Draco i Hermiona

Draco i Hermiona

7 maja 2017

Miniaturka III W ciemności widać najwięcej

Są różne rodzaje ciemności.
Jest ciemność, która przeraża; ciemność, która koi; ciemność, która daje odpoczynek.
Jest ciemność kochanków i ciemność skrytobójców.
Staje się tym, czym jej nosiciel chce, żeby się stała; czym potrzebuje, żeby się stała.
Sama z siebie nie jest ani zła, ani dobra.*

                                                                            *
         Najpierw poczuł dotyk - delikatny, subtelny, z pewnością należący do kobiety. Jej ruchy były niepewne, a palce zbyt drżące, by mogły przynieść wyczekiwane ukojenie.  Czuł, jak z wahaniem wsuwa rękę, by móc unieść mu głowę; jak wstrzymuje oddech, gdy dociera do niej, że się obudził.
    - Gdzie...? - wyszeptał ostatkiem sił.
    - W bezpiecznym miejscu.
Nie widział. Mimo szeroko otwartych oczu, jedynym obrazem jaki do niego docierał, była wielka czarna poświata, skrywająca rzeczywistość, do której nigdy nie chciał trafić.
Poczuł strukturę szkła przy ustach i gorzki smak eliksiru.
    - Wypij. Przestanie boleć - mówiła łagodnym, nieznośnie spokojnym głosem.
    - Kim jesteś?
    - Śpij.
                                                                            *

          Obudził się, gdy jego ciałem wstrząsnęły kolejne konwulsje. Czuł ból połamanych kości, uwięzionych pod za ciasnym bandażem i metaliczny posmak krwi w ustach. Leżał na pograniczu życia i śmierci; brudny i wykończony. Zdany na czyjąś łaskę. Wśród nieznanych krzyków i przekleństw; czterech par rąk, krzątających się przy nim w ukropie, zdołał wychwycić głos kobiety, którą słyszał poprzednim razem. Co z jego oczami?, pytała, ujmując jego twarz w dłonie. Poczuł na skórze jej ciepły oddech i wszystko inne przestało być ważne. Ścieraj z nich krew, usłyszał jakiś męski, głęboki głos. Resztą zajmiemy się później.
Głucha ciemność powróciła.      
                                                                             *
    
            Nie wiedział, ile przespał, choć zdawało mu się, że minął przynajmniej tydzień, zanim znowu ją usłyszał. Przedstawiła mu się jako Jean, choć zrobiła to tak niepewnie, jakby już dawno nie używała tego imienia. Otępiałe zmysły utrudniały orientację, choć i bez tego miał bolesną świadomość miejsca, w którym przyszło mu przebywać.
    - Ubogo, jak na główną siedzibę Zakonu - zakpił, szarpiąc starą, niewielką dziurę w prześcieradle, podczas gdy ona robiła mu okład na najgłębszą ranę, z której nadal sączyła się krew. Stłumione odgłosy świętowania przedzierały się przez cienkie ściany i raniły uszy tych wszystkich, którzy nie powinni byli ich słyszeć.
    - Nie jest główna - burknęła, przyciskając palce do zranienia.
Prychnął. Tak łatwo dała się podejść. 

                                                                            *
          Nadal uważał się za pana sytuacji, podczas, gdy w rzeczywistości był jednym z wielu - pokaleczony i upchnięty w jednym z obskurnych pokoi na poddaszu, do których nikt bez ważnej przyczyny nie zaglądał.
    - Posłuchaj - zaczęła któregoś z tych lepszych dni, gdy nie miał ochoty przekląć jej już w chwili, w której przekroczyła próg pokoju.
       Bardziej wyczuł niż usłyszał, że postawiła przed nim tacę z jedzeniem. Cierpki zapach podrzędnej zupy dotarł do jego nozdrzy.
     - To była bardzo silna klątwa - powiedziała. - To cud, że w ogóle żyjesz. Twoje ciało jest pokaleczone, minie sporo czasu nim wrócisz do pełni sił. Zrobimy wszystko, byś mógł...
      - Co z oczami? - przerwał jej, mając gdzieś gorliwe zapewnienia.
Nasłuchiwał jak przełyka ślinę, dając sobie czas na sformułowanie wypowiedzi, która choć w minimalnym stopniu go uspokoi.
        - Eliksiry zregenerują twoje ciało. Wzrok też odzyskasz - zapewniła.
       - Kiedy?
       - Niebawem - mruknęła cicho, zupełnie jakby łudziła się, że jej nie usłyszy.
       - Jak długo? - drążył, zaciskając palce na drewnianej tacy. - Dzień? Tydzień? Dwa tygodnie...?
Wyczuł jej zawahanie.
    - Miesiąc - powiedziała wreszcie. - Może dwa. Nikt nie wie dokładnie...
Nie wiedział, który dźwięk bardziej zranił uszy: rozbity przez niego talerz, czy trzask zamykanych przez nią drzwi.

                                                                               *
             Po kolejnym tygodniu wstał z łóżka. Błądząc po omacku, przeszedł przez pokój, potykając się o wystające krawędzie mebli i strącając leżące wszędzie fiolki i księgi.
Stolik, krzesło, okno i łóżko. Nigdy wcześniej nie był w tak ciasnej klatce.
    - Mogę oprowadzić cię po całym domu. Jeśli tylko chcesz... - napomknęła nieśmiało, gdy po raz kolejny zaczął narzekać na zamknięcie. - Mógłbyś posiedzieć z innymi rannymi. Kilku na pewno znasz ze szkoły. Nie musisz cały czas siedzieć sam.
Zacisnął zęby. Gdyby tylko mógł, popatrzyłby na nią jak na wariatkę.

                                                                              *

      - Wiesz kto ci to zrobił? - zapytała, starając się odwrócić jego uwagę od faktu, że sięgnęła do jego koszuli, by poprawić krzywo pozapinane przez niego guziki.
     - Tak - odrzekł, odwracając głowę, by nie musieć dzielić się z nią jednym powietrzem.
     - Powiesz mi kto?
Zostawiła jeden odpięty guzik, tuż pod szyją. Nie zabrała rąk, nadal trzymając jego kołnierzyk. Uśmiechnął się z przymusem.
     - Mój ojciec.
                                       
                                                                               *
        Było w niej coś odpychającego.
      Coś, co nie pozwalało mu do końca zaakceptować jej codziennego dotyku - może niezdarne ruchy albo przesadna uprzejmość, która niejednokrotnie doprowadzała go do szewskiej pasji. A może fakt, że po kilku dniach stała się jedyną osobą, jaka zechciała przekroczyć próg pokoju, w którym leżał. Nie wiedział, choć nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kiedyś już słyszał jej głos.
       - Nie poznajesz mnie? - zdziwiła się, gdy w końcu się do tego przyznał.
     - Jestem ślepy - warknął. - Nie sądzę, żebyś była aż tak cholerną ignorantką, żeby o tym nie wiedzieć. 
    - To by wyjaśniało, dlaczego pozwalasz mi się dotykać - mruknęła tak cicho, że do końca nie był pewny czy dobrze usłyszał. - Myślałam, że rozpoznasz mnie po głosie czy... Sama nie wiem. Uczyliśmy się w tym samym czasie w Hogwarcie. Sądziłam, że mnie zapamiętasz.
    - Widocznie nie byłaś nikim ważnym.

                                                                            *

            Już wcześniej przeczuwał, że poznali się w Hogwarcie, jednak dziesięć długich lat wojny w towarzystwie Czarnego Pana skutecznie uniemożliwiało podtrzymywanie starych kontaktów. Kojarzył jej głos, lecz wspomnienie było zbyt odległe, by mógł dopasować je do kogoś, o kim jeszcze nie zdążył zapomnieć. 
     - Byłam w Gryffindorze - przyznała kilka dni później.
    - To by wyjaśniało dlaczego nikogo z was nie pamiętam - burknął, zmęczony tą dyskusją. - Siedzicie w ukryciu, jak zwierzęta. Zagarnięci przez grupę, stajecie się brudną, szarą plamą. Bez jakichkolwiek indywidualności.
    - Lepiej żyć w szarości, niż zostać pochłoniętym przez ciemność *- odcięła się dumnie.
Zacisnął palce, wyszarpując tacę z jej uścisku. Nie miał ochoty na jej towarzystwo.
   - Pionki w rękach Dumbledore'a, idące z uśmiechem na rzeź tylko po to, by go uszczęśliwić. Wątpię, by choć połowa z was przeżyła.
    - Ja jakoś żyję - zauważyła zgryźliwie, chcąc skończyć dyskusję.
    - Bo nie kiwniesz nawet palcem, gdy inni walczą za ciebie. Za kogo cię tutaj mają, hm? Stratega? Medyka? - dopytywał, z drwiącym uśmiechem. - Gdybyś wychylała stąd nos częściej niż tylko na jakiś numerek na boku, już dawno gryzłabyś ziemię. Tak jak reszta z was.
     Nie odpowiedziała. Skrzypnięcie podłogi utwierdziło go w przekonaniu, że został sam. Najwyraźniej ucieczka od nieprzyjemnych tematów stanowiła dla niej najlepsze rozwiązanie. Była przy tym tak przewidywalna, że aż go to śmieszyło.
                                                                 
                                                                       *


       Nie wiedział kiedy, najpewniej gdzieś pomiędzy jednym skrępowanym śmiechem, a nieco pewniejszym dotykiem dłoni, zrozumiał, że rozpatruje jej towarzystwo w innych kategoriach niż tylko jako miłą pogawędkę z drugą osobą. Fascynowała go coraz bardziej. Sprawiała, że w spowijającej go ciemności widział tylko ją. Dopasował wszystkie znane fakty, ubarwiał rzeczywistość, bawił się wyobraźnią. W jego wyobrażeniach była do granic przewidywalna. Naturalna w swej prostocie, irytująco nieśmiała i przesadnie pragmatyczna. Potrafił zrugać ją bez powodu, a potem przez kilka kolejnych dni pokutować za to w samotności.
         I nikt inny nie odważył się posiedzieć przy nim trochę dłużej, niż byłoby to absolutnie konieczne. Nikt nie zapytał się, jak długo jeszcze wytrzyma, choć każdy z nich wiedział, ile kosztuje go zachowanie pozorów i robienie dobrej miny do złej gry.
Im dłużej przychodziła, tym śmielej go dotykała. To, co kiedyś było jedynie obowiązkiem; teraz przywodziło mu na myśl delikatną pieszczotę. Pogrążony w myślach, pozwalał jej palcom bez przeszkód błądzić po starych bliznach i tropić łuk mięśni. Bywały dni, kiedy nie potrafił pozbyć się tych wcześniejszych, wyuczonych odruchów, choć z czasem starał się je ograniczyć do minimum. Zbywał ją wtedy pojedynczymi słówkami, albo grubiańskim prychnięciem, które po pewnym czasie weszło mu w nawyk. Niekiedy wystarczyło jedno siarczyste przekleństwo, rzucone w przestrzeń, gdy za bardzo guzdrała się przy zmianie opatrunków albo oblała go gorącą zupą. Nie kwapił się do rozmowy, a i ona nie wiedziała, o czym z nim rozmawiać. Zazwyczaj milczeli, wsłuchując się wzajemnie w swoje niespokojne oddechy albo niecierpliwy rytm, wystukiwany na poręczy przez jego palce.

                                                                        *

           Przychodziła nieregularnie; zbyt często, by dał radę to ignorować i zbyt rzadko, by mógł to uznać za zwykły przypadek. Nie mówiła o sobie wiele. Zwykle zbywała go pustymi słówkami, albo odpowiadała zbyt lakonicznie, by był w stanie dowiedzieć się czegoś bardziej istotnego.
         Powiedziała, że znaleźli go na błoniach. Był jednym z niedobitków - zbyt rannym, by przetransportować go prosto do Azkabanu i zbyt cennym, by zostawić go tam na pewną śmierć.
(...)
          Irytowało go w niej niemal wszystko: nerwowe ruchy palców, przywodzące bardziej na myśl nieporadne dziecko, niż dorosłą kobietę; pozwalające mu zgadywać, że rzadko miała okazję dotykać męskiego ciała; kosmyki krótkich włosów, którymi nieświadomie łaskotała jego ciało, gdy zanadto pochylała się, by przemywać rany. Drażnił go jej zapach - pospolity, nijaki, tak inny od tych, w których gustował na co dzień.
        Była nieporadna, choć każdą czynność, której się podjęła, wykonywała z należytą dokładnością. Czasami, ku jego rosnącej irytacji, sprawdzała po kilka razy rozmieszczenie wszystkich bandaży,  każdą z warstw cuchnącej maści albo ilość medykamentów, jakie mu podała.
        Tak strasznie, tak bardzo chciał ją zobaczyć! Ta świadomość przytłaczała. Dusiła, zaciskała pętlę, chełpiąc się jego porażką, spychając jego zachcianki do nieodkrytej podświadomości, tak by wydobyć je dopiero na koniec, w najbardziej nieodpowiednim momencie.


                                                                              *

        Bywały dni, w których myśli o niej przyćmiewał ból niezaleczonego ciała. Zdzierał wtedy gardło, klnąc na wszystko i wszystkich, nie dopuszczając do siebie zapewnień o poprawie i tej schematycznej, utartej gadki o cierpliwości. Drapał skórę, szarpał powieki, jakby to miało mu pomóc zobaczyć cokolwiek.
        Odtrącał także ją. Krztusił się, gdy nieznane, silne ręce rozwierały mu szczęki, a inne, wyjątkowo znajome wlewały mu w gardło eliksir. Pluł, bluzgał i wyklinał, by nie zapomnieli z kim mają do czynienia.
         A potem, gdy magia eliksirów pomogła mu na nowo odzyskać rezon, gdy całe ciało leżało bezwładne w poczuciu niewyobrażalnej ulgi, zaciskał zęby ze złości, by stłumić to dołujące uczucie wstydu i nie poprosić kogoś, by po nią poszedł.


                                                                          *

          Zaczęła przychodzić nie wymyśliwszy uprzednio żadnej wymówki, której on wcale od niej nie oczekiwał. Skrępowana swoim zachowaniem, często milczała przez parę minut, drażniąc go tym do tego stopnia, że w końcu to on przemawiał do niej. Wypominał jej każdą błahostkę, wytykał błędy, odtrącał ręce tylko po to, by móc upajać się jej zakłopotaniem i prychać niecierpliwie, gdy starała się załagodzić sprawę. 
    Dużo czytała. Przeważnie głośno, tak, by i jemu umilić te wszystkie dnie, spędzone na bezczynnym leżeniu w łóżku. Czasami jednak czytała w ciszy, zupełnie jakby nie miała ochoty na jakąkolwiek interakcję, podczas gdy dla niego było to jedyną, dostępną rozrywką.
    - Czytaj głośniej albo wynoś się - zażądał któregoś razu, słysząc szelest przekręcanych stronic.
    - Nie sądzę, by ta książka cię zainteresowała - zaśmiała się nerwowo, nie bacząc na groźbę. - To Historia Hogwartu - dodała, gdy uniósł pytająco brew.
    - Po co w kółko to czytasz?
    - Nie wiem. Lubię ją - zmieszała się. - Czułam się tam jak w domu. Dlaczego więc nie mogłabym tego rozpamiętywać?
          Nie odpowiedział. Za bardzo ekscytowała się na wspomnienie o Hogwarcie. Za bardzo, by nie mógł się nie domyślić, iż prawdopodobnie był to jej pierwszy kontakt z magią.
        Zdziwił się, gdy odkrył, jak bardzo miał to gdzieś.

                                                                              *

          Musiało minąć wiele czasu, nim zaczął postrzegać jej wizyty inaczej niż jako przykry obowiązek i jeszcze więcej, by potrafił to przed sobą przyznać. Przyłapywał się na tym, że myślał o niej znacznie częściej niż mógł to uznać za normalne i to nie tylko w tych przyzwoitych kategoriach. Z czasem przestał kwestionować to dominujące uczucie ulgi, gdy po kilku godzinach bezkresnej ciszy w końcu usłyszał jej kroki. Pozwalał sobie wtedy na leniwy uśmiech, który znikał na chwilę przed tym, gdy znajome skrzypnięcie drzwi wybudzało go z chwilowej zadumy.
           Nie zdziwił się, gdy w końcu zaczęła przychodzić do niego także w nocy. Chyba nawet bardziej odpowiadała mu ta pora. Ciemność pomagał im uspokoić oddech i wyrównać rytm serc.
Czy właśnie tak miało to wyglądać? Czuć ją i wszystko dookoła innymi zmysłami, nie mogąc przebrnąć przez otaczającą warstwę mroku. Przyzwyczaić się. By było łatwiej. By zamiast widzieć, zmuszać mózg do tworzenia własnych wizji rzeczywistości.
          Więc je tworzył. Swoje własne, upragnione wizje, w których jej ciało stało się dla niego skarbnicą wiedzy. Za każdym razem, gdy zasypiała w trakcie czytania, bądź też ze zwykłego zmęczenia, unosił się na łokciach i zachłannymi palcami badał całą fakturę, obnażał z tajemnicy, karmił swoją wyobraźnię. Spała przy nim wystarczająco dużo razy, by nauczył się na pamięć wszystkich jej krzywizn, poznał dotyk miękkiej skóry i odnalazł blizny: jedną, małą na obojczyku, układającą się w pojedynczy sierp; delikatna skóra jeszcze do końca się nie wygoiła; trzy małe wyżłobienia skryte tuż za uchem, do których dostał się dopiero po odgarnięciu włosów i ostatnią, której maleńki fragment wystawał spod lewego rękawa bluzy, którego nie miał czelności podciągnąć.  Spragniony jakiegokolwiek dotyku, długo przejeżdżał palcami po jej ciele w niezmiennym, wypracowanym rozkładzie: ramiona, brzuch, biodra, uda.
         Była szczupła, wątła, z kanciastymi łopatkami, które nieustannie wbijały mu się w ciało i wystającymi żebrami, na które zareagował jedynie  krzywym grymasem. Miała rozczarowująco wąskie biodra, choć delikatnie zaokrąglone w sposób, który lubił najbardziej i wąskie wcięcie w talii, które znacznie bardziej przypadło mu do gustu.
Ramiona, brzuch, biodra, uda. Zawsze ten sam schemat.
        A potem długo leżał w pościeli, uparcie wmawiając sobie, że to zwykła, ludzka ciekawość. Nic więcej.


                                                                            *

          Co wieczór prowadziła go przez cały pokój, ku niewielkiej łazience, pełnej obdrapanych powierzchni i chropowatych, popękanych płytek. Każdego wieczora rozbijał kostki o nogi przestarzałej wanny i obijał łokcie, szukając spłuczki prysznica.  Za każdym razem klął gorzko, pieszcząc uszy roznoszącym się po pomieszczeniu echem własnego głosu. Rozgoryczony kolejnym szpetnym rozcięciem na ręce, zawołał ją, wiedząc, że stoi tuż za drzwiami. Czuł ciepłą, lepką krew sączącą się z rany i ten mdlący zapach miedzi, roznoszący się po maleńkim pomieszczeniu.
Wołał ją kilka razy. Nie weszła.
         - Nie chcę tam wejść - tłumaczyła spokojnie i z opanowaniem. - Szanuję twoją prywatność.
         - Nawet nie wiem, czy się równo podtarłem. To ma być prywatność?
Mógł sobie wyobrazić, jak wzrusza od niechcenia ramionami.
        - Jedyna, jaką masz.


                                                                          *

         Często słyszał inne kobiety, krzątające się po korytarzu, pogrążone w cichej rozmowie, czy śmiejące się z czyjegoś sprośnego żartu; oddzielone od niego zbyt cienką ścianą, by mógł w spokoju usnąć, nie nękany prostym fizycznym pragnieniem, które z każdym kolejnym tygodniem stawało się zbyt wielkie, by mógł  je zdusić głęboko w sobie, a potem z czystym sumieniem udawać, że w ogóle się tam nie pojawiło. Wątpił jednak, czy w obecnym położeniu, w którym nie był nikim więcej jak tylko ślepym, pokaleczonym draniem, którakolwiek z nich zgodziłaby się przekroczyć drzwi jego pokoju po coś zgoła innego, niż dostarczenie mu posilku.
      Została mu więc Jean. Nieświadoma jego nieczystych myśli, często siadała na brzegu łóżka, na tyle blisko by mógł poczuć bijące od niej przyjemne ciepło.
    - Nie pamiętam żadnej Jean, która chodziłaby do Hogwartu - wypomniał, między jednym kęsem kolacji, a drugim.
    - Dlaczego ciągle drążysz ten temat?
    - Jestem po prostu ciekawy. Nie mam zbyt wielu zajęć, jakbyś nie zauważyła. No więc?
Przez chwilę panowała niczym niezmącona cisza, po czym westchnęła i powiedziała:
      - Jestem rok starsza, dlatego mnie nie kojarzysz.
     - Z kim się trzymałaś?
      - Odpuść, proszę.
     -A ty byś odpuściła będąc na moim miejscu i nie wiedząc z kim tak naprawdę rozmawiasz?
     - Ja bym cię poznała.

                                                                            *


         Po kilku dniach ze zgrozą zauważył, że zaczął wyczekiwać jej przyjścia, jakby miała to być jedyna dobra rzecz, która mogła go spotkać tego dnia.
        Zdarzało się też, że rozsadzała go adrenalina. Nie potrafił wyzbyć się niechcianych myśli, nie chciał. W te dni słuchał jej znacznie uważniej, wdawał się w niepotrzebne dyskusje, przekonywał do swoich racji. Rozkoszował się jej podniesionym głosem, naigrywał z dziecinnej naiwności i wytykał przesadną ostrożność, nie chcąc nawet myśleć o tym, jak dobrze, jak błogo mu wtedy było.

                                                                           *

       - Nie będzie mnie przez kilka dni - powiedziała na wydechu, zaraz po tym jak zmieniła mu opatrunki. Leżał na boku, zapadając powoli w sen, nie przejmując się cuchnącą maścią, której słoiczek w końcu zamknęła. Wpatrywał się w bezkształtny zarys, pochylający się nad nim, i mrugał zawzięcie, jakby mógł dzięki temu zobaczyć więcej.
       - Czy powinno mnie to obchodzić? - zapytał niemrawo, wciskając głowę w poduszkę.
        - Nie. Raczej nie - powiedziała zmieszana. - Nie mogę o tym mówić.
        - Jak o całej reszcie - zakpił.
Usłyszał, jak podnosi się z krzesła i zmierza w kierunku drzwi.
     - Nie myśl, że będę tęsknił - dokończył ze złośliwą satysfakcją.
      Ale tęsknił. I to cholernie, choć nie wiedział, czy tęsknotą było to straszliwe  uczucie, zmuszające go do rozpamiętywania niemal każdej rozmowy jaką wspólnie przeprowadzili. Tęsknił szczególnie wtedy, gdy podczas jej nieobecności czuł na ciele dotyk innych dłoni - pulchnych i szorstkich, naznaczonych licznymi zgrubieniami; myjących go szybko, sprawnie, mechanicznie; ściskających go bandażami z dużo mniejszym wyczuciem, niż gdyby to robiła ona. Tęsknił, gdy zamiast jej zapachu wyczuwał inny - drażniący, duszący i okropnie słodki, który sprawiał, że odwracał głowę z grymasem wstrętu. Tęsknił, nie usłyszawszy przez ten cały czas od nikogo choćby jednego swobodnego zdania, które nie byłoby wydanym naprędce  poleceniem albo wyrecytowaną listą podanych eliksirów.
       Wróciła cztery dni później; obolała i wymęczona; z trudem powłóczyła nogami. Pachniała inaczej niż zwykle, wyraźnie czuł odór krwi i ziemi. Nie odezwał się słowem, gdy z ciężkim westchnieniem przysiadła na stojącym obok łóżka, krześle. Nie reagował, dopóki napiętej ciszy nie przerwał jej szloch.
      Wyciągnął rękę i gdy tylko pochwyciła jego palce, przyciągnął ją całą do siebie, choć jej włosy nadal cuchnęły spalenizną, a ciało lepiło się od potu.
       - Już po wszystkim - szepnęła. - Pokonaliśmy go.
    Zamarł na dłuższą chwilę. A potem przykrył ją kołdrą, wsłuchując się w nieregularny oddech i lgnąc do niej jeszcze mocniej.
I po raz pierwszy od dawna zasnął spokojnie.

                                                                           *

       - Jak teraz wyglądają moje oczy? - napomknął dziwnie nieswoim głosem, gdy przyprowadziła go do wielkiego okna, które - jak zdradziła - wychodziło na pobliski ogród. Czuł rześki powiew wiatru na twarzy i przedwczesne promienie wschodzącego słońca, przenikające skórę.
     - Tak jak dawniej, gdy byliśmy w Hogwarcie - zapewniła.
Poczuł jakby z serca spadł mu ogromny ciężar.
    - Jak wyglądają twoje?
    - Są brązowe - odpowiedziała po dłuższej chwili.
    - Takie pospolite? - zdziwił się. - Zupełnie jak u połowy innych ludzi? 
    - Tak - zaśmiała się sztywno. - Co w tym złego?
    - Nie wiem - przyznał z zakłopotaniem. - Chyba liczyłem na to, że są wyjątkowe.

                                                                             *

     - Nie. To było... przyjemne - powiedziała niepewnie, gdy po przebudzeniu zorientował się co robił i natychmiast zabrał rękę, którą nieświadomie położył na jej brzuchu.
      Chwyciwszy jego dłoń, pokierowała ją z powrotem na swoje ciało. Zacisnął mocniej palce, czując przyjemne ciepło.
    - Nie tak - skarciła go, gdy powolnymi, leniwymi ruchami zaczął masować jej przedramię. - Dotknij mnie tak, jak robisz to zawsze wtedy, gdy myślisz, że śpię.
    Wiedział, że póki jej nie zobaczy, nie posunie się dalej. O wiele dalej, niżby mógł. Ale i tak zachłysnął się powietrzem.

                                                                            *

      - Chyba jest lepiej - przyznał wreszcie na początku września, gdy zamiast złośliwej ciemnej plamy przed oczami zaczął dostrzegać pierwsze wyraźniejsze kontury.
Monotonne stukanie palców o blat, które słyszał od paru minut, ustało.
    - Ale... jak to? - powiedziała roztrzęsionym głosem. - Co widzisz?
    - Nic konkretnego - mruknął, zły na siebie za tę chwilę szczerości. - Nie spodziewaj się cudów. Jakieś przebłyski. Kontury. To wszystko.
Słyszał jak odetchnęła głęboko, przysiadając na skraju łóżka.
    - To... dobrze - usłyszał.
Zdziwił się. Najwyraźniej nie podzielała jego entuzjazmu.

                                                                              *

       Pocałował ją. Pewnie i zachłannie, tak, jak miał ochotę już od dawna. Przyciągnął ją bliżej, palcami szarpiąc krótkie kosmyki włosów, których zapachu nauczył się niemal na pamięć. Drugą dłonią tropił łuk pleców, bioder, pośladków. Inaczej niż każdej nocy. Z większym uczuciem. Całym sobą.
      Oderwał się od niej na krótką chwilę, by zaczerpnąć oddechu i powiedzieć o czymś, z czym zwlekał wystarczająco długo.
      - Był u mnie Kingsley - wymruczał, sunąc nosem po jej szyi. - Jutro podadzą mi ostatnią dawkę eliksiru. Jest szansa, że już jutro cię zobaczę...
Zawiódł się, nie usłyszawszy jej wyczekiwanej radości. Poczuł jak jej ciało się spina, a ona sama wyswobadza się z jego ramion. 
      - Proszę, nie miej do mnie żalu - wyszeptała.


                                                                              *

        Było tak, jak obiecał Kingsley. Chociaż jego pokój zdobiła przestarzała, szara farba, zamiast żółtej - jak to sobie wyobrażał - wszystko inne nie zawiodło jego oczekiwań. Rozgorączkowanym wzrokiem zaczął przeskakiwać po twarzach obecnych w pokoju osób, szukając tej jednej, jedynej. Oprócz Shacklebolta ujrzał Pottera, choć o wiele bardziej wychudzonego i zabiedzonego, niż pamiętał go sprzed dziesięciu laty; starą Weasley, siorbiącą cicho pod oknem, jakby naprawdę była wzruszona tą podniosłą chwilą i Granger, stojącą w najdalszym kącie i obgryzającą sobie skórki od paznokci.
      - Gdzie ona jest? - zapytał, błądząc oczami od jednego do drugiego.
 Doskonale wiedzieli o kogo pyta, bo wszyscy zerknęli na siebie niepewnie, jakby chcieli coś przed nim ukryć.    
     - Gdzie Jean?! - powtórzył, zaciskając dłonie w pięści.
     A potem odwrócili od niego wzrok, tak, by przenieść go na stojącą i pochlipującą w kącie Granger. Poruszyła się niepewnie, gdy i on na nią spojrzał, po czym zrobiła jeden, maleńki krok w jego stronę.
     W jej ruchach było coś znajomego. Coś, co ścisnęło mu gardło, gdy chciał wziąć zbawienny oddech i przyśpieszyło serce, tak, by mógł poczuć jego łomotanie.
    - Draco - odezwała się cicho i niepewnie, choć równie dobrze mógł to uznać za szept.
     Jej głos też był znajomy. W końcu słyszał go codziennie od wielu tygodni, choć nigdy nie przypuszczał, że pochodzi od niej.
       Jakby nie wierząc własnym oczom, wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, skupiając wzrok na obrzmiałych wargach, które całował dzień wcześniej i nikłym śladzie zębów na szyi, którego sam był autorem. Poczuł ucisk w sercu. Oszukała go. Zdradziła. Zawiodła.
       Zacisnął zęby, odepchnął zmierzającego w jego stronę, Pottera, minął Granger bez słowa i wyszedł.


                                                                         *

       Wrócił po tygodniu. Wpuścili go bez słowa, chociaż był środek nocy, głową wskazując kuchenną wnękę, w której przebywała, zupełnie jakby od dawna przeczuwali, że się pojawi. Jakby obstawiali, jak długo wytrzyma...
   Stała tyłem, pochylając głowę nad kubkiem kawy, w którym zawzięcie mieszała.Metalowa łyżeczka, jedna z wielu, które niegdyś przynosiła także jemu, odbijała się od porcelanowych ścianek, raniąc nieprzyjemnie uszy.
    - Ręce zawsze cię zdradzały - zaczął, robiąc kilka kroków do przodu.
Wciągnęła z sykiem powietrze, odwracając się do niego z pytaniem, które uwięzło jej na ustach.
    - Nie musiałem cię widzieć i tak zawsze wiedziałem, kiedy dotykał mnie ktoś inny niż ty - kontynuował, podchodząc jeszcze bliżej.
      Zlustrował ją uważnym spojrzeniem od góry do dołu, szczęśliwy, że wreszcie może to zrobić. Miała podkrążone oczy, jakby pomimo zakończenia wojny, nie zmrużyła oka przez kilka ostatnich dni; włosy gęste, potargane, stanowczo zbyt krótkie na gumkę, którą je ścisnęła, twarz zmęczoną, poszarzałą, która nieoczekiwanie rozpromieniła się na jego widok; a oczy brązowe - tak, jak kiedyś zapewniała, choć gdyby mógł zobaczyć je w tamtej chwili, nigdy nie odważyłby się powiedzieć, że były pospolite. Wielkie, pełne ciepła, śledziły czujnie każdy jego ruch, a on żałował, że dane mu było je zobaczyć dopiero teraz. 
     - Wróciłeś - zauważyła chłodno. - Dlaczego?
Westchnął przeciągle, starając odwlec w czasie niewygodną odpowiedź. 
    - Bo byłem gotów zabić za to, że nikt nie potrafił mnie dotknąć tak, jak ty - przyznał, podchodząc bliżej i opierając się skronią o jej głowę.Odetchnął, gdy go nie odtrąciła.
     - Nie powinnam była skłamać - szepnęła. Zamknął oczy, na nowo ciesząc się jej zapachem.
     - Chyba od początku przeczuwałem, że to byłaś ty...
     - Więc dlaczego nic z tym nie zrobiłeś?
 Wzruszył ramionami, przymykając na chwilę powieki.
     - Było mi dobrze, tak jak było.
Schylił się, by dotknąć wargami jej ust - na krótko, zaledwie po to, by rozbudzić jej pragnienia na później. 
     - Co teraz? - mruknęła niezadowolona, gdy się odsunął.
     - Chyba najwyższy czas, bym znów trafił pod twoją opiekę, nie sądzisz?
Zaśmiała się perliście, po raz pierwszy od kiedy ją spotkał.
     - Jeśli tylko chcesz - powiedziała. Mógł przysiąc, że zaciągnęła się jego zapachem. - Chyba że boisz się ciemności? - zapytała, gdy zbyt długo milczał.
    Zaśmiał się w odpowiedzi, sięgając po różdżkę i szepcząc ciche Nox tuż przy jej uchu.




*S.J.Maas - Dwór mgieł i furii
*A.Bracken - Mroczne umysły

________________________________________________________________________
Ta miniaturka zbyt długo zalegała w zakurzonych plikach, bym mogła dalej ją lekceważyć. Gdy zdałam sobie sprawę, że oprócz niej, jest jeszcze 3 inne, których nie skończyłam, zostawiając w połowie, doszłam do wniosku, iż pora ukrócić ten proceder.
Traktujcie pomysł na nią z przymrużeniem oka. Sama do końca nie wiem, co mnie podkusiło, by z Dracona zrobić niewidomego. Nawet tymczasowo.
Może zauważyliście, że w tej miniaturce jest znacznie więcej dialogów, niż w innych moich tekstach. Mam nadzieję, że mimo wszystko, nie wyszły one źle.
No i przepraszam za garść słodyczy, szczególnie na koniec, ale jakoś nie mogłam się oprzeć.
Baaaaaaardzo proszę o komentarze i opinie. Naprawdę chciałabym przeczytać co o niej myślicie! Wystarczy nawet maleńka kropka, emoticon, cokolwiek, bym wiedziała, że czytaliście. Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy.
    
                         artizan

22 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się ta Miniaturka ❤ Choć zakończenie mogło być bardziej rozwinięte. Postać Draco i to, że wszystko jest z jego punktu widzenia przypadło mi do gustu. Lubię twój styl pisania i liczę na więcej takich miniaturek ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowna! <3 jestem mega, mega oczarowana! Pomysł miałaś naprawdę niebanalny i super go przedstawiłaś.
    Podobają mi się te przemyślenia Draco, ogólnie fakt, że mini napisana jest właśnie z jego punktu widzenia jak najbardziej przypadł mi do gustu - lubię właśnie takie teksty ;)
    No i przede wszystkim końcówka, no końcówka jest cudowna! <3 Co prawda bardzo słodka, ale kto nie lubi słodyczy? ;) Ja osobiście kocham, więc nie mogę robić nic innego jak tylko się nad tym tekstem zachwycać :D!
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę weny!
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie słodkie miniaturki czyta się z przyjemnością. Pokazałaś, jak Draco przywiązywał się do Hermiony krok po kroku, jak za nią tęsknił i do niej łaknął. Z drugiej strony tylko ona spędzała z nim czas i okazywała mu swoje zainteresowanie, nie sposób nie przywiązać się do tak pełnej empatii osoby. Najbardziej zachwyca mnie to, że skupiłaś się na Draco i jego przemyśleniach. Ten tekst nie mógł zakończyć się inaczej, po prostu nie mógł:) Chętnie przeczytam kolejną miniaturę Twojego autorstwa. Pozdrawiam!:)
    Btw. Napisałam tekst o podobnym tytule, może się skusisz?:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyjemna miniaturka. Bardzo ciekawy pomysł z tym niewidomym Draco. Bardzo podobały mi się jego przemyślenia. No i zakończenie nie mogło być inne! (Chociaż widzę, że wprowadziłaś kilka szlifów od wczorajszego wieczora, kiedy ją pierwszy raz przeczytałam).
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  5. PIĘKNA MINIATURKA. Uwielbiam czytać Twoje prace. Proszę kontynuuj pisanie miniaturek bo wychodzi Ci to najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpiękniejsza, jaką kiedykolwiek czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie ta miniaturka jest niesamowita! Nic mnie nie mogło od niej oderwać :) Dialogi super ! Lekko mi sie czytalo, takie przyjemne to było ;) Ja osobiście wole dialogi od opisów, więc jestem zachwycona !
    Czekam na więcej :)
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Twoje miniaturki :)
    Twoj sposób pisania jest tak bardzo dojrzały a do tego pobudzający wyobraźnię, że nie mogę wyjść z podziwu. Wszystko czyta się z przyjemnością.
    Ale najbardziej podoba mi się, to jak bardzo Twoje słowa przepelnione są emocjami i uczuciami.:) z niecierpliwością czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem ABSOLUTNIE zakochana w tej miniaturce. Przeczytałam ją dwa razy i podejrzewam, że za kilka dni wrócę, by przeczytać trzeci.
    Urzekła mnie najpierw sama historia, to jak wykreowałaś naszych głównych bohaterów, ich charaktery i to, w jakiej sytuacji się znaleźli.

    Trudne czasy, bo całą historię osadziłaś podczas wojny, mnóstwo poświęcenia ze strony Hermiony - bo przecież mimo wszystko on był po tej drugiej stronie, a w dodatku kiedyś, przed laty, był wrogiem. I nagle, dzień za dniem, tydzień za tygodniem, staje się kimś więcej, niż osobą, w której może odnaleźć poczucie bezpieczeństwa. Przy okazji charakter Draco - tak bardzo Malfoyowy, a ona mimo wszystko miała cierpliwość i tą upartość, by dalej przychodzić, by dalej się opiekować.

    Myślałam, że Hermiona powie mu, że ona to ona gdzieś w połowie, ale trzymałaś Malfoya w niepewności prawie do samego końca. Innego zakończenia nie mogło być; tylko to szczęśliwe!

    Miniaturka bardzo mi się spodobała, jest przepiękna, naprawdę. Mam nadzieję, że wkrótce znowu będę mogła przeczytać coś Twojego autorstwa - nowy rozdział czy miniaturka to bez znaczenia, po prostu coś Twojego. :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest śliczna i romantyczna a Draco w niej jest idealny. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś napiszesz taka slodka i landrynkowa miniaturke ale zarazem urocza. Czekam na kolejne rozdziały.
    Kat

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo dobry tekst :) Czyta się przyjemnie, delektując się każdym opisem, słowem. Idealne Dramione, takie jak powinno być. Prawdziwe.
    Naprawdę, naprawdę miło się to czyta :)
    P.S. Miniaturkę (reklamę) znalazłam na fb (Potterowskie Opowiadania) :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowne❤ Kiedy kolejny rozdział? ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ❤
      Rozdział powinien ukazać się między 24 - 27 maja. Wszelkie zmiany można śledzić w Proroku.
      Sam rozdział jest dość... Kłopotliwy, więc chętnie poczytam Twoją opinię 😁 ❤

      Usuń
  13. Uwielbiam tę miniaturkę! Ma w sobie coś magicznego, ciekawego i intrygującego. Sposób w jaki ukazałaś odczucia Draco, powalił mnie na kolana. Podejrzewam, że Hermiona była w jakimś stopniu zawiedziona faktem, że jej nie rozpoznał i to dlatego podała inne imię. Najbardziej podobały mi się ich wymiany zdań i końcówka, która chwyciła za serce <3
    Pisz więcej takich perełek!
    Pozdrawiam, życząc weny
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  14. To jest piękne. Jako całość. Nie pokuszę się o żadną analizę, o wyliczenie, co podoba mi się bardziej, co mniej, jeśli byłyby jakieś minusy. Nie szukam ich, bo odbieram tę miniaturkę jako jednolity, nierozerwalny skrawek i jako taka po prostu mnie urzekła i oczarowała. Nie jest cukierkowa, ale nie jest też sucha, bezemocjonalna. Wręcz przeciwnie, Odczucia są subtelne, to bardziej takie bodźce, coś, co świetnie współgra z brakiem widzenia. Idealne w stosunku do całości zakończenie - nic dodać, nic ująć. Na pewno z przyjemnością będę do tego tekstu wracać.

    Pozdrawiam :)
    Margot

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam ją wcześniej, ale nie miałam chwili, żeby skomentować - teraz jak mam chwilę, postanowiłam przeczytać ją jeszcze raz. Była słodka, cukierkowa, ale nie przesadnie. Mi osobiście baaaaardzo się spodobała - pewnie przez to, że miała happy end, co niezwykle lubię w opowiadaniach (nie wyobrażam sobie smutnego zakończenia "Kiedy jesteś przy mnie" - to tak, żebyś wiedziała :D )
    Pomysł z oślepieniem Draco - ciekawy - nigdzie się z takim nie spotkałam, ale , szczerze myślałam, że nie odzyska wzroku i że w jakiś sposób wyda się, że to była Hermiona. Oczywiście Twoje zakończenie również mi się spodobało.
    Trochę dziwi mnie to, że tak wybiegł z kwatery, a potem wraca jak gdyby nic się nie stało, ale kto zrozumie Malfoya? :)
    Całość jak najbardziej na plus i proszę o więcej takich miniaturek
    Pozdrawiam i CZEKAM na koniec maja z coraz większą niecierpliwością i żądzą :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Okej, JESTEM. :D Włączyłam sobie jakąś spokojną muzykę, umościłam się, więc mogę komentować. Mini przeczytałam wieki temu, akurat miałam godzinę bezsensownego czekania pomiędzy wykładami i chciałam ją jakoś wypełnić. Więc idealnie się złożyło, że akurat było u Ciebie coś nowego, bo czasu zdecydowanie nie zmarnowałam. Jeszcze musiałam zasłonić w niektórych momentach usta, bo mi się same rozciągły w uśmiechu podczas czytania i było mi tak ciut ciut głupio w miejscu publicznym się szczerzyć do telefonu. xD Porobiłam sobie screeny, żeby potem pamiętać, o czym pisać, jak już dopadnę na dłużej laptopa. Zajęło mi to miliony lat i jest mi z tego powodu głupio, ale ciągle mnie coś goniło. Czasami miałam ochotę walnąć głową w stół, bo sama momentami wzięłam za dużo na siebie, ale dobra, koniec mojego jęczenia. Przechodzę do sprawy kluczowej i zdecydowanie wartej porządnego komentarza. :)

    Po pierwsze – pomysł! Merlinie, jest znakomity! Wrzucenie Malfoya niewidzącego podczas wojny na łaskę Zakonu. I nadal zachowywał się tak, jakby to on był „na górze”, nadal był opryskliwy i arogancki. Ładnie wyszło Ci opisywanie świata z jego puntu widzenia. Kierował się głównie dotykiem i to na nim się wszystko opierało. Nagle uczucia wywoływało coś innego niż to, co widział. Fajna baza do przełamania tych nieprzyjaznych relacji między Draco a Hermioną, ale zdecydowanie nie poszłaś na skróty. Pociągnęłaś tę jego niechęć dużodużo dalej i to było bardzo na plus, bo wyszło dojrzale, a za to ja się kłaniam, bo bez dojrzałości nie wiem, czy można napisać cokolwiek serio dobrego.

    Przy okazji, skoro już było trochę o Draco, to jeszcze musi być Hermiona. Taka spokojna, pragmatyczna, co trzeba, to zrobi, niepewna, choć przecież była na swoim terenie. Trochę ją ten Draco zdominował i z ciekawością śledziłam jej zachowanie, czy coś w niej w końcu pęknie, ale nie! (pomijam tutaj moment ze zwycięstwem, o tym będzie później) – do samego końca wszystkie jej wypowiedzi charakteryzowały się spokojem, łagodnością. Widać, że ta wojna ją stępiła. I powiem Ci w sekrecie, że lubię właśnie taką stępioną Hermionę.

    Patrzę teraz na screena pewnego fragmentu i zastanawiam się, jak ująć w słowa to, co we mnie wywołuje. To jest cały ten akapit zaczynający się od zdania „Było w niej coś odpychającego”. Może to trochę niezdrowe, biorąc pod uwagę jego treść, ale kurczę, kocham ten fragment. Jest taki… ostry, taki realny, bolący, nie ma w nim pięknych słów i fałszywych uprzejmości. Są słowa, które bolą, ale jest w nich coś pięknego, że Ty, jako autorka, nie boisz się ich użyć. Że dotyk drugiej osoby był odpychający, a skoro Draco jej nie pamięta, to znaczy, że nie była nikim ważnym. To okrutne, ale jednocześnie to jest właśnie Malfoy.

    Pośród całej tej ich kiepskiej, chwiejnej relacji nie zapomniałaś o wojnie. 10 lat! Szaleństwo. Niewyobrażalne wręcz. I to jak Draco wali prosto z mostu, co myśli, że Zakon nic nie robi, ukrywa się, że nie przeżyją. Ta zgorzkniałość zdecydowanie pasowała do całego klimatu, do postaci Dracona. Ach, przepadłam dla angstu na dobre. ^^

    Był jeden moment, w którym autentycznie miałam ochotę… (szukam cenzuralnego słowa) rypnąć głową Malfoya o ścianę, porządnie, wielokrotnie. „Czytaj głośniej albo wynoś się”. No aż mnie nosi na samą myśl! Nie mam pojęcia, jakim cudem Hermiona tam z nim została… Ja bym nie wytrzymała! CO ZA TUPET! Normalnie aż mnie zatkało!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie pokazałaś powolną zmianę, jaka zachodziła w Malfoyu. Od faktycznego obrzydzenia, przez obojętność, gdy w sumie to miał gdzieś, że jej pierwszy kontakt z magią był dopiero w Hogwarcie, aż po to błądzenie dłońmi po jej ciele. I to, że nie opisywał go jako idealne, ale że właśnie miała wąskie biodra, co było ROZCZAROWUJĄCE, a jednak… JEDNAK nadal to robił. Zawsze będę kochać realność w tekstach, dlatego z każdą miniaturką kocham Twoje pisanie coraz bardziej.

      Dialogi zdecydowanie „nie wyszły Ci źle”, Merlinie, one wyszły znakomicie! I mówi to ktoś, dla kogo dialogi między tą dwójką są jedną z najważniejszych rzeczy, jeśli nie najważniejszą. Są mądre, przemyślane, często raniące, dobitne, bezczelne, a czasami też zabawne, autoironiczne (ten moment z podtarciem się). Jest w nich dokładnie to, czego szukam w tekstach. Przekaz, rytm, które sprawiają, że serce mi na moment staje i kontempluję.

      No i ta scena, gdy pokonują Voldemorta i Hermiona wraca, brudna, zmęczona… To był ten przełom, piękny przełom. A potem ta scena z pocałunkiem, błądzeniem dłońmi po jej ciele – bardzo dobrze napisana!

      Btw: „Wielkie, pełne ciepła, śledziły czujnie każdy jego ruch, a on żałował, że dane mu było je zobaczyć dopiero teraz.
      - Wróciłeś - zauważyła chłodno. - Dlaczego?” – Tutaj trochę zwątpiłam w emocje Hermiony. To w końcu witała go ciepło czy chłodno? Czy to specjalnie tak?

      Końcówka – serce mi tam zamarło, ale tak miało być. Doskonale to zrobiłaś. Draco nie mógł się inaczej zachować, oczywiście, że musiał odejść bez słowa. Ale potem wrócił i już jest dobrze, mam ochotę wycałować Cię za tę miniaturkę. :D

      Nie wiem, dlaczego nadal nie przeczytałam Twojego opowiadania, bo ja NAPRAWDĘ uwielbiam Twój styl pisania. Trafia do mnie totalnie za każdym razem. Jest przede wszystkim dojrzały i traktuje poważnie różne tematy, same postacie. Chociaż wiesz… Tak trochę wiem, dlaczego nadal zwlekam z przeczytaniem – nadrabianie rozdziałów to bułka z masłem (z Twoim pisaniem to ja bym to w jedną noc połknęła), sęk w tym, że nie chcę czytać, nie zostawiając komentarzy, a nad komentarzami to mi się schodzi i schodzi. Nie chcę po prostu robić tego po łebkach. Ale zawitam do „Kiedy jesteś przy mnie”, tego jestem pewna, już od przeczytania pierwszej mini mnie korci i kusi. Czasu mi tylko trzeba. :)

      Z każdą miniaturką pokazujesz coraz więcej, coś nowego, widać, że Ty też się zmieniasz (dialogi! <3). Zazdroszczę Ci pomysłów. Sama mam z nimi największy problem. Dlatego też więcej czytam, niż sama cokolwiek piszę. ;) A czytanie takich perełek jak ta Twoja powyżej to miód na moją utrapioną codziennym życiem duszę. Dziękuję! I gratuluję świetnego tekstu! :*

      Do następnego! <3

      Usuń
    2. Zawsze obawiam się Twojej opinii, Agatte. Jesteś dla mnie niedoścignionym wzorem, jeśli chodzi o Angst, a jak dotąd wszystkie moje miniaturki mają właśnie taki klimat. Tak jak Ty, ja też uwielbiam ciężkie, trudne teksty, osadzone głęboko w czasie wojny, gdy jak wiadomo, to rzeczywistość weryfikuje to, kim się stajemy.
      W tym tekście zależało mi na pokazaniu ogromnej różnicy między nimi i może trochę tego, jak bardzo odmiennie ukształtowała ich wojna. Dlatego właśnie Hermiona jest tak spokojna, opanowana, by stanowić przeciwieństwo dla wiecznie rozgoryczonego, zgorzkniałego Malfoya. Cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę.
      Nie wiem, kiedy uda mi się napisać coś nowego; muszę mieć jakiś pomysł :D Taką złotą myśl, która często jest niczym więcej niż tylko usłyszanym urywkiem zdania, które zapadnie mi w pamięć na tyle, bym coś do niego napisała. Np ta miniaturka powstała po tym, jak obejrzałam jakąś komedię, w której dziewczyna usłyszała od swojego chłopaka, że miała pospolite oczy. W mojej głowie nie od razu zapaliła się ta przysłowiowa czerwona lampka, ale gdy już tak się stało, od razu wymyśliłam cały akapit (właśnie ten, w którym mówią o swoich oczach). A później musiało minąć jeszcze kilka tygodni, bym dołożyła do tego całą resztę.
      Opowiadanie jest za to zupełnie inne, niż moje miniaturki. Dla Ciebie, jako ZNAKOMITEJ autorki, pewnie wyda się dziecinne. I właśnie takie było, kiedy zaczynałam je pisać! Bez przemyśleń, bez sprawdzenia, wszystko było takie ekscytujące, takie szybkie, takie "na już". I gdybym tylko mogła, zaczęłabym je na nowo. Serio. Dlatego nie sądzę, by Ci się spodobało. Jest w nim sporo błędów, na które patrzę z ciężkim sercem, nie mając czasu, by je poprawić. ALE kocham to opowiadanie, mimo iż jest tak niedoskonałe, jak ja sama. I doprowadzę je do końca, choćby nie wiem co. Cieszę się z każdego komentarza, który dane mi jest pod nim czytać i bardzo, naprawdę baaardzo chciałabym, by opowiadanie było takie, jak w mojej głowie. Może kiedyś doprowadzę je do porządku, zmienię niektóre fragmenty, które spędzają mi sen z powiek; a potem odetchnę głęboko, spełniona :D
      Dziękuję za piękny komentarz :* Jesteś Wielka.

      Usuń
  17. Jejciu to było przesłodkie ❤ zdziwiłam się tym, że pozwalała mu na dotyk i tym, że on sirjusli myślał, że ona nie wie... głupi Draco xd

    OdpowiedzUsuń
  18. Można wiedzieć jak idzie praca nad nową miniaturką?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można 😉 Praca idzie... Ciężko. Niestety. Mam pomysł, koncept, zarys, ale nie mam czasu 😞
      W lutym opublikuję Epilog opowiadania i dopiero po tym zabiorę się za dokończenie Miniaturki.
      Nie chcę absolutnie niczego obiecywać, ale planuję dodać ją w granicach marca.
      Dziękuję za komentarz i cieszę się, że jednak ktoś czeka na moje publikacje. Me serce się raduje 💖

      Usuń