Pokaż mi siebie
Nie wyrachowanego
Nie z maską potwora
pokaż mi siebie
jestem gotowa...
Nie wyrachowanego
Nie z maską potwora
pokaż mi siebie
jestem gotowa...
***
Czas i tak zweryfikuje nasz
decyzje. Ich słuszność, poziom i formę. Czas ukoi ten ból teraz, by potem
rozdrapać go jak ranę z dzieciństwa. Do krwi, najczystszej krwi. Więc
przyszło mi czekać? Czekać na sąd. Na oskarżenie jakie będę kierowała jedynie
do Ciebie? Więc tak, przyszło mi czekać. Nie teraz mi żałować, płakać i wspominać
o Tobie od rana. Przyjdzie bowiem taki dzień w którym już nawet odbicie
w lustrze nie będzie prawdziwe, nie moje. Świadomie czy nie oboje
zniszczyliśmy to czyste uczucie. Oboje nie spotkamy już czegoś takiego
w zmiennej przyrodzie. Oboje żałujemy mniej lub bardziej. Oboje cierpimy.
Albo po prostu chcę żeby to było oboje. Bo skoro nie połączyło nas
szczęście, nich i ból nie dzieli. Tak. Tak rano a ja znowu błądzę po miłych
wspomnieniach . Znowu do Ciebie mówię i znowu ukradkiem płaczę. Może to ta
nadchodząca jesień, a może moje prawdziwe oblicze. A może prawda odeszła
z dniem Twojego wyboru. Może. Bądź co bądź czekam na ten czas, w którym wszystko
to w co przyszło nam wierzyć zostanie zweryfikowane, potępione i żądne
zemsty. Czekam...
***
Wiele godzin musiało upłynąć nim
pogodziła się z myślą, że zamieszka ze znienawidzonym Ślizgonem. Wiele łez
musiała wypłakać po nocach nim zaakceptowała jego obecność w pokoju obok. Nie
czuła się z nim bezpiecznie. Dwie pierwsze noce w namiocie spędziła na
nasłuchiwaniu, czy panującą wokół ciszę nie zakłóci jego nagłe, nieoczekiwane
zachowanie. W ich tymczasowym obozie czuła się niezwykle samotnie i nie
pomagało jej nawet wielogodzinne tulenie do siebie Krzywołapa, który w tych
niesprzyjających warunkach stał się dla niej niejako namiastką normalnego
życia. Jej krzyki i ciągłe kłótnie z Malfoyem w ciągu dnia odreagowywała
gorzkim płaczem w nocy. Jedynie wtedy mogła przestać udawać, że czuję się
komfortowo w jego obecności, a jego palące spojrzenie, które ciągle czuła na
karku wcale jej nie przeraża. Miała wrażenie, że odchodząc z Grimmauld Place
straciła jakaś niewielką cząstkę samej siebie i w duchu śmiała się z własnej
głupoty, gdy przypominała sobie jak jeszcze parę dni temu unikała towarzystwa
innych członków Zakonu, zamykając się szczelnie w swoim pokoju, albo
przesiadując godzinami przy oknie na poddaszu. Teraz oddałaby wszystko byle
tylko móc zobaczyć twarze swoich przyjaciół i wyżalić im się ze swojego
wewnętrznego rozbicia. Brak kontaktu z nimi stawał się dla niej zbyt bolesny,
choć miała świadomość, że to dopiero początek jej misji i do siedziby Zakonu
wróci co najwyżej za parę tygodni. Chwilami była nawet zła na Dumbledore'a, że
powierzył jej to zadanie i skazał ją tym samym na towarzystwo Ślizgona. Starała
się jednak wierzyć, że we wszystkim co staruszek zaplanował jest jakiś głębszy
sens, pomimo tego, że trudno jej było się go doszukać, gdy lustrowało ją bezlitosne,
stalowe spojrzenie chłopaka. Siedziała zwinięta w kłębek na skórzanym fotelu,
trzymając na kolanach opasłą księgę, której nawet nie potrafiła udawać, ze
czyta. Wpatrywała się jednak uparcie w to samo zdanie już od dobrych kilku
minut, jakby to w nim szukała odpowiedzi na dręczące ja pytania. Nie wiedziała
jak ma zareagować na rewelacje Malfoya, który przed dwoma godzinami raczył ją
poinformować kto jest ich pierwszym celem. Nie mogła zapanować nad lękiem,
który z taka łatwością malował się jej na twarzy jedynie na wspomnienie
okrutnego Śmierciożercy. Ostatni raz widziała Mancaira, gdy ten z uśmiechem
godnym szaleńca stał nad ciałem jakiegoś młodego i niedoświadczonego Aurora i
upajał się faktem, że chwilę wcześniej pozbawił go życia. Nie miała pojęcia jak
go obezwładnią, ale z pewnością czułaby się lepiej mając teraz u swojego boku
kogoś zaufanego, a nie innego Śmierciożercę, z którym notabene Mancair jeszcze
tydzień temu walczył ramię w ramię. Pokręciła z rezygnacją głową, odganiając
przy tym natłok zgubnych myśli. Spojrzała kątem oka na Malfoya, który
siedział bez ruchu na kanapie i tępo wpatrywał się w szalejący w kominku ogień.
Wiedziała jednak, że pod maska opanowania, którą przybrał, targają nim ogromne
emocję, a widok zaciśniętej w pięść lewej ręki, na której, jak dobrze
wiedziała, znajdował się mroczny znak, tylko ją w tym przekonaniu utwierdził.
Wiedziała, że dla blondyna to spotkanie będzie jeszcze trudniejsze i przez
ostatnie dwie godziny starała się nie wchodzić mu w drogę, tak by mógł w
spokoju się do niego przygotować. Świadomość, że mimo wszystko musi przerwać tą
upragnioną ciszę sprawiła, że jej serce zaczęło bić tak szybko i mocno, jakby
chciało w następnej chwili dosłownie wyrwać się z jej piersi. Nie była jednak
pewna czy jest to spowodowane faktem, że do zmierzchu została niespełna
godzina, czy tym, co zamierzała właśnie zrobić. Nie miała jednak czasu by choć
wyrównać swój niespokojny oddech i przygotować się mentalnie na konfrontacje ze
Ślizgonem, który jak na złość właśnie teraz postanowił ją ignorować.
Odchrząknęła cicho i z determinacją zaczęła wpatrywać się w blondyna, chcąc w
ten sposób ściągnąć na siebie jego uwagę. On jednak nadal uparcie wpatrywał się
w ogień, jakby nie był do końca świadomy, że w salonie jest ktoś jeszcze.
- Malfoy... - zaczęła cicho,
przełykając gulę, która niespodziewanie stanęła jej w gardle. Już sam przyjazny
ton, którym się do niego zwróciła wydawał się być podejrzany, jednak Ślizgon
nie raczył się odezwać, ani nawet zaszczycić jej spojrzeniem. Nie zniechęcona
jego lekceważącą postawą, wstała z fotela i niepewnie przykucnęła przed
blondynem, zasłaniając mu tym samym widok ognia w kominku. Pozbawiony
możliwości wpatrywania się w płomienie chłopak w jednej chwili przeniósł na nią
swoje stalowe spojrzenie, w którym nie kryło się nic poza pogardą i złością.
Nie odezwał się jednak słowem, ale fakt, że nie spuścił z niej wzroku dał jej
pewność, że chłopak ją słucha i że może mówić dalej.
- Chcę iść z Tobą - powiedziała
cicho, jakby obawiała się, że choć odrobinę głośniejszy ton bardziej go
zirytuje. Wpatrywała się z determinacją z w jego stalowe źrenice, jakby to w
nich szukała zgody. Trwało to dłuższą chwilę i dziewczyna powoli zaczynała się
zastanawiać, czy blondyn faktycznie usłyszał jej cichą prośbę. Jedynie lewa
ręka, którą zacisnął jeszcze mocniej w pięść utwierdziła ją w przekonaniu, że
jej słowa do niego dotarły, co więcej, że nie jest z nich zadowolony. Nic
jednak nie odpowiedział, pomimo tego, że wpatrywał się z nią z taką
determinacja, jakby chciał dokładniej poznać każdy cal jej twarzy i policzyć
maleńkie piegi, które na niej miała. Wytrzymała dzielnie to palące spojrzenie i
cierpliwie czekała na jakąkolwiek reakcje z jego strony.
- Nie - usłyszała po chwili
tonem, który nie znosił sprzeciwu. W jednej chwili zmarszczyła brwi i splotła
ręce na piersiach, dając mu tym samym do zrozumienia, że w zupełności nie
zgadza się z jego decyzją. Spojrzała na niego miną urażonego dziecka, któremu
nie pozwolono na zabawę, mimo, że odrobiło już wszystkie lekcje.
- Dlaczego? - spytała na tyle
głośno, by chłopak miał pewność, że nie ma wyjścia i będzie musiał podać jej
setki powodów, dla których jej pomoc jest mu zbędna.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? -
spytał ironicznie, a na jego bladej twarzy malowała się tylko czysta postać
pogardy. Wiedziała co chłopak chciał jej powiedzieć. Traktował ją jako zwykłą
szlamę, która nie może mu nic zaoferować poza upierdliwym gadulstwem. Ślizgon,
mimo, że skryty i opanowany, dysponował solidnym wyszkoleniem i znał zaklęcia,
o których ona nigdy w życiu nie słyszała. Miała świadomość, że byłaby dzisiaj w
nocy dla niego jedynie zbędnym ciężarem, a najlepiej będzie, gdy chłopak
rozprawi się z Mancaire'm sam. Jednak w głębi duszy czuła, że to dlatego
Dumbledore wyznaczył jej te misję. By była dla Malfoy'a swoistym głosem
sumienia, który mimo, że tłumiony, nie dopuściłby do opuszczenia przez chłopaka
niebezpiecznej drogi, którą wyznaczył mu sam Dyrektor Hogwartu i zawrócenia do
mroku w którym niegdyś przebywał. Może i nie przyda mu się w walce, ale jej
obecność na pewno podziała na niego jak przysłowiowa płachta na byka i sprawi,
że chłopak będzie chciał jej udowodnić, że potrafi pokonać wroga w pojedynkę, a
Dumbledore popełnił błąd wysyłając ją z nim. Zamilkła, a on obdarzył ją
ironicznym uśmiechem, który zapewne miał oznaczać pogardliwe ,,tak
myślałem". Wstał po chwili i bez słowa wyszedł do swojej
sypialni. Została sama w salonie, tępo wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze
przed chwilą był arystokrata. Szybko przyszło opamiętanie. Podniosła się z
kolan, gdy chłopak ponownie pojawił się przy niej, trzymając w reku swoją
różdżkę. Minął ją szybko, nawet nie zaszczycając ostatnim spojrzeniem i wyszedł
z namiotu nim zdołała wykrztusić choć jedno słowo. Podbiegła do niewielkiego
stolika w rogu i zgarnęła z niego swoja różdżkę, po czym schowała ją za za
pasek jeansów i ruszyła ku wyjścia. Malfoy stał przy krawędzi skały i z
determinacją patrzył na zachodzące słońce, które powoli chowało się za
horyzontem. Mieli niecałą godzinę do zapadnięcia zmroku. Stanęła obok chłopaka,
udając że nie widzi jego zaskoczonej miny i pulsującej żyły na skroni, która
mogła oznaczać, że jego poziom gniewu wzrósł o parę stopni.
- Idę z Tobą, czy Ci się to
podoba, czy nie, więc pogódź się z z tym i przenieś nas na miejsce. Chcę mieć
już to za sobą - powiedziała, uprzedzając tym samym jego cięty komentarz
dotyczący tego, że go nie posłuchała i nie zamierza zostawać w namiocie.
Zamrugał kilkakrotnie, nie wiedząc jak ma skomentować wypowiedź dziewczyny.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że Hermiona najwyraźniej żyje w
przekonaniu, że aby dotrzeć do wioski, użyją teleportacji. Wyprostował się
znacznie i obdarzył dziewczynę ironicznym uśmiechem. Nagle do głowy wpadł mu
pewien pomysł. Owszem, uważał, że niejaka panna G., jest mu całkowicie zbędna,
jednak nie mógł oprzeć się pokusie by wyprowadzić ją z równowagi. Była to jego
ulubiona rozrywka i nie zamierzał z tego w żadnej chwili rezygnować.
- No dobra, możesz iść -
powiedział łaskawie, siląc się na przyjazny ton, którego nota bene nigdy w
stosunku do niej nie używał. Chyba zdała sobie z tego sprawę, bo odwróciła
gwałtownie głowę w jego stronę i zamrugała kilka razy wyraźnie zaskoczona.
- Tak po prostu się zgadzasz? -
zapytała, jakby nie mogła uwierzyć, że arystokrata tak szybko jej ustąpił.
Wzruszył od niechcenia ramionami dając jej do zrozumienia, że nie zrobił
niczego szczególnego, po czym odwrócił głowę w stronę wioski. Słońce prawie już
zaszło. Spojrzała na chłopaka i gdy zauważyła, że ironiczny uśmiech nie schodzi
mu z twarzy, przekrzywiła głowę lekko w bok i zmrużyła oczy dopatrując się w
jego zachowaniu czegoś dziwnego.
- Nie wierzę. W tym musi być
jakiś haczyk - dodała zamyślona, nadal wpatrując się w chłopaka - Ale
ostrzegam, że jeśli chcesz mnie rzucić Mancair'owi na pożarcie, to Dumbledore
się o tym dowie... - Zaśmiał się szczerze i pokręcił głową w geście
roztargnienia.
- O tym nie pomyślałem Granger,
chociaż to nie jest wcale taki zły pomysł... - dodał już cicho, a przed oczami
zagościła mu wizja jego dalszego, spokojnego życia, które wiódłby po niechybnej
śmierci Gryfonki. Nijak nie skomentowała jego wypowiedzi, ale obdarzyła go
spojrzeniem, które mogło zabijać. Postanowiła jednak nie drążyć już dalej tej
sprawy i najzwyczajniej w świecie zaakceptować fakt, że po raz pierwszy w życiu
Malfoy jej ustąpił. Podeszła do niego i złapała go za ramię, gotowa do
natychmiastowej teleportacji. Chłopak odwrócił głowę w jej stronę, a na jego
skroni ponownie pojawiła się maleńka żyłka zdradzająca jego irytacje faktem, że
odważyła się go dotknąć. Spojrzał w jej ciemne oczy i siląc się na spokojny
ton, zapytał - Mogę wiedzieć co robisz Granger?
Gryfonka zmarszczyła nieco brwi,
nie bardzo wiedząc o co chłopakowi chodzi. Przecież już raz teleportowali się
razem i wtedy to Ślizgon jej dotknął. Chociaż dotykiem raczej nie nazwałaby
tego stalowego uścisku, który dosłownie miażdżył jej rękę. Ona chwyciła go za
ramię niezwykle delikatnie i była z tego faktu poniekąd zadowolona.
- Oh na Merlina, Malfoy! Opanuj
się! Myślisz, że dotykanie oślizgłego gada jakim jesteś sprawia mi
przyjemność?! Więc pragnę Cię uświadomić, że nie! Nie mam ochoty Cię dotykać,
no chyba, że dziesięciometrowym kijem, ale żadnego jednak nie znalazłam, więc
schowaj łaskawie swoją dumę i teleportuj się wreszcie. Możesz być pewny, że od
razu po przybyciu na miejsce cię puszczę... i zaraz potem umyje rękę... - dodała
już ciszej, tak by przywódca Slyterinu tego nie usłyszał. Nic nie
odpowiedział, jednak swoją drugą ręką, złapał ją za palce i powoli, jeden po
drugim zaczął je odczepiać ze swojego przedramienia. Jego kpiący uśmieszek nie
schodził mu przy tym z twarzy, a do zszokowanej Gryfonki dotarło wreszcie, że
najwyraźniej ma do czynienia z osoba chorą psychicznie. Gdy już odczepił jej
wszystkie palce którymi go dotykała, a jej dłoń, pozbawiona prowizorycznego
podparcia opadła wzdłuż jej ciała, ponownie się wyprostował i spojrzał jej w
oczy.
- Wiesz Granger, czasami mi się
wydaje, że zamieniłaś się na rozumy z tym swoim głupim kotem - powiedział
zaczepnie, upajając się chwilą i tym, że ponownie wyprowadził ją z równowagi.
Nie dał jej jednak dojść do głosu i nic sobie nie robiąc z chęci mordu, którą
miała w oczach, kontynuował dalej - Może i nie jesteś zbyt bystra, ale powinnaś
zdawać sobie sprawę z tego, że wioska otoczona jest barierami ochronnymi, które
Mancair założył żeby wychwycić każde źródło magii, które będzie starało się
przez nie przedrzeć. Jak mniemam, bariery te zaczynają się u stóp tej góry,
więc nie możemy się tam teleportować. On nie jest takim bezmózgiem jak Ty i
zanim weszlibyśmy do wioski, jego już by w niej nie było. A wtedy Granger
szukaj wiatru w polu. Nie wiem po co Dumbledore Cię tu wysłał, niby jesteś
taka mądra, a w rzeczywistości nic nie umiesz. Jeśli chcesz wiedzieć to musimy
się dostać do wioski w całkowicie mugolski sposób a jedyna droga, która tam
prowadzi to ta w dół - powiedział z wyższością i wychylił się lekko za krawędź
pułki skalnej na której stali, patrząc kilkadziesiąt metrów w dół na pojedyncze
skały, którymi było usiane dno doliny.
- Jak to w dół? - zapytała zszokowana,
nawet nie starając się ukryć, że perspektywa schodzenia z tak wielkiej góry ja
przerażała. O maleńkim szczególiku, jakim był fakt, że miała lęk wysokości
postanowiła już nie wspominać. Swoje rozbiegane spojrzenie z twarzy
chłopaka przeniosła na dół doliny, od której dzieliło ją dobrych kilkadziesiąt
metrów litej skały. Po chwili jej strach ustąpił miejsca złości, którą
zamierzała wyładować na stojącym przy niej Draconie - Zgłupiałeś do reszty?! Na
pewno jest jakaś inna droga! Nie zejdę stąd, nie ma mowy! - krzyknęła w jego
stronę, machając przy tym rękami jak jakaś histeryczka. On jednak dalej stał
niewzruszony, patrząc na nią z ironicznym uśmiechem. Doskonale wiedział, że
dziewczyna nie będzie chciała schodzić z nim z tak wielkiej góry, więc prędzej
czy później da za wygrana i zostanie w namiocie, pozwalając mu w samotności
wykonać zadanie. I o to mu w tym wszystkim chodziło. Nie dając po sobie poznać,
że wypowiedz Gryfonki sprawiła mu dziką satysfakcję, rozłożył ręce w geście
bezradności.
- Nie ma innej drogi. Jeśli
nadal chcesz mi towarzyszyć to musisz stąd zejść - powiedział oficjalnym
tonem, udając, że nie widzi jej strachu wymalowanego na twarzy.
- Ale.. ale... - zaczęła nieśmiało,
szukając w głowie kolejnych argumentów, by przekonać chłopaka, że nie ma
zamiaru kończyć żywota tak szybko i boleśnie.
- Żadne ,,ale" Granger. Sama
mnie błagałaś, żebym Cię zabrał, więc proszę bardzo, idź śmiało - dodał, siłą
powstrzymując się by nie parsknąć głośnym śmiechem na widok tak zagubionej
Gryfonki. Widząc, że dziewczyna nie ma żadnych argumentów na swoją obronę,
ukłonił się przed nią z gracją, wskazując dłonią na przepaść pod nimi - Z natury
jestem szarmancki. Panie przodem - powiedział, gestem zapraszając ją niejako,
aby stanęła bliżej krawędzi i zaczęła schodzić pierwsza. Widząc, że Hermiona
nie ma zamiaru korzystać z jego zaproszenia, wyprostował się przed nią i
wzruszył ramionami, jakby to co zaraz powie, nie robiło na mim żadnego
wrażenia - Widzę Granger, że zejście z góry nie wydaje się być dla Ciebie zbyt
łatwe. Ale spokojnie, zawsze mogę Cię stąd zrzucić. Lądowanie miałabyś w
prawdzie twarde, ale za to lot jaki piękny - dodał z uśmiechem, lekko się przy
tym nad nią nachylając, jakby próbując ją przekonać do tak fantastycznego, jego
zdaniem pomysłu. W odpowiedzi zabiła go spojrzeniem.
- Nie dziękuję, poradzę sobie
sama! - krzyknęła i ku szczeremu zdziwieniu chłopaka odwróciła się tyłem do
krawędzi, spuszczając niepewnie nogę w dół.
- Granger, co Ty do cholery
robisz? - zapytał twardo, nadal wpatrując się w dziewczynę, która zdążyła już
obie nogi postawić na wystających wyżłobieniach skały, a rękami mocno trzymała
się za krawędź półki skalnej, na której stał.
- A co ślepy jesteś? Schodzę w
dół - odpowiedziała z godnością, starając się ukryć przed nim swój drżący głos.
Poniekąd jej się to udało. Draco stał jak oniemiały, nie bardzo rozumiejąc,
czemu zamiast zostać w namiocie, dziewczyna próbuje dalej mu towarzyszyć. Po
chwili pogodził się ze swoim ciężkim losem, obiecując sobie w duchu, że jeszcze
dzisiaj nadarzy się okazja do pozbycia się tego kłopotliwego balastu i zaczął
przyglądać się poczynaniom kasztanowłosej. Hermiona nadal trwała w tej samej
niewygodnej pozycji, jedynie jedną nogę odrywając od skały i machając nią
desperacko w powietrzu szukając kolejnego wyżłobienia, które pozwoliłoby jej
zejść choćby parę centymetrów niżej. Oddychała przy tym spazmatycznie, jakby
faktycznie przebiegła maraton. Usiadł przy niej nonszalancko na skale, swoje
nogi przewieszając przez krawędź i machając nimi koło dziewczyny. Minęło dobrych
kilka minut, jednak Hermiona zdążyła w tym czasie ruszyć się zaledwie o parę
centymetrów w dół, a sądząc po szybkim oddechu, była tym wyczynem okropnie
zmęczona.
- Granger, w tym tempie to Ty
dojdziesz tam na święta - skomentował niedbale jej niemrawe ruchy, które
poniekąd zaczęły go lekko denerwować. Spojrzała na niego spod łba, ale nie
odważyła się powiedzieć nawet słowa, bojąc się zapewne, że osłabi to jej
czujność, a Ślizgonowi będzie dane obserwować długi, jednak ostatni lot w jej
życiu. Chłopak przekręcił się znacznie, a dłonie oparł na skale. Już po
chwili był w tej samej pozycji co Gryfonka, z tą różnicą, że uśmiechał się do
niej szeroko, jakby nie przejmując się faktem, że wisi nad przepaścią- Poczekaj
tu na mnie Granger. Patrząc na Twoje zawrotne tępo, wrócę zanim przejdziesz z
dziesięć metrów - powiedział do niej pogardliwie i w następnej chwili zszedł
znacznie w dół, zostawiając oniemiałą dziewczynę w głębokim szoku.Nic nie
odpowiedziała, zbierając w sobie resztki odwagi na to, co zamierzała teraz
zrobić. Z determinacją odszukała kolejne wyżłobienie i przesunęła się w dół,
jednak nie zrobiła tego z taką gracją jak chłopak. Schodzili dłuższą chwilę w
milczeniu, stwierdzając w duchu, że chwilowa cisza dobrze im zrobi, gdy nagle
Hermiona zamarła i wydała z siebie zduszony okrzyk. Ślizgon, który był już w
połowie drogi na dół, podniósł na nią stalowe spojrzenie - Co jest Granger? Masz
dość? - spytał zaczepnie, widząc jak dziewczyna zamarła w pół kroku i utkwiła
spojrzenie w swojej nodze. W następnej chwili spojrzała na niego dziwnie
rozkojarzona, a jej twarz wyrażała czarną rozpacz.
- Malfoy... - zaczęła cicho, nie
wiedząc jak ma przekazać tą dramatyczną informację - Moja noga... Skurcz...
skurcz mnie złapał... - wyjęknęła, patrząc bezradnie na swoją prawą kończynę -
Zaraz spadnę... - dodała, chociaż nie chciała się przyznać do tego, że przegrała
walkę z wielką górą, a jej prowizoryczne zejście z niej nie okazało się takim
dobrym pomysłem jak na początku. Draco spojrzał na nią i westchnął
zrezygnowany.
- Nie spadniesz Granger, zaraz
sam Cię zabiję - mruknął do siebie załamany. Pokręcił z rezygnacją głową i dodał
już głośniej - Nigdzie nie odchodź, już do Ciebie idę
- A gdzie niby mam odejść do
cholery?! - krzyknęła, tracąc cierpliwość. Zaraz potem zamilkła, zdając sobie
sprawę jaką gafę popełniła. Bądź co bądź, Malfoy był teraz jej ostatnią deską
ratunku, chociaż wyjątkowo oporną i zdecydowanie zbyt tępą niż by tego chciała.
Nie dane jej było jednak dalej roztrząsać tego tematu, bo odwróciła głowę w bok
i najpierw zobaczyła koło siebie blond czuprynę, a następnie jego całego. Mimo
tak dramatycznej sytuacji, uśmiechał się do niej ironicznie, dając do
zrozumienia, że powinna go posłuchać i zostać w namiocie. Skurcz w nodze stawał
się coraz większy, a ona przerażona, utkwiła w nim swoje spojrzenie oczekując
jakiegoś maleńkiego cudu, który zapewne by ją w tej chwili uratował. Patrzyli
na siebie przez chwilę, próbując niejako odczytać swoje myśli, zupełnie
zapominając o tym, że sytuacja na to nie jest zbyt odpowiednia.
- Malfoy... moja noga...-
wyjąkała nieśmiało, zdając sobie sprawę, że musi chłopakowi o tym istotnym
fakcie przypomnieć, bo utkwił w niej swoje przeszywające spojrzenie, zamiast od
razu rzucić jej się na ratunek.
- Co z nią? - zapytał, przerywając
chwilową zadumę, w którą wpadł pod wpływem jej ciemnych tęczówek.
- Skurcz... -W jednej chwili
przerzucił spojrzenie na jej nogę, patrząc na nią z niesmakiem, jakby zdał
sobie sprawę z pewnego, istotnego faktu.
- Znając Ciebie Granger, to
pewnie reumatyzm - dodał z podłym uśmiechem i nie patrząc dłużej na jej oburzoną
minę, odwrócił się do niej tyłem, na tyle na ile pozwalała mu dość nietypowa
pozycja - Sam nie wierze, że to mówię, ale wskakuj - dodał po chwili,
najwyraźniej pogodzony ze swoim ciężkim losem.
- Gdzie? - odpowiedziała niepewnie,
bojąc się, że mylnie odczytała jego propozycję.
- Na mnie, Granger... Uwierz mi,
że osobiście nie miałbym nic przeciwko, gdyś teraz spadła, ale Dumbledore nie
będzie zachwycony, jeśli już po niespełna trzech dniach naszej uroczej
współpracy podeślę mu pod drzwi Twoje zwłoki, więc rusz się, bo nie mamy dużo
czasu - dodał, omiatając spojrzeniem okolicę, która powoli kryła się w mroku.
- W życiu - odpowiedziała
oburzona, gdy dotarło do niej, co proponuje blondyn. Spojrzała na niego
urażona, w duchu czekając aż wpadnie na inny, mniej idiotyczny pomysł.
- Nie to nie... Siedź sobie tu
dalej -dodał zupełnie nie przejmując się jej odmową. Już miał zacząć schodzić z
powrotem w dół, gdy zatrzymał go wyjątkowo żałosny głos dziewczyny, która
najwyraźniej nie była w stanie utrzymać się dłużej na skale.
- Malfoy, nie! Czekaj... Ty dupku -
mruknęła cicho, tak by chłopak tego nie dosłyszał. Niepewnie położyła jedną
rękę na jego ramieniu, od razu wyczuwając jak chłopak spina się pod wpływem jej
dotyku. Zacisnęła mocniej palce, starając się przy tym oddychać miarowo i
przygotować mentalnie do tego, co miało zaraz nastąpić. Niemal desperacko
oderwała drugą rękę od skalnego podłoża i dosłownie rzuciła się na niego,
przywierając mocniej w obawie, że Ślizgon sam ją z siebie strąci. Niepewnie
oderwała lewą nogę od skały i niechętnie oplotła nią ciało chłopaka, tym samym
przywierając do niego całą sobą. Prawą nogę, która bolała ją uporczywie,
przewiesiła luźno przez jego biodra, starając się przyzwyczaić do faktu, że po
raz pierwszy w życiu jest tak blisko Dracona. Chłopak zamilkł na chwilę,
oswajając się z niecodzienna bliskością Hermiony i jej delikatnymi, kobiecymi
perfumami, które dotarły do jego nozdrzy. Na razie nie miał zamiaru w żaden
sposób komentować tej niecodziennej sytuacji, zdając sobie sprawę, że lepiej
byłoby dla niego gdyby nie denerwował dziewczyny, która była w tak
strategicznej pozycji, że jednym sprawnym ruchem mogłaby go udusić. Bez słowa
zaczął schodzić w dół, zupełnie nie sprawiając wrażenia osoby, która ma na sobie
sporej wielkości ciężar. Z uwaga patrzyła na chłopaka, który poruszał się
szybko i z determinacja, a jego oddech wcale nie przyśpieszył, mimo, że był to
dla niego z pewnością nie lada wysiłek. Czuła pod sobą jego mięśnie, które co
chwila spinały się w naturalnym skurczu. Wdychając jego markowe perfumy,
starała się uspokoić skołatane serce, które chyba chciało wyrwać się jej z
piersi. Nigdy nie przypuszczała, że dożyje dnia, w którym sam Draco Malfoy,
wróg szlam i mugolaków, będzie ją niósł bez obawy, że pobrudzi się jej szlamem.
Czuła jak na jej twarzy już od dobrych kilku minut widnieją ogniste rumieńce
zawstydzenia, ale cieszyła się, że odwrócony do niej tyłem Ślizgon, nie może
ich dostrzec.
- Oplatasz ciaśniej, niż
diabelskie sidła, Granger - mruknął rozbawiony przerywając tym samym panującą od
dłuższego czasu krepującą ciszę. Dziewczyna faktycznie przywarła do niego
bardzo mocno, bojąc się zapewne czołowego ze skałami pod nimi. Zamiast fuknąć
pod nosem rozjuszona, wolała zemścić się nad nim w inny, nieco subtelniejszy
sposób.
- Nie mów, że Cię to nie kręci,
Malfoy - odpowiedziała zadziornie, podrażniając swoim gorącym oddechem płatek
jego ucha. Zaśmiał się cicho i pokręcił głową w geście roztargnienia.
- Oczywiście, że nie. Dziewczyny
z reguły muszą się bardziej postarać. Zwykłe obłapianie mnie nie
satysfakcjonuje - odparł lubieżnie, nie zwalniając swojego zawrotnego tępa, z
którym znosił Kasztanowłosa Gryfonkę na dół.
- To tak tłumaczysz im swoją
niemoc seksualną? - zapytała, starając się na jak najbardziej niewinny ton. Po
raz kolejny go zaskoczyła, choć nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się
ironicznie, w duchu zadowolony z faktu, że dziewczyna zaczyna z nim w pewnym
stopniu walczyć.
- Ostro Granger! To moja bliskość
tak na Ciebie działa?
- Chciałbyś - mruknęła cicho,
doskonale wiedząc, że chłopak i tak ją usłyszy. Dotarli już do końca swojej
uciążliwej podróży, bo Malfoy oderwał się o skalnej ściany, stawiając pewnie
nogi na piaszczystym podłożu i wymownie na nią zerkając. Hermiona, najwyraźniej
tego istotnego faktu nie zauważyła, bo nadal oplatała chłopaka swoimi
kończynami i nie zamierzała się od niego oderwać w ciągu następnych kilku
godzin - Malfoy, nie zejdę... Noga nadal mnie boli - odparła załamana, ale
blondyn najwyraźniej miał na to rozwiązanie.
- Spokojnie Granger, zaraz Ci
pomogę - odparł lubieżnie i zanim Gryfonka zorientowała się w całej tej
sytuacji, ten oderwał jej ręce od siebie, które do tej pory dzielnie
zaciskała na jego szyi, po czym bezceremonialnie ją z siebie zrzucił. Hermiona
upadła z głośnym łoskotem na ziemię i ze zdziwieniem zanotowała, że faktycznie
nie skupia już się na bolącej nodze, gdyż zdecydowanie bardziej czuje swoje
plecy, które właśnie potłukła. Leżała bez ruchu przez dłuższą chwilę, wpatrując
się w chłopaka z mordem w oczach. Stał nad nią i uśmiechał się perfidnie na
widok jej zbolałej miny - Nie musisz dziękować - dodał zuchwale, po czym odwrócił
się do niej plecami i nie czekając na dziewczynę ruszył w kierunku wioski.
- Faktycznie nie muszę! -
odkrzyknęła, po czym niezdarnie próbowała podnieść się z ziemi - Wiesz co Malfoy
jesteś głupim, tlenionym, aroganckim...
- Później mi pochlebiasz,
Granger, a teraz rusz się wreszcie bo Mancair nie będzie czekał - odpowiedział
znudzonym tonem, nawet się do niej nie odwracając. Przez chwilę patrzyła w
skupieniu na oddalającego się chłopaka po czym, z dużo mniejszym entuzjazmem,
ruszyła za nim.
***
Całą drogę do wioski umilili
sobie nieoczekiwaną kłótnią, która wybuchła zaraz po tym jak Hermiona dogoniła
chłopaka i postanowiła dać mu do zrozumienia, że sposób, w jaki wyleczył jej
zbolałą nogę wcale nie przypadł jej do gustu. On jednak nie zamierzał pozostać
jej dłużny i już w wkrótce zaczęli wyrzucać z siebie najgorsze obelgi pod
adresem tego drugiego i machać rękami na wszystkie sposoby, chcąc tym
samym wyrazić niechęć i oburzenie wzajemnym towarzystwem. Zamilkli jednak
szybko, gdy tylko w oddali pojawiły się pierwsze budynki, będące zalążkiem
ludzkiej osady, w której ukrywał się Śmierciożerca. W ciszy przemierzali
maleńkie uliczki, starając się uniknąć wzajemnych spojrzeń i wrogich gestów.
Nagle blondyn zatrzymał się przed niewielkim, drewnianym budynkiem, a
zdezorientowana dziewczyna zrobiła to samo. Spojrzał do góry, na jedyne okno, w
którym paliło się jeszcze światło. Dobrze wiedziała, że to tutaj znajduje się
ich cel. Przełknęła głośno ślinę, starając się ukryć przed chłopakiem swoje
zdenerwowanie i nie patrząc w jego stronę, postawiła niepewnie parę kroków w
kierunku drzwi drewnianego budynku. Zatrzymała się przed nimi i z bijącym
sercem położyła dłoń na zimnej klamce. Katem oka widziała jak blondyn staje
koło niej i kładzie rękę na drzwiach, blokując je tym samym przed otwarciem.
Spojrzała na niego z niezrozumieniem, jakby czekała by podał jej teraz setki
powodów, dla których nie może wejść.
- Zostajesz tutaj -jego ton nie
uznawał sprzeciwu, a Hermiona aż wzdrygnęła się lekko, gdy spojrzała w jego
stalowe oczy i nie ujrzała w nich nic poza gniewem i pogardą. Nie potrafiła mu
odpowiedzieć, nie potrafiła się sprzeciwić. Nie sądziła, że kiedykolwiek dane
jej będzie dożyć dnia, w którym posłucha Malfoy'a, jednak teraz nie chciała
tego roztrząsać. Posłusznie zdjęła swoją rękę z zimnej klamki, nie spuszczając
przy tym wzroku z blondyna. Stała dalej w tym samym miejscu, gdy wyminął ją bez
słowa i uchylił drzwi prowadzące do małego korytarza, kryjącego się w
mroku. Serce biło jej tak mocno, że miała wrażenie, że Draco zaraz je
usłyszy. On jednak już więcej na nią nie spojrzał, tylko bezszelestnie wszedł do
środka pozwalając, by ogarnął go wszechobecny mrok. Powoli traciła go z oczu,
choć mimo wszystko dalej uparcie wpatrywała się w to samo miejsce, jakby
miała nadzieje, że choć przez chwile będzie jej dane zobaczyć jego sylwetkę.
Wyjął z kieszeni swoją różdżkę, pozwalając,by delikatna łuna światła z jej
końca rozświetliła mu drogę na piętro. Uważnie nasłuchiwał wszystkiego dookoła,
starając się wyłapać z ponurej ciszy nawet najdrobniejszy dźwięk, zdradzający
obecność drugiego Śmierciożercy. Po cichu wspiął się na schody, powoli
przenosząc wzrok na delikatną smugę światła przedzierającą się pod
ostatnimi drzwiami na końcu małego, obskurnego korytarza. Przystanął nagle i w
pewnym skupieniu odwrócił się za siebie, jakby chciał sprawdzić, czy faktycznie
dziewczyna została przed domem. Odetchnął z ulga, gdy przekonał się, że ciągle
jest sam, a uparta Gryfonka postanowiła ten jeden raz w życiu pozostać na
właściwym jej miejscu, czyli daleko w tyle. Nie miał zamiaru zabierać jej ze
sobą. Fakt, że dotarła aż tutaj nie uprawniał ją do wejścia do tego domu, a tym
bardziej do wzięcia udziału w walce. Zdziwił się jednak, że dziewczyna zgodziła
się posłusznie zostać na zewnątrz, zamiast po raz kolejny dać upust swojej
gryfońskiej odwadze i wparować do środka, niwecząc tym samym ich szansę na
zasadzkę. Nie rozumiał jej zachowania, gdy pokornie spuściła wzrok i cofnęła
się do tyłu, nawet nie starając się go zatrzymać, gdy wchodził do budynku.
Zawsze uważał, że Granger kipiała odwaga, co nieraz udowadniała na szkolnych
korytarzach podczas ich wzajemnych kłótni. Tymczasem okazała się zwykłym
tchórzem.Wiedział, że bała się Mancair'a i miała do tego prawo, ale nigdy nie
sądził, że dobrowolnie zrezygnuje z walki ze sługusem Voldemorta, zasłaniając
się niedoświadczeniem w boju. Przybrał na twarz maskę obojętności,
bezszelestnie naciskając klamkę i uchylając stare, nieco podniszczone drzwi.
Smuga światła, która jeszcze niedawno przenikała jedynie przez niewielką
szparę, teraz rosła z każdą chwilą, by w ostateczności oświetlić całą już sylwetkę
Ślizgona. Draco stanął w progu i zlustrował wzrokiem całe pomieszczenie. Pokój
nie był duży. Stał w nim jedynie stary, zużyty stolik i dwa krzesła, a w rogu
niewielka, brudna lampa, która oświetlała całe wnętrze. Na starych, pożółkłych
ścianach nie było żadnych obrazów, jedynie tuż koło drzwi wisiało niewielkie
lustro, prawie całe przesłonięte kurzem i pajęczynami. Draco przystanął przed
nim i spojrzał w swoje odbicie. Zobaczył jedynie niezwykle bladą twarz i spore
sińce pod oczami. chwilę patrzył w małe lustro, próbując wyczytać z twarzy coś
więcej niż tylko pogardę do samego siebie. Poczuł się dziwnie nieswojo i
zdał sobie sprawę, że w pokoju pojawił się ktoś jeszcze. Chwilę później, w
przykurzonym odbiciu w lustrze dostrzegł oprócz swojego spojrzenia, inne,
równie zimne i wrogie jak jego, jednak stanowczo ciemniejsze i wyrażające
szaleńczą nutę. Nie dał po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób zaskoczyło go
pojawienie się drugiego Śmierciożercy. Odwrócił się do niego powoli,
jednocześnie zaciskając mocniej palce na swojej różdżce.
- Witaj Walden - uśmiechnął się
ironicznie na widok Śmierciożercy stojącego przed nim. Kątem oka zauważył, że
Mancair także wyjął swoją różdżkę i teraz bez skrupułów nią w niego celował.
- Proszę, proszę... Draco Malfoy.
Co Cię do mnie sprowadza Smoku? - odezwał się mężczyzna nonszalanckim tonem,
zupełnie nie pasującym do jego czujnego spojrzenia, które teraz skupione było
na arystokracie. Draco stał dalej w tym samym miejscu, nawet nie podnosząc
różdżki, która teraz skierowana była na brudną, drewnianą podłogę. Pozwolił by
na twarzy zagościł jeden z dobrze znanych ironicznych uśmiechów, które
tak często denerwowały jego rozmówców.
- Uwierzysz jak powiem, że się
stęskniłem? - odparł najbardziej zdawkowym tonem na jaki mógł się w tej chwili
zdobyć. Cierpliwie czekał na kolejny ruch Mancair'a, który przekrzywił nieco
głowę w lewo, jakby chciał się bardziej przyjrzeć blondynowi. Wpatrywał się
dłuższą chwilę w stalowe oczy arystokraty chcąc wyłapać w nich jego plan
działania. Po chwili wybuchł głośnym śmiechem, jakby ta lakoniczna wypowiedz
chłopaka faktycznie bardzo go rozśmieszyła.
- Może i bym uwierzył, gdyby nie
fakt, że przyszedłeś tu ze szlamą - odparł jadowicie delektując się faktem, że
Malfoy przestał się ironicznie uśmiechać i teraz wpatrywał się w niego z mocno
zaciśniętą szczęką. Fakt, że Walden wiedział o obecności Granger nie był
dla niego niczym niezwykłym i nie robił na nim żadnego wrażenia. W prawdzie
spałby mu z serca wielki kamień, gdyby Mancair w swojej łaskawości zechciał się
jej pozbyć, jednak wiedział, że ta wizja nie zadowoliłaby Dumbledore'a, a on
zaraz po tym wyładowałby w Azkabanie.
- Może wziąłem ją w
prezencie - odparł Draco od razu, ponownie starając się o ironiczny ton. Nie
zamierzał długo prowadzić tej rozmowy, starając się nie poruszać drażliwych
tematów, które z pewnością doprowadziłyby do zupełnie innego finału niż ten,
który sobie zaplanował. Mancair ponownie się zaśmiał, lecz jego głośny śmiech
nie obejmował oczu, które nadal pozostały zimne i pełne gniewu.
- Zawsze byłeś mistrzem
dyplomacji Draco - odparł po chwili zupełnie szczerze - Jednak obaj dobrze
wiemy,że nie wpadłeś tu w odwiedziny. Tylko Ministerstwo Magii mogło wyłapać te
marne zaklęcia, których użyłem, więc wychodzi na to, że teraz pracujesz dla nich.
Kto by pomyślał, że wielki ród Malfoy'ów stoczy się tak nisko - odparł
pogardliwie i mocniej zacisnął palce na swojej różdżce, co nie uszło uwadze
blondyna.
- Plugawy zdrajca - wysyczał
Mancair, nawet nie próbując udawać opanowania- Stary Dumbledore Cię tu wysłał?
Co Ci za to obiecał? I co, przyszedłeś mnie zabić wredny smarkaczu?!
- Nie chcę Cię zabić -odparł
blondyn, siląc się na spokojny ton.
- Nie chcesz, czy nie potrafisz? -
zapytał mężczyzna ironicznie starając się tym samym wyprowadzić Dracona z
równowagi.
- Dobrze wiesz, że już nieraz
zabijałem
- Ale jeszcze nigdy nie zabiłeś
Śmierciżercy, Draco - Walden wyszczerzył ponownie zęby w uśmiechu, upajając się
chwilowym zwycięstwem nad blondynem-Ciekawe jak zareagują inni na wieść, że
zdradziłeś Czarnego Pana. Pewnie nie będą zachwyceni- dodał jeszcze, nie
spuszczając wzroku z chłopaka. Draco wiedział, że pod pojęciem ,,inni"
kryli się pozostali słudzy Voldemorta, ale nie miał zamiaru pozwolić na to, by
Walden uciekł z wioski i rozgłosił w całym mrocznym półświatku wieść o jego
zdradzie. I m mniej osób o tym wiedziało tym lepiej. Dla wszystkich - Muszę Cie
jednak rozczarować smarkaczu, bo żywcem mnie nie weźmiesz - krzyknął po chwili i
nim Draco zdążył zareagować, potężne zaklęcie przecięło powietrze. W ostatniej
chwili zdołał odparować atak, by zaraz później jednym machnięciem różdżki
sprawić, że ciało Waldena przeleciało przez cały pokój i z głośnym hukiem
upadło pod ścianą. Jego różdżka upadla mare metrów dalej, jednak Malfoy zdawał
się nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Mógł go nazywać smarkaczem, ale nigdy
nie powinien lekceważyć jego umiejętności. Szybkim krokiem podszedł do
bezwładnie leżącego ciała, po czym machnął krótko różdżką , a z podłogi
wynurzyły się grube brązowe liny, które oplatały mocno ręce i nogi Śmierciożercy,
tworząc na nich ciasne sploty. Jego twarz nie wyrażała najmniejszych emocji,
gdy wpatrywał się powoli odzyskującego świadomość mężczyznę, mocno
przytwierdzonego do ściany, do której przyciskały go wyczarowane liny. Z
wyrazem obrzydzenia spojrzał na duszącego się Mancair'a po czym nachylił się
nad nim i wyszeptał:
- Nie myślałem że pójdzie z Tobą
tak łatwo, ale najwidoczniej nie masz jaj, Walden - Draco obdarzył go pogardliwym
uśmiechem, komentując tym samym swoje szybkie zwycięstwo nad starszym i bardziej
doświadczonym poplecznikiem Voldemorta. Nie było dane mu powiedzieć niczego
więcej, bo nagle Mancair wyszarpał rękę z zaciśniętych więzów i błyskawicznie
wyciągnął nóż schowany w kieszeni czarnych spodni. Draco, który nadal pochylał
się nad nim i szeptał mu do ucha ironiczne komentarze w ostatniej chwili
zauważył mknące ku niemu ostrze. Było jednak zbyt późno na jakąkolwiek reakcje.
W kolejnej chwili poczuł jak zimne, stalowe ostrze wbija mu się boleśnie
w prawy bok, tuż pod żebrami. Opadł na podłogę, starając się nabrać w płuca
zbawczego powietrza, które teraz bardziej kuło, niż przynosiło upragnioną ulgę.
Powoli wyciągnął nóż, nawet nie zwracając uwagi na Mancair'a który całkowicie
wyswobodził się z krepujących go więzów i podszedł by podnieść swoją różdżkę z
podłogi, nawet nie zaszczycając blondyna spojrzeniem. Nie sądził, że chłopak
będzie na tyle zdeterminowany, by mimo przeszywającego bólu, nadal kurczowo
trzymać różdżkę w ręce, a co więcej, spróbować jej użyć.
- Wiesz Smoku, zawsze uważałem,
że nie jest godny by być synem Lucjusza. byłeś tylko rozpuszczonym gówniarzem,
który dostawał wszystko to czego zapragnął. Czarny Pan chyba oszalał przyjmując cię do swoich szeregów. Tak na prawdę niczym nie różnisz się od tych cholernych
szlam i charłaków, które z taką lubością tępisz - wysyczał Mancair i podszedł do
blondyna powolnym krokiem. Splunął tuż przed nim, po czym zamachnął się mocno i
kopnął blondyna w brzuch. Draco odwrócił się nieznacznie, ale nie odważył się
nawet na najmniejszy odgłos bólu. Wiedział, że to by tylko bardziej nakręciło
Waldena. Po chwili jednak zebrał w sobie całą siłę i dźwignął się z
podłogi. Nie zważając na lekceważący uśmiech Mancair'a wyprostował się z
godnością i wymierzył w niego różdżką.
- Nigdy więcej nie porównuj mnie
do tych ścierw! - wysyczał z pogardą, jakby sama wzmianka o kimś nieczystej krwi
wzbudziła w nim wstręt. O maleńkim szczególe jakim było wcześniejsze zniesienie
mugolaczki z olbrzymiej góry wolał w tej chwili nie myśleć. Nim Mancair zdążył
się zorientować, w jego stronę pomknęła czerwona smuga zaklęcia, które ugodziło
go w sama pierś, przewracając go na zimna podłogę i brudząc jego koszulę
okropnymi, szkarłatnymi plamami wydobywającymi się z rozciętych ran mężczyzny.
Draco stanął nad nim i bezlitośnie wpatrywał się w pooraną bliznami twarz,
która z każdą chwilą stawała się coraz bledsza.
- Pieprzony zdrajca - szepnął niewyraźnie Mancair nieudolnie próbując wstać z podłogi. Jego słowa
jeszcze bardziej go rozjuszyły.Nie miał zamiaru zabijać Śmierciożercy, mimo iż
sadził, że byłoby to najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Nie miał też w
zwyczaju okazywać litości, tym bardziej po słowach jakie właśnie usłyszał i
które teraz godziły w niego z podwójną siłą. Wiedział, że jest zdrajcą.
Zgadzając się na układ z Dumbledore'm mimowolnie sam pozwolił sobie przypiąć
tą łatkę. Nie sadził jednak, że konsekwencje tej decyzji będą tak bolesne, a
słowa Śmierciożercy tak mocno w niego ugodzą. Starając się przybrać na twarz
doskonale wyuczoną maskę obojętności, uniósł różdżkę jeszcze raz przed siebie i
pozwolił by czerwony strumień zaklęcia ponownie ugodził w Mancair'a, tym razem rozcinając mu boleśnie plecy. Nie panował już nad sobą. Przez tyle lat uczono
go zadawać ból innym, że w tej jednej, maleńkiej chwili nie mógł oprzeć się potrzebie
zadania mu kolejnej fali bólu i widoku krwi swojej ofiary. Nawet się nie
zorientował, gdy podniósł różdżkę by po raz kolejny rozcinać następne skrawki
ciała poplecznika Voldemorta. I mimo iż Walden już od dłuższej chwili leżał
nieprzytomny na podłodze, to Draco wciąż słyszał jego ostatnie słowa.
,,Zdrajca" powtórzyło po raz kolejny jego sumienie, o które do tej pory się nie podejrzewał, a które sprawiło, że przeciął zaklęciem skórę Mancair'a
raz jeszcze. Jak w amoku stał nad ciałem Śmierciożercy, pozwalając by wielka
szkarłatna plama jego krwi niechybnie spływała w kierunku jego butów, że nawet
nie zauważył, że od dłuższej chwili w pokoju jest ktoś jeszcze. Ktoś, kogo z
pewnością nie powinno tu być i kto powinien teraz stać przed domem i cierpliwie
na niego czekać. Hermiona zatrzymała się w progu, nie mogąc zapanować nad
głośnym szlochem, który wyrwał się z jej gardła, gdy tylko zobaczyła ten
okropny widok.
- Malfoy - z niedowierzaniem
wymówiła jego nazwisko, jakby szczerze wątpiła, ze zwraca się do chłopaka,
który przed momentem omal nie zabił człowieka. Wiedziała, że blondyn jest
Śmierciożercą, i zapewne już nieraz zabijał ludzi na rozkaz Voldemorta, jednak
nigdy nie było jej dane zobaczyć tego na własne oczy. Do tej pory miała tylko
mgliste wyobrażenie o tym, jakim bezlitosnym potworem jest Ślizgon, a właśnie
w tej chwili to wyobrażenie zamieniło się w naturalną wizję, która nie tyle, że
raniła jej serce, co sprawiała, że rozsypywało się na miliony kawałków,
niezdolnych się ponownie scalić. Jej niepewny głos wyrwał go z amoku, w którym
do tej pory przebywał i sprawił, że w jednej chwili sprowadził go do ponurej
rzeczywistości, w której nie widział nic, poza ciągle rosnącą plamą krwi na
podłodze. Przeniósł na nią swoje stalowe spojrzenie, w którym nie kryło się
nic, poza wyrachowaniem i obojętnością, jakby to co przed chwila zrobił, nie
pozastawiało na nim żadnego piętna. Widział w jej oczach ten strach i
niedowierzanie. Bała się go i tego, do czego był zdolny. Jej ciemne oczy
zapełniły się gorzkimi łzami, ale i tak dostrzegł w nich to co starała się mu
teraz powiedzieć-,,morderca" . Pierwsze dwie łzy spłynęły po jej
policzkach, by w następnej nic nie znaczącej chwili bezgłośnie spaść na
drewnianą podłogę. Nie była w stanie dłużej patrzeć na Malfoy'a i tą wielką
plamę krwi, która świadczyła jedynie o tym, że Mancair nie żyje. Nie miała siły
wykrzyczeć do niego, co teraz o nim myślała. Z przerażeniem na twarzy i mocno
bijącym sercem odwróciła się za siebie i wybiegła z domu, zostawiając w nim
chłopaka, który pokazał jej właśnie swoje prawdziwe oblicze.
___________________________________________________________________________
Zgodnie z zapowiedzią publikuję
nowy rozdział. Nie planowałam go tak zakończyć... ale w sumie jestem z niego
zadowolona. Mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Nie byłabym sobą, gdybym Was
nie zachęciła do komentowania... Pamiętajcie, nawet jedna kropka od Was znaczy
dla mnie bardzo wiele, więc KOMENTUJCIE :)
Wasza IvaNerda