Okazuje się, że piekło to nie płonąca, wrząca otchłań ognia i cierpienia.
Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz najbardziej na świecie, sięgają po twoją duszę i wyrywają ci ją.
I robią to tylko dlatego, że mogą.*
***
Głośny trzask towarzyszący aportacji był jedynym dźwiękiem, jaki mieli szansę usłyszeć, odkąd pojawili się na tym terenie. Stali pośrodku nieco zarośniętej połaci zieleni, upatrując w otaczającej ich pustce czegoś, czego żadne z nich nie potrafiło pojąć. Przejętym, nerwowym wzrokiem rozglądali się po okolicy, z coraz większą siłą i desperacją zaciskając palce na różdżkach.
Nowo przybyły czarodziej zdawał się być jeszcze bardziej zniecierpliwiony. Ci z nielicznych, którzy w tych ostatnich, sądnych minutach odważyli się oderwać wzrok od majaczącej w oddali posiadłości i skupić go na rozgorączkowanym młodzieńcu, wiedzieli, że poza zwykłą, charakterystyczną dla niego brawurą; cała jego postawa skrywała w sobie ogromne pokłady lęku i troski, jakie zawsze przejawiał w stosunku do najbliższych mu osób.
Jedynie Dumbledore zdawał się być obojętny na jego poczynania. Z niekrytym spokojem, w którym nie sposób było nie doszukiwać się rozbawienia, przeniósł na niego swoje spojrzenie, jednocześnie gubiąc po drodze nieco nieobecny, rozmarzony wyraz twarzy, jakim obdarzał inne, zgromadzone wokół niego osoby.
– Profesorze! – dobiegł go zdenerwowany, lekko drżący głos.
Zanurzył palce w swojej długiej brodzie, po czym westchnąwszy głęboko, odwrócił się w kierunku młodzieńca, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi.
– Tak, Harry? – zapytał uprzejmie, nie siląc się nawet na podniesienie głosu.
– Nikt nie powiedział nam prawdy... Nie wiedzieliśmy, co się dzieje... – wysapał z najwyższym trudem, bezskutecznie walcząc o oddech. – Już dawno powinniśmy coś z tym zrobić... Dlaczego pan ją tam wysłał? To mogłem być ja! To powinienem być ja... – wyrzucał z siebie, nie dbając o to, czy jego rozmówca zrozumiał choć część wypowiedzi.
Dostrzegając zmarszczone brwi mężczyzny i jego stężałą ze zmęczenia, pooraną zmarszczkami twarz, zamilkł na chwilę, jednocześnie zbierając w sobie odwagę na dokończenie myśli, która dręczyła go od tygodni. Dopiero reakcja profesora, przywodząca bardziej na myśl zmaganie z wyrzutami sumienia niż wiarę we własne przekonania, zmusiła go do zmiany tematu. Z ciężkim sercem popatrzył wprost w przenikliwe oczy staruszka, doskonale wiedząc, że dowie się od niego prawdy dopiero w momencie, w którym tamten uzna to za konieczne.
– Co my właściwie tu robimy? – zapytał więc, starając się, by głos mu nie zadrżał.
– Czekamy – odpowiedział spokojnie Dumbledore, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
***
Wieczór był mglisty i deszczowy.
Taki przynajmniej się wydawał, gdy patrzyła na niego przez maleńką szczelinę w ścianie, dzięki której nie tonęła w całkowitej ciemności.
Uniosła dłoń ku wystającym kamieniom, a znajomy brzęk łańcuchów odbił się echem od zimnych ścian i zmącił panującą dotąd ciszę. Delikatnie, niczym z namaszczeniem, przejechała opuszkami palców po wystających krawędziach, pragnąc jedynie, by w jakiś dziwny, magiczny sposób kamienie rozsunęły się, a jej dane było zobaczyć otwartą przestrzeń, którą niektórzy zwykli nazywać wolnością.
Mosiężne kajdany raniły jej skórę na rękach i nogach, krępując ruchy i ograniczając przestrzeń, po której mogła się poruszać zaledwie do kilku metrów. Powoli, niemal po omacku, przedostała się w prawy kąt celi, w którym, jak wiedziała, znajdowało się wyścielane słomą i brudnymi szmatami posłanie, na którym zamierzała spędzić przypuszczalnie ostatnią noc swego życia.
Najgorsza w tym była jednak świadomość pękniętego serca, którego głębokie i świeże bruzdy powiększały się z każdą mijaną chwilą, sprawiając wrażenie otwartej, dojmującej rany, której nic, ani nikt nie będzie w stanie zasklepić.
Tak bolała zdrada.
Straciła poczucie czasu, z wolna przymykając nienawykłe do ciemności oczy, oddychając przy tym spokojnie i miarowo, zupełnie jakby miała nadzieję, że w jakiś sposób pomoże jej to uspokoić bicie skołatanego serca.
I wszystko po to, by nie myśleć o kimś, kto z pewnością na to nie zasługiwał.
***
Nie zwykł odwiedzać tego miejsca. Ciężkie, niemal duszące powietrze, przesiąknięte odorem stęchlizny podrażniało nozdrza, a nagromadzona wilgoć osiadała na włosach i szatach, odporna na jakiekolwiek zaklęcia. Panująca wokół cisza drażniła, sprawiając, że zamierał przy każdym najmniejszym szeleście, dosłyszanym gdzieś z oddali.
Stąpał cicho, stawiając każdy następny krok z należytą rozwagą, zupełnie jakby nie chciał zaburzyć spokoju tego miejsca. Co jakiś czas mijał rozmieszczone na ścianach pochodnie, których wątły płomień rozświetlał toczącą się przed nim ścieżkę, przy każdej z nich zmuszając się jednocześnie do ledwie zauważalnego przymknięcia powiek i odwrócenia twarzy.
Podświadomie przystanął na końcu korytarza, tuż przed wąskimi stopniami schodów, prowadzącymi ku pierwszym celom. Mocniej ścisnął rękojeść pochodni, zupełnie jakby to w jej twardym trzonie szukał jakiegokolwiek wsparcia. Westchnąwszy głęboko, ruszył do przodu, nie zwracając uwagi na powyszczerbiane stopnie, z których co jakiś czas obsypywały się kolejne warstwy tynku.
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie po właściwie tu przyszedł. Chyba tylko z jednego powodu - by się pożegnać. By zobaczyć ją po raz ostatni, tak nietkniętą i waleczną, mimo przekonania, że wszystko stracone. By po raz ostatni spojrzeć w jej pełne ciepła i zrozumienia oczy, które, jak sobie uświadomił, już od dawna patrzyły na niego w zupełnie inny sposób, niż w Hogwarcie. By raz na zawsze pożegnać dziewczynę, która sprawiła, że zaczął kwestionować słuszność swoich czynów. A wraz z nią pożegnać wszystko to, co choćby nieświadomie wniosła do jego życia.
Zatrzymał się przy ostatniej celi, najbardziej obskurnej i wilgotnej ze wszystkich, która według jego ojca, najlepiej do niej pasowała. Podniósłszy dłoń, dotknął delikatnie zimnych prętów, by za chwilę zacisnąć na nich palce. Powolnym, nieco nieobecnym wzrokiem, omiótł celę, starając się dojrzeć cokolwiek w otaczającym go mroku. Bezskutecznie. Dojmująca ciemność pochłonęła niemal całe pomieszczenie, sprawiając, że nawet płomień z trzymanej wciąż przez niego pochodni, okazał się zbyt słaby, by oświetlić więcej niż najbliższych kilka cali. Zrezygnowany po raz kolejny opuścił wzrok na swoje palce, zaciskając przy tym kości tak mocno, że mógł bez trudu zobaczyć pobielałe knykcie.
Żałował, że nie mógł jej zobaczyć. Jeśli miał być przed sobą szczery, musiał przyznać, że czekał na to przez cały ostatni dzień. Wtórował śmiechem pozostałym, gdy z obleśnym grymasem o niej opowiadali, prześcigając się w zmyślaniu coraz to nowych kłamstw, z których, jak dobrze wiedział, żadne nie było choć bliskie prawdy; w rzeczywistości jednak czując nieznany, dojmujący ciężar w piersi, niepozwalający mu cieszyć się z powrotu do domu w sposób, o jakim jeszcze niegdyś myślał.
Przymknął oczy, nasłuchując. Przez dłuższą chwilę nie działo się nic nadzwyczajnego, co pozwało mu sądzić, że może faktycznie na darmo zszedł dzisiejszej nocy do lochów. A później, gdy był już na tyle zrezygnowany, że zamierzał odwrócić się i odejść, udając, że nie czuje rozgoryczenia; usłyszał szelest. Wyjątkowo cichy, ledwie dostrzegalny, przywodzący na myśl otarcie szaty o wystające zewsząd kamienie, lecz wystarczający, by przyprawić go o szybsze bicie serca. Uśmiechnął się z lekko dostrzegalną radością, jednocześnie otwierając powieki i wpatrując się w prawy kąt pomieszczenia, gdzie jak przypuszczał ukrywała się Gryfonka.
Nie kwapił się z rozświetleniem pomieszczenia zaklęciem, a choć żałował, że Hermiona świadomie poskąpiła mu możliwości ujrzenia jej oczu; spowijająca ich ciemność dodała mu odwagi, by powiedzieć słowa, których pewnie nie byłby w stanie wymówić w innych okolicznościach.
– Powinnaś być zadowolona, Granger – zaczął cicho, dokładnie akcentując każde wypowiedziane słowo. Nie spodziewał się odpowiedzi z jej strony, choć miał świadomość, że jest obserwowany. Jakby na sprawdzenie tych słów, zaśmiał się krótko, pozwalając, by jego głos odbił się od kamiennych ścian i rozbrzmiał im w uszach ze zdwojoną siłą. – Czyż nie tego chciałaś? Odnaleźć wszystkich śmierciożerców i przejść najśmielsze oczekiwania Dumbledore'a?
Odczekał chwilę, powolnym, apatycznym wzrokiem przeczesując tonącą w ciemności celę. Kąciki jego ust ponownie uniosły się ku górze, tworząc kpiący grymas, zupełnie jakby pomimo milczenia Hermiony, dokładnie znał jej myśli.
– Masz więc to, czego chciałaś. Są tutaj wszyscy... – kontynuował, przysuwając się odrobinę do krat. – Wszyscy, którzy ocaleli. Wszyscy, którzy chcą, by Czarny Pan się odrodził: jego wyznawcy, zabójcy twoich przyjaciół, najwięksi zbrodniarze, moi rodzice... I ja – dodał szeptem, zupełnie jakby zawstydziło i zmieszało go to stwierdzenie.
Jego głos nie był tak stanowczy, jak zamierzał. Przeciwnie, niósł ze sobą pokłady głęboko skrywanego żalu, którego - gdyby nie dojmująca ciemność - nigdy nie odważyłby się powiedzieć na głos.
– Nie wierzę...
Zamarł, słysząc jej głos - tak cichy i niepewny, jakby każde słowo wypowiadała z olbrzymim trudem. Podniósł wzrok, daremnie próbując wypatrzeć coś z otaczającej ich ciemności. Desperacko szarpnął nieużyteczną jak dotąd pochodnią, pragnąc by padający z niej płomień oświetlił więcej tonącego w mroku pomieszczenia.
– Nie musisz – zakpił, całą siłą woli zmuszając się do pogardliwego grymasu. Zabawne, jak trudno było mu wykonać tak prosty niegdyś gest. – Już po wszystkim.
Zamilkł na chwilę, czekając aż dziewczyna się odezwie, błądząc od niechcenia wzrokiem po rdzawych wzorach, jakie na powierzchni stali pozostawił upływ czasu.
– Cały czas nas zdradzałeś? – zapytała drżącym z zimna głosem.
Nie spodziewał się usłyszeć tego pytania, tak jak nie spodziewał się, że dziewczyna tak łatwo go przejrzy. Pokiwał z wolna głową, jakby miała to być wystarczająca odpowiedź. W jednej krótkiej chwili dotarło do niego, że to, co próbował jej pokazać przychodząc tutaj, to, że próbował odkupić tym samym swoje sumienie, przestało być ważne, bo stojąca nieopodal Granger z pewnością podejrzewała go już wcześniej.
– Od kiedy wiesz? – zapytał, ponownie przymykając powieki.
– Podejrzewałam coś od czasu, gdy opuściliśmy pensjonat – wyszeptała. – Zanim straciłam przytomność, byłam pewna, że słyszałam rozmowę dwójki osób. Gdy cię oto zapytałam, wszystkiemu zaprzeczyłeś... Nie było sensu się dłużej oszukiwać.
Wypuścił ze świstem powietrze, uświadamiając sobie, że nawet nie miał powodu zaprzeczać. Mechanicznym, nieco wymuszonym ruchem, pokiwał głową, niemo zgadzając się ze wszystkim, co powiedziała. Zaraz jednak jego spojrzenie stwardniało, a on sam utkwił je w odległym, pogrążonym w mroku kącie celi, w którym, jak wiedział, stała Granger.
– Więc po co było to wszystko...? – nie dokończył, pozwalając, by pytanie zawisło między nimi.
– Bo chciałam wierzyć, że jesteś inny.
Zamarł, słysząc ile prawdy kryło się w tym jednym zdaniu, jednak nie mógł pokazać, jak wielkie wywarło to na nim wrażenie. Zdawał się w ogóle na to nie reagować, jedynie od czasu do czasu przesuwając rozbieganym wzrokiem po kamiennych płytach.
– Tacy jak ja nigdy się nie zmieniają...
– Tacy, jak ty nigdy nie mają na to odwagi – poprawiła go, cedząc każde słowo z wyczuwalną złością. Nie zamierzał przyznać jej racji. W końcu nie przyszedł tutaj po to, by szukać jej wybaczenia. Oboje wiedzieli, że na to było już za późno. Ona przestała widzieć w nim tę maleńką, niewytłumaczalną cząstkę dobra, której doszukiwała się przez tak tyle miesięcy; on z kolei nie miał dość sił, by udowodnić jej, jak bardzo się myli. Oboje mieli niemal bolesną świadomość tego, że rozmowa, którą przyszło im odbyć była zarazem ich ostatnią.
Otwierał usta i zaraz je zamykał, nie mając pojęcia od czego zacząć. Było tyle rzeczy, o których chciał jej powiedzieć; z których chciał się zwierzyć. Dojmująca cisza przeciągała się w nieskończoność, zastępując słowa, które powinny paść.
Spuścił wzrok, by zebrać w sobie wystarczająco dużo siły na powiedzenie prawdy, choćby tylko po to, by przynajmniej raz w życiu usłyszeć, jak zabrzmi, gdy wypowie ją na głos.
– Wiesz, Granger – zaczął, na nowo przymykając oczy. – Czasami zastanawiam się nad tym, co bym zrobił, gdybym miał szansę raz w życiu wyrwać się od tego wszystkiego.
Nie wiedział po co to mówił, tak samo jak nie wiedział, po co w ogóle chce dalej ciągnąć tę farsę, zanim raz na zawsze przerwać rozmowę i wyjść stąd, a później z przekonaniem wmawiać sobie, że nic takiego nie miało miejsca. Podświadomie chciał jednak ciągnąć to jak najdłużej, by choć jeszcze przez chwilę słyszeć jej głos i mieć ją w pobliżu. Nigdy nie przypuszczał, że tak będzie mu tego brakować.
– Znasz Staffordshire ?
Znała to miejsce, oczywiście, że tak. W końcu ta nazwa przetaczała się przez każde, godne uwagi wydanie rejestru Magicznych Osad, jakim dysponowała biblioteka w Hogwarcie. Była to jedna z najstarszych magicznych wiosek, które pomimo upływu lat, nadal posiadały ten niepowtarzalny klimat, sprawiając wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu.
– Chciałbyś je odwiedzić? – zapytała, niezdolna powstrzymać swojej wrodzonej ciekawości.
Zaśmiał się cicho, kręcąc przy tym od niechcenia głową. Westchnąwszy z niekrytą ulgą, odpowiedział:
– Chciałbym się tam zgubić...
Cisza, która zapanowała miedzy nimi pozwalała im zebrać rozbiegane myśli i przetrawić to, co zostało powiedziane. Ona była zdumiona szczerością, z jaką zdradził jej swoje pragnienia; on starał się opanować szaleńczo bijące serce, które gnało nieubłaganie na myśl, że tak bardzo się przed nią otworzył.
– Zgubić? – zapytała z niezrozumieniem.
Pokiwał od niechcenia głową, wdzięczny za ciemność, która choć przytłaczająca, dodała mu odwagi na kontynuowanie tego tematu.
– Nawet nie wiesz jakie mieliście szczęście, rodząc się w normalnych rodzinach, nie musząc sprostać tym wszystkim zadaniom, jakie wymuszane są w czystokrwistych rodach... – zamilkł na chwilę, by zaraz kontynuować ledwo dosłyszalnym szeptem. – Żadnych reguł, ograniczeń, kanonu do przestrzegania... Nic... Czasami wam tego zazdroszczę...
– Czego ty możesz nam zazdrościć? – zapytała z typowo gryfońską butą, nie próbując nawet ukryć zaskoczenia.
Zaśmiał się szczerze i po raz pierwszy tej nocy miał ochotę rzucić prosty Lumos, byle tylko móc zobaczyć jej oczy, które zapewne w tej chwili ciskały w niego gromy. Zdążył już poznać zawziętość Gryfonki i ten jej prosty, niemal dziecinny upór, z którym ścierał się za każdym razem, gdy próbowała udowodnić mu swoją rację.
– Wolności – wyszeptał, pozwalając, by to słowo zawisło miedzy nimi i osiadło głęboko w ich sercach, tam, gdzie od dawna nieświadomie przygotowywali mu miejsce. – Chciałbym zgubić się w Staffordshire. Tak po prostu, jak każdy inny człowiek. Obudzić się pośrodku miasta, ruszyć w jakimś kierunku, bez mapy, celu, i po prostu się tam zgubić... Błądzić po ulicach, czując się po raz pierwszy częścią jakiejś wielkiej społeczności, na którą nikt nie zwraca najmniejszej uwagi. Być anonimowy... Chociaż raz. A potem krążyć bez powodu tak długo, aż padłbym ze zmęczenia. – zamilkł na chwilę, słysząc jej niepewne kroki, które w rozbrzmiewającej dookoła ciszy miały siłę gromu. Utkwił wzrok w majaczącej za kratami ciemności, doszukując się w niej jakiegokolwiek ruchu, który zdradziłby mu miejsce, w którym się zatrzymała. – A potem zebrać siły i znów wrócić do miasta... I robić to przez cały czas od nowa, do momentu, aż spotkałbym na swojej drodze kogoś specjalnego, kto też się zgubił... Tylko wtedy miałoby to sens...
– Więc dlaczego tego nie zrobisz? – zapytała, naiwnie licząc na inną odpowiedź.
Nie mógł powstrzymać cichego westchnienia ulgi, gdy w końcu zrobiła tych kilka małych kroków i pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Zamarł, widząc ją taką poobijaną, z rozciętą wargą i poranionymi dłońmi, jednak nadal z tkwiącymi w oczach pokładami niewyobrażalnej brawury i uporu, które wyniosła z Gryffindoru. Chłonął ten obraz niemal z namaszczeniem, nie mogąc nasycić się jej obecnością, zupełnie jakby widok tej drobnej dziewczyny stanowił dla niego jedyną rzecz, która nadawała sens w jego życiu.
– Bo nigdy mi na to nie pozwolą.
Oboje mieli świadomość bolesnej prawdy, która kryła się w tym jednym zdaniu. Ona nie potrafiła temu zaprzeczyć, a on zdawał się nawet tego nie oczekiwać. Wpatrywali się jedynie w siebie, nie chcąc nawet na chwilę stracić się z oczu. Chłonęli swój obraz z utęsknieniem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo za sobą tęsknili, mimo iż od ich ostatniego spotkania nie minęło nawet dwa dni. Było w tym coś magicznego; coś, co nie pozwalało im się poruszyć, jakby w obawie, że choćby jedno mrugnięcie powiekami zniszczy obraz tej drugiej osoby.
– Gdybyś tylko chciał, Dumbledore...
– Przestań w końcu udawać, że mogę obchodzić Dumbledore'a – warknął.
Po chwilowej nostalgii nie pozostał nawet ślad, a on, zbyt dumny, by przyznać, jak wiele pokładał w nim kiedyś nadziei, nie był w stanie opanować gniewu. Obdarzył stojącą za kratami dziewczynę nienawistnym spojrzeniem, w którym nie sposób było doszukać się choćby cienia rozgoryczenia.
– Gdzie był Dumbledore, gdy Czarny Pan karał mnie za niepowodzenie ojca, hm? Gdzie był, gdy miotałem się, jak szaleniec na szóstym roku w Hogwarcie, wiedząc, że zabiją mnie, jeśli zawiodę? Nawet nie starał się ze mną porozmawiać, mimo iż od samego początku wiedział, jaką dostałem misję!
Wzrok miał utkwiony w mosiężnej kłódce, wieńczącej wejście do celi i połyskującej złowrogo, nawet pomimo nagromadzonego przez lata brudu, a mimo to i tak zdołał dostrzec, jak Granger zadrżała, słysząc nienawiść w jego głosie.
– Nie zrzucaj na niego odpowiedzialności za to, co się stało – wyszeptała, na nowo czując dzielącą ich przepaść.
– Zawsze go broniliście – zakpił, wykrzywiając usta w nienaturalnym grymasie. – Umieraliście po kolei, byle tylko sprostać jego wymaganiom, a w zamian nie dostaliście nic. Powiedz mi, Granger – zaczął, podchodząc jak najbliżej dzielących ich krat, jakby w obawie, by nie stracić jej z oczu. – Gdzie był Dumbledore gdy musieliśmy skakać z klifu? Gdzie był, gdy znalazłem cię nieprzytomną w pensjonacie? I gdzie jest teraz, gdy tylko godziny dzielą cię od śmierci?!
Tak długo skrywał w sobie pokłady goryczy, że teraz, gdy w końcu pozwolił im znaleźć ujście, wcale nie poczuł wyczekiwanej ulgi. A wszystko przez ostatnie zdanie, które, choć ukazujące prawdę, o której Hermiona podświadomie wiedziała, było niejako przekreśleniem całego dobra, które do niedawna w nim pokładała. Stało się natomiast dowodem na jego zdradę i dwulicowość, jakich nie potrafiła i nawet nie starała się zrozumieć.
Zamilkli, świadomi tego, że nie tak powinna przebiegać ta rozmowa, że nie był to odpowiedni moment na poruszanie tych drażliwych tematów.
Draco poruszył się niespokojnie, a zaraz potem zaklął cicho, gdy dotarło do niego, z jaką łatwością się odsłonił. Nie było jednak możliwości, by cofnąć wypowiedzenie w gniewie słowa. Nie sposób było także sprawić, by stojąca naprzeciw niego dziewczyna na nowo patrzyła na niego z taką empatią, jak jeszcze przed kilkoma minutami. Dzieląca ich przepaść stała się zbyt wielka, by kiedykolwiek mogli ją pokonać. Z ciężkim sercem przywitał jej pełen żalu i bólu wzrok, zupełnie jakby obdarzyła go nim po raz pierwszy. Zacisnął zęby, starając się przywdziać na twarz tę nieznośną maskę obojętności, której przywołanie jeszcze nigdy nie wiązało się z tak wielkimi trudnościami.
Starając się patrzeć na Gryfonkę z największą pogardą, spróbował rozkoszować się jej cierpieniem i zawodem, dopóki nie przeniosła spojrzenia gdzie indziej. Poszedł za jej przykładem, niby z nonszalancją rozglądając się po pogrążonym w mroku pomieszczeniu, obdarzając każdy z dostrzeżonych elementów mściwym uśmiechem.
– Nareszcie miejsce, które w pełni do ciebie pasuje, Granger – powiedział cicho, z wolna przejeżdżając dłońmi po stalowych prętach – naciesz się nim. Wkrótce nie będziesz już miała ku temu okazji.
Nie miał jej nic więcej do powiedzenia. Zupełnie nic. Wychodząc, na powrót zostawił ją w towarzystwie tej przeraźliwej, kamiennej ciszy i z bolesną świadomością prawdy, której nie sposób wyjawić.
***
Ciche, jakby rozedrgane westchnienie było pierwszą rzeczą na jaką zdobył się, po opuszczeniu lochów. Rozdrażniony, ruszył do przodu, uparcie ignorując te palące, pozbawione nadziei spojrzenie brązowych oczu, które zostawił za metalowymi kratami celi.
Przeszedł przez korytarz, skręcił w kierunku schodów i... spojrzał wprost w oczy swojej matki. Musiała stać tu już od dawna, zupełnie jakby doskonale przewidziała gdzie znajdzie go tej nocy. I choć nie odważyła się wejść do środka, zmuszając się jedynie do czekania u szczytu schodów, nie miał pewności, czy nie słyszała stąd ich rozmowy. Niewzruszony, wspinał się dalej, będąc jednocześnie głęboko przekonany co do faktu, że jeśli nawet wyłowiłaby z usłyszanych słów coś więcej od tego, co tak dokładnie starał się ukryć; nie zaryzykowałaby poruszania tej kwestii w tak nieodpowiednim ku temu miejscu.
Westchnąwszy głęboko, podniósł głowę, gotowy ujrzeć w jej oczach strach i pogardę, które widział za każdym razem, gdy ktokolwiek poruszał kwestię nieczystości krwi, jednak tym razem było inaczej. Niemal zamarł, gdy w jej spojrzeniu dostrzegł coś innego; coś, co było jednocześnie mieszanką współczucia i niepokoju; radości i obawy; czyli emocji jakich w tej chwili w ogóle nie mógł zrozumieć.
Matka patrzyła na niego bez słowa tak długo, że gdy w końcu zdecydował się wyminąć ją i odejść, nie szczędząc sobie jakiegoś zgryźliwego komentarza, kobieta złapała go za ramię i przytrzymała dłuższą chwilę, zupełnie jakby obawiała się, że jest to ich ostatnia, dogodna szansa na prawdziwą, szczerą rozmowę. Na wypowiedzenie słów, których nigdzie indziej nie odważyliby się użyć.
Ciemność nocy i cicha, niemal przytłaczająca aura tego miejsca dodawała im odwagi, kojąc zszargane zmysły i zmywając z twarzy tą nienaganną maskę, którą oboje nieustanie ćwiczyli do perfekcji. Przez tę jedną, krótką chwilę zobaczyli siebie bez wszelkich zakłamań, złudnego oddania i nieustannych sztywnych ram, w które zostali wpychani od czasów, gdy oboje stali się częścią tego rodu.
– Od jak dawna tu jesteś? – zapytał na pozór obojętnym tonem.
W rzeczywistości jednak musiał użyć całej swojej silnej woli, by głos mu nie zadrżał. Był rozbity, poszargany od środka i wyzuty na zewnątrz, niezdolny choćby do lekkiego, szyderczego tonu, z którym nie rozstawał się przez te wszystkie lata.
– Wystarczająco długo, by poznać sprawy, o których wcześniej nie miałam pojęcia...
Miał świadomość, że matka obserwuje go z rosnącym niepokojem, potęgując w swojej głowie coraz to nowe myśli, a każda z nich niewątpliwie dotyczyła kasztanowłosej Gryfonki, z którą najprawdopodobniej przed kilkoma minutami rozmawiał po raz ostatni w życiu. Wysiliwszy się by przyozdobić twarz w dobrze jej znany, nieco wyniosły i bezduszny wyraz, rzekł:
– Za dużo sobie wyobrażasz, matko.
Powolnym, nieco apatycznym krokiem ruszył do przodu, jednocześnie ignorując to dojmujące uczucie pustki, które wraz z każdym pokonanym calem oddalającym go od Granger, stawało się jeszcze większe.
– Draco...
Na dźwięk jej głosu, tak cichego i całkiem niepewnego, nie mającego w sobie nic z dawnej wyniosłości, zatrzymał się gwałtownie, zaciskając dłonie w pięści. Obejrzawszy się, dostrzegł, jak kobieta uśmiecha się delikatnie w jego stronę, jednocześnie robiąc ku niemu kilka małych kroków.
– Czy ta... – zawahała się. –... Dziewczyna... nie jest ci obojętna?
Czas mijał w ciszy, pozwalając im w nieskończoność trawić słowa, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane.
Arystokrata zacisnął zęby, doskonale wiedząc dokąd zmierzała ta rozmowa. I nie zamierzał w niej dalej uczestniczyć. Z całego serca pragnął zaprzeczyć, wykrzyczeć jej prawdę, by raz po raz do niej wracała, na nowo przetwarzając gorzkie słowa i żałując, że kiedykolwiek zadała to niewygodnie pytanie. W rzeczywistości jednak, opuścił wzrok, nie mogąc dalej wytrzymać jej przenikliwego spojrzenia, od niechcenia zerkając na ogromne, mosiężne drzwi, odgradzające ich od reszty dworu.
– To zwykła szlama – szepnął, jakby ten argument mógł przeważyć nad całą resztą.
– Nie o to pytałam – odpowiedziała cicho, na moment podnosząc kąciki ust w nikłym, ledwie zauważalnym uśmiechu.
Zaraz jednak jej twarz pobladła, stała się zimna i niewzruszona, dokładnie taka, jaką raczyła go przez te wszystkie lata; a ona sama stanęła przed nim, delikatnie, niemal niezauważenie kładąc mu dłoń na przedramieniu.
– Wiesz, Draco... – zaczęła, z wolna gładząc go po materiale szaty. – Nigdy nie żałowałam skłamania Czarnemu Panu. Zrobiłam to bez wahania, tylko dlatego, że wiedziałam, co w tamtej chwili było słuszne.
– Po co mi o tym mówisz?
Niepewność z jaką wypowiedział to pytanie była zaskoczeniem nawet na niego samego. Zupełnie jakby wiedział, że otrzyma od niej odpowiedź, która nie tyle, co sprawi, iż zacznie się poważnie zastanawiać nad sensem swoich czynów, co wręcz od razu zmusi go, do zaprzestania wszelkich działań, jakie w jej mniemaniu będą uchodziły za niewłaściwe.
– Bo ty też masz wybór, Draco. Zawsze miałeś.
Z wolna pokręcił głową, mając świadomość, że i tym razem się nie mylił. Zaśmiał się cicho, niemal bezgłośnie, nie starając się nawet skupić nad sensem słów matki. Teraz i tak nie miało to jakiegokolwiek sensu.
– Mylisz się – warknął, mając dość tej dyskusji. – Jeśli ojciec dowie się, że próbowałaś...
Uniosła dłoń, niemo prosząc go, by zamilkł. Nie pozwoliła dokończyć mu zdania, które zapewne było jedynie niewielkim strzępem, nikłym urywkiem tych wszystkich obaw i zastrzeżeń, których nie mógł, albo nie potrafił zignorować. Były w nim zakorzenione zbyt głęboko i zbyt długo, by ich kwestionowanie nie wywołało nieznanej mieszanki uczuć, na którą chłopak nigdy nie był gotowy.
Mimo wszystko kobieta go rozumiała. Była dokładnie tak samo rozdarta tego pamiętnego dnia, gdy w obecności wszystkich śmierciożerców, zdecydowała się oszukać ich Pana. Dlatego też niepewność jej syna rozczuliła ją, zmuszając do wypowiedzenia słów, które stanowiły pierwszy tak wyraźny brak akceptacji dla działań własnego męża.
– Życie tej dziewczyny... – zaczęła. – ...Tych wszystkich osób... Jest więcej warte niż przekonania Lucjusza.
Zmusił się, by na nią spojrzeć, dostrzegając jednocześnie tę przedziwną, nieodkrytą dotąd zawziętość, jakiej nigdy mu nie okazała. Nie skomentował wypowiedzi swej matki, obserwując ją w ciszy i będąc po części wdzięczny za zrozumienie, jakiego doświadczał od niej po raz pierwszy w życiu.
Chwilę później jego spojrzenie, do tej pory pełne zwątpienia, niepewności i bólu; zmieniło się nie do poznania. Stało się mętne, zimne i nieprzystępne, zupełnie jakby w tej jednej chwili arystokrata na nowo odzyskał stracony rezon, porzucając przy okazji wszelkie wątpliwości, które jeszcze do niedawna ciążyły mu na sercu. Znów był nieczuły, wyniosły i pełen pogardy, nawet nie starając się ukryć tych uczuć przed Narcyzą.
– Nie dbam o to, co się z nią stanie.
Jego ciche warkniecie, przypominające bardziej przeszycie zimnym ostrzem, niż neutralną odezwę do własnej matki, przepełniło szalę goryczy, którą tak długo pielęgnowała kobieta. Zmarszczyła gniewnie brwi, mówiąc:
– Gdyby tak było, nie przyszedłbyś do niej tej nocy.
Nie chciał zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Nie mógł stać bezczynnie, podczas gdy jej oceniające spojrzenie nieustannie wypalało bruzdy w jego zlodowaciałym sercu.
– Muszę iść – rzekł krótko, uznając rozmowę za zakończoną.
– Cokolwiek postanowisz... Nie chcę, byś później tego żałował.
Przytaknął od niechcenia, niezdolny do tego, by spojrzeć jej w oczy. Zbyt dużo było w nich bowiem współczucia i wsparcia, by mógł to z czystym sumieniem zignorować, a później w tych najcięższych chwilach, wracać do tego myślami, wypominając sobie tchórzostwo. Ruszył przed siebie, przywdziewając na twarz tradycyjną maskę wyniosłości i arogancji, po którą sięgał zawsze będąc w domu.
– Nie będę – warknął na odchodne, strącając jej wyciągniętą rękę, która jeszcze chwilę temu spoczywała na jego przedramieniu.
Przyśpieszył kroku, cały czas czując na plecach jej palący wzrok. Nie zawrócił jednak, głęboko i naiwnie wierząc, że wraz ze zwiększającą się odległością od tego miejsca, wyrzuty sumienia, towarzyszące mu nieprzerwanie od kilku tygodni stopniowo zmaleją, aż w końcu znikną całkowicie, a jemu nareszcie będzie dane żyć jak dawniej. Zabawne, jak bardzo chciał w to wierzyć...
– Draco... – usłyszał za sobą wołanie matki.
Na dźwięk jej głosu zatrzymał się machinalnie, niezdolny do tego, by zareagować w jakikolwiek inny sposób. Odwrócił z lekka głowę, na tyle, by dać jej sygnał, że słucha.
Kobieta poruszyła się niespokojnie, a jej ciężka, długa szata omiotła kamienną posadzkę. Choć nie widział jej twarzy, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gości na niej lekki, prawdziwy uśmiech.
– Staffordshire jest piękne o tej porze roku.
***
Podobno sen przynosi ukojenie.
Leczy zszargane nerwy, uspokaja ciało, mami złudnym poczuciem nieświadomości. Dla jednych jest odbiciem codziennych pragnień, dla innych wstydliwym obrazem skrywanych w najgłębszych odmętach duszy słabości.
Dla niego był torturą: powolną i męczącą, zbyt ciężką, by mógł na własną rękę pokonać ją tej nocy. Znajoma miękkość łóżka irytowała, zamiast uspokoić, dotyk satyny pod palcami natychmiast przywoływał wspomnienia o tych wszystkich, uciążliwych nocach, jakie musiał spędzić w namiocie.
Zbyt wiele myśli zaczynało go dręczyć, by mógł spokojnie zasnąć. Zbyt wielkie wyrzuty sumienia nie pozwalały o sobie zapomnieć nawet na chwilę. Przez pół nocy przewracał się z boku na bok, usilnie starając się przekonać, że męcząca go bezsenność nie jest niczym niezwykłym. A gdy w końcu udało mu się zasnąć, jedynym, co mógł zobaczyć był widok znajomych, brązowych oczu, które wpatrywały się w niego z wiarą, nadzieją i czymś jeszcze, czego nie potrafił odgadnąć.
A potem pojawił się cichy szept wypowiadanego zaklęcia, krótki błysk zielonego światła i w brązowych oczach nie pozostało nic, oprócz dojmującej pustki.
Ocknął się chwilę później, z zimnym potem na skroniach, posklejanymi kosmykami jasnych włosów na czole, śladem własnych paznokci wrytych w tatuaż na lewym przedramieniu i jednym, zgubnym słowem na ustach, które nieświadomie powtarzał przez całą noc.
Granger.
***
Musiało minąć wiele długich godzin, nim w końcu to usłyszała. Donośny odgłos kroków, który nasilał się z każdą chwilą był czymś, co powinno wywrzeć na niej jakiekolwiek wrażenie. Spodziewała się widoku drżących dłoni, ucisku niewielkiej guli w gardle i przyśpieszonego bicia serca, a tymczasem była wyzuta z wszelkich emocji. Apatycznym, nieco nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w majaczącą po drugiej stronie celi szczelinę, przez którą już dawno przestały sączyć się ostatnie promienie słońca. Nie przestała nawet na moment, cierpliwie ignorując odgłos ciężkich butów, uderzających o kamienną posadzkę, nagły błysk światła i ostry zgrzyt zamka. Dopiero raniące uszy skrzypienie otwieranych krat przywróciło ją do świadomości. Z cichym westchnieniem żalu, nie mającym w sobie jednak nic z dawnego zgorzknienia, podniosła głowę, by spojrzeć wprost z ciemne, zasnute czarnymi niczym smoła włosami, oczy, należące do któregoś z podrzędnych popleczników Voldemorta, zhańbionego zapewne tak wiele razy, że w tej chwili jego jedynym zadaniem było eskortowanie szlamy.
Poczuła się nieswojo, gdy podszedł bliżej i przykładając jej różdżkę w okolice gardła, zmusił do wstania. Jego ciemne, ciężkie szaty, pobrudzone i postrzępione do tego stopnia, że zamiast wzbudzać grozę, najzwyczajniej w świecie odpychały; zaszeleściły lekko, gdy ostrym ruchem wskazał jej drogę do wyjścia. Mrużąc oczy przed światłem, zachwiała się lekko, po czym zrobiła kilka niepewnych kroków do przodu.
– Rusz się – warknął mężczyzna, z premedytacją dźgając ją końcem różdżki w plecy. Nawet on nie odważył się jej dotknąć. Jakże więc mogła przypuszczać, że kiedykolwiek zechce to zrobić ktoś, kogo dotyk przyjęłaby z tak wielkim utęsknieniem...
Łańcuchy brzęczały dźwięcznie, stanowiąc przykry akompaniament w czasie jej ostatniej drogi. Bo choć oddałaby wszystko, byle tylko móc jeszcze choć raz poczuć się wolna, doskonale wiedziała, jak to wszystko się zakończy. Inaczej nie trzymaliby jej przy życiu tak długo. Inaczej nie zjawiliby się w tym miejscu tak tłumnie. Inaczej on nigdy nie przyszedłby się pożegnać...
Mężczyzna poprowadził ją długim korytarzem, wprost do wielkich, stromych schodów, u szczytu których majaczyło światło sączące się z pochodni. Utkwiła w nim wzrok, ignorując nieprzyjemny ucisk w sercu i nieprzyjemny dotyk różdżki, którą tamten cały czas przykładał jej do pleców. Czuła jego cuchnący oddech, osadzający się na włosach i słyszała, jak ze świstem wypuszczał powietrze, a choć przez chwilę w jej głowie zakiełkowała myśl o próbie ucieczki, wiedziała, że nie miała na to najmniejszych szans. Była osłabiona i samotna; nie miała różdżki, a jeśli nawet jakimś cudem udałoby się ją jej zdobyć, nie była w stanie się stąd teleportować.
Choć korytarze tonęły w ciemności, a jedynym dźwiękiem, jaki słyszała przez całą drogę był odgłos ich kroków i szydercze komentarze przodków Malfoya z z rozwieszonych obrazów, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. Jednak ilekroć się odwróciła, nie mogła spostrzec nic, prócz ciała kroczącego za nią śmierciożercy i kilku szyderczych spojrzeń, posłanych z mijanych po drodze portretów.
Dotarłszy do ogromnego, pogrążonego w mroku salonu, będącego przykrą pamiątką po zdarzeniach sprzed kilku miesięcy, po których została jej oszpecająca blizna; zatrzymala się na moment, ignorując ponaglające dźgnięcia różdżką kroczącego za nią mężczyzny. Uniosła głowę i niepewnym, nieco rozbieganym wzrokiem przebiegła po całej sali, czując jednocześnie jak jej oddech przyśpiesza, a bicie serca zamienia się w uporczywy galop.
W salonie znajdowało się co najmniej kilkadziesiąt osób. Tworzyli nieco chaotyczny krąg, po lewej bardziej rozproszony, nieuporządkowany, po prawej zwarty i stabilny, zupełnie jakby wypełniające go postacie dbały oto, by się nie poruszyć. Nie mogla wcześniej poznać żadnego z nich, choć zdawać by się mogło, że kilka osób uśmiechnęło się zuchwale na jej widok, zupełnie jakby pamiętały ją z przeszłości. Choć może było to jedynie jej złudne wrażenie, a spowodowane zwykłym, ludzkim strachem i nieuchronnością tego, co miało wkrótce nastąpić, a dostrzeżone grymasy na ich twarzach nie były niczym więcej jak przejawem triumfu, ukierunkowanym w osobę, która stanowiła dla nich symbol pokonanej strony.
Odnalezienie długich, jasnych włosów, które w morzu szarych i czarnych szat, odznaczały się niczym neon, nie przysporzyło jej znacznych trudności. Lucjusz Malfoy stał pośrodku sali i patrzył w jej kierunku ze zwykłym sobie grymasem wyższości i pychy, który dzisiejszego wieczoru wzbogacił także triumfem. Jego oczy płonęły niezdrowym blaskiem, dokładnie tak, jak kilka lat wcześniej w Ministerstwie, gdy dzierżąc w dłoni przepowiednię, decydował o jej losie.
– Panna Granger – wysyczał z najwyższą lubością, delikatnie przeciągając sylaby. – Czekaliśmy na panią.
Zdecydowanym ruchem dłoni wskazał jej środek sali, na którym pysznił się olbrzymi kociołek, co najmniej trzykrotnie większy od tych, których używała w Hogwarcie. Nie to jednak przykuło jej uwagę. Kilka metrów dalej, w pogrążonym w mroku kącie sali stała postać. Naciągnięty na głowę kaptur dawał jej poczucie złudnej anonimowości, bo choć obszerny materiał skrywał w cieniu twarz, nie mógł tego samego zrobić z włosami. Pojedyncze, kruczoczarne loki wyłaniały się z głębi, przypominając o kimś, kogo nie powinno tu być; kto zginął z rąk Molly Weasley, kto już nigdy miał nie powrócić.
– Ence Pence... – usłyszała stłumiony, szept, który z każdym wypowiadanym słowem stawał się coraz głośniejszy. –... Mała szlama... W pułapkę złapana...
Bellatriks wyłoniła się z mroku, obracając między palcami swoją różdżkę. Stanąwszy u boku Lucjusza, zsunęła kaptur, tak by zaprezentować się jej w całej okazałości.
– Nie... – wyszeptała Hermiona, czując jak przerażenie odbiera jej zdolność oddychania. – Ty nie żyjesz... Widziałam...
Donośny śmiech zgromadzonych rozbrzmiał w sali, zupełnie jakby dokładnie takiej reakcji się spodziewali. Spośród złowieszczej salwy, nie trudno było wyłowić ten należący do Bellatriks. Wydawać by się mogło, że jej głos przenikał całe ciało Hermiony, wibrował w środku, ranił uszy; odbierał ostatnią nadzieję.
– Co to wszystko ma znaczyć? – zapytała głośno, starając się przebić przez otaczający ją zgiełk.
Lucjusz Malfoy wydał z siebie głos, będący czymś pośrednim między kpiącym śmiechem, a cichym prychnięciem zawodu. Zbliżył się nieco, zasłaniając jej widok na środek sali, gdzie pozornie bezużyteczny kociołek przyciągał jej uwagę w stopniu, w którym można by go uznać za coś najwartościowszego.
– Och, czyżby jeszcze się pani nie domyśliła? – zapytał z niekrytą dezaprobatą. Westchnąwszy głęboko, spojrzał na nią z naganą, jednocześnie krzywiąc usta w grymasie sztucznego niezadowolenia. Zaskakujące, jak bardzo różnił się od swojego syna. Mimo pozornego podobieństwa, każdy ich gest był diametralnie inny. Hermiona niemal zachłysnęła się powietrzem, gdy uświadomiła sobie, że nawet wyuczona maska obojętności, którą niejednokrotnie przywdziewał Draco, nie miała nic wspólnego z tą, jaką używał ego ojciec. Zabawne, że przyszło jej się o tym dowiedzieć dopiero teraz.
– Uniknęlibyśmy w ten sposób zbędnych wyjaśnień. Obawiam się, że zaspokojenie pani ciekawości to zwykła strata czasu – kontynuował mężczyzna, nieświadomy jej rozkojarzenia.
Hermiona zignorowała jego świdrujące, pełne obrzydzenia spojrzenie, skupiając się na Bellatriks. Jeśli śmierciożercy przywrócili ją do życia, musieli zasięgnąć wiedzy, której nie posiadł swego czasu sam Dumbledore. Najprawdopodobniej użyli jakiegoś eliksiru, który w połączeniu z jakimś silnym zaklęciem, sprawił, że wrócili ją zza światów. Zaklęcie, którego użył Glizdogon po Turnieju Trójmagicznym odpadało; jakkolwiek zrobione, do jego skuteczności potrzebowali szczątków ciała Bellatriks, a przecież po pojedynku z Molly został po niej jedynie proch...
Coś ciężkiego opadło jej w okolicach serca, gdy zdała sobie z czegoś sprawę. Może faktycznie chodziło o... prochy człowieka. Niemal zachwiała się. gdy przypomniała sobie, że już kiedyś natknęła się na wzmiankę o tym, przeglądając stare, nie do końca zniszczone zapiski, które razem z Draconem znaleźli w pensjonacie. Wtedy uznała to za jakąś prastarą i niestety, zupełnie niepotrzebną magię, nie mającą nic wspólnego ze wskazówkami, których szukała. Pamiętała, że raz nawet poruszyła ten temat z arystokratą, chociaż nie skończyło się to wtedy niczym innym jak kłótnią. Już wtedy musiał wiedzieć jak to wszystko się skończy i już wtedy działał na dwa fronty. Szkoda, że nie dowiedziała się o tym, zanim pozwoliła sobie poczuć do niego coś więcej, niż tylko tolerancję.
– Zamierzacie wskrzesić Voldemorta... – wyszeptała, nagle uświadamiając sobie całą prawdę. – Dokładnie w ten sam sposób, w jaki wskrzesiliście ją... – dodała, patrząc wymownie na Bellatriks.
– Nie wymawiaj jego imienia, plugawa szlamo! – krzyknęła kobieta, zmierzając w jej kierunku z prawdziwą furią. Jej oczy ciskały gromy, a ona sama, nie zważając na rosnące zewsząd zamieszanie, ruszyła wprost na nią, unosząc szybkim ruchem różdżkę.
Hermiona wstrzymała oddech, choć nie ruszyła się z miejsca nawet o milimetr. Nieświadomie zacisnęła ręce w pięści, uparcie wpatrując się w zmierzającą ku niej kobietę i ignorując niewielkie poruszenie w miejscu, gdzie do niedawna znajdowała się osoba posiadająca dokładnie ten sam odcień włosów co Lucjusz.
– Uspokój się, Bellatriks, bo na nikim nie robisz wrażenia – odparł, całkowicie ignorując zapędy czarownicy. Odwróciwszy się ponownie w kierunku Gryfonki, uśmiechnął się sztucznie, po czym dokończył: – Panna Granger, jak sądzę, doskonale wie, że nie wyjdzie z tego żywa, więc najrozsądniej byłoby pozwolić jej przed śmiercią zaspokoić swoją ciekawość.
Hermiona wytrzymała jego spojrzenie, pełne wzgardy i czystej nienawiści, zupełnie jakby przestało ją to obchodzić. Spokojnym, nieobecnym wzrokiem zlustrowała całą jego osobę, po czym przeniosła ją na krążącą nieopodal Bellatriks. Wszystkich innych starała się całkowicie ignorować, wmawiając sobie, że nie są ważni, stanowią jedynie przykre tło dla wydarzeń, które miały rozegrać się za chwilę.
– W magicznym świecie krew determinuje wszystko – zaczął ponownie Lucjusz. Podszedł bliżej, jakby chciał jej się dokładniej przyjrzeć, po czym kontynuował: – Dumbledore i jego cała brudna zgraja, na czele z Potterem, mogą walczyć wyświechtanymi frazesami, ale magii... tej najczystszej... nie da się oszukać.
Przerwał na chwilę, patrząc na nią z góry, za nic mając ponaglające prychnięcia zniecierpliwionej Bellatriks. Uśmiechnąwszy się nieco z przymusem, kontynuował dalej.
– Czarny Pan się odrodzi – powiedział cicho, choć to jedno zdanie wywołało pomruk aprobaty u wszystkich zgromadzonych. – I będzie silniejszy i potężniejszy niż kiedykolwiek... Będzie nieśmiertelny... – wyszeptał, napawając się dźwiękiem własnego głosu i jej lekkim wzdrygnięciem, nad którym nie potrafiła zapanować.
– Jak to możliwe? – zapytała, a jej cichy, drżący głos potoczył się echem po całej sali.
– Wystarczy, by Czarny Pan nie mógł zostać przez nikogo zabity. To wszystko – wyszeptał. Zanim zdołała zapytać o cokolwiek, dokończył. – A uodpornić może go jedynie zaklęcie Jedności krwi, panno Granger.
– Omnis sangius – wyszeptała drżącym głosem, czując jak przerażenie odbiera jej oddech. Zachwiała się lekko, całkowicie ignorując zgromadzone wokół niej osoby i ich szyderczy śmiech, którym zareagowali na jej ruch. Swoje niewidzące oczy utkwiła przed siebie, nie słuchając już słów Lucjusza. Nie musiała. Doskonale znała to zaklęcie, w końcu niejednokrotnie natrafiała na wzmianki o nim w starych zapiskach. Zaklęcie Omis sanguis było całkowicie zakazane w magicznym świecie, a pamięć o nim powoli wygasała, nawet u najstarszych czarodziejów. Nikt nie był bowiem w stanie poświęcić trzech istnień, by przywrócić jedno. Bo o tym właśnie była teraz mowa.
– Voldemort nie jest wyjątkowy – powiedziała głośno i wyraźnie, dokładnie jak za każdym razem, gdy była pewna swojego zdania. Spoglądała na niego zadziwiająco trzeźwo, niemal z gniewem, przez który na moment poczuł się nieswojo. – Każdy człowiek tak myśli, by nasycić swoje przerośnięte ego, ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami.
– Gdy Czarny Pan powróci, nie można dopuścić do tego, by w przyszłości ktokolwiek mu zagroził. A do tego potrzebna jest krew – wysyczał, starannie przeciągając sylaby. – Po jednej dawce na każdą grupę...
Zachwiała się jeszcze bardziej, przytłoczona zdobytą wiedzą i nieuniknionym i pozbawiona czyjejkolwiek pomocy, upadła z głośnym łoskotem na zimną posadzkę. Lucjusz podszedł bliżej z miną, świadczącą o tym, że doskonale bawi się jej poniżeniem i nie może się doczekać momentu, w którym dziewczyna dowie się o wszystkim. W jego oczach, tak podobnych, a z drugiej strony tak diametralnie innych od oczu jego syna czaiła się satysfakcja, którą upajał się od momentu, w którym zobaczył ją w łańcuchach. Pogłębiała się ona z każdym wypowiedzianym przez niego słowem, zupełnie jakby upływ każdej minuty, dzielącej ją od ostatecznego, napawał go dumą.
– Krew Pottera, zdobyta podczas Turnieju Trójmagicznego, już od lat jest częścią Czarnego Pana – powiedział Lucjusz, choć uczynił to raczej ku uciesze zgromadzonych popleczników, niż jej własnej. Doskonale pamiętała tę noc, gdy zobaczyła Harry'ego z ciałem Cedrika przy wyjściu z labiryntu, gdy jeszcze nieświadoma rozgrywającej się tragedii, skandowała ze wszystkimi jego imię. Pamiętała też paskudne rozcięcie, jakie zauważyła na jego dłoni, w miejscu, gdzie Glizdogon przeciął jego skórę. Wystarczyły trzy krople krwi Harry'ego, by Czarny Pan uodpornił się na jedną z prastarych magii, jaką było poświęcenie matki dla syna. Co zatem stanie się, gdy za sprawą Omnis sangius Voldemorta nie będzie mógł zabić żaden czarodziej czystej krwi, półkrwisty i mugolak? Kto wtedy stanie naprzeciwko niego?
– Skoro Potter, jako wątpliwa imitacja czarodzieja półkrwi, spełniła już swój obowiązek, należałoby przejść dalej, prawda?
– Skończ się z nią bawić! – krzyknęła Bellatriks, podchodząc bliżej i stając nad Hermioną z obłąkańczym błyskiem w upiornych oczach. – Czarny Pan...
– Zamilcz! – ryknął mężczyzna, odwracając się w stronę czarownicy. Choć nie wyciągnął ku niej różdżki, Hermiona dokładnie widziała, jak mocno zacisnął na niej palce.
– Więc potrzebna jest wam jeszcze krew czystokrwistego i mugolaka – szepnęła, ni to do nich, ni do siebie, zbyt przejęta, by zapanować nad głośnym myśleniem. Z uwagą śledziła rozgrywającą się przed nią scenę i szaleńczy, pełen samozadowolenia uśmiech Lucjusza, który wypłynął na jego twarz po jej słowach, a który mogłaby uznać za całkiem szczery, gdyby nie fakt, że nie dosięgał jego oczu, które jak zawsze, pozostawały zimne i mroczne.
– Mylisz się – odpowiedział, sięgając jednocześnie do rękawa swojej szaty i podciągając go w górę. Prawe przedramię, do tej pory nienaznaczone żadnym znakiem Voldemorta, teraz szpeciło wyjątkowo głębokie i paskudne rozcięcie, ciągnące się przez całą jego długość, z którego wciąż sączyła się krew. – Krew czystokrwistego już mamy.
Zamarła, wpatrując się w jego ranę i doskonale zadając sobie sprawę z tego, jak mało czasu jej zostało. Była boleśnie świadoma tego, że w jej przypadku nie skończy się jednie na oszpecającej bliźnie na ciele, że to przestawienie było jedynie wstępem, zwykłą rozrywką przed tym, co zaplanowali na główny finał. Tacy jak oni, nie oszczędzali nikogo, szczególnie tego, kto miał w sobie choć kroplę brudnej krwi.
– Czyż to nie dziwne, że brudna krew, którą tak tępił Voldemort, jest teraz jedynym sposobem na to, by przywrócić go do życia? – zapytała, starając się jakoś pozbyć nieproszonych myśli.
– Och, bynajmniej – rzekł Lucjusz, za nic mając jej wypowiedź. – Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to zwykła ironia. Na szczęście, co chyba jest oczywiste, twoja śmierć, powinna jakoś to wynagrodzić. W zamian mogę ci obiecać, że będziesz jedyną szlamą, mającą do odegrania jakąkolwiek rolę. W normalnych okolicznościach nawet bym z tobą nie rozmawiał. Zapewniam cię jednak, że gdy Czarny Pan powróci, wymordujemy wszystkich, którzy mają w sobie choć odrobinę szlamu. I to bez mrugnięcia okiem.
– Więc dlaczego nie zabiliście mnie wcześniej? Dlaczego czekaliście tak długo? – zapytała, nieświadomie chcąc przedłużyć czas, po którym przyjdzie jej umrzeć.
– Niełatwo było zdobyć prochy Czarnego Pana – rzekł Lucjusz, ze spokojem wpatrując się w swoją różdżkę. Nie odrywał od niej wzroku tak długo, że w końcu Hermionie przyszła do głowy pewna myśl.
– Raczej to ucieczka z Azkabanu okazała się być o wiele trudniejsza, niż początkowo zakładaliście – rzekła, z niekrytą satysfakcją obserwując złość mężczyzny. Po sali rozszedł się pomruk dezaprobaty, zapewne szczególnie wśród tych, którzy jako ostatni opuścili więzienie, toteż pozwoziła sobie nacieszyć nim tak długo, jak tylko mogła. Uniosła głowę do góry, gotowa na złość Lucjusza, choć ten wydawał się opanowany. Popatrzywszy jej w oczy, wycedził:
– Ufam, że miałaś w tym czasie dobre towarzystwo.
Nie odpowiedziała, zaciskając zęby z taką siłą, że aż zaczęła ją boleć szczęka. Kątem oka znowu wychwyciła niewielki ruch, dokładnie w tym miejscu, w którym stał blond włosy chłopak, choć nawet nie starała się na niego spojrzeć. Przełknąwszy z trudem ślinę, rozejrzała się po sali, dopóki jej rozmyślań nie przerwał odgłos szybkich kroków.
Bellatriks ruszyła ku niej, a ostrze jej sztyletu, tego samego, którym wyryła bliznę na ciele dziewczyny, błysnęło w przyćmionym świetle.
– Mam dość czekania! – ryknęła w jednej sekundzie, by w następnej machnąć lekko różdżką. Zaklęcie przygwoździło ją do posadzki, unieruchamiając ręce i nogi i sprawiając, że straciła wszelką nadzieję.
W następnej sekundzie, która zdawała jej się dłużyć w nieskończoność, poczuła nieznany ciężar na sobie, oraz silny, bolesny dotyk na prawym przedramieniu, w miejscu, w którym kobieta chwyciła jej rękę.
– Jak za starych, dobrych czasów, prawda szlamo?
Ton jej głosu nie różnił się niczym od szeptu, jednak to wystarczyło, by Hermiona wstrzymała oddech, a jej serce zaczęło swój szaleńczy galop.
Było dokładnie tak, jak przed rokiem, z tym, że teraz to nie lewe przedramię zostawało oszpecone. Wtedy zdzierała gardło, krzycząc i łkając, bo gdzieś tam w środku tliła jej się jeszcze nadzieja na ratunek ze strony przyjaciół, którzy choć zamknięci, byli zaledwie kilkanaście metrów dalej. Teraz nie miała nikogo. Osamotniona i przygnębiona, zaciskała zęby w nadziei, że nie wydobędzie się z nich nawet najmniejszy szloch. Zdawać by się mogło, że oni wszyscy przyszli tutaj, by patrzeć na jej upadek, by po raz ostatni z niej gardzić. Nie zamierzała dać im tej satysfakcji.
Czuła przeraźliwy ból lewego przedramienia i krople swojej własnej krwi, sączące się w przeraźliwie wolnym tempie, zupełnie jakby i one chciały, by jej upokorzenie trwało jak najdłużej.
Nie patrzyła w stronę Bellatriks. Odwróciła głowę, chcąc być jak najdalej od jej szaleńczego okrzyku radości, gdy podnosiła w górę sztylet, z którego skapywały krople krwi. Nie chciała widzieć tego, jak zbiera ją w jakąś małą, pękatą fiolkę, a potem podaje ją Lucjuszowi. Przymknęła na chwilę powieki, ignorując szyderczy śmiech zebranych, szaleńczy jazgot Bellatriks, krążącej po środku sali i triumfującą minę Lucjusza w chwili, w której podchodził do kociołka i z najwyższą gracją przelewał do niego jej krew.
Samotna i zapomniana, leżała nieopodal, ostatkiem sił szarpiąc pordzewiałe łańcuchy, jakimi była przykuta i zagryzając zęby z nadzieją, że w jakimś stopniu zmniejszy to jej ból. A potem, w tej zdawałoby się najczarniejszej chwili, poczuła, że ktoś ponownie ją obserwuje. Doskonale znała ten palący wzrok, który za każdym razem przyprawiał ją o szybsze bicie serca i wiedziała do kogo należy. Odwróciła głowę, patrząc dokładnie w miejsce, w którym widziała go po raz ostatni.
Stał tam i patrzył prosto na nią. Nie odwrócił wzroku nawet w chwili, w której ich spojrzenia się spotkały, pozwalając, by dostrzegła to, co starał się ukryć przed całym światem. Chociaż zimna maska nie zniknęła z jego twarzy nawet na chwilę, jego oczy zdawały się płonąć od nadmiaru mieszanki emocji, których nie mógł, albo nie chciał pokazać nikomu innemu. Tylko jej. Wyczuwała w nich smutek, żal i rozgoryczenie, a także coś jeszcze, nad czym nie chciała się zastanawiać. Nie poruszył się nawet o milimetr, zupełnie jakby rozkoszował się tą wzajemną chwilą w taki sam sposób, w jaki celebrowała ją ona, doskonale wiedząc, że jest to ich ostatnia okazja na pożegnanie. Nie potrzebowali słów, by się porozumieć. Wystarczyły tylko ich spojrzenia.
A potem, gdy wydawało jej się, że minęła cała wieczność, Draco odwrócił wzrok, na nowo skupiając się na zgromadzonych wokół niego osobach. Otaczali go zbrodniarze i mordercy, podli lichwiarze i bezduszni przestępcy, chełpiący się każdą kroplą krwi, jaką przelali w przeszłości, a on dołączył do nich, stając jak równy z równymi i przywdziewając na twarz ten sam wyraz pogardy i bezduszności, z jakim się nie rozstawali.
Widziała to wszystko i nie mogła pojąć, jak ktoś, kto przez tyle miesięcy ją chronił i który tak wiele razy jej pomógł, mógł być tak bezduszny i bezlitosny. Ona wolałaby umrzeć, niż stanąć wśród reszty zbrodniarzy, by w przyszłości przelewać krew w podobny sposób. Zdusiła żałosne westchnienie, czując jednocześnie jak coś rozrywa jej serce i rozrzuca gdzieś powstałe w ten sposób części. Nic nie mogło się równać z rozgoryczeniem, które w niej narastało, a które niemal boleśnie przypominało jej o tych wszystkich miesiącach, które w tym momencie były niczym więcej, jak tylko mglistym wspomnieniem czegoś, co już nigdy nie wróci.
Ponure rozmyślania przerwał odgłos ciężkich kroków, który wyróżniał się na tle nadciągającego zewsząd gwaru. Lucjusz podszedł bliżej, choć jego postawa przestała charakteryzować się tym dziwnym ożywieniem i podekscytowaniem, jakie towarzyszyło mu do tej pory. Przeciwnie, teraz wyglądał na ukontentowanego wypełnionym zadaniem; kogoś, komu do zrobienia pozostaje tylko jedno...
– Wydaje mi się, że jesteś już bezużyteczna – wycedził, obracając w palcach swoją różdżkę. I choć nie podniósł głosu, wszystkie zgromadzone wokół nich osoby zamilkły, czekając na rozwój sytuacji.
Nie sądziła, że przyjdzie jej umrzeć w taki sposób. Nie przypuszczała, że będzie poniżona i upokorzona, zdana na łaskę ludzi, którzy zabiliby ją bez mrugnięcia okiem. Jakby wyczuwając jej myśli, Lucjusz zaśmiał się głośno, przyprawiając ją o ciarki na plecach. Nie czekając dłużej, skierował na nią swoją różdżkę, sprawiając wrażenie kogoś, dla kogo pozbycie się zwykłej szlamy jest swoistą nagrodą i wyrównaniem rachunków z Zakonem, przez który niegdyś został zesłany do Azkabanu.
Czas stanął w miejscu, a jej dane było usłyszeć bicie własnego serca, zanim usłyszała złowrogi głos, który jednocześnie miał być ostatnim dźwiękiem, jaki dane będzie jej poznać przed śmiercią. Nie odwróciła jednak wzroku, unosząc wyżej podbródek i patrząc mu wyzywająco w oczy, chcąc choć w ostatniej chwili zachować resztki godności.
– Avada...
– Nie! – usłyszała głos, na który podświadomie tak długo czekała, a który sprawił, że jej serce zamarło na dłuższą chwilę, by zaraz zabić ze zdwojoną siłą. Uniosła ociężałe powieki dokładnie wtedy, gdy z otaczającego ją kręgu osób, wyszedł Draco. Nie sprawiał wrażenie przejętego swoim zachowaniem. Apatycznym, wręcz znudzonym wzrokiem przebiegł po twarzach zgromadzonych, na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na swojej matce. Dopiero dostrzegłszy jej ledwie zauważalne skinienie głową, odwrócił wzrok, na nowo skupiając go na środku sali.
Przez jeden, maleńki moment uwierzyła, że chłopak chce jej pomóc. Wydawało się jej bowiem, że wszystkie emocje, które zawsze w sobie tłumił, wreszcie znalazły ujście, a ona sama pokazała mu, jak wiele dobra nosił w sobie przez tak długi czas.
Dopiero gdy jego spojrzenie zatrzymało się na jej pobladłej twarzy, coś w jej wnętrzu przekręciło się gwałtownie, by zaraz opaść dokładnie w okolicy serca. Draco bowiem nie patrzył na nią z wyczuwalną dozą jakiejkolwiek empatii. A już na pewno nie był to wzrok kogoś, kto chciał nieść pomoc...
– Nie chcę jej uśmiercać w ten sposób – przemówił, a choć wydawać by się mogło, że ton jego głosu nie różnił się niczym od szeptu; odbił się od ścian, raniąc boleśnie uszy. Wytrzymała to spojrzenie. Tak jak każde inne, którymi częstował ją w przeszłości. Zaprzestała też bezcelowej walki z kajdanami, których ciężar na dobre przygwoździł ją do posadzki. – Chcę, żeby cierpiała – dodał, wzbudzając ogólną radość. Niewzruszony czekał, aż w pomieszczeniu ponownie zalegnie całkowita cisza, zupełnie jakby pragnął należytej uwagi.
Bezduszny, pełen pogardy grymas wykwitł na jego twarzy, sprawiając, że na krótką chwilę zabrakło jej tchu. A potem czas jakby się zatrzymał. To wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, gdy zobaczyła, jak Draco wyciąga w jej kierunku różdżkę, jednocześnie wypowiadając słowa, które raz na zawsze przekreśliły to wszystko, co udało im się budować od tak dawna.
– Sectumsempra – powiedział cicho, cedząc każdą sylabę z największym zaangażowaniem, a ona poczuła, jak jej ciało rozdzierają niewidzialne ostrza. Ból otępiał umysły, ranił ciało; sprawiając, że mimowolnie z jej gardła wydobył się przeraźliwy, żałosny krzyk. Czuła rdzawy zapach swojej własnej krwi, sączącej się z każdego, najmniejszego pora skóry, widziała wykrzywione ze wstrętem twarze śmierciożerców; które w tamtym momencie nie miały dla niej żadnego znaczenia.
Ostatkiem sił uniosła ociężałe powieki, zupełnie jakby chciała obdarować stojącego nad nią chłopaka ostatnimi chwilami swojego życia. Wraz z upływającym czasem jej spojrzenie zdawało się gasnąć, zdołała jednak utrzymać je na tyle długo, by dostrzec nieskazitelną maskę na twarzy stojącego nad nią Dracona i coś dziwnego, co, jeśli tylko miałaby trochę więcej czasu, zinterpretowałaby jako najgłębszy żal.
Nie była w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Nie była w stanie się poruszyć. Powieki ciążyły jej coraz bardziej, by chwilę później całkowicie się zamknąć.
*J. Rothenberg – Po tamtej stronie ciebie i mnie
____________________________________________
Ale się porobiło, prawda?
Jeśli po głowie chodzi Wam teraz uśmiercenie naszego blondyna to poczekajcie spokojnie. Jeszcze może się przydać w tym opowiadaniu XD Nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym Wam zdradzić co nieco z przyszłych wydarzeń, jednak niepisana umowa o niespojlerowaniu ogranicza moje poczynania w tym względzie.
Jakimś nadludzkim wysiłkiem udało mi się skończyć rozdział w lipcu, zapewne dlatego, że odkryłam przemożoną chęć pisania, która w swojej najwyższej dawce pojawia się u mnie o 4 rano w niedzielę. Idealna pora. Spróbujcie kiedyś :D
A teraz najważniejsza kwestia: Chcę... co ja piszę... pragnę (!) z całego rozedrganego serducha podziękować TYM WSZYSTKIM, którzy pod ostatnim rozdziałem zostawili po sobie ślad. Zarówno tych, którzy stale coś piszą, jak i zupełnie nowe duszyczki, komentujące po raz pierwszy, ściskam z całej siły ( co z tego, że tylko telepatycznie XD) Dzięki temu udało nam się dobić do rekordowej sumy komentarzy (!!!), co z kolei sprawiło, że na mojej pooranej wakacyjnym słońcem twarzy pojawił się rumieniec, który mnie samej przywodził na myśl jakąś dziwną, tropikalną i nieuleczalną chorobę. Wspaniale czytało się Wasze słowa. Za każde najmniejsze chylę czoła. Dzięki! <3
Przy okazji mam ogromną nadzieję, że przy tym rozdziale Wasza aktywność nie spadnie, a wręcz się podniesie, tak ażebym mogła z wielką dumą prezentować mój rumieniec kolejnym nieświadomym przechodniom. Chociaż w tym rozdziale daleko jest do frico - romantico, ufam, że nie zaważy to na Waszej aktywności.
Zatem łomy w dłoń i do dzieła :D
Iva Nerda
Czytam twojego bloga od początku, lecz dopiero teraz odważyłam się napisać komentarz, jestem szczęśliwa, że znalazłam twojego bloga i jestem jedną z osób, które czytają go na bieżąco. Dziękuję Ci za to, że piszesz, ponieważ jesteś oryginalna, pomysłowa i utalentowana! To historia inna niż wszystkie, dlatego jest tak wciągająca. Co do rozdziału, wiem, że Draco nie chciał tego zrobić i to jedyny sposób, aby Hermiona nie zginęła, a śmierciożercy się niczego nie domyślili. Choć i tak chyba nie umiem mu wybaczyć tej zdrady :') Potrafisz budować napięcie, dzięki czemu będę czekać na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę, więcej takich 'natchnień' tylko może nie o 4 rano 😂
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czasu na pisanie
~kinaj1406
Nawet nie wiesz, jak raduje się w tej chwili moje serducho. Decydując się na założenie bloga, nigdy nie przypuszczałam, że doczekam się tak wiernych i wspaniałych czytelników! Byłam raczej kompletnie zielona i liczyłam... sama nie wiem na co XD
UsuńJestem przeszczęsliwa, że odważyłaś się napisać komentarz i tym samym ujawnić się <3
Nawet ostatnio zastanawiałam się, czy jest ktoś, kto czyta to opowiadanie od początku i śledzi wszystkie zmiany koncepcji w nim, a było ich niemało :P
Nie, oczywiście, że nie zdradzę, co przyświecało Draconowi, że postąpił tak, a nie inaczej. Kusi mnie ogromnie, by wdać się w dyskusję, ale pozostanę nieugięta. Szczególnie teraz, gdy do końca tak mało zostało.
Dziękuję za piękne słowa <3
Łał nie jestem w stanie na razie nic innego powiedzieć niż to,że moje serce rozpadło się na kawałki. Miałam naprawdę nikłą nadzieję, że Draco uratuje Hermiona jak widać pomyliłam się chociaż nigdy nic nie jest pewne prawda? Rozpłynęłam się gdy Draco rozmawiał z matką, naprawdę. Sama pisze Dramione i nie potrafię tak dobrze przelać tego co chce przekazać czytelnikowi, Ale wciąż się uczę. Bardzo lubię czytać twoje dialogi, opisy, bardzo się w nie wczuwam wtedy. Podziwiam Cię za tak dobrze napisane odpowiadanie. Czyta się je przyjemnie i szybko dokładnie tak samo jak moje ulubione książki. Co do wydarzeń z dzisiejszego rozdziału. No po prostu rozłożyłaś mnie na łopatki, nic dodać nic ująć. Z niecierpliwością będę czekać będę wyczekiwać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę udanego sierpnia,
Lirveni A.W
Ps: Też pisałam kiedyś rozdział o 4 nad ranem tylko, że we czwartek ;)
Mam nadzieję, że Twoje serducho poskłada się z powrotem w całość, bo nie zniosę myśli, że moje opowiadanie stało się przyczyną jego zguby :P
UsuńBaaaardzo dziękuję za tak piękne słowa. Trudno mi poniekąd w nie uwierzyć, bo - jak to ja - każdy rozdział uważam za ostatnie pomylenie. Dla ciekawostki przyznam, że nigdy nie czytam rozdziałów więcej niż raz, a i to staje się dla mnie wyzwaniem. No po prostu nie mogę XD Są dla mnie tak... UGhhh... że nie jestem w stanie przez nie przebrnąć. Być może gdybym jednak się na to zdobyła, wyłapałabym sporo błędów, które ofc zawsze zamieszczam, nawet wtedy, gdy tego nie chcę.
Ehhh odbiegłam od tematu, a miałam Ci jeszcze raz podziękować za tak piękne słowa. Także ten...
DZIĘKUJĘ <3
Ja...
OdpowiedzUsuńMalfoy mnie zabił.
Gdy zmartwychwstanę napiszę coś więcej.
Przyznaję, że przez cały dzień w moich myslach przewijał się gdzies ten rozdział, co jest nie lada wyczynem, bo ostatni raz kiedy tak bardzo myslałam nad komentarzem i samym tekstem był dokładnie 31 grudnia (może niektórzy wiedzą co mam na mysli). No, ale wracając do tematu: uwielbiam Cię droga Ivo :) Może to głupie, ale pomijając Twoje opowiadanie, czytam nawet każdy Twój komentarz, na innych blogach, na który się natknę. Nie wiem, z czego to wynika, ale niewątpliwie ogromny wpływ ma ten czar, który wkładasz w swoje słowa. Urzekłas mnie swoją osobą, na tyle na ile można urzec tylko pisząc :).
UsuńCo do samego rozdziału...
Nie wiem czemu, ale wydaje mi się on być najlepszy z wszystkich, które przeczytałam na tym blogu. To ogromnie miłe móc trafić jeszcze na cos co wzbudza szybsze bicie serca i niecierpliwe oczekiwanie na ciąg dalszy. Nie będę Cię już wychwalała, za piękną składnię, wyrazy, zdania itd., bo już to kiedys robiłam, a Ty niewątpliwie już się nudzisz czytając takie bzdety ;). Teraz chciałabym się odniesć bezposrednio do rozdziału. Kocham Cię za scenę w celi. Naprawdę zrobiła na mnie ona ogromne wrażenie. Pierwszy raz zaczęłam się zastanawiać dlaczego Twój Draco potrafi we mnie wzbudzić taką niechęć, która istniała, a którą zauważyłam dopiero przy ostatnich rozdziałach. Bach! I nagle wiem. I nagle w końcu go zrozumiałam. Można się tu posłużyć metaforą, że strzeliło mnie to tak niespodziewanie jak grom z jasnego nieba :D. Twój Malfoy jest taki cholernie niewiele odbiegający od kanonu, że aż mnie zatkało. Tak sobie myslę, że może gdyby Rowling postanowiła tchnąć w niego więcej potencjału, może byłby własnie taki? Dopiero w tamtym momencie zrozumiałam, dlaczego on jest taki a nie inny. Jak wiele wszyscy od niego wymagają, jak wiele musiał poswięcić, jak trudno jest mu podjąć wybór i jak trudno jest mu się wyłamać, zmienić, a co dopiero poswięcić dla kogos, kto był według niego zawsze gorszy. Jak może poswięcić sie osoba, dla której nikt się nigdy nie poswięcał? Przyznaję, że w tym momencie nienawidziłam Dumbledore'a, jego gierki, jego wielkie słowa. Zdrada Malfoya łamała mi serce, ale teraz już ją rozumiem i może chociaż minimalnie mniej boli. Aż mnie cos zabolało bardzo głęboko przy Staffordshire. Cholera chciałoby się tam być, chciałoby się, żeby on tam był, chciałoby się tam zgubić. Wierzę, że dasz mu albo im na to szansę. Zabił mnie, Ty mnie zabiłas słowami o torturach. Nie mam pojęcia jak z tego wybrniesz, ale to sprawia, że jeszcze bardziej niecierpliwa się staję. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie rozmowa Draco-Narcyza. Głęboko liczę, że będzie ich więcej, bo była idealna, jak jeszcze nigdzie. Narcyza widząca człowieka, a nie lepszych i gorszych. Narcyza taka jaką zawsze chciałam widzieć, jakiej oczekiwałam od Rowling. Nie przecudowna matka, ale taka która wie cos o wyborach, o decyzjach w życiu.
Bardzo podobała mi się Hermiona-prawdziwa do końca, Gryfonka z krwi i kosci. Czułam wszystko wraz z nią, od zawodu na przyjaciołach, Dumbledorze, bólu, samotnosci, przez rozczarowania zdradą, do pogodzenia się z tym co ma nadejsć. Naprawdę wyjątkowy rozdział. Prawie przez całosć byłam pogrążona w melancholii wymieszanej z nutą nadziei, czyms co uwielbiam. Niepokój nie dawał mi spokoju, kiedy myslałam, jak daleko wszystko się posunie. Jak Draco się zachowa, jaką podejmie decyzję, czy Hermiona w końcu okaże się dla niego znacząca chociaż w minimalnym stopniu. Nie zawiodłas mnie mieszanką emocji i czekam na jeszcze więcej. Ogromny plus, że nie widzę miedzy nimi żadnej miłosci, tylko ułamki uczuc [jeszcze oczywiscie]. Żałuję, że jednak nie napisałam na swieżo, bo teraz pewnie pominęłam ogrom kwestii, które wczesniej chciałam poruszyć. Poprawię się.
Dziękuję za cos naprawdę dobrego;).
Z niecierpliwoscią czekam na następny./N ( Od dawna nie czułam potrzeby, żeby cos skomentować, a Ty znowu ją obudziłas, dzięki!)
Nie wiem czy jesteście świadomi tego, że właśnie dla Was złamałam swoją żelazną zasadę, jaką było nie odpisywanie na komentarze, ilekroć nie ma w nich jakiegoś bezpośredniego pytania. Decyzję podjęłam po przeczytaniu tegoż właśnie komentarza i będę się jej trzymać do końca, czyli jeszcze jakieś 3 rozdziały + epilog. Nie sposób było bowiem pozostawić tak pięknych słów bez jakiegokolwiek odzewu, a i ten wyprodukowany właśnie przeze mnie wydaje się być nieadekwatny.
UsuńDrogi Anonimie, człeku zaradny, który swoim komentarzem wpędziłeś mnie niemal do grobu... JA TEŻ CIĘ UWIELBIAM! Czytałam Twoją wypowiedź co najmniej 3 razy i za każdym razem mam migotanie przedsionków.
A teraz coś, przez co spadłabym z fotela: nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek będzie śledził każdy napisany przeze mnie komentarz (nawet ten na innych blogach). Zapewne gdybym to wiedziała, postarałabym się, by były one o wiele lepsze... :D
A dlaczegoż to? Ano dlatego, że ja w swoim wieloletnim życiu też tak robiłam, śledząc wypowiedzi prawdziwych BÓSTW w dramionowym świecie. Kilka ich było... :D Co teraz czuję? Niedowierzanie. O tak. Bo nigdy w życiu nie pomyślałabym, że ktoś postąpi tak w odniesieniu do mnie - małej fanki ff, która zaczynając pisać dla ludzi, nie znała nawet dobrze poprawnej polszczyzny. Nie wiem co powiedzieć...
Jeśli uważasz ten rozdział za najlepszy ze wszystkich to... umarłam. Bardzo dziękuję. Przyznam, że tworząc opowiadanie, nie miałam dokładnego zamysłu, jak to się wszystko potoczy, ale właśnie ten rozdział (i poprzedni... no i jeszcze jeden z przyszłości) miałam zaplanowany w 100%. Może dlatego wyszedł tak, a nie inaczej? Bo gdzieś tam w środku mego jestestwa wiedziałam dokładnie jaki powinien być? Tak, czy inaczej, dziękuję :D
Jeśli zrozumiałaś to, jak chciałam przedstawić Draco - to, jakim był cwaniakiem na początku, a jaki rozdarty zrobił sie teraz, stając przed wyborami, które nigdy nie powinny spocząć na jego barkach, to po raz pierwszy czuję się usatysfakcjonowana. Bo właśnie tak miało być. I cieszę się, że mimo wewnętrznych obiekcji, w końcu mi sie to udało. Scena w celi była zwieńczeniem ich dotychczasowej drogi, aż do punktu, w którym znaleźli się teraz. Pisząc o niej coś więcej, musiałabym naruszyć zawodową tajemnicę, a od tego broń Panie Boże! Nie mniej jednak bardzo lubię tę scenę (jak wiele innych) i ociupinkę jestem z siebie dumna XD tak tyci, tyci :D
UsuńStaffordshire było jedynie symbolem niespelnionych marzeń i wolności, którą notabene miał, a której i tak przez całe życie zazdrościł innym. Tak na marginesie wspomnę, że wszystkie miejscowości przewijające się w opowiadaniu, ofc te niemagiczne, są realne. Moim faworytem jest Grafton <3 Przepiękne australijskie miejsce <3
Nawet nie wiesz jak się bałam Waszej reakcji odnośnie Narcyzy. Planowałam tę scenę już od dawna i nie chciałam, byście ją z nudów opuścili. No i chyba mi się to udało ;D W każdym razie chciałam ją pokazać taką, jaką wyobrażam ją sobie u Rowling. I myślę, że gdzieś w głębi taka właśnie jest. Ehhh kolejna postać w wielkim potencjałem...
Uwielbiam czytać opinie czytelników i widzieć to wszystko ich oczami. Dziękuję za tak piękne słowa. Nawet nie wiesz jak bardzo przez nie urosłam <3
3 września? ! Dwa dni opóźnienia i rozdział będzie idealnym prezentem na moje urodziny :D
UsuńCzy tylko ja nie mogę się doczekać, czym tym razem Iva nas powali? ��
W takim razie już teraz przyjmij ode mnie skromne życzenia. Niechaj Spełnią Ci się wszystkie marzenia <3
UsuńSzczerze mówiąc nie jestem pewna, czy treść rozdziału Was powali. Tak naprawdę to boję się, jak ją przyjmiecie. Bądźcie wyrozumiali, proszę ;D
Iva Nerda,
OdpowiedzUsuńczy Ty zdajesz sobie sprawę z tego, o jaki włos Twoje opowiadanie dzieli mnie od zawału serca?
Czytam, czytam i czytam. Wciągnęłam się tak bardzo, że aż czułam emocje blondasa i Granger. Matkobosko, nie rób tak! Nie można kończyć w takim momencie, szczególnie, że rozdział dopiero co wyszedł, teraz będę czekać na kolejny z duszą na ramieniu. :X
Ale, ale...domyślam się, że blondas katując dziewczynę, tak naprawdę chce ją uratować, ot co!
No i Narcyza, jedna z tych postaci świata Pottera, których bardzo, ale to bardzo mi szkoda. Matka, która widzi, co największe zło chce zrobić z jej ukochanym synem. Do tego ma męża obłudnika.
Wiesz, jakby Lucjusz dostał w którejś części po dupie, to byłoby bosko, ale ja nic nie sugeruję!
Czekam na kolejny rozdział, będę sprawdzać co kilka dni, czy już coś jest - no i zapraszam do mnie.
Powodzenia!
Mówiąc szczerze, zdałam sobie z tego sprawę dopiero teraz :D A choć nawet w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że mój rozdział wywoła aż takie emocje to niezmiernie się cieszę! Wydawać by się zatem mogło, że jest taki, jaki powinien być, gdy planowałam go miesiące temu :D
UsuńWybacz, że skończyłam w takim momencie, ale jak każda zła autorka muszę Was trochę pokatować ;d
Co do Twoich domysłów - nic nie powiem! Chociaż tak obiektywnie patrząc, to jakby to wszystko wyszło, gdyby przez cały czas bylo cukierkowo? Dramatyzm jest w cenie :D
Kolejna osoba, która porusza temat Narcyzy. Jejku nawet nie wiecie, jak bardzo starałam się przedstawić ją w takim świetle, by każdy mógł to zrozumieć. A chciałam dla Narcyzy zrobić coś więcej niż tylko uczynić z niej naczelną pokojówkę swojego męża i delikatną kobitkę, kochającą swoje kwiaty. Rowling pozostawiła ją z wielkim, niewykorzystanym potencjałem, podobnie jak Dracona. A ja, niczym superhero postaram się to zmienić :D
Dziękuję, że jesteś <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJedyne słowo po przeczytaniu tego rozdziału jakie mi się nasuwa to WOW! Emocje towarzyszące temu rozdziałowi są niesamowite. Draco trochę mnie rozczarował tą zdradą, ale jednak mam nadzieje, że wszystko dobrze się skończy. Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział... Nie wiem czy wytrzymam, bo chciałabym się już dowiedzieć co stanie się dalej. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo weny!
OdpowiedzUsuńWow - tak samo zareagowałam, czytając te wszystkie komentarze. Serio, U made my day!
UsuńWiedziałam, że w tym rozdziale oberwie się naszemu blondasowi, ale jeśli to tylko rozczarowanie jego postawą, a nie chęć rzucenia na jego wielce zasłużoną platynę Avady, to jestem skłonna przymknąć na to oko. Niech pokutuje za to co zrobił, a co!
Wytrzymasz, wytrzymasz. Miałam już tyle obsuw z terminami, że pewnie jesteście na nie uodpornieni.
Cieszę się, że jesteś <3
O dziewczyno! O dziewczyno! I jeszcze raz.. O DZIEWCZYNO!!!! Co Ty mi zrobiłaś tym rozdziałem?! Bosko? Cudnie? Genialnie? Nie ma słowa, które może to opisać! Rozmowa Hermiony z Draco w lochach... łożeszty! No cud miód... te przejścia z akcji na akcje, te opisy miejsc, uczuć jakie towarzyszyły bohaterom... to napięcie!!! Nie wytrzymam do kolejnego rozdziału! Czuje się tak nabuzowana emocjami że nienadążam spisać myśli które chodzą mi po głowie :D o jak jak Ci dziękuje... jesteś najlepsza... No kocham poprostu... bije pokłony aż nosem ryje po podłodze. Czekam! <3 s.
OdpowiedzUsuńTo ja bije Wam pokłony, za to, że pokusiliście się o nabazgranie jakiś słów. I dziękuję za wspaniale słowa, które mam wrażenie są skierowane do kogoś innego. Ja nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś może tak pięknie, tak cudnie, tak genialnie reagować na moje wypociny!
UsuńSerce się raduje!
Ochłonęłam to teraz do rzeczy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opisy. Są w punkt trafione. Nie przynudzasz zbytnim rozwlekaniem a zawierają dokładnie to co powinny, żebyśmy mogli dokładnie wczuć się w sytuacje. Cudowne dialogi. Potrafisz stworzyć tak piękną konwersacje, że aż mam dreszcze gdy to czytam. Bardzo ładnie sklejasz całość akcji, fabuła jest niesamowicie ciekawa a pomimo zwrotów akcji nie da się w niej pogubić. No i napięcie jakie potrafisz wywołać... No brak słów. Czytając włączam tryb "karabin maszynowy" bo nie mogę doczekać sie kolejnego zdania :) pomimo szybkiego czytania, tak genialnie prowadzisz wątek, że nie da się nawet chwile odpłynąć myślami gdzie indziej... wbrew pozorom przy szybkim czytaniu, przynajmniej u mnie, często pojawia się brak zrozumienia dla tekstu... w tym przypadku nie ma takich sytuacji... wydaje mi się bardzo trudną sztuką tak pisać aby nawet czytelnik "marzyciel" był w 100% skupiony na tekście. Zdecydowanie posiadasz umiejetność wciągania w fabułę :) cóż mogę dodać... No kocham Cię za to co robisz :) Pozdrawiam serdecznie i weny! s.
Kocham opisy. Miłością wielką i odwzajemnioną. Mam nawet wrażenie, że czasami potrafią przekazać więcej, niż zwykłe dialogi. Nakreślić sytuację, urzeczywistnić to, co mam przed oczami, byście i Wy mogli to zobaczyć. I z niektórych, szczególnie tych zrodzonych w wielkim bólu, naprawdę jestem dumna, choć nie powinnam, zważywszy na fakt, na jakim poziomie są początkowe rozdziały :/
UsuńJeśli masz dreszcze czytając konwersację, które uda mi się wymyślić, często o 4 nad ranem, to biję Ci pokłony! To z nimi mam zawsze największy problem. Poprawiam, kasuję, znowu poprawiam, I tak w kółko.
Jejku nawet nie wiesz jak strasznie się teraz rumienię, czytając tak wspaniałe słowa.
Nie wiem co napisać... I jak to ująć, żebyś poznała moje myśli.
Dziękuję.
Padłam, leżę i nie wstaję.
<3 <3 <3
Czytam bloga od początku, bardzo mi się podoba, nieoczekiwany według mnie rozwój akcji, świetne opisy bohaterów, z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Zostawiam po sobie ślad ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za to, że jesteś ze mną od samego początku i za to, że zdecydowałaś się zostawić po sobie ślad. Serce rośnie przy takich czytelnikach 💖
UsuńSwój komentarz zacznę trochę od końca, bo nawiążę do notki pod rozdziałem... HALO, JA NIE BYŁAM ŚWIADOMA ŻADNEJ UMOWY, proszę więc zdradzić mi co nieco z przyszłych wydarzeń, bo po tym rozdziale jestem absolutnie rozbita, roztrzęsiona i wszystkie inne synonimy tego słowa. Zaczynając jednak od początku... Czytałam ten rozdział z przerwami - bo byłam w pracy, więc gdy tylko miałam chwilę wolnego, dorywałam się do telefonu i czytałam kolejne akapity tekstu. Nawet sobie nie wyobrażasz jaka byłam zła, kiedy musiałam przerywać czytanie W TAKICH momentach.
OdpowiedzUsuńZastawiam się o co chodzi z początkiem tekstu - czyżby Dumbledore, Harry i reszta osób byli niedaleko posiadłości, w której była przetrzymywana Hermiona? Jeśli dobrze to interpretuję, to, kurczę, na co Dumbledore czeka? Kolejny powód do zdziwienia to fakt, że Harry nie wiedział o wyprawie Hermiony. Nie rozumiem czemu Dumbledore zataił przed nim tą informację, ale widocznie miał ku temu jakieś powody. Jestem więc na niego wściekła, ale tą złość po kilku minutach przysłoniła wściekłość na Malfoya.
Czytając opisy ze sceny w celi miałam ciarki. Sama wiesz, że uwielbiam Twoje opisy, wielokrotnie podkreślałam to przy poprzednich rozdziałach, ale mam wrażenie, że w tym pobiłaś samą siebie. Jest idealnie - prosto i uczuciowo, z przejmującym poczuciem zdrady przez osobę, w której zaczęło się widzieć kogoś, kogo można pokochać. Do kogo można czuć coś, czego nie czuło się przy nikim innym. Wiesz, co najbardziej lubię w Twoim opowiadaniu? Właśnie tę prostotę uczuć. Nie ma fajerwerków, wybuchów miłości, wyznań... sytuacja między Draco a Hermioną jest tajemnicza, platoniczna, co nadaje jej intymny charakter. To właśnie tym nie zaczarowałaś od samego początku, droga Ivo.
Po ich rozmowie w celi spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Myślałam, że gdy rozmowa będzie odbywała się po różnych stronach - z jednej Hermiona za kratami, z drugiej Draco, który tak jakby sam przyczynił się do tego, by ona się tam znalazła - dalsza akcja potoczy się zupełnie inaczej. Nie spodziewałam się wybuchu złości ze strony Draco, ale to tylko pokazuje, że mu na niej w jakimś stopniu zależy. Że te tygodnie wspólnie spędzone nie były dla niego czymś obojętnym. I że Draco czuje się bezsilnie.
Rozmowa między Hermioną a Draco wywołała na moim ciele dreszcze - każdą linijkę czytałam coraz bardziej niepewna, ale tak jak już napisałam wyżej, spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Może jakiegoś wyznania ze strony Malfoya, a może tego, że w końcu otworzy celę i spróbuje wydostać się razem z Hermioną z tego miejsca. To byłoby jednak zbyt proste i zbyt piękne.
Cieszę się, że w tej rozmowie Draco odkrył się przed Hermioną. Powiedział czego pragnie, co czuje, jak chciałby żyć. Wyjawił jej swoje marzenie o zgubieniu się w Staffordshire. Niesamowity fragment, upiększony dodatkowo przepięknymi opisami, które mogłabym czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Zachwycasz, po prostu. W Twoich słowach odnajduję... hm, jakieś dziwne ukojenie, nadzieję i sama naprawdę nie wiem czemu.
Narcyza przejrzała Draco na wylot - szkoda tylko, że on nie potrafił przyznać się samemu sobie tego, co zaczął czuć. Szkoda, że nie przyznał się sobie, że on też ma prawo czuć coś do drugiego człowieka. W tej kwestii bardzo przypomina mi mnie. Rozmowa Draco i Narcyzy bardzo mnie wzruszyła, bo pokazała, że Narcyzie zależy na szczęściu swojego syna, na tyle, że byłaby w stanie poświęcić siebie, byleby on był szczęśliwy. To niesamowite jak mocna jest miłość matki do dziecka.
UsuńOstatnia scena wywołała we mnie dużo sprzecznych emocji. Hermiona, nawet w takiej sytuacji, gdy wokół niej stało dziesiątki śmierciożerców, nie straciła woli walki. Tak jak napisał już ktoś wyżej, została Gryfonką nawet w obliczu nadchodzącej śmierci. I właśnie w tym momencie złość na Dumbledore'a przeszła na Malfoya. Zastanawiam się, jaki Draco ma plan i o co w tym wszystkim chodzi. Rzucił na Hermionę tak okrutne zaklęcie. I myślę, czy Hermiona, jeśli wyjdzie z tego cało, będzie w stanie wybaczyć mu zdradę i tak niewyobrażalne cierpienie? Kiedy Draco przerwał rzucaną na Hermionę Avadę razem z nią miałam nadzieję, że on naprawdę chce jej pomóc. Później jednak wszystko kompletnie się posypało.
Kolejny rozdział jest dla mnie jedną wielką niewiadomą, nie mam pojęcia, jak może potoczyć się akcja, więc czekam na nowość z ogromną niecierpliwością i nadzieją, że pojawi się szybko. Tymczasem zostaje mi jedynie czytać w kółko poszczególne sytuacje z tego rozdziału, które pokochałam całą sobą i z pewnością szybko nie pozbędę się ich z mojej głowy.
Twoje opisy są do bólu realistyczne. Można poczuć ból Hermiony, niepewność Malfoya, tlące się dobro Narcyzy. Ten rozdział dał mi dużo do myślenia, dlatego bardzo Ci za niego dziękuję.
Podsumowując: piękny rozdział, pełen cierpienia, a zarazem nadziei. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale pokazałaś mi przez ten tekst coś wyjątkowego - jak wartościowe jest życie i jak ważny jest drugi człowiek. A poza tym dałaś mi jakąś dziwną siłę do powrotu do pisania! Potrzebowałam tego, takiej motywacji, którą odnalazłam w Twoich słowach.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
Ps. Mój komentarz jest strasznie nieskładny, wybacz, ale emocje wzięły górę! :<
Buziaki,
M.
Witaj, kochana!
UsuńUmowa była, oczywiście, że tak. A przynajmniej tak sobie tłumaczę fakt, że pod żadnym pozorem nie mogę puścić pary z ust. Uwierz mi, że tak jest o wiele łatwiej.
Jeśli chodzi o Dumbledore'a i całą jego zgraję, to miejsce ich pobytu nie powinno nastręczać zbyt wielu trudności. Czy trafiłaś, że to Malfoy Manor okaże się już w kolejnym rozdziale :P
Harry wiedział o wyprawie Hermiony. Tak jak reszta jej przyjaciół był obecny na Grimmauld Place, gdy dziewczyna opuszczała go w towarzystwie Ślizgona. Tajemnicą był jednak fakt, jak ich eskapadę planował zakończyć Dumbledore. Bo co jak co, ale musimy przyznać, że nie byłby tak nierozważny, by wypaplać Harry'emu, że przewidział, iż Hermiona trafi do Malfoy Manor. Musisz być też pewna, że nie zdradził Wybrańcowi swoich podejrzeń co do uroczej cioci Belli i ucieczki Lucjusza. Bo Dumbledore, jak to Dumbledore dużo wie. Jednak nie dzieli się informacjami zbyt pochopnie, szczególnie wtedy, gdy nie jest ich pewien.
Podsumowując: Harry i pozostali wiedzieli o wyprawie Hermiony. Nie mieli jednak pojęcia o tym, że ich Dyrektor pozwolił na to, by trafiła do Malfoy Manor. I by była tak opuszczona i samotna, jak w ostatnim czasie. Mogę jednak zapewnić, że Dumbledore jak zwykle miał w tym jakiś większy plan :D
Myślę, że obie jesteśmy fankami jakichkolwiek opisów. Jeśli te tutaj przypadły Ci do gustu to właśnie w tym momencie z moich płuc wydobywa się głośne westchnienie ulgi. W opisach i przekazywaniu uczuć jesteś dla mnie niedoścignionym wzorem! <3
Zamysł na ten rozdział miałam już od paru miesięcy,a nawet dłużej, odkąd tylko w mojej głowie zagnieździła się myśl o własnej historii.
Twój komentarz jest przepiękny i aż nie mogę uwierzyć, że kierujesz go do mnie <3 Jeśli masz już motywację do pisania to siadaj do pisania i to szybko! Zdążyłam już bowiem zapomnieć, jak pięknie potrafisz wzruszyć swoimi tekstami.
Padłam. Padłam, moja droga i już nie wstanę.
Przede wszystkim przepraszam, za opóźnienie z komentarzem, ale:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze rozdział zabił mnie do tego stopnia, że musiałam go przeczytać dwa razy, aby upewnić się czy wszystko dobrze przeczytałam, czy może jednak ze względu na późną godzinę, o której zabrałam się za czytanie coś mi się ubzdurało, że niby Draco… Hermione (ale o tym w dalszej części komentarza)
Po drugie ze względu na swoją pracę 8h przy komputerze dziennie jak wracam do domu to siadanie przy komputerze jest ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę. Ona z reguły przychodzi w nocy, wtedy, kiedy powinnam spać, ale nie potrafię sobie odmówić przyjemności czytania Twojej twórczości :D
No to teraz przejdźmy do konkretów, zaczynając od początku. W tym rozdziale spodziewałam się tego, że pojawi się Dumbledore z Harym – nie wiem nie pytaj mnie czemu, po prostu uważałam, że czas najwyższy na nich. Jak się domyślam (nie wiem, czy trafnie czy też nie) są oni niedaleko Malfoy Manor i ? No właśnie i czekają. Trochę to mnie zdziwiło, że Dumbledore wiedząc, co się szykuje, wiedząc, co Malfoy kombinuje i wiedząc co chcą zrobić Hermionie tylko czeka. Na pewno ma to jakiś większy sens, jestem tego pewna, ale na razie nie widzę go tutaj. Chociaż wydaje mi się, że Dumbledore zwleka, bo jest pewien, że Draco postąpi słusznie i jakoś wyciągnie Granger żywą ze swojego domu, co na razie wydaje mi się bardzo prawdopodobnym scenariuszem. Jednak dalej nie wiem, jak chce to zrobić, bo przecież całe Malfoy Manor jest dobrze chronione.
Scena w lochach… M-I-S-T-R-Z-O-S-T-W-O! Dialog niby taki zwyczajny, ale te opisy – miód malina. Szczerze mówiąc spodziewałam, się, że Hermiona i Draco będą w tym rozdziale mieli jakieś małe spotkanie, ale nie sądziłam, że będzie one do tego stopnia emocjonalne, że mnie serce zakłuje. Hermiona czuje się zdradzona – nie ma się co jej dziwić, bo tak jest. Zdradziła ją osoba, w którą tak bardzo wierzyła, która jeszcze tak niedawno dała jej najlepszy prezent pod słońcem, znalazła jej rodziców, pokazała, że są szczęśliwi, zdrowi, że nic im nie jest. Jak taka osoba mogła ją wydać na rzeź? Na pewną śmierć. Nie trzyma się to kupy i jestem więcej niż pewna, że Hermionie też, dlatego to jeszcze bardziej boli. Wziął ją z zaskoczenia, a ona tak łatwo się dała zagonić w tą ślepą uliczkę. No, ale przejdźmy teraz do opisu z perspektywy Dracona. Ten to mnie poruszył, razem z tym, co mówił – byłabym mu skłonna wybaczyć, na prawdę. Malfoy czuł się podle, nie mógł sobie poradzić z tym wszystkim, z nikim po za jedną osobą nie chciał się widzieć. Bardzo mnie ucieszyło, że do niej poszedł. Nie powiem, że cieszyły mnie fragmenty o tym, że poszedł się z nią pożegnać, bo jakoś do końca w to nie wierzyłam, albo raczej nie chciałam uwierzyć. No, ale Draco w końcu zrozumiał, że strata Granger zaboli go bardziej niż myślał, że jej oczy patrzą na niego już zupełnie inaczej, że ta przemądrzała czarownica obróciła wszystko o 180 stopni, a on pozwolił jej na to. Scena rozmowy, jest tak dobrze opisana, że czuję się jakbym tam była razem z nimi. Malfoy stojący przy kratach, Hermiona ukrywająca się w lochu no i dialog. To była chyba jedna z najszczerszych rozmów pomiędzy nimi. Już nikt nikogo nie oszukiwał, bo nie miał po co, wyłożyli wszystkie karty jakie mieli, nie było sensu teraz zamydlać sobie oczu. No i mój ulubiony fragment, taki zapierający dech w piersiach:
„ – Więc po co było to wszystko...? – nie dokończył, pozwalając, by pytanie zawisło między nimi.
– Bo chciałam wierzyć, że jesteś inny.
Zamarł, słysząc ile prawdy kryło się w tym jednym zdaniu, jednak nie mógł pokazać, jak wielkie wywarło to na nim wrażenie. Zdawał się w ogóle na to nie reagować, jedynie od czasu do czasu przesuwając rozbieganym wzrokiem po kamiennych płytach.
– Tacy jak ja nigdy się nie zmieniają...
– Tacy, jak ty nigdy nie mają na to odwagi – poprawiła go, cedząc każde słowo z wyczuwalną złością.”
No, ale nie byliby sobą, gdyby rozmowa potoczyła się do końca dobrze, no przecież, że nie. Malfoy musiał powiedzieć o pare słów za dużo.
UsuńJak wracał z lochów nie myślałam, że spotka kogokolwiek, a już na pewno nie swoją matkę. Bardzo, ale to bardzo podobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś Narcyzę, jako osobę, jako matkę, która jest w stanie zrobić wszystko dla dobra swojego syna. Ich rozmowa, sugestie Narcyzy, co do wyboru drogi myślałam, że przyniosą upragniony ratunek Hermiony. Narcyza nie dba o to, czy dziewczyna jest czystej krwi, czy nie. Ona widzi, że jej jedynemu synowi na niej zależy i jej to nie przeszkadza. Najważniejsze jest dla niej to, żeby Draco był szczęśliwy, żeby nigdy niczego nie żałował i żeby kroczył własną drogą, a nie taką narzuconą przez kogoś. Malfoy może oszukiwać każdego, nawet samego siebie, ale matka wie najlepiej – zawsze tak było, jest i będzie. Przejrzała go na wylot i to go jeszcze bardziej rozzłościło, że Narcyza bez większego problemu potrafi przejrzeć jego maskę. Nic nie jest w stanie przed nią ukryć, nawet gdyby chciał. Cały dzień boryka się ze swoimi emocjami, nie może sobie poradzić z tym wszystkim, myśli, że może sen przyniesie upragnione ukojenie. Niestety (albo i stety) pojawia się w nim scena śmierci Granger. Po tym wszystkim stwierdziłam, no nie ma bata, na pewno zaraz przeczytam, że Draco idzie do lochów, żeby ją uwolnić itp., itd., ale NIE, bo po co, błoby za prosto prawda?
Scena w salonie mnie zabiła. Dwukrotnie. Co prawda cały czas miałam nadzieję na ratunek, cały czas jakaś iskierka nadziei się tliła. Zwłaszcza po tej wymianie spojrzeń między Draco, a Hermioną. Myślałam wtedy, no nie ma bata złamie się. Na pewno się złamie. Przecież jak może pozwolić na to, żeby dziewczyna, do której czuje tak ciepłe uczucia, została zabita. No jak powiedz mi? No, ale jak widać może, BA nawet sam w tym uczestniczy rzucając w jej stronę Sectusemprę. No jak tak mogłaś? Mało tego, zakończyłaś rozdział w takim momencie… NO JAK?!
Po przeczytaniu pierwszy raz tekstu musiałam ochłonąć i przemyśleć wiele spraw. Po drugim przeczytaniu dalej musiałam ochłonąć. Powiem Ci coś, co może Cię zszokować, albo i nie – nie jestem zła na Malfoya. Nie mam chęci mordu w oczach. Na pewno bym go nie zmordowała, gdyby stanął przede mną. A wiesz dlaczego? Bo ja WIEM, że on to zrobił, bo to było jedyne wyjście na to, żeby jej nie zabić. Nie wiem jak akcja potoczy się dalej, ale wiem, że to było jedyne wyjście. Wiem doskonale, że w środku, pod tą maską to, co robi boli go bardziej niż Hermione. Jestem tego pewna. Ja mu ufam, wiem, że robi wszystko, co w swojej mocy, żeby ją uratować. Czym jest chwila cierpienia w porównaniu do tego, że może ją ocalić. Ona przetrwa, on też. Doszłam też do kilku innych wniosków i mam głowę pełną przypuszczeń i pytań, więc mam nadzieję, że kolejny rozdział już się pisze i pojawi się tutaj w niedalekiej przyszłości.
Nie pozwól mi za długo czekać na kolejny rozdział, bo musisz wiedzieć, że jestem baaaardo niecierpliwa. Z reguły muszę mieć wszystko na 10 minut temu. Z chęcią już bym się dowiedziała, co planujesz w kolejnym rozdziale. Czy wtedy też będę umierała pod koniec? Czy znowu będę musiała czytać rozdział dwa razy, żeby się upewnić, czy wszystko dobrze przeczytałam, a potem ubolewać? :D Naprawdę jestem teraz chodzącym kłębkiem nerwów przez to zakończenie. Bo oczywiście ja mogę wiedzieć te rzeczy, ale nie jestem ich pewna oczywiście. Bo nie mam pojęcia jak mnie zaskoczysz w kolejnym rozdziale. Na razie nie przyjmuje do wiadomości, że Hermioa mogłaby rzeczywiście umrzeć z rąk Draco. W sumie z niczyjej ręki nie mogłaby umrzeć. Ona musi żyć, on też. Nie dopuszczam do siebie innej możliwości, mam nadzieję, że Ty też. :D
UsuńZnowu się rozpisałam, chociaż nie myślałam, że aż tyle mi to zajmie. Nie mam teraz czasu czytać tego, co napisałam, bo obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że jest jakoś składnie napisany, do tego stopnia, że zrozumiesz to co napisałam.
Pozdrawiam Cię serdecznie <3 ściskam na odległość <3 i życzę duuuuuuuużo weny i czasu, żeby kolejny rozdział pojawił się najszybciej jak to możliwe, bo nie wiem ile dam rady czekać ☹
Jedyna w swoim rodzaju
Panda <3
PS. Zapomniałam napisać o notce pod rozdziałem, tak samo jak moja poprzedniczka, nic nie podpisywałam, żadnej umowy na oczy nie widziałam, ba nawet nie byłam jej świadoma, więc ja się nie obrażę jak trochę mi zaspojlerujesz <3
UsuńWitaj! I nie przepraszaj za spóźnienie. Ważne, że wgl komentujesz :D
OdpowiedzUsuńDumbledore... hm... czy to pierwszy raz, kiedy chce poświęcić coś "dla większego dobra"? Jak na staruszka jest wyjątkowo nierozważny w tym co robi i w tym, jak długo zwleka, ale może to część jakiegoś planu? W Twoim komentarzu padło jedno, kluczowe zdanie (nie, nie powiem które), będące odpowiedzią na wszystkie Twoje (i nie tylko Twoje) rozmyślania. Jeśli nie wiesz o co mi chodzi, to wszystko wyjaśni się już niebawem, zapewniam :D
Nie wiem jak Ty to robisz, że ciągle trafnie przewidujesz moje kolejne rozdziały. Albo Ty jesteś tak niezwykła, albo moja licha umiejętność zaskakiwania czytelników zniknęła całkowicie. Dla wspólnego dobra uznam, że to drugie :D
Scena w celi spędzała mi sen z powiek. Pisałam ją "na raty" i do końca nie wiedziałam, czy jest w miarę dobra. Cieszę się, że Ci się podoba. Z kolei fragment, który podałaś wymyśliłam jakoś tak... od razu. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Najwyraźniej wczesna niedzielna pora działa nad wyraz produktywnie :D
Jeśli chcesz, bym uchyliła Ci rąbka tajemnicy, to powiem jedynie tyle, że Twoja wersja wydarzeń, w której Draco uwolniłby Hermionę była absolutnie NIEMOŻLIWA! Czy to z mojego sadyzmu, hm... chyba tak :D Któż to wie :P
I powiem Ci coś, co może Cię zaszokować - ja też nie mam mordu w oczach, gdy teraz zerkam na Malfoya :D Choć pewnie wynika to z mojej niekrytej słabości do niego. Tak czy siak, zamierzam go jeszcze wykorzystać... w opowiadaniu, rzecz jasna, więc dobrze, że nie planujesz na nim jakiegoś mordu :P
Niestety zaspoilerować nie mogę, choćbym chciała. Jakaś czarna siła nałożyła na mnie Przysięgnę Wieczystą. Także buzia na kłódkę i cicho sza!
Choć jeśli chcesz spoiler, to powiem, że do końca zostało 3 rozdziały i epilog, na który (uwaga!) jeszcze nie mam pomysłu. Czy taki spoiler Cię zadowala? :D No nie kręć głową, wiem, że tak XD
Dziękuję za tak dłuuuuuuuugaśny komentarz. Jesteś niezwykła, droga Pando. Patrzę na niego, patrzę i oczom nie wierzę. Serce rośnie mając takich czytelników.
Ściskam mocnooo (aż do rozłamu kości) i taką wiarę we mnie.
Padłam, Moja Droga, po raz kolejny.
Iva Nerda
Teraz to mnie wręcz zaskoczyłaś! Które zdanie? Mów mi szybko zaraz, które! Bo chyba nie wytrzymam. Przeczytałam swój komentarz kilka razy i mam kilka faworytów, ale nie jestem pewna :( Jeżeli nie chcesz mieć pandy na sumieniu (a pamiętaj że pandy są pod ochrona i grozi im wyginięcie) to musisz mi powiedzieć, nawet prywatnie. Zgódź się chociaż na to :D
OdpowiedzUsuńNo i co do spojlera... nie zaspokaja mnie wcale, uważam że jest za mało spojlerowy :( chociaż bardzo mnie zasmucił, bo nie wiem jak dam sobie radę w życiu bez Twojego opowiadania... chyba że może planujesz coś nowego? *nadzieja w głosie*
Mam tylko nadzieję na happy end w tym opowiadaniu, nie podniosłabym się chyba gdyby było inaczej. Z reguły wolę dobre zakończenia, bo wtedy mam takie poczucie że pomimo całego trudu przez jaki bohaterowie przeszli- było warto no i jest mi jakoś lżej na sercu :)
Mam nadzieję że już masz przyszły rozdział ułożony w głowie i niedługo zobaczę jak magiczne procenty rosną od ? Do 100 :D
Ściskam Cię najmocniej jak tylko mogę ❤️
Panda(zagrożona śmiercią- tak żebyś pamietała :D)
Jest to zdanie, dzięki któremu wyjaśni się ten zalążek niechęci w stosunku do zachowania Dumbledore'a. A co za tym idzie... do całego opowiadania. Nawet nie wiesz jakie to proste i hm... infantylne wyjaśnienie. Ale dość, nie będę Cię nakręcać, choć z wielką chęcią poznam Twoje typy zdań. A nóż znajdzie się w nich to, o którym myślę :D
UsuńCo do spoilera... niestety bardziej spoilerowego spoilera podać nie mogę, bo groziłoby to moim unicestwieniem (patrz punkt o Przysiędze Wieczystej).
Ja także wolę happy endy (a kto nie?), ale przyznam szczerze, że w dwóch opowiadaniach dramione, które przyszło mi czytać, wcale nie było happy endu, wręcz przeciwnie - było do niego bardzo, bardzo daleko; a mimo to, skradły moje serducho. Może zatem złe zakończenia wcale nie są takie złe ( pomimo początkowej rozpacz), a wydają się być najlepsze co autor mógł w danej chwili napisać?
Następny rozdział tworzy się w głowie, obecnie mam dawno wymyślony ogólny zamysł, a co z tego wyjdzie - zobaczymy :D A % już rosną, na dniach powinno być ich więcej.
Pozdrawiam serdecznie,
Iva Nerda (zaznaczona przekleństwem Wieczystej Przysięgi za spoilerowanie)
Ivo jeśli nie będzie happy endu to chyba Cię znajde i "wyjasnie kilka spraw" :D
UsuńTo powiedz tylko jak mogę się z Tobą skontaktować :D i w wolnej chwili napiszę Ci rozprawkę o wszystkim, co mi chodzi po głowie :D
UsuńZgadzam się z Tobą, ale nie wyobrażam sobie zakończenia tej historii inaczej niż happy endem... Mieli za mało czasu, wiele rzeczy zostało niedopowiedzianych, no po prostu nie wyobrażam sobie tego inaczej :)
12% - całkiem dobry wynik! Co prawda wolałabym widzieć już jakieś 92% :D No, ale nie narzekam :D
Pozdrawiam serdecznie,
(coraz bliższa śmierci z wieczną nieodłączną nerwicą)panda
Ivo, polecisz jakieś dobre opowiadaniem dramione ze złym zakończeniem? :) Z góry dzięki. :)
UsuńDrodzy: Anonimie, Pando, Anonimie, pozwolicie, że odpowiem w jednym komentarzu :D
UsuńAnonimie nr 1. - You made my day! Po całości! :D
Pando - kontaktować można się ze mną w tradycyjny sposób, przez sowy. Prosiłabym jedynie, byś nie wysyłała Świstoświnki (jeśli Ron łaskawie Ci jej użyczy) bo robi za dużo hałasu ;P
Jeśli nie przepadasz za sowim zapachem, polecam drogę mailową. Można mnie znaleźć na IvaNerda@wp.pl
Wkrótce gdzieś po lewej stronie pojawi się stosowna zakładka z kontaktem, tak, by każdy, kto ma jakieś pytania, mógł się spokojnie ze mną skontaktować. PS: cóż za niedopatrzenie z mojej strony, że stosowna zakładka nie powstała wcześniej :/
Anonimie nr 2.: Dramione z nieszczęśliwym zakończeniem, które zrobiło ze mnie wrak człowieka na co najmniej tydzień to Echo Naszych Słów. Szczerze polecam!
Kolejne godne polecenia to Niewolnicy Własnych Wspomnień (choć sama końcówka dała mi światełko w tunelu i swoistą nadzieję, na to, że nie wszystko skończone ;D). Jest to opowiadanie, przy którym ryczałam jak bóbr! I choć momentami serce mi pękło, polecam!
Ten rozdział mnie rozwalił. TOTALNIE. Mam ochotę rozszarpać Malfoya za to, co zrobił i za to, czego NIE zrobił. Dlaczego u licha tak się zachował? Jak on mógł. Moje serce krwawi :(
OdpowiedzUsuńTak jak inne komentujące osoby, NIE PRZYPOMINAM SOBIE ŻADNEJ UMOWY, więc chcę detale. Mnóstwo szczegółów, albo chociaż zapewnienie, że będzie happy end. Chociaż po tym rozdziale to ja już tracę szczątki nadziei na happy ending.
Ale zacznę od Dumbledore'a. Czy możesz do ode mnie walnąć czymś tak bardzo mocno? Żeby bolało. Serio to jego "Czekamy" obudziło we mnie dzikie instynkty i na miejscu Harry'ego potraktowałabym go Avadą. Albusie w tym momencie w ogóle mi nie zaimponowałeś. Wstydź się.
Rozmowa Draco z Hermioną w lochach była taka... szczera. Aż dziwiłam się, że tak się przed nią otworzył. Wyobraziłam sobie, że otwiera lochy i wpadają sobie w ramiona. Wiem, takie tam bzdury z romasideł, ale no jestem ich fanką, więc wybacz.
Narcyza mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła. Może to dzięki niej, Draco zmieni zdanie i coś zrobi? Trzymam się tego.
Końcowa scena to istny dramat, którego niestety nie jestem w stanie wyrazić słowami. I nie chodzi o Bellę i Lucjusza, ale o sam fakt, że to Hermi odkryła o co im chodzi. Było mi jej strasznie żal, a potem jeszcze genialny pomysł Draco o torturach. Serio? Mało złego jej uczyniłeś? Och, wstydź się.
Cóż, jakimś cudem udało mi się nadrobić i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Świadomość, że niedługo koniec jakoś mnie zasmuca, ale jak to mówią, wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Taka kolej rzeczy.
Życzę weny i czasu na pisanie!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Mam ogromną nadzieję, że pozbierasz się, Droga Arcanum po tym rozwaleniu, aby wytrwać do końca tej historii!
UsuńEnd - jakikolwiek, czy to happy, czy też nie; jest zaplanowany już od dawna i ze swojej strony mogę zapewnić, iż w żadnym stopniu go nie zmienię! ;D
Wybacz, ale nie posunę się do przemocy fizycznej w stosunku do Dumbledore'a. Nie imam się jakiejkolwiek przemocy, a ta skierowana do osób starszych (a przypomnijmy, że zdaniem Rona Dumbi ma jakieś 150 lat) nie byłaby wskazana. Posunę się do bardziej humanitarnej siły perswazji i po prostu zabiorę mu dropsy ;D
Nasz blondas narobił sobie wrogów w tym rozdziale, ale czyż we wcześniejszych był aniołkiem? Zdecydowanie nie! Ofc tortury to najgorsza rzecz, którą mógł zafundować Hermionie, ale pamiętajmy, że chłopak ma przecież jakieś plusy... No jakieś tam ma XD
Pozdrawiam!
Chłonąc wszystkie słowa w tym rozdziale moje ciało było tak spięte, że aż sama się przeraziłam. Strasznie wczułam się w sytuację Hermiony, pokochałam jeszcze mocniej Narcyzę i zastanawiam się nad zachowaniem Draco. Wiem, że wyniesienie Herm z Malfoy Manor byłoby potencjalnie problematyczne, ale żeby skłonić się do takiego rozwiązania? Jednocześnie było mi go cholernie szkoda. Egr, nie mogę czekać na kolejny rozdział! To co zrobi Malfoy jest takie niepewne, po tej notce mogę się spodziewać wszystkiego. Odkryłam nową twarz Draco. A raczej Ty odkryłaś i łaskawie nam ją pokazałaś. Czuję tyle emocji na raz... chyba jestem zbyt rozemocjonowana, by pisać jakiekolwiek opinie, ale i tak jak zwykle było cudownie i za każdym kolejnym rozdziałem coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńPS: Opisy uczuć uczuć tym rozdziale rozwalaja wszystko. Są przegenialne, naprawdę.
Wyobraź sobie jak spięte było moje ciało, gdy siedziałam po nocach, by te wszystkie słowa napisać :P
UsuńBaaardzo się cieszę, że rozdział wywarł na Tobie aż takie wrażenie i nie mogę sobie wyobrazić, że jest to moją zasługą.
Jeśli uważasz, że z każdym rozdziałem jest coraz lepiej to chyba nie pozostało mi nic innego, jak odetchnąć z ulgą. Mam nadzieję, że owa poprawa będzie się nadal systematycznie... Poprawiać :D
Nawet nie wiesz, jak trudno jest mi pisać te wszystkie uczucia. Za każdym razem wczuwać się w inną postać, jakoś ubrać to w słowa... Istna masakra. Cieszę się tym bardziej, że przypadły Ci do gustu!
Pozdrawiam <3
Super rozdział! Czemu skończyłaś w tak ważnym momencie! :( I znów trzeba czekać tyle dni. Mam nadzieje, że uda Ci się skończyć kolejny rozdział jak najszybciej, bo już nie mogę się doczekać. życzę Ci mnóóóóstwa weny! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;D Koniec w tym momencie powinien posłużyć podtrzymaniu Waszej ciekawości ;D
UsuńNowy rozdział "się piszę", choć przyznam, że dość opornie. Spokojnie, dam radę... Chyba.
Dzięki, że jesteś <3
Jest juz jakaś planowana data nowego rozdziału? :D
UsuńNie ma takowej daty 😋 Z racji tego, że moje rozdziały piszą się długo, jedynym ograniczeniem jakie sobie stawiam, jest to, by wyrobić sie w przeciągu miesiąca. Także pisząc ten rozdział, nie używam konkretnej daty jako motywacji, powtarzając sobie jedynie "byle do końca sierpnia" 😁
UsuńA biorąc pod uwagę fakt, jak opornie piszę mi się ten rozdział, zakładam, że będzie to faktyczny koniec sierpnia.
Rozdział idealny 💓👌 Jestem z tobą od początku i wgl nie żałuję tego czekania i tylu godzin spędzonych na czytaniu. Czekam na kolejny! 💕
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę 😘
Dziękuję <3 Jestem przeszczęśliwa!
UsuńWena się przyda... I to bardzo!
Ja również pozdrawiam <3
Przeczytałam wszystko i mam wielką, wręcz ogromną chęć do zepchnięcia tego cholernego blondyna z klifu 😠!
OdpowiedzUsuńMam naprawdę szczerą nadzieję, że nie ważne co wkrótce zrobi Malfoya i jak odkupić swoje winy, Hermiona mu nie wybaczy. I mimo ze zawsze wyczekiwałam szczęśliwych zakończeń tak tutaj sobie go już nie wyobrażam 😥 Malfoy zasłużył na nauczkę. Wybacz to moje rozgoryczenie, ale naprawdę wwywołałaś u mnie multum emocji. Mimo ze naprawdę mam ochotę zamordować Malfoya to nie mogę teraz nie wspomnieć o tym jak genialny jest zarówno ten jak i poprzedni rozdział. Czytałam go z przerażeniem, zachwytem i niecierpliwością. Naprawdę cudowny!❤❤
No nic pozostaje mi czekać na kolejny.
Pozdrawiam i przesyłam uściski 😘❤
Charlotte
Droga Charlotte, jesteś pierwszą osobą, która nie stanęła w obronie Malfoya, a co więcej, jako pierwsza domagasz się smutnego zakończenia! Przyznam, że podobne myśli non stop zaprzątają mi głowę, bo to, na co porwał się nasz Draco zakrawa o zbrodnię!
UsuńDziękuję baaaardzo <3
Mam nadzieję, że zostaniesz do końca, a zakończenie, które zaplanowałam będzie adekwatne do Twoich oczekiwań!
Pozdrawiam <3
Ave ja!
OdpowiedzUsuńWiem, że rozdział zasługuje na znacznie więcej, ale zostawię tu tylko cytat:
"Chciałbym zgubić się w Staffordshire. Tak po prostu, jak każdy inny człowiek. Obudzić się pośrodku miasta, ruszyć w jakimś kierunku, bez mapy, celu, i po prostu się tam zgubić... [...] I robić to przez cały czas od nowa, do momentu, aż spotkałbym na swojej drodze kogoś specjalnego, kto też się zgubił..."
Piękne... po prostu piękne
Rozczulona do granic możliwości, Sappy
Moje nieśmiałe, ale czule połechtane ego właśnie teraz wykonuje podwójne salto ze szczęścia. Jeśli to w ogóle możliwe ;D
OdpowiedzUsuń