy już będziemy w komplecie — dodał z przekąsem, jakby odczytywał myśli dziewczyny.
Hermiona spłonęła rumieńcem, nie za bardzo wiedząc, czy jej obawy co do tego, że staruszek odczytał jej myśli, nie są, aby na pewno bezpodstawne, gdy nagle usłyszała głośne, niemal nachalne pukanie do drzwi, a Dumbledore odwrócił wzrok od niej i z uśmiechem na ustach odpowiedział ,,proszę". Drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a Hermiona wstrzymała oddech, gdy zobaczyła, kto stoi w progu. Zaraz potem jej spojrzenie natrafiło na zimne, stalowe oczy Dracona Malfoya.
Piszesz świetnie, ale wyłapałam kilka błędów, ale nie trzeba się domyślać o co chodzi, więc nie są rażące.
OdpowiedzUsuńLink do mojego bloga:
http://zakazana01.blogspot.com/p/spis-tresci_72.html
Zapraszam do komentowania :D
Pozdrawiam, Magda
Piszesz świetnie, ale wyłapałam kilka błędów, ale nie trzeba się domyślać o co chodzi, więc nie są rażące.
OdpowiedzUsuńLink do mojego bloga:
http://zakazana01.blogspot.com/p/spis-tresci_72.html
Zapraszam do komentowania :D
Pozdrawiam, Magda
Dzięki :) oczywiście zajrzę :) tak wiem że są błędy (uroki pisania na Tel) wszystkie staram się na bieżąco poprawiać :) dziękuję za komentarz. Mam nadzieje że jeszcze kiedyś tu zajarzysz :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na współpracę Draco i Hermiony. Podoba mi się, dobrze napisane :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie szczególnie, że Draco i Hermiona mają współpracować ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Fajnie zarysowałaś klimat, jaki panuje po wojnie. Nie mogę się doczekać, aż w końcu dowiem się na czym będzie polegała ich wspólna misja.
OdpowiedzUsuńCo do spraw technicznych, lepiej poprawiać na bieżąco (w treści chyba dwa błędy znalazłam, ale jak jeszcze raz przeczytasz rozdział z pewnością je wyłapiesz)... też często dialogi masz rozpoczęte z małej litery (widziałam wyżej w komentarzach, że piszesz na telefonie ), naprawdę lepiej zacząć to poprawiać póki jest jeszcze mało tekstu, bo później możesz przez to nie przebrnąć xp
Pozdrawiam, Sappy
http://dramione-naucz-mnie-latac.blogspot.com/
Świetna notka
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny :) Uwielbiam współpracę Hermiony i Draco. Zawsze można się spodziewać ciekawych zwrotów akcji :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arabella
Zapowiada się ciekawie ;) na pewno będę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Johanna Malfoy
Dłuższe komentarze zostawię sobie na dalsze rozdziały. Fajnie, że pojawia się Luna - jeśli będzie "lunowata" to będzie jeszcze lepiej :) Jestem ciekawa tej misji.
OdpowiedzUsuńCzytam dalej.
Nie wiedziałam, że piszesz ;)
OdpowiedzUsuńW komentarzach widziałam, że ktoś już zwracał uwagę na błędy. W sumie są. Ortograficzne i interpunkcyjne. Też piszę na telefonie, ale przed wrzuceniem, kopiuję do worda i poprawiam błędy. Ortograf.pl też się przydaje.
Jeśli chodzi o wygląd tekstu, to gdy czytam na telefonie, to brak akapitów, czy też odstępów między nimi, strasznie utrudnia mi zadanie.
Duży plus za opisy. Nie lubię, gdy tekst składa się głównie z dialogów i maleńkich nic nieznaczących opisików.
Czytam chyba 4 Dramione naraz, więc wybacz, jeśli nie będę czytać regularnie ;)
Zaczęłam to pisać, kiedy jeszcze byłam całkowicie zielona, jeśli chodzi o wygląd tekstu i błędy.
UsuńNie twierdzę, że teraz jestem mistrzynią świata, ale przynajmniej jest lepiej... A przynajmniej taką mam nadzieję.
Wiem, że pierwsze rozdziały są hm... takie sobie. Uprzedzam o tym gdzie tylko mogę, bądźcie wyrozumiali. Wrzucałam je dawno, a teraz po prostu nie mam czasu ich poprawić. Jeśli tylko znajdę czas, nadrobię :)
No i wróciłam. I przeczytałam. I jest w pół do 10 wieczorem, a ja zamiast się wyspać, przed pracą, zamierzam czytać dalej... To jest zdecydowanie Twoja wina!
OdpowiedzUsuńWojna boli. Wszyscy to wiemy, ale czy mamy świadomość, jak wielki potrafi być ten ból? Ty najwyraźniej ją posiadasz, bo świetnie ukazałaś wszystkie ważne uczucia w początkowym fragmencie. Od kiedy tylko przeczytałam siódmą część sagi dotarło do mnie, że to właśnie Freda będzie mi najbardziej brakować ze wszystkich poległych... Dlatego tak ważny jest dla mnie moment wspomnienia go w opowiadaniach i chociaż tutaj nie padło jego imię i tak wiadomo o co chodzi. Dziękuję.
Nie wierzę, że przerwałaś w takim momencie! Okej, nie chcę być hipokrytką, bo sama uwielbiam to robić, ale no... No naprawdę?!
Biegnę czytać dwójkę, a Ty w międzyczasie pisz siedemnastkę! :D
Pozdrawiam,
Ella Braun.
Wyjęknęła - czyżby nowe słowo trafiło do słownika?
OdpowiedzUsuńWitaj!.Widzę że jestem nowym czytelnikiem.Początek baaardzo interesujący.Ruszam do następnego :D
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i trzymam kciuki, by Ci się podobało 😘
UsuńCześć! ;) Jestem ciekawa jaką tą misją mają przed sobą. No i Draco, po której jest stronie? Ciekawi mnie też jak zareagują jej przyjaciele, gdy się dowiedzą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!