Ze wzruszeń pozostało mu
wzruszenie ramion
Z uniesień
Uniesienie brwi *
***
Poranne słońce leniwie przedzierało się przez stare, zakurzone zasłony jednego z zapomnianych pokoi na Grimmauld Place 12, sprawiając przy tym, że twarz stojącej w nim rudowłosej dziewczyny przybrała alabastrowy odcień. Przez chwilę poczuła ciepło promieni na swojej skórze i zamknęła oczy, by móc w spokoju nacieszyć się tym przyjemnym uczuciem. Westchnęła cicho, pozwalając by na jej spokojnej jak dotąd twarzy znów pojawił się cień zmartwienia, nad którym nie mogła zapanować już od kilku dni.
- Czemu ona nic do nas nie pisze?- Szepnęła ledwie dosłyszalnie, po czym odwróciła się w stronę wielkiego łóżka z baldachimem, które zajmował jej chłopak. Uniósł na nią wzrok, zupełnie zapominając by przyozdobić twarz w uspokajający uśmiech. Dobrze wiedział, że Ginny zamartwiała się o Hermionę, a fakt, że nie mieli z nią żadnego kontaktu odkąd niecały miesiąc temu opuściła Siedzibę Główną sprawiał, że i on powoli zaczynał się denerwować. Nie chciał jednak tego przyznać przed dziewczyną, doskonale wiedząc, że powinien dalej udawać spokojnego i niewzruszonego, jakby brak odzewu ze strony Hermiony uważał za rzecz co najmniej naturalną. Poprawił delikatnie swoje okulary, starając się uzyskać w ten sposób choć odrobinę więcej czasu na ułożenie jakiejś sensownej wypowiedzi, która na nowo uśpiłaby czujność rudowłosej.
- Pewnie nie ma czasu- rzucił w końcu, choć wiedział, że wybrał najgorszą wymówkę z możliwych. Ginny chyba też tak pomyślała, bo obdarowała go karcącym spojrzeniem.
-Chyba sam w to nie wierzysz- powiedziała z wyrzutem, jednocześnie podchodząc w jego stronę i opierając się o jedną z kolumien otaczających łóżko.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Kiedy szukaliśmy horkruksów też nie zasypywaliśmy Cię listami, a jednak wiedziałaś że z nami wszystko w porządku...
- Oj Harry, to nie tak. Nie zrozum mnie źle, ale wtedy to było zupełnie co innego. Mieliście siebie nawzajem. Mogliście na sobie polegać. Wiedziałam więc, że w pewnym stopniu jesteście bezpieczni. A teraz Hermiona jest zupełnie sama...
- Przecież nie jest sama...- odezwał się Ron, kończąc zajadać się dyniowym puddingiem, który nota bene należał do Harry'ego- Jest z Malfoyem- dodał, jakby nie rozumiał wypowiedzi siostry. Ginny spojrzała na niego z politowaniem, nawet nie starając się ukryć swojej irytacji.
- No właśnie, Ron. To jest w tym najgorsze. Jak Ty byś się czuł cały miesiąc w towarzystwie swojego największego wroga?
- Normalnie. Dałbym mu w mordę... Ale nie... to przecież Malfoy...pewnie by mnie za to zabił...Najwyżej dostałbym pośmiertnie Order Merlina 1 klasy za zasługi dla Zakonu... Ej! To wcale nie jest taki głupi pomysł! Może trochę by bolało... No, ale czego się nie robi dla...
- Ron!- Wywody rudzielca przerwał Wybraniec, kątem oka dostrzegając, że ręka Ginny niebezpiecznie zbliża się do różdżki, którą trzymała w kieszeni swoich spodni, zapewne tylko po to by obdarować swojego brata jakimś niewerbalnym zaklęciem.
- No co?- zapytał jego przyjaciel z miną niewiniątka- To już odezwać się nie można?
-Nie!- krzyknęła Ruda, po czym przysiadła załamana na łóżku i ukryła twarz w dłoniach- Ja się po prostu o nią martwię. Już dawno miała napisać... obiecała...
- Wiem, Ginny. No ale pomyśl, to przecież Hermiona. Latała na smoku, włamała się do Banku Gringotta, podszywała się pod Bellatriks i niszczyła horkruksy. Da sobie radę i teraz- zapewnił ją, jednocześnie podchodząc bliżej i ściskając jej ciepłą dłoń. W pierwszej chwili zapragnął ją przytulić, jednak wiedział, że nie jest to dobry pomysł, zważywszy na fakt, że z boku przygląda im się bacznie Ron.
- Chciałabym w to wierzyć, ale gdy sobie pomyślę, że musi ciągle przebywać z Nim...
- Malfoy to zwykła świnia, ale nie jest na tyle głupi, żeby złamać zakaz Dumbledore'a. Nie skrzywdzi jej...
- Chyba że w afekcie- wtrącił Ron, nieświadomie ponownie ściągając na siebie karcące spojrzenie Herry'ego. Ginny jednak już ich nie słuchała. Wyswobodziła się z uścisku Wybrańca i szybkim krokiem podeszła do drzwi, łapiąc za klamkę i gwałtownie je otwierając.
- A Ty gdzie?- zawołał za nią Ron, obserwując jak dziewczyna wychodzi na korytarz, uprzednio zapalając na nim wszystkie lampy zaledwie jednym machnięciem różdżki.
- Do Dumbledore'a- odpowiedziała stanowczo, święcie przekonana o słuszności swojego planu.
- Niby po co?- zawołał tym razem Harry, gdy razem z przyjacielem wyszli za dziewczyną z pokoju i skierowali się na schody prowadzące na niższe piętro. Przystanęła na chwilę, patrząc na nich wojowniczo i opierając ręce na biodrach. W tej chwili tak bardzo przypominała Panią Weasley, że czarnowłosemu przeszły ciarki po plecach. Sądząc po minie Rona, doświadczał on właśnie tego samego.
- Czy to nie oczywiste? Skoro to on wysłał ich na tą misję to musi wiedzieć gdzie teraz są i co się z nimi dzieje. Nie patrz tak na mnie Harry, bo wiem co robię- dodała, widząc niewyraźną minę swojego chłopaka- To, że Hermiona nie daje znaku życia nie jest normalne i doskonale o tym wiesz. Pomyślałam zatem, że skoro my nie możemy się z nią skontaktować, to zrobi to za nas Dumbledore... Dowie się czy u niej wszystko w porządku i przekaże nam wiadomość. Wiem, że ma wiele spraw na głowie, ale na Merlina.... tyle chyba może dla nas zrobić!
-Czyżby, panno Weasley?- dobiegł ją rozbawiony głos zza pleców, a dziewczyna jak na komendę odwróciła się za siebie i spojrzała prosto w oczy Dyrektora Hogwartu. O dziwo, nie wyglądał na zagniewanego. Na jego twarzy błąkał się uśmiech, a spojrzenie swoich bystrych oczu utkwił w twarzy Ginny, na której teraz wykwitł szkarłatny rumieniec.
- Bo my...Panie profesorze... mamy do pana prośbę...- wyjęknęła nieśmiało dziewczyna.
- Chyba domyślam się jaką- odparł starzec, gestem zapraszając do swojego gabinetu.
***
Blond włosy chłopak siedział na brzegu drewnianego pomostu, obserwując niewzruszoną taflę szkockiego jeziora. Czujnym wzrokiem wodził po wszystkich pływających w oddali łodziach, uważając przy tym, by żadna z nich zanadto się do niego nie zbliżyła. Co jakiś czas jednak jego szare tęczówki mimowolnie przenosiły się na postać kasztanowłosej dziewczyny, która dzielnie starała się utrzymać na powierzchni wody zaledwie parę metrów od niego. Jego usta na moment wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu, gdy po raz kolejny tego ranka wypluła nadmiar wody z płuc i odgarnęła z twarzy mokre kosmyki, zapewne przeklinając go przy tym w duchu. Nie pozwoliła sobie jednak na dłuższą chwilę zwątpienia. Bez żadnego słowa i z mocno zaciśniętymi ustami zaczęła po raz kolejny opływać przestrzeń wokół pomostu, starając się nie patrzeć w stronę siedzącego na nim chłopka. Gdy podpłynęła na tyle blisko, by mógł zobaczyć jej zaciętą minę, odwrócił wzrok z powrotem na oddalające się łodzie mugoli, jakby jego chwila zawieszenia w ogóle nie miała miejsca. Z trudnością musiał przyznać, że Gryfonce coraz lepiej wychodziła sztuka pływania, chociaż nie była jeszcze w stanie pokonać stu metrowego dystansu. Zważywszy jednak na poziom jaki reprezentowała w chwili rozpoczęcia nauki, czyli dokładnie cztery dni temu sprawiał, że czuł się w pełni zadowolony z efektu. Z czystym sumieniem musiał przyznać, że nauczenie Hermiony czegokolwiek graniczyło niemal z cudem. Jej paniczne, niczym nieuzasadnione lęki sprawiały, ze zapierała się rękami i nogami, gdy tylko próbował wpoić jej jakieś nowe zasady. Miał wrażenie, że dziewczyna postawiła sobie za punkt honoru opanowanie techniki pływania, nie zważając, że tym samym przegrywa z nim zakład. W prawdzie co do tego, że to właśnie on go wygra był przekonany już na samym początku, chociaż nie sądził że przyjdzie mu za to słono zapłacić. Nie żałował tego, do jakiej sytuacji doprowadził w pierwszym dniu ich wspólnej nauki, chociaż nigdy nie sądził, że kiedykolwiek zdobędzie się na takie zachowanie względem zwykłej szlamy. W tamtej jednak chwili czuł, że postępuje właściwie, a fakt że Hermiona była nieczystej krwi w ogóle się nie liczył. Nigdy więcej nie dopuścił do podobnej sytuacji, a i dziewczynie nie było do tego najwyraźniej śpieszno. Od tamtej pory wydawał jej jedynie polecenia stojąc na pomoście, lub na brzegu maleńkiej plaży, wchodząc do wody tylko raz, gdy musiał zademonstrować jej podstawowe ruchy klasycznego stylu pływackiego. Nie wszedł do jeziora nawet wtedy, gdy Gryfonka sprowokowana jego pogardliwym śmiechem, bez namysłu skoczyła z pomostu, nieomal topiąc się przez to na jego oczach. Wbrew chwilowej konsternacji, nie pomógł jej wydostać się na ląd, jedynie śledził wzrokiem jak dzielnie starała sie pokonać zdradzieckie fale, krzycząc przeraźliwie w jego stronę i nazywając ,,bezdusznym dupkiem". Uśmiechnął się jeszcze szerzej na to wspomnienie, tak jakby wyzwiska kasztanowłosej Gryfonki z powrotem postawiły miedzy nimi mur, przy którym jedyną relacją, która ich łączyła była czysta i pielęgnowana od lat nienawiść. Jego rozmyślania przerwał donośny huk, dochodzący z sąsiedniej, największej wyspy. Chwilę później chłopak dostrzegł błyski fajerwerków nad znajdującym się tam mugolskim miasteczkiem, domyślając się, że jest to skutek celebrowania przez nich jakiegoś tutejszego święta. Przypomniał sobie dokładnie, po co właściwie Dyrektor Hogwaru ich tutaj wysłał i nie mógł zaprzeczyć, że właśnie nadarzyła się świetna okazja do tego, by trochę ,,powęszyć". Bądź co bądź, większego skupiska mugoli niż dziś raczej nie zastanie, a jakoś nie uśmiechało mu się chodzenie od domu do domu i śledzenie potencjalnego Śmierciożercy. Jeśli na prawdę jakiś sługus Czarnego Pana się tutaj ukrywa, to zachowując pozory normalności, będzie musiał się dzisiaj pokazać na tej lokalnym święcie. Podniósł się z pomostu, zasłaniając ręką oczy przed słońcem i patrząc w tamtym kierunku, gdy nagle przy jego boku pojawiła się zmęczona Hermiona. Nie zauważyła zamyślenia chłopaka, zrzucając jego nieobecny wyraz twarzy na nawyk noszenia maski bezdusznego drania, z którą nie rozstawał się już od paru lat. Zdyszana, ale widocznie zadowolona ze swojego postępu podpłynęła do chłopaka i chwyciła się jednej z desek pomostu. Drugą rękę przyłożyła do swojej klatki piersiowej, próbując w ten sposób wyregulować swój przyśpieszony oddech. Nigdy nie sądziła, że pływanie okaże się aż tak męczące. Zamierzała pokonać dzisiaj cały dystans zaledwie raz, jednak gdy zobaczyła obserwującego ją z oddali blondyna, nie mogła się powstrzymać, skutkiem czego do jednego, podstawowego okrążenia dołożyła jeszcze pięć innych, a teraz ledwo żywa chwyciła się pomostu, tak by z wycieńczenia nie pójść na dno jak klasyczny śledź. Nie spodziewała się po blondynie żadnych słów pochwały. Przecież to Malfoy (czytaj: klasyczny, zimny dupek), jednak liczyła, że może chociaż pokiwa głową z uznaniem, tak jak każdy nauczyciel, gdy jego podopieczny wykona sumiennie powierzone zadanie. Nic takiego się jednak nie stało, ale Hermiona nie zamierzała rezygnować. Nie spuszczając zadziornego spojrzenia z arystokraty, który najwyraźniej całkowicie ją olewał, uśmiechnęła się sztucznie i zapytała najbardziej wyniosłym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać:
- I co Malfoy? Jesteś pod wrażaniem tego, jak dobrze sobie radzę? Przyznaj się, że pływam już tak jak Ty, a może nawet jestem szybsza!- Wiedziała, że było to spore nagięcie prawdy, tym bardziej, że pomimo wielkiego postępu jaki zrobiła w tak krótkim czasie, nadal była w wodzie wyraźnie niezdarna. Draco oderwał wzrok od pobliskiej wyspy, obiecując sobie w duchu, że niezwłocznie się na nią uda, po czym z politowaniem spojrzał na swoją tymczasową, jak miał nadzieję, współlokatorkę. Przyglądał się jej dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a gdy do ich uszu dobiegł kolejny wystrzał, odwrócił się za siebie, powoli kierując się w stronę piaszczystej plaży. Wiedział, że Gryfonka oczekuje od niego, czegoś na wzór pochwały i to go w tym wszystkim najbardziej rozbawiło. Gdyby nawet osiągnęła lepszy poziom w pływaniu niż Trytony z Hogwartu, to i tak by jej tego nie przyznał. Zaśmiał się ironicznie, po czym odwrócił się w jej stronę z komentarzem, po którym zadowolenie i duma wypisana na jej twarzy zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła:
-Nawet Flitwick by Cię wyprzedził.
wzruszenie ramion
Z uniesień
Uniesienie brwi *
***
Poranne słońce leniwie przedzierało się przez stare, zakurzone zasłony jednego z zapomnianych pokoi na Grimmauld Place 12, sprawiając przy tym, że twarz stojącej w nim rudowłosej dziewczyny przybrała alabastrowy odcień. Przez chwilę poczuła ciepło promieni na swojej skórze i zamknęła oczy, by móc w spokoju nacieszyć się tym przyjemnym uczuciem. Westchnęła cicho, pozwalając by na jej spokojnej jak dotąd twarzy znów pojawił się cień zmartwienia, nad którym nie mogła zapanować już od kilku dni.
- Czemu ona nic do nas nie pisze?- Szepnęła ledwie dosłyszalnie, po czym odwróciła się w stronę wielkiego łóżka z baldachimem, które zajmował jej chłopak. Uniósł na nią wzrok, zupełnie zapominając by przyozdobić twarz w uspokajający uśmiech. Dobrze wiedział, że Ginny zamartwiała się o Hermionę, a fakt, że nie mieli z nią żadnego kontaktu odkąd niecały miesiąc temu opuściła Siedzibę Główną sprawiał, że i on powoli zaczynał się denerwować. Nie chciał jednak tego przyznać przed dziewczyną, doskonale wiedząc, że powinien dalej udawać spokojnego i niewzruszonego, jakby brak odzewu ze strony Hermiony uważał za rzecz co najmniej naturalną. Poprawił delikatnie swoje okulary, starając się uzyskać w ten sposób choć odrobinę więcej czasu na ułożenie jakiejś sensownej wypowiedzi, która na nowo uśpiłaby czujność rudowłosej.
- Pewnie nie ma czasu- rzucił w końcu, choć wiedział, że wybrał najgorszą wymówkę z możliwych. Ginny chyba też tak pomyślała, bo obdarowała go karcącym spojrzeniem.
-Chyba sam w to nie wierzysz- powiedziała z wyrzutem, jednocześnie podchodząc w jego stronę i opierając się o jedną z kolumien otaczających łóżko.
- Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Kiedy szukaliśmy horkruksów też nie zasypywaliśmy Cię listami, a jednak wiedziałaś że z nami wszystko w porządku...
- Oj Harry, to nie tak. Nie zrozum mnie źle, ale wtedy to było zupełnie co innego. Mieliście siebie nawzajem. Mogliście na sobie polegać. Wiedziałam więc, że w pewnym stopniu jesteście bezpieczni. A teraz Hermiona jest zupełnie sama...
- Przecież nie jest sama...- odezwał się Ron, kończąc zajadać się dyniowym puddingiem, który nota bene należał do Harry'ego- Jest z Malfoyem- dodał, jakby nie rozumiał wypowiedzi siostry. Ginny spojrzała na niego z politowaniem, nawet nie starając się ukryć swojej irytacji.
- No właśnie, Ron. To jest w tym najgorsze. Jak Ty byś się czuł cały miesiąc w towarzystwie swojego największego wroga?
- Normalnie. Dałbym mu w mordę... Ale nie... to przecież Malfoy...pewnie by mnie za to zabił...Najwyżej dostałbym pośmiertnie Order Merlina 1 klasy za zasługi dla Zakonu... Ej! To wcale nie jest taki głupi pomysł! Może trochę by bolało... No, ale czego się nie robi dla...
- Ron!- Wywody rudzielca przerwał Wybraniec, kątem oka dostrzegając, że ręka Ginny niebezpiecznie zbliża się do różdżki, którą trzymała w kieszeni swoich spodni, zapewne tylko po to by obdarować swojego brata jakimś niewerbalnym zaklęciem.
- No co?- zapytał jego przyjaciel z miną niewiniątka- To już odezwać się nie można?
-Nie!- krzyknęła Ruda, po czym przysiadła załamana na łóżku i ukryła twarz w dłoniach- Ja się po prostu o nią martwię. Już dawno miała napisać... obiecała...
- Wiem, Ginny. No ale pomyśl, to przecież Hermiona. Latała na smoku, włamała się do Banku Gringotta, podszywała się pod Bellatriks i niszczyła horkruksy. Da sobie radę i teraz- zapewnił ją, jednocześnie podchodząc bliżej i ściskając jej ciepłą dłoń. W pierwszej chwili zapragnął ją przytulić, jednak wiedział, że nie jest to dobry pomysł, zważywszy na fakt, że z boku przygląda im się bacznie Ron.
- Chciałabym w to wierzyć, ale gdy sobie pomyślę, że musi ciągle przebywać z Nim...
- Malfoy to zwykła świnia, ale nie jest na tyle głupi, żeby złamać zakaz Dumbledore'a. Nie skrzywdzi jej...
- Chyba że w afekcie- wtrącił Ron, nieświadomie ponownie ściągając na siebie karcące spojrzenie Herry'ego. Ginny jednak już ich nie słuchała. Wyswobodziła się z uścisku Wybrańca i szybkim krokiem podeszła do drzwi, łapiąc za klamkę i gwałtownie je otwierając.
- A Ty gdzie?- zawołał za nią Ron, obserwując jak dziewczyna wychodzi na korytarz, uprzednio zapalając na nim wszystkie lampy zaledwie jednym machnięciem różdżki.
- Do Dumbledore'a- odpowiedziała stanowczo, święcie przekonana o słuszności swojego planu.
- Niby po co?- zawołał tym razem Harry, gdy razem z przyjacielem wyszli za dziewczyną z pokoju i skierowali się na schody prowadzące na niższe piętro. Przystanęła na chwilę, patrząc na nich wojowniczo i opierając ręce na biodrach. W tej chwili tak bardzo przypominała Panią Weasley, że czarnowłosemu przeszły ciarki po plecach. Sądząc po minie Rona, doświadczał on właśnie tego samego.
- Czy to nie oczywiste? Skoro to on wysłał ich na tą misję to musi wiedzieć gdzie teraz są i co się z nimi dzieje. Nie patrz tak na mnie Harry, bo wiem co robię- dodała, widząc niewyraźną minę swojego chłopaka- To, że Hermiona nie daje znaku życia nie jest normalne i doskonale o tym wiesz. Pomyślałam zatem, że skoro my nie możemy się z nią skontaktować, to zrobi to za nas Dumbledore... Dowie się czy u niej wszystko w porządku i przekaże nam wiadomość. Wiem, że ma wiele spraw na głowie, ale na Merlina.... tyle chyba może dla nas zrobić!
-Czyżby, panno Weasley?- dobiegł ją rozbawiony głos zza pleców, a dziewczyna jak na komendę odwróciła się za siebie i spojrzała prosto w oczy Dyrektora Hogwartu. O dziwo, nie wyglądał na zagniewanego. Na jego twarzy błąkał się uśmiech, a spojrzenie swoich bystrych oczu utkwił w twarzy Ginny, na której teraz wykwitł szkarłatny rumieniec.
- Bo my...Panie profesorze... mamy do pana prośbę...- wyjęknęła nieśmiało dziewczyna.
- Chyba domyślam się jaką- odparł starzec, gestem zapraszając do swojego gabinetu.
***
Blond włosy chłopak siedział na brzegu drewnianego pomostu, obserwując niewzruszoną taflę szkockiego jeziora. Czujnym wzrokiem wodził po wszystkich pływających w oddali łodziach, uważając przy tym, by żadna z nich zanadto się do niego nie zbliżyła. Co jakiś czas jednak jego szare tęczówki mimowolnie przenosiły się na postać kasztanowłosej dziewczyny, która dzielnie starała się utrzymać na powierzchni wody zaledwie parę metrów od niego. Jego usta na moment wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu, gdy po raz kolejny tego ranka wypluła nadmiar wody z płuc i odgarnęła z twarzy mokre kosmyki, zapewne przeklinając go przy tym w duchu. Nie pozwoliła sobie jednak na dłuższą chwilę zwątpienia. Bez żadnego słowa i z mocno zaciśniętymi ustami zaczęła po raz kolejny opływać przestrzeń wokół pomostu, starając się nie patrzeć w stronę siedzącego na nim chłopka. Gdy podpłynęła na tyle blisko, by mógł zobaczyć jej zaciętą minę, odwrócił wzrok z powrotem na oddalające się łodzie mugoli, jakby jego chwila zawieszenia w ogóle nie miała miejsca. Z trudnością musiał przyznać, że Gryfonce coraz lepiej wychodziła sztuka pływania, chociaż nie była jeszcze w stanie pokonać stu metrowego dystansu. Zważywszy jednak na poziom jaki reprezentowała w chwili rozpoczęcia nauki, czyli dokładnie cztery dni temu sprawiał, że czuł się w pełni zadowolony z efektu. Z czystym sumieniem musiał przyznać, że nauczenie Hermiony czegokolwiek graniczyło niemal z cudem. Jej paniczne, niczym nieuzasadnione lęki sprawiały, ze zapierała się rękami i nogami, gdy tylko próbował wpoić jej jakieś nowe zasady. Miał wrażenie, że dziewczyna postawiła sobie za punkt honoru opanowanie techniki pływania, nie zważając, że tym samym przegrywa z nim zakład. W prawdzie co do tego, że to właśnie on go wygra był przekonany już na samym początku, chociaż nie sądził że przyjdzie mu za to słono zapłacić. Nie żałował tego, do jakiej sytuacji doprowadził w pierwszym dniu ich wspólnej nauki, chociaż nigdy nie sądził, że kiedykolwiek zdobędzie się na takie zachowanie względem zwykłej szlamy. W tamtej jednak chwili czuł, że postępuje właściwie, a fakt że Hermiona była nieczystej krwi w ogóle się nie liczył. Nigdy więcej nie dopuścił do podobnej sytuacji, a i dziewczynie nie było do tego najwyraźniej śpieszno. Od tamtej pory wydawał jej jedynie polecenia stojąc na pomoście, lub na brzegu maleńkiej plaży, wchodząc do wody tylko raz, gdy musiał zademonstrować jej podstawowe ruchy klasycznego stylu pływackiego. Nie wszedł do jeziora nawet wtedy, gdy Gryfonka sprowokowana jego pogardliwym śmiechem, bez namysłu skoczyła z pomostu, nieomal topiąc się przez to na jego oczach. Wbrew chwilowej konsternacji, nie pomógł jej wydostać się na ląd, jedynie śledził wzrokiem jak dzielnie starała sie pokonać zdradzieckie fale, krzycząc przeraźliwie w jego stronę i nazywając ,,bezdusznym dupkiem". Uśmiechnął się jeszcze szerzej na to wspomnienie, tak jakby wyzwiska kasztanowłosej Gryfonki z powrotem postawiły miedzy nimi mur, przy którym jedyną relacją, która ich łączyła była czysta i pielęgnowana od lat nienawiść. Jego rozmyślania przerwał donośny huk, dochodzący z sąsiedniej, największej wyspy. Chwilę później chłopak dostrzegł błyski fajerwerków nad znajdującym się tam mugolskim miasteczkiem, domyślając się, że jest to skutek celebrowania przez nich jakiegoś tutejszego święta. Przypomniał sobie dokładnie, po co właściwie Dyrektor Hogwaru ich tutaj wysłał i nie mógł zaprzeczyć, że właśnie nadarzyła się świetna okazja do tego, by trochę ,,powęszyć". Bądź co bądź, większego skupiska mugoli niż dziś raczej nie zastanie, a jakoś nie uśmiechało mu się chodzenie od domu do domu i śledzenie potencjalnego Śmierciożercy. Jeśli na prawdę jakiś sługus Czarnego Pana się tutaj ukrywa, to zachowując pozory normalności, będzie musiał się dzisiaj pokazać na tej lokalnym święcie. Podniósł się z pomostu, zasłaniając ręką oczy przed słońcem i patrząc w tamtym kierunku, gdy nagle przy jego boku pojawiła się zmęczona Hermiona. Nie zauważyła zamyślenia chłopaka, zrzucając jego nieobecny wyraz twarzy na nawyk noszenia maski bezdusznego drania, z którą nie rozstawał się już od paru lat. Zdyszana, ale widocznie zadowolona ze swojego postępu podpłynęła do chłopaka i chwyciła się jednej z desek pomostu. Drugą rękę przyłożyła do swojej klatki piersiowej, próbując w ten sposób wyregulować swój przyśpieszony oddech. Nigdy nie sądziła, że pływanie okaże się aż tak męczące. Zamierzała pokonać dzisiaj cały dystans zaledwie raz, jednak gdy zobaczyła obserwującego ją z oddali blondyna, nie mogła się powstrzymać, skutkiem czego do jednego, podstawowego okrążenia dołożyła jeszcze pięć innych, a teraz ledwo żywa chwyciła się pomostu, tak by z wycieńczenia nie pójść na dno jak klasyczny śledź. Nie spodziewała się po blondynie żadnych słów pochwały. Przecież to Malfoy (czytaj: klasyczny, zimny dupek), jednak liczyła, że może chociaż pokiwa głową z uznaniem, tak jak każdy nauczyciel, gdy jego podopieczny wykona sumiennie powierzone zadanie. Nic takiego się jednak nie stało, ale Hermiona nie zamierzała rezygnować. Nie spuszczając zadziornego spojrzenia z arystokraty, który najwyraźniej całkowicie ją olewał, uśmiechnęła się sztucznie i zapytała najbardziej wyniosłym tonem, na jaki było ją w tej chwili stać:
- I co Malfoy? Jesteś pod wrażaniem tego, jak dobrze sobie radzę? Przyznaj się, że pływam już tak jak Ty, a może nawet jestem szybsza!- Wiedziała, że było to spore nagięcie prawdy, tym bardziej, że pomimo wielkiego postępu jaki zrobiła w tak krótkim czasie, nadal była w wodzie wyraźnie niezdarna. Draco oderwał wzrok od pobliskiej wyspy, obiecując sobie w duchu, że niezwłocznie się na nią uda, po czym z politowaniem spojrzał na swoją tymczasową, jak miał nadzieję, współlokatorkę. Przyglądał się jej dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a gdy do ich uszu dobiegł kolejny wystrzał, odwrócił się za siebie, powoli kierując się w stronę piaszczystej plaży. Wiedział, że Gryfonka oczekuje od niego, czegoś na wzór pochwały i to go w tym wszystkim najbardziej rozbawiło. Gdyby nawet osiągnęła lepszy poziom w pływaniu niż Trytony z Hogwartu, to i tak by jej tego nie przyznał. Zaśmiał się ironicznie, po czym odwrócił się w jej stronę z komentarzem, po którym zadowolenie i duma wypisana na jej twarzy zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła:
-Nawet Flitwick by Cię wyprzedził.
***
Weszła do swojej sypialni i ze złością trzasnęła drzwiami. Nie zamierzała już dzisiaj pływać. Męczyła się wystarczająco długo, ale oczywiście wielki pan arystokrata nawet tego nie docenił. Wzięła głęboki, uspokajający oddech i sięgnęła po różdżkę, by wysuszyć się jednym, prostym zaklęciem. Wiedziała dokąd poszedł Malfoy i nie zamierzała czekać w namiocie, aż łaskawie wróci. Skoro nie zamierzał jej zabrać ze sobą, to trudno, pójdzie tam sama. Wyszła z namiotu, nawet nie zwracając uwagi na zirytowanego Krzywołapa, który łasił się do jej nóg, wyraźnie domagając się pieszczot. Przystanęła na chwilę na piaszczystej plaży i spojrzała na odległą wyspę. Wydawało jej się, że słyszy dobiegający z oddali gwar rozmów i niczego tak bardzo nie chciała, jak kontaktu z innymi ludźmi. Wypatrzyła odpowiednie miejsce, do którego mogłaby się teleportować, tak by nie zauważyli tego przypadkowi mugole, po czym zamknęła oczy i poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Już po chwili znajdowała się w gąszczu krzewów obrastających jakiś stary budynek, który lata świetności miał już dawno za sobą. Nad nią chybotał niepewnie lekko porzucały szyld sklepu z rybami, zapewne niejednego jaki dzisiaj spotka. Przygładziła delikatnie swoje włosy, które po teleportacji i wizycie w zaroślach sterczały jeszcze bardziej niż zwykle, po czym z dumnie uniesioną głową wyszła na główną uliczkę. Od razu skierowała się w stronę miasteczka, które z pozoru zapomniane przez cały rok, odżywało jedynie w porze leniej, pod wpływem napływu spragnionych odpoczynku turystów. Szła uliczką podziwiając okoliczne budynki i liczne hotele, delektując się przy tym niezliczonymi barwami szyldów i fasad, które z okazji dzisiejszego święta zostały odnowione i przyozdobione świeżymi kwiatami. Już po chwili stanęła na środku niewielkiego, uroczego rynku, na którym dzisiaj dominowały niezliczone stragany z pamiątkami i przekąskami. Z oddali dobiegała przyjemna, skoczna muzyka, a dziewczyna uśmiechnęła się do siebie na widok kilkuletnich dzieci, biegających dookoła i ich rodziców, spokojnie rozmawiających w cieniu prowizorycznych namiotów. Tak bardzo tęskniła za normalnym, beztroskim życiem, że w tej jednej chwili nie pragnęła niczego innego jak tylko dać się ponieść okolicznej zabawie i zapomnieć o swoim zadaniu wyznaczonym przez Dumbledore'a. Westchnęła cicho i z rezygnacją, doskonale wiedząc, że nie może sobie pozwolić na tak dużą nieodpowiedzialność, po czym ruszyła w kierunku straganów. Jeszcze nigdy nie widziała takiej ilości pamiątek. Przeważnie były to pocztówki z wizerunkiem miasta, lub ręcznie malowane obrazki. Dominowały też wszelakiego rodzaju metalowe, lub drewniane posążki i figurki przedstawiające główną wierzę i pobliską latarnię stojącą u podnóża jeziora. Mijała kolejnych sprzedawców zachwalających swoje towary, ale nie zamierzała niczego kupować. Wątpliwa by Malfoy pozwolił jej cokolwiek wnieść do ich namiotu, nie zaszczycając jej kolejnym, wrednym komentarzem, dlatego jedynie kręciła głową i odmawiała, uśmiechając się przy tym nieśmiało. Nie mogła sobie wyobrazić, że wśród tych wszystkich kolorowych balonów i serpentyn, tak uroczych, lecz w pewnym stopniu kiczowatych, mogłaby spotkać jakiegokolwiek Śmierciożercę, więc jedynie rozglądała się leniwie, nawet nie próbując dopatrzyć się mrocznego znaku na przedramionach mijających ją ludzi. Mimo wszystko nie uważała swojego wyjścia za zwykłą stratę czasu. Przyjemnie było po przebywać w towarzystwie osób, które nie częstowały ją zgryźliwymi komentarzami i pogardliwymi spojrzeniami za każdym razem, gdy była w pobliżu. Po godzinie spędzonej na podziwianiu kolorowych straganów i tańczących na środku rynku par, podeszła do stoiska starszej kobiety, ubranej w wyszywaną, kwiecistą sukienkę, która z szerokim uśmiechem zachwalała oferowane pamiątki. Z chęcią rozejrzała się po ladzie, godząc się w duchu na to, że jednak nie będzie potrafiła jej odmówić. Z lekkim wahaniem postanowiła, że sprawi sobie maleńką pamiątkę w postaci posążka przedstawiającego starą wieżyczkę, będącą największą chlubą tutejszego miasteczka. Owa budowla intrygowała ją już od paru dni i często przyłapywała się na tym, że wpatrywała się w jej zarys, majaczący na odległym wzgórzu. Stała na najbardziej wysuniętym na północ skrawku lądu i mimo, iż czasy swojej świetności miała już dawno za sobą, ciągle przyciągała jej wzrok i zachęcała do zwiedzania. Posążek z jej wizerunkiem wykonany był z jakiegoś lekkiego stopu metalu, wytartego na krawędziach i posrebrzanego, co miało w sobie pewien urok.
- Co dla Ciebie kochanieńka?- zapytała kobieta przyjemnym głosem, uśmiechając się serdecznie do Hermiony.
- Poproszę tę figurkę- odpowiedziała uprzejmie dziewczyna, wskazując na maleńki posążek.
- Nie jesteś stąd, prawda?- zwróciła się do niej kobieta, podając jej zawiniętą w ozdobny papier pamiątkę. Hermiona pokręciła głową i przyjrzała się kobiecie, która wyglądem przypominała jej trochę Panią Weasley. Nie miała w prawdzie rudych włosów, tylko czarne i lśniące, jednak jej serdeczny uśmiech i troska z jaką się do niej zwracała sprawiły, że przed oczami ponownie pojawił jej się obraz matki Rona- Od razu to poznałam. Wydajesz się być zupełnie inna niż te tam...- wskazała głową na prowizoryczny parkiet, na którym teraz w najlepsze tańczyło kilka dziewczyn, znających zapewne słowo ,, powściągliwość" jedynie ze słownika.
- Mogłaby mi pani powiedzieć coś o tej starej wieży?- zapytała, by odwrócić uwagę sprzedawczyni od tańczących kobiet, które w niebezpieczny sposób zaczęły eksponować swoje walory w tańcu. Spotkało się to z gwizdami rozbawionych rybaków i zniesmaczonymi minami ich żon.
- O tak, kochanieńka! Nic dziwnego, że się nią zainteresowałaś. Wybudowano ją tutaj jeszcze przed powstaniem miasta. Z początku miała pełnić charakter obronny... wiesz te mury i strategiczne położenie... Tak się jednak nie stało. Z czasem zaczęto dostrzegać piękno tego miejsca, aż w końcu nasi przodkowie osiedli tutaj na stałe. Nawet mój dziadek pomagał w budowie tego miasta- przerwała na chwilę, by z nostalgią przyjrzeć się otoczeniu- Z czasem miasto się rozrosło, turystów przybywało, lata mijały, a wieża stała nadal. Teraz już nikt nie odważy się jej zburzyć. Stała się zalążkiem, od którego wszystko się zaczęło... a dla mnie jest po prostu piękna- zakończyła cicho, uśmiechając się do swoich wspomnień.
- Jest trochę daleko od miasta...- zaczęła Hermiona, jakby nie mogła zrozumieć, dlaczego nie zbudowano osady tuż obok niej. Nigdy nie znała się dobrze na architekturze, ale był to dla niej naturalny porządek rzeczy.
- Oh tak, masz racje. Tak jest chyba wygodniej. Miasto jest w dolinie i stąd lepiej nam wyruszyć na połów. Chociaż przyznam Ci się dziecko szczerze, że tu się czuję bezpieczniej- dodała już cicho i otuliła się ramionami, jakby nagle zrobiło jej się zimno.
-Dlaczego?- zapytała zaintrygowana jej nagłą zmianą nastroju dziewczyna.
- Oh to nic takiego. Nie zawracaj sobie mną głowy. Po prostu czasami dziwnie się czuję, gdy na nią patrze... jakby ktoś mnie z niej obserwował- szepnęła z niewyraźną miną, unikając wzroku Hermiony.
- Ale chyba nikt już do niej nie wchodzi- zauważyła Gryfonka, nie rozumiejąc irracjonalnego lęku kobiety, jednak mimowolnie także ściszyła głos do szeptu.
- Nie, oczywiście, że nie. To jest zakazane. Wieża jest tak stara, że grozi zawaleniem, chociaż... jeszcze kilka lat temu służyła młodym za miejsce do schadzek. Sama jej używałam z moim narzeczonym, kiedy... no... z resztą, nie ważne. W każdym bądź razie, czasami aż dostaje zimnych dreszczy, jakby kryło się w niej jakieś zło. Raz nawet widziałam jakby przebłysk światła na samym szczycie. Oh nie patrz tak na mnie kochana, pewnie mi się przewidziało. Już nie jestem taka młoda, nie mam tak bystrego wzroku jak Ty, wiec...
- Kiedy to było?- przerwała jej Hermiona, którą nagle zaintrygowała opowieść kobiety. Istniała jakaś niewielka szansa, że ukrywający się Śmierciożerca wybrał sobie właśnie ją na kryjówkę. A przebłysk światła nie musiał być jedynie przewidzeniem starszej kobiety, tylko rzuconym zaklęciem...
- Oj nie wiem moja droga, jakoś w zeszłym tygodniu. Ale nie musisz sobie tego brać do serca. Przepraszam, że Cię nastraszyłam...
- Nie, skąd... Chciałam ją tylko zobaczyć z bliska... Nie wiem jednak, czy to możliwe...
- Oh tak, z pewnością. Tylko nie podchodź za blisko... Nie chciałabym Was mieć na sumieniu, gdyby wieża nagle się zawaliła... teraz jest zwykłą ruiną...
- Jakich ,,was"?- zapytała dziewczyna, nie za bardzo wiedząc o co chodzi kobiecie. Przecież nie wspominała jej o pewnym arystokratycznym dupku, z którym miała zaszczyt mieszkać. Oczywiście, jedynie tymczasowo.
- No Ciebie i Twojego kochasia. Nie mów mi, że chciałaś ją odwiedzić sama. Widziałam jak zareagowałaś, kiedy powiedziałam Ci o schadzkach, które w niej były...
- Nie! Pani mnie źle zrozumiała... to nie tak...
- Ale nie powiesz mi, że przyjechałaś tutaj sama- zwróciła się do niej kobieta, mierząc do niej oskarżycielsko palcem. Hermiona zrobiła wystraszoną minę, a ta cała rozmowa przestała jej się podobać.
- No nie, ale...
- No widzisz! Czyli jednak miałam racje. Nie obawiaj się, przecież to nic złego. Zabierz swojego księcia w okolice wieży. Tam też jest romantyczny nastrój. Tylko nie wchodźcie do środka- zastrzegła kolejny raz, wbijając w dziewczynę srogie spojrzenie.
- No dobrze... dziękuję zatem- skapitulowała w końcu Gryfonka, święcie przekonana, że już więcej to jej straganu nie podejdzie. Nie miała ochoty na kolejne, wyssane z palca insynuacje. Odeszła szybkim krokiem, żegnana przez mrugającą w jej stronę kobietę. Odetchnęła bezgłośnie dopiero wtedy, gdy znalazła się po drugiej stronie rynku. Rozmowa z kobietą, mimo iż nie najlepiej zakończona, dała jej podstawy by sądzić, że znalazła miejsce ukrycia się Śmierciożercy. Napełniona optymizmem zaczęła rozglądać się po okolicy szukając wśród otaczających ją ludzi znajomej blond czupryny. Nie dostrzegła jej jednak na rynku, więc zboczyła w jedną z przybocznych uliczek, już nie tak bogato strojonych jak ta główna. Nie sądziła że znajdzie Malfoya wśród różowych balonów i cukrowych serpentyn, więc szła uparcie dalej, szukając wzrokiem najbardziej ciemnej i ponurej speluny, która lepiej jej się z nim kojarzyła. W końcu zobaczyła w oddali lekko zardzewiałą witrynę pubu, która mimo iż obskurna, przyciągnęła pod drzwi kilka grupek starych rybaków, delektujących się jakimś tutejszym trunkiem na świeżym powietrzu. Nie zwrócili na nią uwagi, za co w głębi ducha była im wdzięczna. Przeszła koło nich szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie, zbyt przestraszona tego, co ją za chwile czekało. Uchyliła delikatnie drzwi i weszła do środka. Tak jak się spodziewała, była w najgorszej spelunie, jaką dane jej było kiedykolwiek w życiu oglądać. Przy niej, nawet Bar Pod Świńskim Łbem wydawał się być romantycznym zakątkiem, urządzonym w klasycznym, angielskim stylu. Na wprost wejścia stał drewniany bar, przy którym siedziało kilku wstawionych klientów. Byli tak pochłonięci własną rozmową, że nawet nie zauważyli jak dziewczyna weszła do środka. Nie na nich się jednak skupiła. Całą salę zajmowały dwuosobowe stoliki i niemal wszystkie były zajęte przez wstawionych mugoli. Wnętrze było zadymione i przesiąknięte odorem alkoholu, ale dziewczyna nie zwróciła na to uwagi. W odległym zakątku, tuż przy ścianie stał stolik, przy którym siedział pewien blond włosy chłopak. Zdeterminowana, ruszyła w jego stronę, uważając by nie potrącić przy tym pozostałych klientów. Nawet nie podniósł wzroku, gdy zajęła miejsce na przeciwko niego. Jedynie wzmocnił uścisk na szklance wypełnionej bursztynowym płynem, którą chwilę później opróżnił.
- Malfoy, musimy pogadać- powiedziała Gryfonka, mając już dość jego typowo olewczej postawy.
- Nie sądzę- odparł cicho, nadal na nią nie patrząc. Był pewien, ze dziewczyna nigdy tutaj nie przyjdzie, a jemu będzie dane spędzić choć jeden dzień bez jej uciążliwego gadania. Nie miał widocznie w życiu aż tyle szczęścia.
- A ja wręcz przeciwnie. Słuchaj Mafoy, to nie jest czas na Twoje wygłupy. Zdobyłam cenne informacje i wydaje mi się, że...
- Cholera jasna, Granger! Czy do Ciebie nie dociera, że nie mam najmniejszej ochoty na słuchanie Twojego gadania?- zapytał zirytowanym tonem, wreszcie na nią zerkając.
- W tej chwili mam to gdzieś. Gdyby to zależało tylko ode mnie, w życiu bym tu nie przyszła, ale Dumbledore powierzył nam zadanie i doskonale wiesz, że musimy je wypełnić
- Ja nic nie muszę...
- Owszem, musisz. Inaczej trafisz do Azkabanu- odpowiedziała święcie przekonana o swojej racji. W prawdzie nie znała szczegółów układu chłopaka z Dyrektorem Hogwartu, ale po części się ich domyślała. Sądząc po niewyraźnej minie blondyna, miała w tej kwestii rację.
- W sumie to nie wiem co lepsze...- mruknął do siebie, przecierając dłonią twarz.
- Posłuchaj mnie, Malfoy. Ja też nie jestem zadowolona z tego, że nas tutaj razem wysłali, ale aż tak nie dramatyzuje. Mógłbyś choć raz zachować się poważnie i mnie wysłuchać?
- Na trzeźwo tego nie wytrzymam...- powiedział wstając, po czym odszedł szybkim krokiem w stronę baru. Hermiona jedynie prychnęła oburzona, zaplatając ręce na piersiach i patrząc na niego spod byka. Towarzystwo Ślizgona było jej w tej chwili zbędne, a odór alkoholu i tytoniu jaki czuła zachęcał jedynie do natychmiastowej ucieczki. W tym samym czasie blondyn zdążył wrócić do stolika, niosąc w dłoni całą butelkę whisky.
- Jak dziecko...- powiedziała z przekąsem Gryfonka, obserwując jak chłopak nalewa sobie do szklanki bursztynowego płynu.
- Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek znalazła jakieś dziecko, które dałoby rade obalić całą tą butelkę
- To była metafora, kretynie- odgryzła się dumnie, patrząc z pogardą, jak arystokrata delektuje się zdobytym trunkiem. Przez chwilę poczuła się pominięta- A tak właściwie, to dlaczego nie przyniosłeś mi niczego do picia?- zapytała urażona jego ewidentnym przejawem braku kultury
- Bo herbatki tu nie podają
- A może ja też chciałabym się napić czegoś mocniejszego?- zapytała unosząc prowokacyjnie prawą brew? Nigdy nie była zwolenniczką alkoholu, ale ten jeden raz nie chciała dać Draconowi chorej satysfakcji. Chłopak chyba pomyślał o tym samym, bo odezwał się niezwykle rozbawiony.
- Nie rozśmieszaj mnie, Granger! Taka z Ciebie alkoholiczka, jak ze mnie charłak
- To się jeszcze przekonasz- odpowiedziała urażona, po czym wstała i podeszła do baru po czystą szklankę. Chwilę później wróciła do ich stolika i nie zaszczycając chłopaka nawet najmniejszym spojrzeniem, chwyciła butelkę i nalała sobie whisky. Blondyn obserwował ją z ironicznym uśmiechem, delektując się swoim drinkiem. Jego rozbawienie powiększyło się z chwilą, gdy urażona Gryfonka zaczęła sączyć bursztynowy napój, krzywiąc się przy każdym, nawet najmniejszym łyku.
- Granger, koneserko, tak się nie pije- odezwał się jakiś czas później, gdy zauważył, jak dziewczyna niemal zakrztusiła się palącym napojem. Z hukiem odstawiła szklankę na stół, obiecując sobie w duchu, że już nigdy nie da się podpuścić arystokracie.
- Będę piła jak mi się podoba!- odezwała się, gdy udało jej się wreszcie odzyskać oddech.
- Jak uważasz. Tego Cię uczył nie będę...
- Wcale Cię o to nie proszę!
- Merlinowi niech będą dzięki...- mruknął, podnosząc wzrok na wyświechtany sufit, jakby to w nim szukał odrobiny cierpliwości. Na moment zapadła cisza, w czasie której blondyn zdążył obalić już niemal pół butelki, a dziewczyna wpatrywała się w stolik, wyginając sobie ze zdenerwowania palce. W końcu wzięła głęboki oddech i spojrzała prosto w oczy swojego wroga numero uno.
- Malfoy...Przyszłam, bo rozmawiałam z pewną kobietą na rynku. Ona twierdzi, że w tej starej wieży coś straszy... Widziała jakieś przebłyski światła i...
- Wiem- przerwał jej znudzonym tonem, doskonale zdając sobie sprawę do czego dziewczyna dąży.
- Skąd wiesz?- zapytała najwyraźniej zbita z tropu. To ona specjalnie szuka go po całym mieście, przychodzi do jakiejś obskurnej meliny i daje się mu poniżać przez godzinę, a to wszystko na darmo.
- Ja też słyszałem te pogłoski
- I nic mi nie powiedziałeś?! To po co ja tu z Tobą siedzę?- wykrzyczała wściekła, nie zwracając uwagi na to, jak kilku rybaków odwróciło się z zaciekawieniem w ich stronę.
- Też się nad tym zastanawiam...- W odpowiedzi jedynie prychnęła pogardliwie i machinalnie wzięła do ręki szklaneczkę z alkoholem. - Poluzuj rajtuzy Granger, pójdziemy to sprawdzić jutro. Dzisiaj jest zbyt duże ryzyko, że ktoś nas zobaczy... Dopij drinka i wracamy do namiotu. Tylko znowu się nie zakrztuś. Twoja ślina mogłaby wypalić dziurę w tym stole- dodał, patrząc jak dziewczyna z obrzydzeniem przygląda się zawartości swojej szklanki. Uniosła na niego oburzone spojrzenie, gotowa rzucić mu się do gardła za obelgi, po czym wysyczała jadowicie:
- W takim razie, pokaż mi jak powinno się pić whisky, Panie Doskonały- Nie spuściła z niego wzroku, gdy prowokacyjnie unosząc szklankę, przechylił ją i jednym dosadnym łykiem wypił całą jej zawartość.
- Mam wypić całość?!- zapytała z niedowierzaniem, gdy blondyn napełnił jej szklankę i utkwił w niej wyczekujący wzrok. Podniósł ręce w obronnym geście, jakby to nie on był temu winien.
- Gdy trzeba zeżreć gówno, lepiej powoli nie skubać
- No Ty chyba nie mówisz poważnie- skarciła go kasztanowłosa, ale widząc jego prawą brew podnoszącą się do góry, posłusznie przechyliła szklaneczkę, z trudem połykając całą jej zawartość. Arystokrata zagwizdał z podziwem, gdy z lekko skrzywioną miną odstawiła szklankę i oblizała wargi.
- Widzę, że masz ochotę na więcej- mruknął do niej zaczepnie, patrząc jak dziewczyna nieodgadnionym wzrokiem spogląda na resztki napoju na dnie butelki.- Wracamy do namiotu- zarządził stanowczym tonem, podnosząc się ze swojego miejsca. Kasztanowłosa spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Dlaczego?
- Za długo przebywam w Twoim towarzystwie, Granger. To nie działa zbyt dobrze na moją reputację...
- Przecież nikt nas tutaj nie zna!- oburzyła się dziewczyna, ale posłusznie wstała i skierowała się do wyjścia. Nie chciała zostać w tej melinie ani chwili dłużej. Już i tak całe jej ubranie i włosy przesiąknęły odorem alkoholu.
- No to co? Wystarczy, że widać przepaść między nami. Sam ten fakt wygląda podejrzanie.
- Jaką niby przepaść?!- wydarła się zraniona Hermiona, gdy już wyszli z karczmy i stanęli na brukowanej ulicy. Malfoy obrócił się w jej stronę i bez skrępowania zlustrował ją od góry do dołu.
- Granger, spójrz tylko na siebie. Wyglądasz jak sklątka tylnowybuchowa... I to od tej gorszej strony- zaśmiał się jeszcze na widok jej wściekłej miny, po czym nawet na nią nie czekając, skierował się w stronę ich wyspy.
***
Weszła do namiotu i omiotła spojrzeniem cały salon. Planowała poczytać jakąś książkę przed zaśnięciem, jednocześnie rozkoszując się ciepłem bijącym od kominka, tak by choć na chwilę uspokoić swoje zszargane nerwy. Nie miała jednak szczęścia, gdyż na jednym z foteli siedział już karaluch. Nie zaszczycił jej nawet najmniejszym spojrzeniem, gdy przechodziła. W pierwszej chwili skierowała swoje kroki wprost do sypialni, mając całkowicie dość jego towarzystwa. Dopiero gdy jej wzrok padł na suto wyposażony barek, stojący w kącie pokoju, zawahała się i przystanęła w miejscu.
- A co mi szkodzi- pomyślała i ruszyła w jego stronę. W jej głowie powstał istny mętlik, gdy spojrzała na te wszystkie kolorowe trunki, których nigdy wcześniej nie widziała, ale w końcu wypatrzyła tak ubóstwianą przez blondyna Ognistą Whisky i nalała jej do szklanki. Czuła na sobie jego przeszywający wzrok, gdy opróżniała duszkiem pierwszą porcję, jednak nie miała zamiaru się odwracać. Spróbowała wziąć głęboki oddech, gdy poczuła jak bursztynowy płyn dosłownie pali jej przełyk. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc pozbyć się nagromadzonych w kącikach oczu łez, po czym z premedytacją napełniła kolejną szklankę. Usłyszała jego ciche kroki za sobą i wiedziała, ze to nie wróży nic dobrego. Nie zamierzała jednak czekać na jego ruch. Przechyliła szklankę, bez najmniejszego zawahania opróżniając całą jej zawartość. Oparła się rękami o blat barku, chcąc ochłonąć po tej dawce, gdy nagle usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu:
- W takim tempie Granger, do rana obalisz cały barek- Odwróciła się w jego stronę w momencie, gdy zabrał stojącą koło niej butelkę Whisky i obdarzyła go spojrzeniem, którym nie powstydziłby się nawet Bazyliszek.
- Nic Ci do tego, Malfoy- odpowiedziała i splotła ręce na piersiach. - Nie musisz się o mnie tak martwić, nie popadnę w alkoholizm...
- Pozwól Granger, że Cię oświecę, bo najwyraźniej lampka Ci zgasła. Ja się o nikogo nie martwię, a tym bardziej o zwykłą szlamę... ale zawartość barku to co innego. Nie pozwolę Ci wychlać wszystkiego- powiedział stanowczo i ruszył w kierunku sofy. Już po chwili opadł na nią z gracją, a butelkę postawił na stoliku przed nim. Fuknęła rozdrażniona, zabierając z blatu swoją szklaneczkę i podchodząc do chłopaka, który nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w płomienie. Nie zwracając uwagi na jego oburzoną minę, usiadła koło niego i sięgnęła po butelkę z bursztynowym płynem. Czuła jak się jej przygląda, więc zerknęła na niego przez chwilę, nie przerywając nalewania alkoholu.
- Uspokój się, przecież Ci wszystkiego nie zabiorę- powiedziała uspokajającym tonem na widok jego pulsującej żyłki na skroni, która powiększała się wprost proporcjonalnie do ilości płynu jakim napełniała swoją szklaneczkę.
-Nie byłbym tego taki pewien- mruknął do siebie, obserwując jak Gryfonka ponownie bierze łyk Whisky. Usłyszała go jednak i zmarszczyła groźnie brwi.
-Nie jestem alkoholiczką, Malfoy!
- Już to chyba dziś mówiłaś- stwierdził rozbawiony, nadal obserwując jej ruchy, które zupełnie nie pokrywały się z zapewnieniami.
- Chociaż to w sumie lepsze od bycia mordercą- zakpiła, ale o dziwo blondyn tego nie skomentował. Nie uważał, by Gryfonka zasłużyła na tak wielkie miłosierdzie, aby słyszeć jego zwierzeń odnośnie zadań wykonywanych dla Voldemorta. Sięgnął jedynie po swoją szklankę i opróżnił ją jednym haustem, nie zwracając uwagi na dziewczynę, której mina diametralnie się zmieniła- Co Ty wyprawiasz?! Nie mam zamiaru z Tobą pić, Malfoy!- krzyknęła oburzona, jakby sądziła, że chłopak będzie jedynie obserwował jej degustację trunkami.
- My nie pijemy razem, Granger- zapewnił ją, sięgając ponownie po butelkę z bursztynowym płynem, która niebezpiecznie zbliżała się ku końcowi.
- Jak to... przecież....
- Nie pijemy razem- powtórzył tonem, jakby zwracał się do pięcioletniego dziecka- Każde z nas pije osobno. Jedynie przebywamy w tym samym pomieszczeniu.
- Przecież to jedno i to samo...
- Nie. Gdyby tak było, czerpalibyśmy z tego przyjemność- zapewnił ją, ponownie odwracając wzrok w kierunku płomieni. Nałożył na twarz maskę obojętności, której tak nie znosiła, więc nie zamierzała więcej z nim dyskutować- Z resztą... Ty nie masz w tym wprawy Granger, więc pewnie zaraz skończysz zalana w trupa...
- Nie prawda!- oburzyła się dziewczyna, nie zwracając uwagi na fakt, że robiło jej się coraz bardziej gorąco. Wypity alkohol w końcu zaczął dawać o sobie znać, mimo to Gryfonka nie zamierzała przyznawać blondynowi racji. Miała przecież swój honor!
- Nie?- zapytał przeciągając sylaby, by jeszcze bardziej ją rozdrażnić. No cóż, pijana kujonka to niecodzienny widok- Skąd masz tą pewność, Granger?
- Bo ja pije z umiarem!- krzyknęła stanowczo, po czym napełniła kolejną szklaneczkę.
***
- Jjjesteeeeś... duuupkiem... Mmalfoyyyyy- oznajmiła mu, gdy odkorkowali trzecią butelkę. Nie siedziała już na sofie, tylko na dywanie przed kominkiem i nieobecnym wzrokiem lustrowała postać blondyna. Uśmiechnął się jedynie z politowaniem na widok jej nieudanych prób napełnienia kolejnej szklaneczki. On sam czuł się o wiele lepiej niż Hermiona, która aż takiej wprawy w piciu nie miała, a jej umiar, o którym tak gorliwie go zapewniała poszedł się przejść godzinę temu. Wciąż siedział na sofie i wpatrywał się w płomienie, co chwile zerkając na pijaną Gryfonkę, której włosy sterczały na wszystkie możliwe strony, a koszulka wyglądała jak po bliskim spotkaniu z hipogryfem. Już od dłuższej chwili miała zamglony wzrok, a na jej twarzy wykwitły ogniste rumieńce.
- Gooorącoooo miiii.....- poskarżyła się, z trudem odpinając kolejny, trzeci już guzik od koszulki i nieświadomie ukazując blondynowi spory fragment jej dwóch, nie najmniejszych atutów.
- To się rozbierz, Granger- zasugerował jej delikatnie, nie mając nic przeciwko temu. Aż żałował, że nie miał ze sobą magicznego aparatu, którym mógłby udokumentować to niecodzienne zjawisko. Pijana Hermiona G. z pewnością przeszłaby do historii.
- Nnieeeee- postanowiła kręcąc przy tym głową- toooo mmmi nie pomożeeeeeeeee...- Coraz trudniej było mu ją zrozumieć, ale dzielnie wsłuchiwał się w każdą wypowiedz, by mieć kolejny powód do naśmiewania się z niej, gdy już wytrzeźwieje. Gryfonka przestała zaprzeczać i jedynie wpatrywała się teraz w niego zaszklonymi oczami- Niiiiiiiic... miiii...nieeeee..pomo...oże...Jestemmm...samaaaa
- Nie gadaj głupot, Granger. Cały Zakon stoi za Tobą. Nie masz pojęcia o samotności!- wykrzyczał, chociaż sam nie wiedział dlaczego podejmuje z nią jakąkolwiek dyskusję. Pocieszał go jedynie fakt, że kasztanowłosa nie będzie jutro niczego pamiętać- To ja jestem sam...- dodał już ciszej, ale o dziwo dziewczyna go usłyszała. Oparła głowę na ręce, tak by utrzymać ją mniej więcej na tym samym poziomie i zmarszczyła groźnie brwi. Jakimś cudem jeszcze docierały do niej wypowiedzi arystokraty.
-Tyyyy...maszrodzicówww- wybełkotała sennie, patrząc w jego stronę- aaa...jaaa...nieeee...eee- Skończył bawić się pustą szklanką i spojrzał na nią ze zdziwieniem. Nic z tego nie rozumiał. Z tego co było mu wiadomo, rodzice Granger żyli, więc dlaczego mówiła, że ich nie ma? Przyjrzał się jej z uwagą, dostrzegając jak w oczach kasztanowłosej gromadzi się coraz więcej łez. Nie wiedział jednak czy były one skutkiem drążonego tematu, czy pulsującej w żyłach whisky.
- Jak to nie masz?- zapytał całkowicie zbity z tropu, gdy dziewczyna oskarżycielsko wymierzyła w niego palcem. Chociaż nie mogła go unieść na odpowiednią wysokość i z trudem utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, przeczuwał jaką usłyszy odpowiedz.
- Przezzzz...ta...kich....jakkk...tyyyyyyy Malfoyyyyyy- Zacisnął mocno zęby, bo wiedział, że Hermiona miała na myśli Śmierciożerców. Nie odpowiadał za wszystkie ich zbrodnie, chociaż wiedział, że nie mieli litości, w szczególności dla mugoli. Postanowił dowiedzieć się czegoś więcej, tym bardziej, ze gdy wróci jej świadomość, nie będzie miał pewnie ku temu okazji.
- Zbili ich?- zapytał szeptem, jakby obawiając się kolejnego wyrzutu z jej strony. Ku jego zdziwieniu, pokręciła przecząco głową i uśmiechnęła się, ledwo widząc na oczy.
-Gorzeeeeeejjjjjj...hik....Nie pamiętaaaająąaą...mnieeee...aniii...hik....niczegooooo.....- To była ostatnia informacja jaką od niej uzyskał. W następnej chwili jej głowa opadła na stolik, a Gryfonka zasnęła, z lekko rozchylonymi ustami, wypuszczając co chwilę miarowo powietrze. Przyglądał jej się przez chwilę, dokładnie analizując to, co mu powiedziała. Nie to, żeby obchodził go los tej szlamy, chciał jedynie zaspokoić swoją ciekawość. Z tego co wywnioskował z bełkotu Hermiony, jej rodzice żyli, jednak usunięto im pamięć. Nic o tym fakcie nie wiedział, chociaż Gryfonka zdradziła, że miało to coś wspólnego ze Sługusami Czarnego Pana. Zaintrygowała go ta wiadomość. Przez cały czas myślał, że po wojnie Złote Trio opływało w glorii i chwale, chełpiąc się zwycięstwem nad Voldemortem. Tymczasem ich życie wcale nie było tak usłane różami, jak do tej pory przypuszczał. Dziewczyna miała jednak rację, co do jednej rzeczy. On miał rodziców. Bezdusznych, zimnych, zapatrzonych w Voldemorta, tępiących mugoli i mieszańców, wychowujących go w takich samych poglądach. Nie wiedział w tej chwili, które z nich było w gorszej sytuacji...
***
Stał w cieniu pobliskich drzew, wpatrując się w pustą polanę przed nim. Nie bez powodu wybrał to miejsce. Tutaj miał pewność, że nikt go nie zobaczy, że nikt nieproszony nie usłyszy jego planów. Czas płynął wolno, a on nadal nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, co tak właściwie nim kierowało. Co było powodem jego decyzji, by dzisiejszej nocy po raz kolejny opuścić bezpieczny obóz i teleportować się w to zapomniane przez ludzi miejsce. Westchnął cicho nie mogąc zrozumieć uczuć, których nie był w stanie zaakceptować, ani tym bardziej ujarzmić. Nieobecnym wzrokiem spoglądał w dal, wsłuchując się w każdy, nawet najmniejszy dźwięk, który zdradziłby obecność kogoś niepożądanego. Nie usłyszał jednak nic, po za szelestem liści i szumem wiatru, hulającego w koronach drzew. Powoli ogarniała go dziwna nostalgia, tak jakby to miejsce stało się kresem całej jego dotychczasowej wędrówki. Uniósł delikatnie kąciki ust, tworząc coś na kształt uśmiechu, gdy uświadomił sobie jak nisko musiał upaść, by tak pomyśleć. By pojawić się w tym miejscu i wydać rozkaz. Jeden rozkaz, który dla jego podwładnego nie był niczym niezwykłym, dla niego jednak stanowił zaprzeczenie wszystkich ideałów i wartości jakie mu wpajano od dziecka. Miał świadomość, że robił to raczej przez zwykły ludzki kaprys, niż po to by uspokoić wyrzuty sumienia, które pojawiły się nagle dzisiejszego wieczoru. Pozwolił by lekki podmuch zmierzwił jego blond kosmyki, nadal uparcie tkwiąc w tej samej pozycji i utrzymując na twarzy maskę opanowania i pogardy. Nie poruszył się nawet o milimetr, gdy usłyszał delikatny odgłos kroków za sobą.
- Panie...
- Wiesz co masz robić- odparł głosem wypranym ze wszelkich emocji, tak jak to zwykle miał w zwyczaju. Wreszcie odwrócił się nieznacznie i spojrzał na niewielką istotę kulącą się u jego stóp. Skrzat delikatnie ukłonił się, w wyrazie szacunku, lecz nie odważył się spojrzeć mu w oczy. Służył Jego rodzinie od zawsze, mimo, że jedyną nagrodą za to było wieczne poniżanie i ciągłe, bolesne kary. Malfoyowie nie znali litości, każdy ich rozkaz musiał być niezwłocznie wykonany, a najmniejszy przejaw nieposłuszeństwa gwarantował kolejne blizny na ciele. Z najmłodszym i jedynym dziedzicem ich fortuny było inaczej. Dla wszystkich był czarodziejem niezwykle skrytym i nieodgadnionym. Mimo, iż każdego traktował z wyższością i pogardą, dla tego jednego skrzata zdobywał się chwilami na przejaw sympatii. W stosunku do innych udawał, że ich po prostu nie ma. Skrzat uniósł na niego zlęknione spojrzenie i chociaż miał jeszcze sporo pytań, nie odważył się przerwać mu tej chwili zadumy. Po raz ostatni ukłonił się lekko, a gdy nie usłyszał od Dracona słowa sprzeciwu, teleportował się z głośnym trzaskiem.
Gdy został sam na brzegu polany, uniósł nieobecny wzrok na niebo, jakby to wśród gwiazd szukał wyjaśnienia swojego niecodziennego zachowania. Nie znalazł jednak żadnej. Pokręcił głową ze zrezygnowaniem, by w następnej chwili opuścić to miejsce.
(...)
Wszedł do namiotu i odruchowo spojrzał na dziewczynę, która nadal spała z głową opartą o blat niewielkiego stolika przed kominkiem. Ogień powoli przygasał, tworząc na ścianach i meblach delikatną, złotą poświatę. Nie wiedział po co to robił, ale bezgłośnie podszedł do niej, by z bliska obserwować jej lekko rumianą twarz. Spoglądał na nią z zadumą, nie do końca rozumiejąc swojego zachowania. Opanowanie przyszło nagle. Wyprostował się dumnie i prychnął pod nosem gdy zobaczył jak Gryfonka uśmiecha się delikatnie do swoich snów, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swojej sypialni.
- Cholerna szlama- mruknął jedynie, gdy przekroczył próg swojego pokoju, jakby sam chciał się przekonać o słuszności tej obelgi.
*Tytuł zaczerpnięty z twórczości J. Podsiadło, oraz Społeczności internetowej pod tą samą nazwą
***
Witajcie po dłuuuuuuugiej przerwie :D Mam nadzieję, że choć jedna, maleńka istotka czekała z utęsknieniem na kolejny rozdział, a fakt, że w końcu udało mi się go opublikować sprowadzi uśmiech na jej twarzy. Nie ma sensu zaprzeczać, że krucho było u mnie ostatnio z czasem, a publikowany rozdział powstał w ciągu 3 dni. Nie mniej jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. Czekam na Wasze opinie!!!
Ps. Rozdział dedykuję tym odważnym, którzy dokarmiają mnie komentarzami. Me serce się przez Was raduje :p