,, Dobrze jest myśleć, że mam
Cię obok
Że ciągle jesteś, mimo niepowodzeń
Że mimo moich wad, nie odważyłeś się odejść
Że patrzysz na mnie inaczej niż kiedyś
Że będziesz nadal, gdy znów otworze oczy
Dobrze jest wiedzieć, że wciąż tu jesteś..."
Że ciągle jesteś, mimo niepowodzeń
Że mimo moich wad, nie odważyłeś się odejść
Że patrzysz na mnie inaczej niż kiedyś
Że będziesz nadal, gdy znów otworze oczy
Dobrze jest wiedzieć, że wciąż tu jesteś..."
***
Wrzeszcząca chata od zawsze
budziła lęk we wszystkich, zarówno mieszkańcach pobliskiej wioski Hogsmeade, jak
i adeptach Szkoły Magii i Czarodziejstwa. I pomimo tego, że większość
czarodziejów uważało historie o niej za sporo przesadzone i czasami wręcz
śmieszne, to jednak wolało trzymać się od tego miejsca z daleka i nie
doświadczać ich prawdziwości na własnej skórze. Czasami słychać było dziwne
odgłosy z jej wnętrza, co tylko potęgowało liczbę wysnutych z palca opowieści o
jej rzekomych mieszkańcach i uczucie strachu w pozostałych.
Dwóm czarodziejom, którzy już od
dobrych kilku minut w niej przebywali, zdawało się to nie przeszkadzać.
Wszędzie panował mrok, rozświetlony jedynie przez nikły promyk jednej ze świec,
która stała w rogu. Stali spokojnie pośrodku zakurzonego przedsionka, jakby nie
mieli najmniejszej ochoty na dalsze zwiedzanie tego opuszczonego domostwa.
Cisza, która pomiędzy nimi zapanowała zdawała się coraz bardziej im ciążyć, ale
mimo to żaden z nich nie miał ochoty jej przerwać. Na twarzy starszego
czarodzieja widniał nieznaczny uśmiech, który nie za bardzo pasował do ponurego
wnętrza i grobowej atmosfery, która w nim zapanowała. Długimi palcami
przeczesywał delikatnie swoją siwą brodę, mimochodem patrząc przy tym na
stojącego opodal przystojnego blondyna, który najwyraźniej tracił właśnie nad
sobą panowanie.
- Dobrze się spisałeś, Draco- powiedział spokojnie Dumbledore
przerywając tym samym niezręczną ciszę. Arystokrata podniósł na niego swoje
stalowe spojrzenie i zmarszczył delikatnie brwi, nie bardzo wiedząc za co
pochwala go starszy mężczyzna. Bo na pewno nie za to, że przyniósł mu pod drzwi
ledwo żywego Śmierciożerce. To, że Mancair przeżył tą potyczkę, było istnym
cudem. Mimo, że teraz, opatrzony i doprowadzony do porządku, odpoczywał w celi
w Azkabanie, blondyn z pewnością nie czuł, że zasłużył na jakąkolwiek pochwałę.
Prychnął głośno pod nosem, komentując tym samym wypowiedz Dyrektora Hogwartu.
- Masz na myśli to, że prawie go
zabiłem?- odpowiedział z kpiną w
głosie i odwrócił się tyłem do Dumbledore'a, uciekając tym samym przed jego
czujnym spojrzeniem. Nie zamierzał przejmować się tym co zrobił, ale chciał dać
odczuć Dumbledore'owi, że wysłanie go na tą godną pożałowania misję i to
jeszcze ze zwykłą szlamą, było błędem, który w najbliższym czasie powinien być
naprawiony.
- Przeciwnie. Jestem dumny, bo
teraz już wiem, że wysłanie Cię tam z panienką Granger było doskonałym
posunięciem.
- Co?!- krzyknął blondyn
odwracając się do niego i zamaszyście machając ręką w powietrzu, jakby chciał
strącić jakiś niewidzialny przedmiot- Ty chyba sobie żartujesz!
Wysłanie mnie z NIĄ było wielkim błędem! Koszmarnym! Nie widzisz do czego
doprowadziłeś? Ledwo się powstrzymałem, żeby go nie zabić! Chcesz, żebym
następnym razem przywlekł Ci jakieś inne zwłoki pod drzwi?!- krzyknął Draco,
nie za bardzo zawracając sobie głowę jakimikolwiek zwrotami grzecznościowymi.
Powoli tracił nad sobą panowanie.
- Oj Draco, obaj dobrze wiemy,
że to właśnie Panienka Granger sprawiła, że nie zabiłeś Mancair'a. To ona Cię
przed tym powstrzymała i jesteś tego w pełni świadomy. Rezygnując z jej
towarzystwa, skazał byś się na porażkę. Doskonale się uzupełniacie- dodał po
chwili, a jego uśmiech tylko się pogłębił. Mimo, ze Draco nie powiedział mu co
się dokładnie stało, doskonale zdawał sobie sprawę, że Hermiona także odegrała
w tej sprawie jakaś większą rolę. Ślizgon także zdawał sobie sprawę z faktu, że
przed zabiciem Mancair'a powstrzymał go głos Hermiony, która niespodziewanie
pojawiła się w drzwiach zakurzonego pokoju. Przez chwilę znowu przypomniał
sobie jej niedowierzanie malujące się na twarzy i strach. Bała się go, widział
to doskonale. Nie sadził tylko, że tak go to zaboli. Przeczesał palcami swoje
blond włosy, próbując pozbyć się z głowy natłoku nieproszonych myśli. Spojrzał
jeszcze raz na Dumbledore'a jakby chciał zaprzeczyć jego sugestiom, jednak
poczciwy uśmiech, który malował się na jego twarzy, całkowicie go
zdekoncentrował. Spuścił gwałtownie ręce wzdłuż ciała w geście
rezygnacji, jednak nie zamierzał niczego komentować. Dumbledore widząc, że
wygrał tą małą bitwę, podszedł do niego szybkim krokiem i odważnie spojrzał w
zimne, stalowe tęczówki.
-Panienka Granger nie jest taka
bezwartościowa jak myślisz Draco i już wkrótce się o tym przekonasz- powiedział cicho, jakby obawiał
się, że choć odrobinę głośniejszy ton mógłby tylko bardziej rozjuszyć blondyna.
- Wkrótce otrzymacie kolejne
instrukcje- dodał i odwrócił się na pięcie
chcąc opuścić to pomieszczenie. Blondyn dalej stał w tym samym miejscu,
wyprostowany i dumny, jakby aluzje, które wygłaszał do niego starszy mężczyzna
w ogóle go nie dotyczyły. Jego twarz nie wyrażała najmniejszych emocji,
najwyraźniej nie mógł pozbyć się tej maski obojętności, której wyuczył się
przez te wszystkie lata. Nie zmienił swojej postawy nawet z chwilą, gdy
Dumbledore wyszedł z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
-Kurwa...- Mruknął pod nosem,
chcąc wyładować całą swoją frustracje w tym jednym słowie. Po krótkiej chwili
całą Wrzeszczącą chatę wypełnił odgłos teleportacji.
***
Nie wiedziała ile czasu zajął
jej powrót do namiotu. Gorzkie łzy, przepełnione żalem, rozpaczą i zwykłą
bezsilnością towarzyszyły jej przez całą drogę, sprawiając, że już nawet nie
widziała gdzie dokładnie się znajduję. Jak w amoku pokonała wszystkie uliczki
wioski, nawet nie zważając przy tym, czy widzą ją jacyś przypadkowi mugole.
Biegła szybko, chcą już wydostać się z tego miejsca, uciec od tych ponurych,
ciemnych ulic, podniszczonych domostw, widoku wielkiej, szkarłatnej plamy na
zbutwiałej podłodze i zimnych, bezdusznych, stalowych oczu. Oczu mordercy. Coś
kapnęło na jej dłoń z chwilą gdy znalazła się przy stromym zboczu góry, jednak
tym razem nie była to jej łza. Uniosła niepewnie głowę do góry, przyglądając
się ciemnemu, granatowemu sklepieniu. Kilka kolejnych kropel upadło na jej
twarz, mieszając się z jej własnymi łzami. Uśmiechnęła się delikatnie do siebie
gdy zobaczyła ciężkie, czarne niebo zapowiadające nadchodzącą ulewę, tak jakby
sama natura płakała nad losem chłopaka, który jej zdaniem, na tak wielkie
miłosierdzie nie zasługiwał. Bo co może czuć osoba bez serca i sumienia, która
w dodatku z zimną krwią zabiła innego człowieka? Doskonale wiedziała, że śmierć
była nieodłącznym elementem jego życia, chociaż nigdy nie widziała jak sam ją
zadaje. Był nauczony bezduszności i okrucieństwa, nigdy nie zaznał odrobiny
ciepła i miłości i to być może dlatego nie był w stanie okazać miłosierdzia
nikomu, tym bardziej w stosunku do wroga. Skoro jednak zabił z zimną krwią człowieka,
który jeszcze przed paroma dniami był dla niego pobratymcem, to co zrobi z nic
niewartą szlamą, która nawet nieświadomie zatruwała mu życie swoją obecnością.
Co jeśli Malfoy z chwilą gdy dopuścił się tak wielkiej zbrodni, wyzbył się
wszelkich ludzkich odruchów i uczuć? Co będzie dalej z Draconem, teraz, gdy nie
miał już nic do stracenia i nawet groźba pobytu w Azkabanie nie była w stanie
go powstrzymać od bestialskiego sponiewierania ciała Mancair'a? Nie szukała
odpowiedzi na te pytania, miała świadomość, że wcale nie chce ich poznać. Ze
zgubnych myśli oderwał ją przenikliwy chłód pobliskiej skały, na której zaparła
odważnie swoją dłoń. Jak w letargu zaczęła dzielnie wspinać się ku górze,
zapominając na chwilę o swoich lękach i pozbywając się strachu, który z taka
siłą ją obezwładnił gdy znajdowała się na ściance zaledwie dwie godziny
wcześniej. Zimny wiatr rozwiał jej nieujarzmione, wilgotne włosy,
ukazując bladą twarz zdradzającą tyle dręczących ją emocji. Oddychając ciężko
dotarła na półkę skalną, na której znajdowało się jej schronienie. Mokra i
zziębnięta weszła do środka, po raz pierwszy pozwalając sobie na głośny szloch,
który i tak nie był w stanie wyrazić jej całego rozbicia. Nikt nie potrafił jej
pomóc. Wiedziała, że będzie musiała sama się z tym zmierzyć, ale mimo to nie
zamierzała rezygnować z zadania, które postawił przed nią Dumbledore. Otarła
niezdarnie twarz i wzięła głębszy oddech, starając się uspokoić swoje skołatane
serce. Nie ucieknie jak tchórz z powrotem na Grimmauld Place, nie rozczaruje
Dyrektora Hogwaru, który uznał ją jako odpowiednią do tego zadania. Nie da
Malfoy'owi tej chorej satysfakcji, którą z pewnością by miał gdyby teraz
spakowała się i uciekła. Zostanie i postara się już nigdy więcej nie dopuścić
do jawnego bestialstwa Ślizgona jakie miało miejsce dzisiaj. Nie zwracając
uwagi na mokre ślady, które zostawiała na podłodze salonu, szybko przeszła do
łazienki z nadzieją że zimny prysznic zmyje z niej całą rozpacz i wewnętrzne
rozbicie. Pół godziny później zamknęła się szczelnie w sypialni, tuląc do
siebie Krzywołapa, jakby w nadziei, że pomoże jej się to uspokoić. Dzisiaj nie
miała ochoty na konfrontacje z Malfoy'em.
***
Wrócił, ale był inny. Widziała
to doskonale. Chłód, który od niego bił, stał się jeszcze wyraźniejszy, a jego
wrogość raniła jak nigdy. Kilka następnych dni spędzonych w jego towarzystwie,
było chyba najcięższym przeżyciem, z jakim dane jej było się zmierzyć w całym
siedemnastoletnim życiu. Ignorowali się, traktowali jak powietrze. Od tamtego
dnia nie zaszczycił jej żadnym słowem, gestem, nawet krótkim spojrzeniem, a ona
nie była mu dłużna. Nie rozmawiali ze sobą, nie kłócili się, nawet nie
jadali w swoim towarzystwie. Najgorsze jednak było to, że nie widziała w jego
postawie nawet najmniejszych oznak skruchy, czy żalu, które uświadomiły by jej,
że pod grubą skorupą zła i bezduszności kryje się w nim sumienie. Tego dnia
było tak samo. Cisza stała się ich odwieczną towarzyszką, choć z początku
upragnioną, to jednak z każdą następna niemą konfrontacją stawała się coraz
bardziej przytłaczająca. Oboje ją ignorowali, starając się nie przyznać nawet
przed sobą, że pragną jakiegoś minimalnego kontaktu z drugim człowiekiem,
choćby tym znienawidzonym. Ona nie zamierzała jednak mieć nic wspólnego z
mordercą, a on nie chciał jej wyprowadzać z tego błędu, doskonale zdając sobie
sprawę jaka ,, łatka" została mu przyszyta przez kasztanowłosą, gdy mylnie
uznała Mancair'a za martwego.
Tego dnia również nie spojrzał w
jej stronę. Przyzwyczaiła się, akceptowała, milczała. Nawet jej to odpowiadało.
Wyminął ją szybkim krokiem i zniknął w łazience, a ona swój wzrok skierowała na
skaczące w kominku płomienie. Cisza powoli stawała się dla nich rutyną,
naturalnym porządkiem dnia, spędzonym na oczekiwaniu na kolejne instrukcje Dumbledore'a
wyjaśniające im położenie następnego celu. Jednak dni powoli mijały, a po
nowych instrukcjach nie było nawet śladu. Tkwili zatem dalej na tej przeklętej
półce skalnej, codziennie patrząc w dół zbocza na oddaloną wioskę pełną mugoli
nieświadomych tragicznych wydarzeń jakie się w niej rozegrały. Skazani tylko na
siebie, pozbawieni towarzystwa innych ludzi, poddawali się powoli wewnętrznemu
rozdrażnieniu i zgubnym myślą. Dobiegł ją odgłos szumiącej wody, co oznaczało
że Malfoy brał prysznic. Mimowolnie jej myśli znowu pognały w jego stronę, choć
wcale nie była na to gotowa. Ilekroć wspominała o tym, co zrobił, zawsze
płakała. Była wykończona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W jego
towarzystwie udawała twardą, ale gdy tylko zostawała sama, pękała.
Myślała, że chłopak o tym nie wie, przecież starannie to ukrywała. Nie sądziła
jednak, że Draco doskonale zdawał sobie sprawę jak cierpi, opuszczona przez
wszystkich, skazana na towarzystwo mordercy. Wiele razy słyszał jak wylewa łzy
w poduszkę, nieświadoma, że chłopak słyszy jej szloch. Widział jak spogląda na
odległy zarys wioski stęskniona bliskości innych ludzi. Nieraz nawet
przyłapywał się na tym, że pragnął się do niej odezwać, sprowokować
nieoczekiwaną kłótnie, w której wykrzyczałby, że Mancair żyje, a ona
niesłusznie go oskarżyła. Nie chciał się przyznać nawet przed sobą, ale i jemu
powoli ciążyła ta cisza, a perspektywa niewinnej, uroczej kłótni ze szlamą
wydawała mu się niezwykle kusząca. Podświadomie chciał wrócić do tych
wspólnych, żałosnych kłótni, podczas których czuł, że żyje a czasy te były miłe
i ciekawe. Po chwili jednak przyłapywał się na swoim zgubnym toku myślenia i
sam śmiał się z własnej głupoty na myśl, że mógłby pragnąć kontaktu z
dziewczyną.
Minęło kilka minut.
Nieskazitelną ciszę w salonie przerwał dziwny świst powietrza, a zaraz potem
zszokowana, dziewczyna zerwała się na równe nogi, niemal oślepiona
przenikliwą łuną światła, która przeniknęła przez ściany salonu i spoczęła na
niewielkim stoliku stojącym koło kanapy, formułując się w wielkiego, dostojnego
Feniksa. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że patrzy na przepięknego
patronusa, który, sądząc po formie jaką przybrał, należał do Dumbledore'a.
Zafascynowana i poniekąd szczęśliwa z faktu, że Dyrektor Hogwaru jednak o nich
nie zapomniał, podeszła do stolika, czekając na jakąś wiadomość. Zapatrzyła się
w postać pięknego ptaka, nieświadoma, że delikatna, niebieska łuna światła,
która mu towarzyszyła, spoczęła na jej blady twarzy, przyozdabiając ją w dziwny
błękitny odcień.
- Moi drodzy...- odezwał się patronus głębokim
głosem Dumbledore'a, a dziewczyna od razu uśmiechnęła się, na dźwięk tego
powitania.
- Doskonale się
spisaliście. Mancair przebywa już w Azkabanie i zapewniam Was, że zostanie tam
na długo. Kolejne instrukcje prześlę Wam jutro przez sowę. Nie wiem, kim jest
Wasz kolejny cel, ale starajcie się go aż tak nie uszkodzić, jak Waldena.
Pamiętajcie, w jedności siła.
Dodał na koniec i zamilkł, a
echo jego słów odbiło się od ścian, godząc w nią z podwójna siłą. Wkrótce potem
patronus zniknął, zostawiając po sobie jedynie delikatną łunę światła, która z
czasem także się rozpłynęła. Nieświadoma tego, kasztanowłosa Gryfonka nadal
tępo wpatrywała się w miejsce, gdzie przed chwilą stał feniks, w duchu
analizując sens usłyszanych słów. Mancair żyje. Jest w Azkabanie. Malfoy jednak
go nie zabił.
-Boże...- szepnęła do siebie, mimochodem
odwracając głowę w kierunku białych drzwi, za którymi znajdował się Ślizgon.
Oskarżyła go o zabicie Waldena, nawet nie sprawdzając, czy Śmierciożerca
faktycznie był martwy. Widziała wielką szkarłatna plamę wokół jego ciała więc
jej mózg nie zastanawiał się długo przyszywając Draconowi miano zabójcy. A ona?
Ona zachowała się jak mała, żałosna dziewczynka, która zamiast podejść na
trzeźwo do całej tej sprawy i po prostu zapytać chłopaka co tak właściwie się
stało, wolała uciec w pośpiechu, płacząc na cały głos i wymyślając sobie
własny, odrażający scenariusz. Może gdyby wtedy została, gdyby pomogła
Malfoy'owi, ten sam z własnej woli opowiedziałby by jej o przebiegu wydarzeń, a
następne dni nie byłyby ciężkie i przepełnione przytłaczającą ciszą. Zrozumiała
jaki błąd popełniła i jak niesłusznie oskarżyła chłopaka o tak wielką zbrodnię,
nawet nie czekając na jego wyjaśnienia. A teraz? Teraz było już na to za późno,
mur nienawiści został postawiony, bariery założone, a szanse na pojednanie,
mniejsze od zera. Pogrążona we własnych rozmyślaniach, nawet nie zorientowała
się że Draco także doskonale usłyszał słowa Dumbledore'a i teraz sam, rozmyśla
nad ich znaczeniem. Nadal tępo wpatrywała się w białe, łazienkowe drzwi,
chociaż delikatnie wzdrygnęła się gdy uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a
chłopak pojawił się w progu. Zmierzwił sobie mokre włosy, po czym , nawet na
nią nie patrząc, położył się nonszalancko na stojącej przed kominkiem sofie.
Porwał ze stolika Proroka Codziennego, którego dostarczały im sowy, mimo tak
niesprzyjającego położenia ich obozowiska. Już po chwili zatopił się w treści
wyjątkowo obszernego artykułu o postępującej odbudowie Hogwartu, nieświadomy
zmieszania jakie ogarnęło dziewczynę, z chwilą gdy pojawił się w salonie. Nie
była gotowa na tak szybka konfrontację z chłopakiem. Chciała w spokoju ułożyć
sobie w myślach przemowę, w której jakoś załagodziłaby obecna sytuacje i zmyła niejako
osąd jaki pozostawiła na Ślizgonie. Teraz jednak nie było na to czasu. Podeszła
cichutko do sofy, wpatrując się w kurtynę gazety, za którą, jak dobrze
wiedziała ukrywała się twarz arystokraty.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś,
że Mancair żyje?- zapytała cicho, w duchu
przeklinając swój drżący z emocji głos. Musiała jakoś nawiązać do tego tematu,
a bezpośrednie pytanie było w tej chwili najlepszym rozwiązaniem, bo czuła
wewnątrz, że Draco także słyszał słowa Dyrektora Hogwartu. Nie zmienił swojej
pozycji nawet o milimetr, więc nie miała nawet pewności czy chłopak ją
usłyszał. Zawiedziona spuściła głowę, zakładając niesfornego loka za ucho.
- Bo i tak byś nie uwierzyła- odpowiedział po chwili
beznamiętnym głosem, a ona poczuła, ze serce w niej zamiera. Doskonale
wiedziała ile rozgoryczenia było ukryte w tym zdaniu, chociaż chłopak
wypowiedział je tak nonszalanckim tonem. Zraniło ją to okropnie. Nie odezwał
się już więcej. Bez słowa odwróciła się na piecie, by po chwili zniknąć za
drzwiami swojej sypialni. Przepłakała całą noc.
***
Siedział rozpostarty na kanapie
w salonie, niczym pan i władca i delektował się smakiem whisky, którą próbował
zagłuszyć zgubny potok myśli. Leniwie wpatrywał się w dogasający w kominku
ogień, czekając niejako, aż doszuka się w nim odpowiedzi na wszystkie
dręczące go w tej chwili pytania. Przeczesał sobie palcami włosy,
pozwalając by kilka kosmyków opadł mu na czoło i cicho westchnął. Uśmiechnął
się pogardliwie do siebie, gdy zdał sobie sprawę, że jedynie co poczuł po wczorajszych
słowach Dumbledore'a to ulga. Ulżyło mu, gdy Hermiona wreszcie dowiedziała się
prawdy o losie jaki spotkał Mancair'a i o tym, że mimo pozorów nie odebrał mu
życia. Nie wiedział czemu zaczął przejmować się tym jakie zdanie ma o nim
kasztanowłosa Gryfonka, ale pocieszał się, że może chociaż teraz sytuacja w
obozie wróci do normy. Tęsknił za ich dziecinnymi kłótniami, jej bezmyślnym
gadulstwem, które zawsze doprowadzało go do szału, ale stanowiło niejako
namiastkę normalnego życia, które oboje zostawili daleko za sobą z chwilą gdy
zgodzili się na układ jaki zaproponował im Dyrektor Hogwartu. Dzień powoli
budził się do życia, więc westchnął zrezygnowany nalewając sobie ponownie
drogocennej whisky do szklanki, bo wiedział, że zaraz przyjdzie mu się zmierzyć
z nieokiełznana lwicą, jaka z pewnością była niejaka Hermiona G. Tym razem
intuicja także go nie zawiodła, gdyż zaledwie po kilku minutach drzwi od jej
sypialni uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a ona sama, lekko
przestraszona i wyraźnie unikająca jego stalowego spojrzenia, skierowała swoje
kroki do łazienki. Nie patrzył w jej stronę, chociaż doskonale wiedział, że
dziewczyna boi się tej konfrontacji i zrobi wszystko, byle tylko móc jej
uniknąć. Nijak nie skomentował jej dziecinnego zachowania, opijając powoli łyk
drogocennego, bursztynowego płynu i ponownie wpatrując się w płomienie. Po
jakimś czasie stanęła znowu w salonie, tym razem już całkowicie rozbudzona i w
jakimś stopniu zdeterminowana. Nawet go to trochę rozbawiło, gdy zdał
sobie sprawę, że jej postawa sugeruje, że Gryfonka wygląda jakby
szykowała się co najmniej na wojnę, a nie na konfrontacje z nim...
chociaż to poniekąd jedno i to samo. Siadła niepewnie na fotelu obok i porwała
ze stolika opasła księgę, która, jak sądził po okładce, była Historią Hogwartu.
Przewrócił teatralnie oczami komentując tym samym zachowanie dziewczyny, która
potrafiła czytać zawsze i wszędzie, nie bacząc na to w jakiej sytuacji się
znajduje. Kolejna godzina minęła im na ciągłym unikaniu wzajemnych spojrzeń i zatapianiu
się we własnych myślach.
Nie zamierzała go przepraszać, z
resztą nie wiedziała nawet za co. Chyba nie byłaby w stanie wyobrazić
sobie dnia, w którym dobrowolnie przeprosi swojego odwiecznego wroga. Przecież
nie nazwała go jawnie mordercą, jedynie swoim zachowaniem pozwoliła mu myśleć
jakie ma o nim zdanie. Wstała więc wcześnie i wyszła ze zbawczego schronienia
jakim była jej sypialnia, tym samym skazując się na jego towarzystwo tylko z
jednego powodu. To dzisiaj miały przyjść kolejne instrukcje od Dumbledore'a,
co dawało jej jakiś cień nadziei na to, ze będzie mogła w całości poświęcić się
kolejnemu zadaniu, zapominając o zgubnej obecności znienawidzonego
Ślizgona. Zerknęła na niego kontem oka, w duchu dziękując że nie
zamierzał komentować wczorajszej sytuacji i najzwyczajniej w świecie przybrał
na siebie typową odlewniczą postawę. Nie zamierzała pierwsza przełamać tej
przytłaczającej ciszy, a i Ślizgonowi najwyraźniej ona w niczym już teraz nie
przeszkadzała. Przesiedzieli całe przedpołudnie w tym samym miejscu, starając
się udawać że nie dostrzegają się nawzajem i nie rzucają sobie co chwilę
ukradkowych spojrzeń. Zdążyła już przeczytać dwa rozdziały poświęcone
pasjonującej historii czworga założycieli Szkoły Magii I Czarodziejstwa, gdy wtem
usłyszeli dziwny szum na zewnątrz namiotu. Oboje podnieśli gwałtownie głowy,
odrywając się od dotychczasowych czynności i mimowolnie nasłuchując kolejnego,
niespodziewanego głosu. Powietrze ponownie przepełnił ten sam odgłos, który
świadczył jedynie o jednym- wreszcie dostali instrukcje od Dumbledore'a. Przez
jedną maleńką chwilę dziękowali w duchu za to, że wreszcie będzie im dane
przenieść się w jakieś inne, przyjemniejsze miejsce, po czym jak na komendę
wstali oboje i nie patrząc w ogóle w swoją stronę, ruszyli do wyjścia z
namiotu. Nim jednak pokonali połowę drogi, przyjemny łopot sowich skrzydeł
został przerwany przez przeraźliwy odgłos katowanego ptaka. Mimowolnie
spojrzeli na siebie z niezrozumieniem wypisanym na ich bladych twarzach, po
czym szybkim krokiem przemierzyli resztę drogi i stanowczym ruchem odsłonili
dwie poły grubego materiału namiotu, Tego widoku w ogóle się nie spodziewali.
Na jednej z niewielkich skałek
rozsianych po półce skalnej, na której stał ich namiot dostrzegli uroczą, małą,
sówkę z niewielkim, białym liścikiem przywiązanym do jej nóżki. Nie byłoby w
tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa sówka przyciśnięta była teraz okrutnie
do skały, a nad nią bezceremonialnie pastwił się wielki rudy kocur.
Wbijał okrutnie pazury w jej drobne ciałko, a sądząc po głośnym mruczeniu,
jakie wydobywało się z jego gardła, był z tego faktu bardzo zadowolony. Zamarli
oboje, nie wiedząc jak zareagować na to, co zobaczyli. Oboje jednak mieli
świadomość, że Krzywołap, jak przystało na prawdziwego myśliwego, lubuje się w
łowieniu najróżniejszych stworzeń, które, ku ich wielkiemu zgorszeniu zawsze
znosił do namiotu i to tam oddawał się ich konsumpcji. Zawsze takie sytuacje
kończyły się ogromną kłótnią, w której Draco chciał pozbyć się upierdliwego
lokatora z obozu, twierdząc, że skoro tak pociąga go życie w dziczy, to
powinien jak najszybciej się tam znaleźć, natomiast Hermiona zawsze stawała w
obronie swojego pupila, nieważne jak bardzo obrzydzałoby ją jego zachowanie.
Kłótnie o Krzywołapa stały się tak częste, że oboje zaczęli je traktować
jak naturalny porządek rzeczy, co więcej żadne nie zamieniało zmieniać w tym
swojego stanowiska. Widok maltretowanej, szarej sówki także wzbudził w nich
standardowe odczucia, chociaż oboje zdawali sobie sprawę, ze sytuacja jest
zdecydowanie poważniejsza, niż mogłoby się to z początku wydawać. Wbrew pozorom
to nie katowana sówka była teraz ich największym problemem, tylko niewielki
biały liścik, który pod wpływem szamotania ptaszka, zaczął niebezpiecznie
odwiązywać się od jego nóżki i chybotać się na wietrze, zaledwie dwa metry od
krawędzi półki skalnej, na której stali. Patrzyli na to jak zahipnotyzowani,
nie mogąc wykrztusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy opamiętał się Draco,
który ruszył na kota rozjuszony, zaciskając pieści i przechylając głowę w
stronę stojącej z tyłu Gryfonki
- Kurwa mać, Granger! Tego już za
wiele! Zabije go, jak słowo daję! - Na potwierdzenie swoich słów
postawił jeszcze kilka kroków przed siebie, gotowy zaraz rzucić się na kota i
dokonać na nim żywota gołymi rękami. Hermiona, która do tej pory stała przy
wejściu do namiotu i obserwowała cicho tą scenę, w jednej chwili, zszokowana
słowami Ślizgona, znalazła się tuż przy nim, ostro gestykulując i krzycząc w
niebo głosy.
-Ty dupku! ani mi się waż! To jest
kot, Malfoy, polowanie leży w jego naturze i nic tego nie zmieni! - Zdeterminowana, zagrodziła mu
drogę własnym ciałem, gotowa stoczyć z chłopakiem walkę na śmierć i życie
w obronie swojego pupila. On jednak tylko uśmiechnął się ironicznie, po czym
bezceremonialnie wyminął ją szybko i znów szedł w kierunku kota.
- Może ty lubisz patrzeć jak to
bydle obżera się szczurami w naszym salonie, ale mi jakoś ten widok już się
znudził - powiedział chłopak, częściowo
zagłuszony przez głośne wrzaski uwięzionej sówki. Zatrzymał się dobre pół metra
przed skałką, obserwując dramatyczną scenę, jaka się na niej rozgrywała. Po
chwili odwrócił się do dziewczyny z podłym uśmiechem i nienaturalnym błyskiem w
oczach.
- Chociaż widzę, że teraz
awansował, bo wybrał sobie coś większego do jedzenia. Chyba jednak poczekam i
jeszcze teraz go nie zabiję. Kto wie, może w następnej kolejności rzuci
się na Ciebie... - dodał lubieżnie widząc jak
dziewczyna zaciska szczęki a jej twarz tężeje pod wpływem
złości. W następnej chwili podeszła do niego rozjuszona, z chęcią mordu w
oczach.
- Niedoczekanie Twoje! - warknęła jedynie w jego stronę,
po czym wyminęła go szybko, nie zwracając uwagi na głośny, szczery śmiech,
którym chłopak skomentował całą jej postawę.
-Wiem Granger, wiem. W końcu
Twój kocur nie zje byle czego...
Tego było już za wiele.
Odwróciła się do niego, wyciągając ostrzegawczo palec w jego stronę i hardo
patrząc mu w oczy.
- Jeszcze jedno słowo, Malfoy, a
obiecuje, że zrzucę Cię z tej skały - krzyknęła, stajać tuż przed nim
i wskazując palcem na krawędź półki skalnej, gotowa zaraz obrócić swoje słowa w
czyn. On jednak tylko zaśmiał się w jej stronę, przekrzywiając głowę i mierząc
ją swoim nieodgadnionym spojrzeniem.
- Chciałbym to zobaczyć... - odparł lubieżnie, przez moment
nachylając się nad nią i wpatrując intensywnie w jej rozbiegane oczy. Przez
dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami, zupełnie zapominając po co tak
właściwie tu przyszli. Nim zrobili jakikolwiek ruch, usłyszeli donośny szelest
skrzydeł i pomruk niezadowolenia, świadczący jedynie o tym, że sówka nareszcie
odnalazła w sobie resztki odwagi, by wyrwać się ze szponów śmierci i wzbić w
górę. Odwrócili się oboje w tamta stronę, w chwili gdy wystraszony ptak
przeleciał obok nich z prędkością światła, po czym pofrunął w kierunku wioski,
nawet nie oglądając się za siebie, najwyraźniej szczęśliwy, że udało mu się
uniknąć śmierci w paszczy rudego kota. Z konsternacją spoglądali na niebo,
gdzie jeszcze przez chwilę majaczyła w oddali postać małej sówki po czym oboje
odwrócili się w kierunku małej skałki na która upadł biały liścik, oderwany
wcześniej przez szarpiące się zwierzęta. Po maleńkim zwitku pergaminu nie było
jednak śladu. Spojrzeli na siebie zdezorientowani, nie za bardzo wiedząc co
maja teraz robić, gdy nagle dostrzegli coś, po czym ich serca dosłownie
zamarły. Dumnym krokiem, z wysoko uniesionym ogonem i głośnym pomrukiem
zadowolenia spacerował sobie wielki, rudy kocur, trzymając w paszczy maleńki
liścik, zawierający instrukcje przesłane im zapewne przez samego Albusa Dumbledore'a.
Nie zważając na ich zszokowane miny, wszedł spokojnie do namiotu, zostawiając
ich samych na zewnątrz. Spojrzeli na siebie dosłownie przez chwilę, po czym jak
jeden mąż ruszyli biegiem z powrotem do namiotu. Wpadli do środka w chwili, gdy
Krzywołap, nieświadomy swojego błędu, rozsiadł się na stoliku i z wielkim
zaangażowaniem zaczął gryźć maleńki liścik, jakby była to dla niego nagroda
pocieszenia, za przegraną walkę z szarym ptaszyskiem. I wydawałoby się, że smak
pergaminu w ogóle mu w tej chwili nie przeszkadzał.
- Krzywołap!!! - zawołała histerycznym głosem
Hermiona podbiegając do kota i próbując mu wyrwać zmiętolony już liścik. W
akcie desperacji rzuciła się do przodu chcąc w ostatniej chwili chwycić kota,
jednak on okazał się znacznie szybszy i zerwał się ze stolika, po czym uciekł w
kąt, kończąc pożeranie swojej, wyjątkowo cennej zdobyczy. Z gardła Gryfonki
wyrwał się donośny krzyk ,,AUĆ” z chwilą gdy zderzyła się z wyjątkowo twardą
powierzchnią mahoniowego blatu. Draco jednak nie miał za bardzo czasu na to, by
pastwić się nad wyjątkowo niezdarną próbą odbicia ,,zakładnika” przez
dziewczynę, bo wyminął ja bez słowa i pognał w ciemny kąt pokoju, gdzie
zwierze, nieświadome zagrożenia kończyło swój posiłek. Podobnie jak wcześniej
Gryfonka, on także rzucił się desperacko przed siebie, jednak wykazał się dużo
większa zręcznością i zdołał chwycić rudego kocura za ogon. To jednak nie było,
aż tak dobrym posunięciem, jak z początku myślał, bo Krzywołap w jednej chwili
odwrócił się, a długie pazury wbił gwałtownie w jego rękę, w czego efekcie,
chłopak puścił go, klnąc głośno pod nosem, a rudy kocur pognał do sypialni
dziewczyny. Chwile im zajęło, nim zdołali pozbierać się na nogi i ruszyć do
pokoju, w którym znajdował się ich trzeci współlokator. Pobiegli do
pokoju, modląc się w duchu, by na ratunek nie było jeszcze za późno. Gdy tylko
przekroczyli próg sypialni, dostrzegli, że Krzywołap rozłożył się wygodnie na
wielkim, dwuosobowym łóżku dziewczyny i mruczał głośno, najwidoczniej, bardzo z
siebie zadowolony.
- Głupi sierściuch - mruknął wyjątkowo wściekły
chłopak, w chwili, gdy Hermiona minęła go bez słowa i podeszła na palcach do
skraju łóżka, tak by nie wystraszyć zwierzęcia. Natomiast Krzywołap,
najwyraźniej nieświadomy intencji swojej pani, leżał dalej spokojnie na jej
pościeli, ani myśląc o ucieczce. Efekt był jedynie taki, że dziewczyna rzuciła
się na łóżko, chwytając w objęcia swojego pupila i bezceremonialnie wydzierając
mu z paszczy resztki drogocennej poczty. Przerażony kot, zdołał jedynie
miauknąć żałośnie, po czym wyrwał się z jej objęć i najzwyczajniej w świecie
uciekł z pokoju, w tylko sobie znanym kierunku. Leżała na plecach, oddychając
głośno, jakby właśnie pokonała maraton i spojrzała na stojącego przed nią
Dracona. Uśmiechnęła się zadziornie, nie zwracając uwagi na jego
zniecierpliwione spojrzenie i oburzony wyraz twarzy.
- Zwycięstwo - powiedziała cicho, uśmiechając
się niewinnie i podnosząc do góry rękę, w której trzymała pomięty i lekko
pogryziony liścik. Chłopak jednak nie podzielał jej entuzjazmu i jedynie
podniósł do góry prawą brew, jakby nie za bardzo wiedział, co kasztanowłosa
chce świętować.
- Na Merlina z kim ja mieszkam... - westchnął wyjątkowo
zrezygnowany, pocierając sobie ręką zmęczoną twarz. Gryfonka w ogóle nie zrozumiała
powodu jego załamania nerwowego i tylko pokiwała głową w geście roztargnienia.
- Nie narzekaj Malfoy, mogłeś
trafić gorzej - powiedziała zaczepnie, na moment
zapominając z kim ma do czynienia. Chłopak popatrzył na nią załamany i lekko
zdziwiony.
- Uwierz mi Granger, nie mogłem - przyznał szczerze, uważnie
przyglądając się dziewczynie, gdy zrozumiał, że jeszcze nigdy nie widział jej w
tak dwuznacznej pozycji, leżącej przed nim z rozwianymi włosami i zaróżowionymi
policzkami, z rozpiętym sweterkiem i to w dodatku w jej własnej sypialni.
Potrząsnął lekko głową, próbując odgonić od siebie zgubne myśli, które właśnie
zagościły mu w głowie. Widząc jak jej twarz tężeje gwałtownie ze złości,
a usta układają się w cienką linię, zaśmiał się krótko, lecz szczerze.
- Dłużnej tak nie wytrzymam. Albo
wy wykończycie mnie, albo ja was. I szczerze to mam nadzieje, że zdecydujemy
się na tą druga opcję - powiedział zdruzgotany własnym
odkryciem i pokręcił głowa, znów wbijając w nią przeszywające spojrzenie.
Po chwili wyciągnął rękę w jej stronę, próbując dosięgnąć małego zwitku
pergaminu, który nadal, nieświadomie ściskała w dłoni. Odsunęła rękę do tyłu,
nie chcąc by Draco zdobył tak cenną zdobycz, mimo, że była ona jedynie
uślinionym zwitkiem pergaminu.
- Granger bądź tak miła i oddaj
co nie Twoje - powiedział nonszalancko,
jednocześnie podchodząc do niej i znów sięgając po pomięty liścik. Tak
skupił się na swoim celu, że nie zauważył leżącego na podłodze skrawku
pościeli, który mimowolnie spadł z łóżka, w czasie zaciętej walki dziewczyny z
jej pupilem. Efekt jego nieuwagi był taki, że stopa chłopaka zaplątała się w
pościel, a on sam straciwszy równowagę, runął z całym impetem na łóżko i na
znajdująca się na nim dziewczynę. W ostatniej chwili zdołał jedynie wyciągnąć
ręce przed siebie, powstrzymując się przed czołowym zderzeniem z Gryfonką.
Zdezorientowani wpatrywali się w
siebie szeroko otwartymi oczami, jakby nie mogli uwierzyć w to co się stało.
Twarz Malfoy'a znalazła się dokładnie w odległości trzech centymetrów od niej.
Powinna się wyrywać, lub uderzyć chłopaka za jego niezdarność i sytuację, którą
przez to sprowokował, jednak nie była w stanie wykrztusić słowa. Wstrzymała
oddech, gdy spojrzała w jego stalowe źrenice, w których dostrzegła niespotykany
dotąd błysk. Nie potrafiła go jednak zidentyfikować. Nie odważyła się poruszyć,
gdy zauważyła, jak z determinacją wpatruje się w jej ciemne oczy, by po
chwili utkwić wzrok w jej rozchylonych wargach. Poczuła jego drogie perfumy i
na moment straciła zdrowy rozsądek. Patrzyła z determinacja na chłopaka, który
zdawał się być równie zdekoncentrowany jak ona.
- Granger... - szepnął cicho, nie chcąc
przerywać tej dziwnej chwili. Zamarła, z chwilą gdy jego ciepły oddech owionął
jej twarz. Nie mogła pojąć czemu tak zareagowała na bliskość Ślizgona, z którym
przecież na co dzień łączyła ja tylko nienawiść. Co więcej zdziwił ją fakt, że
jemu ta bliskość także nie przeszkadzała, pomimo tego, iż każdego dnia
przypominał jej, że była jedynie zwykłą szlamą. Miała wrażenie, że utonie
w głębi jego spojrzenia , poddawała mu się z łatwością, jakby nie liczyło się
teraz nic więcej. Po chwili przyszło opamiętanie. Otworzyła szeroko oczy, jakby
dopiero teraz zdała sobie sprawę, że leżący na niej Książę w rzeczywistości
jest oślizgłym gadem, w dodatku z szerokim, kpiącym uśmiechem, który właśnie
zagościł na jego twarzy.
- Jeśli chciałaś zaciągnąć mnie
do łózka, wystarczyło tylko powiedzieć. Nie musiałaś wymyślać tej całej szopki
z listem. Mogłaś po prostu poprosić... chociaż i tak bym się nie zgodził...
- Ty dupku, przecież to Ty się
na mnie rzuciłeś - powiedziała wzburzona i
gwałtownie zepchnęła z siebie chłopaka, po czym wstała i zaczęła poprawiać
swoje ubranie. Draco w tym samym czasie przekręcił się na plecy i dalej leżał
na łóżku dziewczyny, nie zamierzając go opuszczać w ciągu następnych kilku
minut. Założył ręce za głowę i z lekkim aroganckim uśmiechem wpatrywał się w
Hermione, która z jakiegoś dziwnego powodu nie podzielała jego entuzjazmu.
- To po co rzucasz mi kłody pod
nogi - zapytał ironicznie, mając na
myśli porozrzucana po podłodze pościel, o którą się potknął.
Spojrzała na niego z pod łba,
ale nie zamierzała dalej prowadzić tej dziecinnej rozmowy. Podniosła szybko
pościel z ciemnych paneli i rzuciła ją na łózko. Draco obserwował ją przez cały
czas, a ironiczny uśmiech nie schodził mu z twarzy. Oparła ręce na
biodrach wyrażając tym gestem całe swoje niezadowolenie z faktu, ze Ślizgon
nadal przebywa w jej sypialni.
- Złaź z mojego łóżka - wysyczała jadowicie, powoli
tracąc do niego cierpliwość. W odpowiedzi blondyn jedynie ziewnął
demonstracyjnie, jakby zamierzał właśnie się zdrzemnąć, nie bacząc na to, że
pochyla się nad nim rozwścieczona Gryfonka.
- Zmuś mnie - powiedział przymykając powieki
by nie patrzeć dłużej na jej zaciętą minę. Odetchnęła głęboko, licząc w myślach
do dziesięciu i uspakajając swoje stargane nerwy. W duchu musiała przyznać, że
ciągłe droczenia z chłopakiem zaczęły być z każdą chwilą intensywniejsze. Już
nie były zwykłymi dziecinnymi sporami, tylko coraz bardziej wyszukanymi intrygami,
które wymagały drastycznych rozwiązań. Wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni
jeansów i uśmiechając się niewinnie wymierzyła nią w Dracona.
- Dobra Malfoy, skoro nie chcesz
po dobroci... - mruknęła cicho, pogodzona ze
swoim losem i tym co zamierzała zaraz zrobić. Draco, słysząc jej ciche
wyznanie, zmarszczył brwi jakby zastanawiając się nad sensem wyszeptanych słów.
Po chwili, zaintrygowany jej wypowiedzią uchylił powieki, chcąc zapoznać
się z poczynaniami wroga. To co zobaczył, zupełnie go zaskoczyło. Nim zdążył
zareagować, Gryfonka wyszeptała ,,wingardium lewiosa" a on poczuł,
jakby w tej jednej chwili wyzbył się całej grawitacji. Jego ciało poderwane
gwałtownie siłą zaklęcia, uniosło się dobre dwa metry w górę, a on sam
pozbawiony siły ciążenia, mógł jedynie desperacko machać kończynami, jakby
chciał dosięgnąć stojącą przed nim dziewczynę. Ona sama nie mogła powstrzymać
się od śmiechu na widok wiszącego do góry nogami Dracona Malfoy'a, który w tej
jednej chwili wyglądał bardziej nieporadnie niż Neville Longbottom przez całe
lata nauki w Hogwarcie.
- Kurwa mać, Granger! Zabije Cie! - wykrzyczał do dziewczyny,
próbując przedrzeć się przez salwy jej niekontrolowanego śmiechu. Wreszcie
opanowała się na tyle, by na niego spojrzeć, wycierając przy tym czające się w
kącikach oczu łzy szczęścia. Po raz pierwszy popłakała się ze śmiechu, choć
nigdy w życiu nie pomyślałaby, że stanie się to za sprawą Dracona. Postanowiła
jednak przerwać te istne tortury chłopaka, dostrzegając że na jego bladej na co
dzień twarzy pojawiają się czerwone rumieńce, choć nie wiedziała czy jest to
skutek obecnej pozycji Dracona, czy też jego wściekłości. Cały czas mierząc w
niego różdżką, skierowała jego ciało do salonu i dopiero będąc tutaj, pozwoliła
sobie cofnąć zaklęcie. Nie była jednak aż tak wyrozumiała by opuścić chłopaka
delikatnie na kanapę, więc zdobyła się jedynie na to, że pozwoliła mu spaść na
leżący przed kominkiem dywan. Chwaląc się w duchu za ten niezwykły akt
miłosierdzia skierowany w jego stronę, nie spuszczała z niego wzroku, gdy
wreszcie stanął na nogi i spojrzał na nią z mordem w oczach.
- GRANGER! Choć tu i daj się
zabić! - krzyknął rozwścieczony do granic
możliwości, podchodząc szybko do stolika i porywając z niego swoją różdżkę.
Odwrócił się z powrotem do dziewczyny, a maleńka żyłka na jego skroni zdradzała
fakt, że poziom jego gniewu najwyraźniej osiągnął apogeum. Hermiona jednak nie
za bardzo przejęła się jego słowami, przypominając sobie o co tak właściwie
stoczyli ze sobą zacięty bój. Wyjęła delikatnie pośliniony przez Krzywołapa
liścik i pochyliła się nad nim, chcąc odczytać treść.
- Może później... - odpowiedziała niemrawo, cały
czas patrząc na rozmazany atrament i odczytując z niego kolejne instrukcje
Dumbledore'a. Czując na sobie wzrok Ślizgona, podniosła głowę i zmarszczyła
delikatnie brwi.
- Och na Merlina Malfoy!
Przestań się wygłupiać! Mamy teraz większy problem niż Twoje zmiażdżone ego!
Nie mogę tego do końca rozczytać - dodała już ciszej, wyciągając
rękę w jego stronę i pokazując mu częściowo zamazany pergamin. Podszedł do niej
bliżej zaciskając ze złości szczękę i ciskając gromy w jej stronę. Jeszcze nikt
nie odważył się użyć na nim zaklęcia lewitacji, a fakt że zdobyła się na to
kasztanowłosa Gryfonka jeszcze bardziej go wnerwił. W normalnych
okolicznościach nawet by się nie powstrzymał, tylko rzuciłby w nią jakieś
niewerbalne zaklęcie i delektowałby się jej cierpieniem, jednak teraz zdał
sobie sprawę, że ma ważniejsze rzeczy do roboty. Niechętnie przeniósł wzrok z
jej twarzy na świstek pergaminu, który kurczowo trzymała w dłoni. Ku jej
szczeremu zdziwieniu ten widok rozwścieczył go jeszcze bardziej. W tej oto
chwili Draco wyszedł z siebie i stanął obok.
- KURWA! Zabije tego pchlarza! - wykrzyczał głośno i zaczął się
rozglądać po salonie w nadziei, że znajdzie w nim rudego kota. Krzywołapa
jednak nigdzie nie było, a zawiedziony Ślizgon z powrotem utkwił wzrok w
dziewczynie, gotowy ją obwinić za tak szokujący stan liściku od Dumbledore'a.
Hermiona zmrużyła oczy rozwścieczona faktem, że chłopak śmiał obrażać jej
pupila i machnęła przed nim rękoma, jakby chciała strącić jakiś niewidzialny
przedmiot znajdujący się w powietrzu.
- Ani mi się waż, Malfoy! To jest
kot! Nie zmienię jego natury!
Spojrzał na nią jak na wariatkę,
zdając sobie sprawę,że dziewczyna najwyraźniej nie zrozumiała sensu jego słów.
Rozłożył ręce w geście bezradności, a na twarz przybrał maskę pogardy.
- I nikt Cie o to nie prosi
Granger! Jeśli nie chcesz, żeby oberwał ode mnie Avadą to zrób z nim coś! No
nie wiem, kup mu gumowego szczura, albo złap mu żywego! Niech jego gryzie, a
nie nasze listy! - krzyknął po czym wyrwał z jej
dłoni pośliniony pergamin i ze zrezygnowaną miną siadł na kanapie. Z uwagą
wpatrywał się w zamazane litery, uprzednio podsuwając pergamin w stronę kominka,
z nadzieją, że płomienie rozświetlą zapiski a jemu dane będzie wreszcie
rozszyfrować ich treść. Po czterdziestu minutach i trzech wypitych
szklaneczkach whisky udało mu się odczytać większą część listu. Do szczęścia
potrzebne mu były tylko dwie ostatnie linijki tekstu, który niestety był w
najgorszym stanie. Wyrazy się rozmywały, a w miejscach, gdzie kot ugryzł
pergamin najzwyczajniej brakowało liter. Na stoliku przed nim leżał leżał
czysty pergamin, na którym blondyn zapisywał każdą nowo rozpoznaną literę.
Pióro, które do tej pory służyło mu do skreślania nowo wymyślonych wyrazów,
teraz zastygło nieruchomo. Po chwili rzucił je niedbale na stolik a sam upił
spory łyk bursztynowego płynu, chcąc nim złagodzić gorycz swojej porażki.
- Mam dość, Granger! Nie mam
zamiaru siedzieć nad tym całą noc, tylko dlatego, że Twojemu kocurowi zachciało
się gryść ten list. Wołaj go, niech sam to teraz rozczyta - mruknął zrezygnowany, nawet nie
zwracając uwagi na absurdalność swojej wypowiedzi. Hermiona, która do tej pory siedziała
zwinięta na fotelu obok, nie chcąc mu przeszkadzać, poruszyła się niespokojnie,
po czym podniosła się powoli i wzięła do ręki zarówno list jak i zapiski
chłopaka. Nie odpowiedziała mu na tą słowną zaczepkę, doskonale wiedząc, że
tylko w ten sposób utrzyma w miarę normalną atmosferę w obozie. Jakoś nie miała
teraz ani czasu ani ochoty na kolejne kłótnie. W ciszy zaczęła studiować
zapiski Ślizgona, w niektórych miejscach robiąc niewielkie korekty, gdy zdała
sobie sprawę, że źle odczytał poszczególne litery. On tymczasem położył się na
kanapie i zakrył przedramieniem oczy, w drugiej ręce trzymając szklaneczkę z
bursztynowym płynem. Jednak gdy usłyszał cichutkie skrobanie pióra, mimowolnie
spojrzał na dziewczynę. Hermiona wydawała się być teraz w swoim żywiole.
Zmarszczyła delikatnie brwi, skupiając się intensywnie nad jakimś zamazanym
słowem, i przymrużyła oczy, by lepiej identyfikować poszczególne znaki.
Siedziała teraz przy stoliku na podłodze, a łuna światła dobiegająca z kominka
delikatnie padała na jej kasztanowe loki, tworząc niesamowite refleksy. Jedną
ręką trzymała pióro, którym co chwila kreśliła zapiski Ślizgona, drugą zaś
zakładała za ucho niesfornego loka, który przesłaniał jej oczy. Po chwili
zrozumiał, że patrzy na nią zdecydowanie dłużej niż było to konieczne, więc
szybko odwrócił wzrok na sufit, jakby to w nim szukał ukojenia własnych nerwów
i odrobiny spokoju.
- Zdajesz sobie sprawę Granger,
że teraz będziesz musiała ruszyć swój tyłek i trochę powalczyć? Nie będę robił
wszystkiego za Ciebie- powiedział dobitnie, przerywając
tym samym panującą od dawna cisze. Nie wyjawił wprawdzie Dumbledore'owi więcej
niż to było konieczne, więc zdziwił go fakt, skąd ten staruszek znał tyle
szczegółów dotyczących ich walki z Mancair'em. Musiał jednak przyznać sam przed
sobą, że to obecność dziewczyny powstrzymała go przed zabiciem pobratymca, więc
teraz dla świętego spokoju chciał ją zabrać ze sobą. Oczywiście wiedział, że i
tak do niczego mu się nie przyda, jednak skoro Dyrektor Hogwartu chciał, by
Gryfonka towarzyszyła mu podczas drugiego zadania, to nie zamierzał się mu
sprzeciwiać. Spojrzał na nią przez chwilę, szukając oznak zdenerwowania, lub
strachu, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, najwyraźniej pogodzona ze
swoim losem.
- Wiem Malfoy. Już teraz
chciałam z Tobą iść, tylko mi nie pozwoliłeś. Więc teraz nie miej do mnie
pretensji.
- Bo nie byłaś mi do niczego
potrzebna. Sam potrafię wszystko załatwić
- Właśnie widziałam...- mruknęła zanim zdołała ugryźć
się w język. Po chwili zrozumiała jak poważny błąd popełniła. Draco zerwał się
szybko z kanapy, rozlewając przy tym whisky, które do tej pory tak
pieczołowicie trzymał w dłoni, po czym spojrzał na nią wyraźnie zły.
- Masz jakiś problem Granger? - zapytał jadowicie, wpatrując się
przy tym w dziewczynę, która z równą determinacją unikała jego wzroku. Po
chwili wstała i podeszła do niego, zdecydowanie zbyt blisko, niż to było
konieczne. Podniosła głowę, patrząc mu hardo w oczy, zupełnie nie przejmując
się chęcią mordu, którą miał wypisaną na twarzy.
- Tak, właściwie to mam - powiedziała cicho, nadal
intensywnie na wpatrując się w chłopaka. Nim jednak zdążył w jakikolwiek sposób
zareagować na te słowa, dziewczyna wyciągnęła rękę pokazując mu niechlujny list
od Dumbledore'a
- Patrz Malfoy, nie mogę tego
rozczytać. Mi to wygląda na ,,L"... - dodała ochoczo, wskazując palcem
na jakąś małą plamę po atramencie, w której on nie dostrzegł w tej chwili
niczego znajomego, a tym bardziej litery ,,L". Popatrzył na nią jak na
idiotkę, podnosząc przy tym prawą brew do góry.
- Taaa - mruknął cicho, dając jej do
zrozumienia, ze w ogóle go to nie interesuje, po czym machnął krótko różdżką,
sprzątając tym samym rozlaną wcześniej whisky. Po chwili, znów siedział
rozpostarty na kanapie, wpatrując się uparcie w kominek i próbując nie słyszeć
ożywionego monologu dziewczyny.
- Tak. Mi to wygląda na ,,
L"... więc to pewnie będzie Lake, a tam jest ,,D"... Dalej ,,I"
No więc wychodzi na to, że następnym miejscem jest Lake District! Czytałam o
tym miejscu, to taka wyspa na północy Szkocji! - wykrzyknęła radośnie, ciesząc
się w ogromnego sukcesu, jakim niewątpliwie było rozczytanie rozmazanego
tekstu. Popatrzyła na niego z nieznanym błyskiem w oczach i ogromnym uśmiechem.
- Widzisz Malfoy, rozczytałam to!
Udało się! Co Ty byś beze mnie zrobił?
- Upił się ze szczęścia - mruknął zrezygnowany i na
potwierdzenie swoich słów upił łyk ze szklaneczki pełnej bursztynowego płynu.
Spojrzała na niego z pod łba, ale wielki uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Och przestań, widzę wyraźnie,
że i Tobie ulżyło, kiedy już znamy kolejne miejsce. Przyznaj się.
- Jak cholera... - odpowiedział pogardliwie, nawet
nie starając się wykrzesać z siebie większego entuzjazmu. Prychnęła głośno pod
nosem, tym samym komentując jego typowo irytującą postawę i podeszła do drzwi
prowadzące do jej sypialni. Nim nacisnęła klamkę, odwróciła się do niego
powoli, patrząc na niego zaczepnie
- Tylko się nie upij Malfoy. Nie
wiem jak zniesiesz teleportacje na kacu - Zaśmiała się cicho widząc jak
piorunuje ją wzrokiem, po czym odwróciła się na pięcie i zniknęła w swojej
sypialni. Patrzył jeszcze przez chwilę na białe drzwi, za którymi
zniknęła dziewczyna, po czym westchnął cicho i oparł głowę o zagłówek kanapy,
ponownie wpatrując się w sufit. Wbrew ostrzeżeniom Hermiony, właśnie to
zamierzał zrobić.
________________________________________________________________________
16 stron!!! Aż sama się sobie
dziwię :) Nie mniej jednak jestem z siebie dumna, że w końcu dotrzymałam daty
publikacji :) Ten rozdział był bardziej humorystyczny, a takie pisze mi się o
dziwo lepiej :) Mam nadzieje, że Wam także sie spodoba :) Niestety nie wiem
kiedy uda mi sie opublikowac następny. Na pewno będzie to w ciągu miesiąca.
Wszystkie informacje pojawią sie niebawem w Proroku Codziennym :) ENJOY :)
Wasza IvaNerda